kwietnia 01, 2025

"Wszyscy grzesznicy krwawią" S.A. Cosby

Autor: S.A. Cosby
Tytuł: Wszyscy grzesznicy krwawią
Tłumaczenie: Jan Kraśko
Data premiery: 26.03.2025
Wydawnictwo: Agora
Liczba stron: 408
Gatunek: powieść kryminalna
 
S.A. Cosby w ostatnich latach wręcz szturmem podbił amerykański rynek książki. Debiutował w 2019, a już jego druga książka “Asfaltowa pustynia” (recenzja - klik!) w roku kolejnym została zalana ogromną liczbą nominacji i nagród literackich - podobnie było z jego trzecią i czwartą powieścią: “Kolczastymi łzami” (recenzja - klik!) i “Wszyscy grzesznicy krwawią”. Aktualnie rynek amerykański odlicza dni to premiery piątej książki, a polski nadrabia zaległości - od zeszłego roku Wydawnictwo Agora zdołało dostarczyć nam trzy środkowe powieści. Teraz zatem czekamy jeszcze na tłumaczenie debiutu, jak i czerwcowej nowości!
Popularność tego autora nie jest nieuzasadniona. Pisze on w nurcie southern noir, w którym poprzez kryminalny punkt wyjścia tworzy powieści pełne odniesień do kultury Południa USA, przede wszystkim poruszając temat rasizmu, dyskryminacji, grzechów ojców, jak i w “Wszyscy grzesznicy krwawią” fanatyzmu religijnego.
 
Czasy współczesne, schyłek lata, Wirginia, hrabstwo Charon. Od roku funkcję szeryfa miasteczka pełni czarnoskóry 36-letni Titus Crown, który wcześniej zajmował się profilowaniem i przestępczością zorganizowaną w FBI. Teraz jednak żyje spokojnie, opiekuje się ojcem, ma stałą partnerkę i cel w życiu - chce, by prawo w jego hrabstwie było sprawiedliwe, równe wobec wszystkich, białych i czarnych, biednych i bogatych. Dzisiejszy dzień jednak nie zaczyna się dobrze - kiedy szykuje się do wyjścia dostaje wezwanie przez radio o strzelaninie w okolicznym liceum… Gdy dociera na miejsce wraz ze swoimi zastępcami, zastaje tam panikującą młodzież i strzelca, nastolatka, który w jednej ręce trzyma strzelbę, w drugiej maskę wilka… Wygląda na to, że zastrzelił tylko jednego nauczyciela, ale dlaczego? Niestety sprawca im tego nie powie, bo i on traci tego dnia życie. A to dopiero początek koszmaru, który zalegnie nad Charon, jak i samym Titusem…
“Charon jest moim sercem i domem, ale wiem, że ci twardzi ludzie nie zawsze są sprawiedliwi w stosowanie przemocy.”
Książka rozpisana jest na 31 numerowanych rozdziałów, które poprzedza, nienumerowany fragment zatytułowany “hrabstwo Charon”, w którym narrator oddaje zmieniający się klimat miasteczka - no właśnie “zmieniający się”, gdyż gdzieś w środku lektury przewija się jeszcze kilka tego typu wstawek. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego z perspektywy Titusa, którego poznajemy nie tylko poczynania, ale i pragnienia, i emocje. Styl powieści jest bardzo esencjonalny, w czasie lektury miałam wrażenie, że każde spostrzeżenie, każde dręczące emocje postaci autor uchwycił w punkt. Nie boi się dopasowywać język do potrzeb - kiedy trzeba, można wyczuć w nim delikatną poetyckość, kiedy indziej prawdziwą bezpretensjonalną dosadność. Autor nie unika też przekleństw, ale i nimi posługuje się odpowiednio. Całość wypada szczerze, konkretnie, czuć, że dla autora język jest jak plastelina, a on kształtuje go dokładnie tak, by wyrazić to, co chce.
“Zło rzadko jest skomplikowane. Jest po prostu kurewsko zuchwałe.”
A tego co chce wyrazić, jest naprawdę dużo. Najpierw jednak przyjrzyjmy się klasycznym elementom budowy powieści kryminalnej, czyli postaciom i intrydze. Kreacja Titusa bazuje na znanej charakterystyce - to prawy człowiek, który pragnie równości i sprawiedliwości w społeczeństwie. Jak na detektywa przystało, w jego przeszłości znajdziemy kilka punktów z trudnymi wspomnieniami, przejściami, których żałuje i z którymi nie potrafi się pogodzić. A jednak Titus to nie kalka, to postać z krwi i kości, która prócz żywych i bardzo realnych emocji, niesie też coś jeszcze - ten konflikt rasy, który mocno widoczny jest na Południu. Jeszcze do niedawna w hrabstwie Charon jego czarnoskórzy mieszkańcy byli traktowani przez prawo gorzej od białych - to za sprawą starego szeryfa, który, jak większość białych z tych terenów, miał uprzedzenia rasowe. Titus wkroczył więc na bardzo niepewny grunt - biali złoszczą się, bo teraz w końcu nie są traktowani ulgowo, czarni są zdziwieni, że ich własny szeryf nie przymyka na ich występki oka. I tak Titus stoi pomiędzy, atakowany raz przez jednych, raz przed drugich, nazywany czarnym szeryfem i zdrajcą swojej rasy. To naprawdę trudne zadanie zapanować nad hrabstwem w takiej sytuacji.
“Z chwilą, kiedy ogłosił, że będzie kandydował, zdecydował się na życie na ziemi niczyjej, wśród ludzi, którzy w niego wierzyli, ludzi, którzy nienawidzili go za kolor skóry, i ludzi, którzy uważali go za zdrajcę swojej rasy.”
A sytuacja się pogarsza, gdyż w liceum dochodzi do strzelaniny. Zatem prócz kwestii dyskryminacji rasowej dochodzi kolejna amerykańska bolączka - łatwy dostęp do broni i młody człowiek, który pękł. I ten bolesny, szczególnie dla amerykańskiego społeczeństwa punkt wyjścia, jest początkiem intrygi kryminalnej, która toczy się rytmem spokojnym, ale bardzo skrupulatnie zaplanowanym. To kryminał o śledztwie w sprawie seryjnego mordercy, o brutalności i przemocy, jaką trudno nam sobie wyobrazić, który jest swoistą grą między szeryfem a mordercą - który okaże się sprytniejszy, który będzie w stanie posunąć się o krok dalej? Autor osadził swoją powieść na rasowym, mrocznym kryminale, który sięga do najczarniejszych obszarów znanych ludzkości…
“Dla nas jest po prostu “podejrzanym”. (...) Z doświadczenie wiem, że jeśli nadasz tym typom przydomek, stają się mitem. I tego właśnie chcą. Tego pragną. To ich rajcuje. Ale nie są mitem. Nie są Hannibalem Lecterem, Czerwonym Johnem czy Mastermindem. Są po prostu mordercami. Nikim więcej, nikim mniej.”
Ale właśnie też tej ludzkości nie traci dzięki pozytywnemu głównemu bohaterowi, który stoi na czele prawa. Dlatego ten brud, ten mrok nie oblepia nas całkowicie, mamy te światełko, tego prawego człowieka, który jest tym, co cały czas trzyma nas na powierzchni. Choć sam ma wiele wątpliwości, starych, ciągle niezabliźnionych ran związanych zarówno z jego karierą w FBI, jak i życiem prywatnym, śmiercią swojej matki. Przez to jednak bohater jest bardzo ludzki, bardzo normalny, na pewno nie sprawia wrażenia kryminalnej kalki.
“Gwiazda na piersi kazała mu brnąć przez brud i smród, lecz nie była kotwicą. Nie musiała pociągnąć go na dno, chyba żeby tego chciał.”
Jednak sam mroczny małomiasteczkowy klimat i zbrodnia to nie wszystko. Autor pomiędzy intrygą wplótł kilka solidnych tematów, które bolą południowe, amerykańskie społeczeństwo. Przede wszystkim historia rozpoczyna się na kilka dni przed świętem konfederatów, „ojców” też ziemi, przez co w mieście pomiędzy czarnymi a białymi aż huczy - wystarczy dosłownie maciupeńka iskra, by wszystko wybuchło. W tej powieści zresztą nieraz podkreślane jest inne podejście społeczeństwa i prawa do czarnych i białych, które choć wydawałoby się, że przecież we współczesnych czasach już nie powinno mieć miejsca, dalej jednak siedzi gdzieś w świadomości. Jest więc problem rasowy, jak również i alkoholizm, i uzależnienie od narkotyków. Ale jest też i temat fanatyzmu religijnego, w który tak łatwo popaść obydwu rasom, a który zdaje się nie różnić od innych nałogów. To ojciec Titusa zmienił alkohol na kościół, ale sam Titus jest niewierzący, choć jego relacja z kościołem jest skomplikowana, czego dostajemy wyraz w kilku mocno dosadnych scenach, gdzie autor grubą kreską oddziela zwyczajną wiarę od chciwości kościoła. W tym i Polacy mogą odnaleźć coś znajomego - autor określa to obłudnym chrześcijaństwem, kiedy wierzący popierają się źle interpretowaną wiarą, tak że zamiast skupiać się na pomocy bliźnim, tylko tym nie należącym do ich kliki wszystko utrudniają.
“Flanerry O’Connor napisała, że Południe jest nawiedzone przez Chrystusa. Bo rzeczywiście jest. Jest nawiedzone przez obłudne chrześcijaństwo.”
Ostatnim punktem, na który muszę zwrócić uwagę jest małomiasteczkowość południa - hrabstwo Charon jest niewielkie, tu każdy kojarzy się choćby z widzenia. Ale i tu działają i nam znane mechanizmy - kiedy coś się dzieje, nikt nic nie widzi, a choć pomocy brak, to panuje wrogość do władzy. I separacja mieszkańców od obcych, którzy tylko w takiej sytuacji są w stanie się zjednoczyć.
“Czarni mieszkańcy Charon wsparliby siostrę próbującą rozkręcić nowy interes, sęk w tym, że akurat ta młoda dama nie pochodziła stąd. Była przyjezdną, a miejscowi nie znosili obcych twarzy. Pod tym względem czarni i biali zawsze byli zjednoczeni.”
“Wszyscy grzesznicy krwawą” to najbardziej kryminalna powieść z trzech S.A. Cosby'ego, jakie do tej pory pojawiły się na rynku polskim - tu osią jest solidna, mroczna intryga kryminalna, zgłębianie się w odmęty zła, które sprawia, że ludzie są ludźmi tylko z nazwy. Autor dobrze osadził historię na rasowym szkielecie gatunku, jednak zrobił to tak umiejętnie, tak szczerze okraszając swoim charakterystycznym stylem i tematami społecznymi, które zawsze porusza, że nie ma mowy o kalce - jest po prostu bazowanie na tym, co znane, by opowiedzieć ważną historię, dać nam kawałek południowej Ameryki w pigułce. W tej powieści wszystko ma swoje miejsce - są relacje rodzinne, partnerskie, przyjacielskie, zawodowe, jest spojrzenie na całe społeczeństwo i na pojedynczego człowieka. Nic dodać, nic ująć (no, może poza dwa czy trzema literówkami 😉). Solidne rzemiosło, świetna warstwa trudnych tematów społecznych - takie kryminały chcę czytać! Czekam na polskie tłumaczenia pozostałych dwóch książek autora!
“(...) okrucieństwo gnieżdżące się w sercach niektórych stworzeń uchodzących za ludzi.”
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Agora.

Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł 
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej) 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz