Autor: Steve Cavanagh
Tytuł: Kłamca
Cykl: Eddie Flynn, tom 3
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska
Data premiery: 09.04.2025
Liczba stron: 448
Gatunek: thriller
prawniczy
“Kłamca” to trzecia powieść Steve’a Cavanagha,
a zarazem trzecia część serii o prawniku Flynnie, która utwierdziła
anglojęzycznych czytelników w przeświadczeniu, że ten autor naprawdę zasługuje
na stałe miejsce w domowych biblioteczkach, jak i na nagrody literackie - ta
otrzymała prestiżową statuetkę Gold Dagger. W Polsce jednak historia tego
tytułu jest nieco inna, gdyż to on został w wydawaniu serii niejako pominięty.
Podejrzewam, że stało się to w wyniku zmiany wydawcy - w roku 2016 Wydawnictwo
Filia wydało dwie jego pierwsze książki, a dopiero w 2019 prawa do jego
twórczości nabyło Wydawnictwo Albatros, zatem wydany w 2017 roku anglojęzyczny
“Kłamca” musiał na swoją kolej poczekać. Osiem lat później jest! Teraz polska
seria jest kompletna, dostępne są wszystkie tomy od pierwszego do szóstego
włącznie, a my wykorzystujemy to i czytamy wszystkie w #eddieflynnmaraton
(szczegóły - klik!).
Nowy Jork, gorący lipiec. Od wydarzeń z
“Zarzutu” minęły ponad dwa lata, Eddie jednak niewiele ruszył z miejsca - nadal
prowadzi jednoosobową kancelarię adwokacką, nadal śpi w swoim biurze i nadal
przyjmuje sprawy mocno ryzykowne, które jednak dają mu poczucie, że
wykorzystuje swoje umiejętności prawnika i dawnego oszusta najlepiej jak
potrafi. Kiedy więc w nocy dzwoni jego telefon, a on obiecał sobie, że w końcu
odpocznie, i tak odbiera. To jego stary znajomy Lenny Howell. Dzwoni, by
porwali mu córkę. Dobrze wie, że Eddie przeszedł przez to samo, dobrze wie, że
jest prawnikiem, który najlepiej ze wszystkich go zrozumie. A właśnie kogoś takiego
teraz potrzebuje, bo zamierza zrobić coś naprawdę złego… Eddie bez wahania
prosi o przysłanie po niego kierowcy.
“Jeśli przemilczę to, co powiedział mi Howell, nie tylko złamię przysięgę, ale też stanę się współwinny przestępstwa. Pozbawią mnie uprawnień adwokackich i trafię na dziesięć lat za kratki. To, o co mnie prosił, oznaczało dla mnie zawodowe samobójstwo. Żadne pieniądze nie były w stanie przekonać mnie, żebym się zgodził.- Zrobię to - odparłem.”
Książka rozpisana jest na trzy tytułowane
części składające się na siedemdziesiąt sześć numerowanych rozdziałów i kilka
fragmentów podpisanych datą (okolicy początku wieku) i pisanych kursywą, które
opowiadają tajemniczą opowieść Julie. Narracja w tych fragmentach prowadzona
jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, poza tym jednak narratorem
pierwszoosobowym jest Eddie, który przedstawia nam świat ze swojej perspektywy
ze swoimi przemyśleniami i pytaniami, jaki podczas tej sprawy się pojawiają.
Styl powieści jest dynamiczny, język codzienny, nieco zadziorny, dobrze oddaje
charakter samego Eddiego. Dialogi są szybkie, a przemówienia na sali sądowej
elokwentne. Mimo tej soczystości języka, autor nie ucieka się do przekleństw,
za co sama mocno go sobie cenię. Książkę czyta się doskonale - płynnie, szybko
i bez potknięć.
“Prokuratorzy kierują się ślepą wiarą w system. Ale - rzecz jasna - nie w system sprawiedliwości. Nie, oni pokładają wiarę w system prokuratorski. Jeśli całymi dniami, dzień w dzień, skazujesz ludzi na karę więzienia, musisz wierzyć, że to co robisz, jest słuszne.”
Nie da się tego określić inaczej - Steve
Cavanagh ma nadzwyczajny dar tworzenia fabuł mocno zwodniczych, w których
wydaje nam się, że coś wiemy, że coś tam sobie przewidujemy, a nagle okazuje
się, że cała fabuła staje na głowie. Twisty fabularne, jakie tworzy, są
niesamowicie dopracowane, logiczne, a równocześnie niespodziewane i mocno
zaskakujące. Co najważniejsze, wszystko się ze sobą zgadza, nie ma żadnych
nieścisłości fabularnych czy psychologicznych, nie ma nic, przy czym bym
powiedziała “ech, naciągane!”, co często mi się przy tego historiach zdarza.
Naprawdę nadzwyczajnie koronkowa robota! Nie inaczej jest z “Kłamcą”, w którym
zaczynamy sensacyjno-awanturniczym motywem, w którym Eddie daje popis swoich
nie tylko prawniczych, ale i kanciarskich umiejętności. Spostrzegawczość, a
zarazem umiejętność tworzenia iluzji to jedne z najważniejszych i
najciekawszych cech tej postaci. Dopiero w części drugiej osadzamy się w tej
tematyce wyraźnie prawniczej, pojawia się sala sądowa i ława przysięgłych,
świadkowie, których przesłuchiwanie to prawdziwy majstersztyk! Wydawałaby się,
że sceny prowadzone na sali sądowej muszą być bardziej statycznie, jednak nie u
Steve’a Cavanagha - i tam jest w stanie poprowadzić napięcie tak, że czytelnik
nie może się od książki oderwać!
“Zabawa w porwanie i żądanie okupu opiera się na ekonomii ludzkiego życia i na całym świecie wygląda tak samo. Jeśli porywacz dostanie pieniądze, a zakładnik wróci bezpiecznie do domu, porywacz ani chyba zrobi to ponownie. Płacenie okupu nakręca spiralę zbrodni, staje się jej modelem biznesowym.”
Drugim jego dużym atutem są kreacje postaci,
jakie tworzy. O Eddiem już pisałam sporo w poprzednich recenzjach (“Obrona” -klik!, “Zarzut" - klik!), tutaj postać staje się jeszcze pełniejsza, jeszcze
mocniej się przed nami odsłania. Wiemy, że Eddie prawo zna, ale nie zawsze go
przestrzega, gdyż to, co jest dla niego nadrzędne, to jego własny kodeks
moralny - działa w imię dobra i jest dla niego w stanie zrobić naprawdę
wszystko. To taki trochę superbohater, tak sympatyczny, że nie da się go nie
lubić.
W tym tomie blisko z Eddiem współpracuje jego
dobry przyjaciel, sędzia Harry Ford, a dzięki temu możemy się przyjrzeć mu
bliżej. Poznajemy historię jego przeszłości i pewną sprawę z jaką jeszcze jako
prawnik się mierzył, widzimy też jak bardzo podobny jest w swoich własnych
wartościach do Eddiego. A może Eddie do niego?
Warto wspomnieć też o nowej postaci, która
pozostanie w serii (o ile dobrze pamiętam) na dłużej - to agentka FBI Harper,
kobieta niewielkiego wzrostu, ale ogromnej ambicji i pewności siebie, która
również staje po stronie tych dobrych postaci.
“(...) czas bywa okrutny. Wygląda na to, że pamięta wszystkie twoje obietnice, nawet jeśli ty sam dawno już o nich zapomniałeś.”
Są też i ci źli, choć nie są oni już tak
oczywiści, jak w poprzednich tomach. No, może oprócz jednego prawnika. Ich
kreacje są dogłębnie przemyślane i zwodnicze, tak że czytelnik musi się mieć na
baczności w czyje słowa wierzy… bo przecież od początku wiemy, że wśród postaci
musi być kłamca, prawda?
“Szpetota, którą niektórzy ludzie noszą w sercu, jest ich najlepiej strzeżoną tajemnicą. Nie lubią, gdy ktoś odkrywa drzemiącą w nich bestię.”
A co z klientem Eddiego? I ta kreacja jest
dobrze przygotowana. Howell to przede wszystkim zrozpaczony i zdeterminowany,
by za wszelką cenę odzyskać córkę, ojciec. To również człowiek bogaty i z
koneksjami - były wojskowy, który później pracował w policji, by w końcu
założyć swoją własną firmę specjalizującą się w odbijaniu zakładników i
porwanych. Temat więc, przez który teraz sam przechodzi, nie jest mu obcy, a
jednak niewiele to pomaga - to nie praca, a jego własna rodzina. To kreacja
skomplikowana, o której długo nie wiemy co myśleć - czy na pewno możemy
wierzyć, że jego emocje są prawdziwe? Eddie też z początku bacznie mu się
przygląda…
“Nic nie boli bardziej niż niewinny klient, który zostaje skazany za morderstwo. Człowiek nie przestaje o nim myśleć. Jest z tobą, gdy odprowadzasz dzieci do szkoły, kiedy leżąc na plaży, obserwujesz zachód słońca i gdy co noc zamykasz oczy. Nic nie prześladuje człowieka tak jak niewinność.”
Bo wszystko to opiera się na manipulacji.
Bohaterami, faktami, czytelnikiem, dowodami, które przedstawiane są na sali
sądowej. Autor po raz kolejny podkreśla, że na sali sądowej (a może i w życiu?)
nie liczy się prawda, a to jak zostanie zinterpretowana, przedstawiona. To
walka pomiędzy obrońcą a prokuratorem, a każdy chce czegoś przeciwnego. Mimo
dynamicznej akcji i przede wszystkim szalenie dobrej rozrywki, z książki można
wyłuskać też kilka bardzo ciekawych refleksji na temat sprawiedliwości i
ważności wartości w życiu.
“Rozprawa sądowa z udziałem przysięgłych to tak naprawdę rozgrywka psychologiczna. Oskarżenie chciało, by przysięgli myśleli o ofierze jak o jednej z nich, zaś każdy obrońca wiedział, że musi wyciągnąć przysięgłych z ławy i posadzić na krześle oskarżonego. Perspektywa była wszystkim.”
Czy przedstawiam książkę w samych
superlatywach? Na to wygląda, ale to dlatego, że naprawdę nie mam się do czego
przyczepić. Mogę powiedzieć, że jednego twistu fabularnego domyśliłam się
wcześniej, ale czy to tak naprawdę minus? Przy takim stopniu skomplikowania
fabuły, wydaje mi się, że nie.
“Jedna z najtrudniejszych części przesłuchania świadka polega na tym, żeby wiedzieć, kiedy się zamknąć i wrócić na miejsce. Człowiek zawsze ma jednak wątpliwości. Czy zadałem właściwe pytania? Czy nie pominąłem jakiegoś istotnego szczegółu albo dowodu? Czy zrobiłem wszystko, co w mojej mocy? Potrzeba doświadczenia, żeby wyczuć właściwy moment i wiedzieć, kiedy odpuścić.”
Zastanawiam się w czym tkwi sekret tej serii…
i myślę, że musi to być te doskonałe wyważenie zajmującej, pochłaniającej
rozrywki, w której jednak nie brak prawdziwości. Jasne, sceny akcji (a trochę
ich jest) są faktycznie takie, że lepiej tego w domu nie próbować ;), ale
jednak emocje, do których się cała historia odnosi, jak i przebiegłość ludzka,
na której przecież bazuje, są czymś, co sami dobrze z życia znamy. W “Kłamcy”
rozpoczynamy od wątku porwania i kontrastowego rodzicielstwa - Howell zrobi dla
córki wszystko, a tajemnicza Julie… no właśnie, te rozdziały, podział na dwie
sprawy kryminalne to nowość w tej serii (patrząc chronologicznie), która
naprawdę dobrze się sprawdza. Cieszę się, że jeszcze trzy tomy serii z Eddiem
przede mną, ale już zaczynam się też smucić, że tylko trzy… 😉
“Pod wieloma względami łatwiej jest przewidzieć, co zrobi człowiek inteligentny, niż domyślać się, do czego zdolny jest głupiec.”
Moja ocena: 8/10
Recenzja patronacka powstała w ramach #eddieflynnmaraton, który organizuję we współpracy z Wydawnictwem Albatros.
Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej)
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz