Autorka: Nguyễn Phan Quế Mai
Tytuł: Góry
śpiewają
Tłumaczenie: Izabela Matuszewska
Data premiery: 26.03.2025
Wydawnictwo: Albatros
Seria wydawnicza: Piąta Strona Świata
Liczba stron: 464
Gatunek: powieść
historyczna
“Góry śpiewają” to debiut prozatorski napisany
w języku angielskim wietnamskiej autorki i poetki Nguyễn Phan Quế Mai. Wcześniejsze swoje dzieła wydawała po wietnamsku, jednak przy tej
powieści zdecydowała się na język angielski - język, którego zaczęła się uczyć
stosunkowo późno, choć teraz posługuje się nim na tyle biegle, że książki
tłumaczy. A jednak, jak sama przyznaje, towarzyszyły jej obawy, czy w języku,
który nie jest jej rodzimym, znajdzie słowa wyrażające dokładnie to, co chce
przekazać…
Wygląda na to, że to się jej udało - “Góry
śpiewają” zostały obsypane ogromną liczbą nagród i zaszczytnych tytułów, jednym
z nich, pewnie tym z najważniejszych jest określenie jej jako książki
propagującej pokój i pojednanie, świat bez wojen. Bo właśnie o wojnach z
perspektywy zwyczajnego człowieka autorka opowiada - o wojnach, które świat, a
szczególnie Amerykanie znają tylko z jednej perspektywy. Teraz, w swoim języku,
mogą w końcu poznać drugą.
“Ja też kiedyś nie lubiłam Amerykanów, ale czytając ich książki, ujrzałam tych ludzi od innej strony. Od strony ich człowieczeństwa. Nabrałam przekonania, że gdyby ludzie więcej o sobie czytali i ujrzeli światło innych kultur, na świecie nie byłoby wojen.”
Wietnam, rok 2012. Dorosła Hương paląc
kadzidełka na ołtarzyku swojej babci wspomina jej osobę, kobietę, która sama w
życiu przeszła niewyobrażalnie dużo, a jednak dała jej, swojej wnuczce,
poczucie bezpieczeństwa i dostatku na tyle, ile było to możliwe. Hương oddaje
więc jej głos, chce opowiedzieć jej historię. I tak cofamy się do pierwszej
połowy lat XX i historii jej babci, która zaczyna się, gdy ta była jeszcze małą
dziewczynką… Jednak sama Hương też ma coś do opowiedzenia, drugą część historii
jej rodziny, kolejnego pokolenia, które doświadczyło konfliktu nazwanego II
wojną indochińską, nad którym kryje się tragedia wielu rodzin podobnej do jej
własnej… Jak udało im się przeżyć, w jakie rejony świata poprowadziła je wojna?
I czy burzliwe losy pozwoliły im w końcu zjednoczyć rodzinę na nowo?
“Nie chciałam ci opowiadać o tym, jak umarł, ale obie naoglądałyśmy się dość śmierci i przemocy, by wiedzieć, że tylko w jeden sposób można rozmawiać o wojnie: szczerze. Tylko dzięki szczerości możemy poznać prawdę.”
Książkę otwierają trzy pojedyncze kartki:
dedykacja, informacja, iż jest to opowieść fikcyjna z prawdziwym tłem
historycznym i drzewo rodziny Trầnów, która jest jej bohaterem. Cała powieść
dzielona jest na tytułowane, ale nienumerowane rozdziały różnej długości - w
sumie jest ich 16 i w większości toczą się naprzemiennie: raz poznajemy
historię wnuczki, by za chwilę wrócić do opowieści babci. Rozdziały dzielone są
na krótsze scenki, więc czytanie jest wygodnie, nie nastręcza trudności. Tak
samo styl - jest bardzo płynnie, delikatnie (bardzo delikatnie) liryczny, od
czasu do czasu pojawiają się ładne, trafne porównania, jednak autorka przede
wszystkim stawia na prostotę wypowiedzi - stara się przekazać historię tak, by
to ona była w tej powieści najważniejsza. Język jest dobrany starannie, autorka
aranżuje go na styl, jakim na co dzień Wietnamczycy się posługują - jak sama
podkreśla, często używa się u nich przysłów czy przytacza słowa pieśni,
modlitw, kołysanek. Całą opowieść poznajemy w narracji pierwszoosobowej czasu
przeszłego oprócz pierwszego i ostatniego rozdziału, które pisane są w czasie
teraźniejszym. Każdy rozdział określa również miejsce i czas opisywanych
wydarzeń.
“Kilkunastu żołnierzy z dwóch oddziałów rozmawiało ze sobą w języku, którego nie rozumiałam. Brzmiał łagodnie i lirycznie. Chyba ludzie, którzy obracają w ustach takie słowa, nie mogą być brutalni wobec innych?”
Autorka swoją opowieść przedstawia oczami
kobiet, które na co dzień pełnią rolę matek, opiekunek, które w opisywanych
czasach stawiane były w rodzinie na drugim miejscu, jako te podległe
mężczyznom. A jednak w czasie wojny role się zmieniają - gdy mężczyźni idą
walczyć z wrogiem, kobiety robią wszystko, by utrzymać rodzinę razem do czasu
ich powrotu. U Nguyễn Phan Quế Mai bohaterki wcielają się w tym czasie w różne
role: matka Hương sama rusza na wojnę, idzie oferować pomoc jako lekarka i w
tym samym czasie szuka swojego męża. Babia Hương przejmuje na barki pilnowanie
jej bezpieczeństwa, a żeby to uczynić musi podjąć decyzję, która w przyszłości
przyniesie jej dużo wrogów. Ale to dla niej nie nowość - już jako młoda
dziewczyna podczas reformy rolnej przechodziła coś podobnego, jej sąsiedzi
zaczęli ją nienawidzić dlatego, że żyła w rodzinie dobrze sytuowanej, w końcu
doprowadzając do tego, że musiała z małym dziećmi uciekać z miasta. To postać,
która wywołuje ogromne emocje, kobieta postawiona przed wyborami, z których
każdy jeden jest wyborem złym, wyborem niemożliwym, którego i tak musiała
dokonać. Hương też wiele w życiu doświadczyła - urodziła się w czasie II wojny
indochińskiej (inaczej wojny wietnamskiej), spędziła dzieciństwo rozdzielona
wojną od rodziców, ciotek, wujków, unikając bombardowań i tracąc przyjaciół.
Poprzez wszystkie swoje bohaterki autorka
dobrze oddaje kobiecą niezłomność, kobiecą siłę, która w sytuacji zagrożenia
wyzwala w nas pokłady, których nie znamy i których tak naprawdę nigdy nie chciałybyśmy
poznać. Jej kreacje są przedstawione z dużą zręcznością, ich dylematy bolą,
choć nie dominują, czujemy je nie przez dokładny opis uczuć bohaterek, ale
przez proste, a zarazem pełne spojrzenie na ich sytuacje.
“Płomienie trzaskały i ryczały mimo deszczu i wiatru. Ja również musiałam być takim ogniem, płonącym na przekór wszystkim przeciwnościom.”
Mimo tego, że autorka opowiada historię oczami
kobiet, to jednak cała książka jest bardzo uniwersalna - to opowieść o
człowieku rzucony w wir historii, jednostce, która traci swoją sprawczość przez
decyzje zapadające gdzieś na górze. To historia everymana, ludzi chcących żyć
dobrze i spokojnie, którym nie pozwala na to jednak historia. Poprzez konflikty
na górze cierpią ci na dole, ci, którzy nigdy nie chcieli w wojnie uczestniczyć.
To jedna z tych książek ukazująca bezradność człowieka w obliczu wielkiej
historii, a zarazem pokazująca, że po każdej z dwóch stron barykady znajdują
się ludzie, którzy tego nie chcą. Ludzie, którzy na rozkaz innych popełniają
czyny straszne, czyny krzywdzące nie tylko tych walczących, ale wszystkich -
ich rodziny, ich znajomych. Bo wojna nie rozgrywa się tylko na polach
bitewnych, to codzienna walka w zwykłych domach. Domach, w których po obydwu
stronach barykady ludzie cierpią.
“(...) kiedyś myślałam, że sami decydujemy o swoim losie, lecz w tamtych czasach nauczyłam się, że podczas wojny zwykli obywatele są niczym więcej niż liśćmi na drzewach o opadają tysiącami i milionami podczas jednej fali burzy.”
A jednak i w czasie wojny życie toczy się
dalej. Dzieci rosną, uczą się, zakochują - dzięki temu poznajemy trzy pokolenia
rodziny Trầnów. Mimo okropieństwa wojny bohaterki na swoich drogach spotykają
również ludzi życzliwych, ludzi uczynnych, dzięki którym historia zdaje się
rozświetlać promyczkami dobra i nadziei.
“(...) nieważne, jak krótko czy długo żyjemy. Liczy się to, ile światło wnieśliśmy do świata tych, których kochamy, i ilu ludzi obdzieliliśmy współczuciem.”
Muszę przyznać, że Nguyễn Phan Quế Mai znalazła
dobry balans pomiędzy uniwersalnością historii a oddaniem charakteru Wietnamu.
Ich kultura w powieści jest obecna, ale wypada bardzo naturalnie - jedzenie,
gesty, sposób zwracania się do innych są w książce dobrze opisane, ale wydają
się niewymuszone, nie czujemy się jak na lekcji historii, a jesteśmy po prostu
zwyczajnymi obserwatorami zwyczajno-niezwyczajnego życia bohaterek. Poza
kulturą pojawia się też historia kraju, ta niepowiązana z innymi jak np. Wielki
Głód czy reforma rolna.
“Kiedyś uważałam, że krew zawsze mówi prawdę, ale krew również może się zmieniać. Nie wolno winić młodych ludzi za czyny ich przodków.”
“Góry śpiewają” to historia prowadzona bardzo
naturalnie, a równocześnie bardzo bogata, a zatem analizować można ją naprawdę
długo. Mam jednak nadzieję, że w recenzji udało mi się zawrzeć te najważniejsze
dla polskiego czytelnika punkty - myślę, że skomplikowaną historię Wietnamu
targanego zarówno zewnętrznymi, jak i krajowymi konfliktami jesteśmy w stanie
bardzo dobrze zrozumieć. Zresztą Amerykanie na pewno też, przecież i ich
podwórko spływało krwią przelaną w wojnach domowych… Historia jednostki ukazana
na tle historii kraju porusza i budzi sprzeciw wobec takiej przemocy, która
jest prawdziwie bezsensowna - i to autorka poprzez swoje niezłomne bohaterki
oddaje. Dużo emocji, dużo trudnych zdarzeń i niesprawiedliwości losu, ale także
siły i wiary, że możemy uczyć się na zdarzeniach, które już miały miejsce i
próbować, by już nigdy się nie powtórzyły. Choćby dlatego warto po nią sięgnąć!
“Wyzwania, którym przez całe swoje dzieje stawiali czoło Wietnamczycy, są jak najwyższe góry. Jeśli staniesz zbyt blisko, nie zobaczysz szczytów. Aby uzyskać pełny obraz, musisz się cofnąć i spojrzeć na nie z dala od porywistych nurtów życia…”
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Albatros.
Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej)
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz