Autor: James
Kestrel
Tytuł:
5 grudniów
Tłumaczenie: Maciej Szymański
Data premiery: 08.04.2025
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 448
Gatunek: powieść
kryminalna
“5 grudniów” to książka, która po czterech
latach od wydania anglojęzycznego, trafiła na polski rynek literacki już ze
sporą dawką sukcesów na koncie. Przede wszystkim została wyróżniona Edgar Award
za najlepszą powieść kryminalną, a magazyn “Image” ogłosił ją jednym z
najlepszych stu kryminałów wszech czasów. Zyskała też ogromną liczbę polecajek
od znanych twórców okołokryminalnych, którymi ozdobione jest polskie wydanie,
między innymi od: Stephena Kinga, Jamesa Pattersona, Lee Childa, Dennisa
Lehane’a. Jej autorem jest człowiek wielu talentów, obieżyświat, nauczyciel
angielskiego, prawnik i autor sześciu innych powieści - te były podpisane
nazwiskiem Jonathana Moore’a, dla “5 grudniów” powstał jednak pseudonim: James
Kestrel, tak by odróżnić te tytuł od wcześniejszej jego twórczości.
Honolulu, koniec listopada 1941 roku. Joe
McGrady na chwilę po wyjściu z posterunku, zostaje wezwany ponownie - dzwoni
jego przełożony, jest świeża sprawa, którą pilnie trzeba się zająć, a że zbliża
się Święto Dziękczynienia i nie ma innych wolnych ludzi, Joe ma dostać swoje
pierwsze kryminalne tak poważne śledztwo do poprowadzenia. Bo ta sprawa to nie
przelewki - nie dość, że ofiara to młody chłopak, który został potraktowany
przez sprawcę z prawdziwym okrucieństwem, to szybko okazuje się, że nie jest to
byle kto, trzeba więc działać szybko. Zatem kiedy przełożony każde lecieć mu do
Hongkongu, by zbadał pewien trop, nie zastanawia się ani chwili, mimo tego, że
przecież zbliżają się święta, a on chciał je spędzić z ukochaną… Nie wie jednak,
że ta jedna tak szybko podjęta decyzja zmieni jego kolejne pięć lat życia.
“Właśnie przeżywał piąty grudzień od czasu, gdy w West Loch wsiadł na pokład clippera. Cztery lata i wczoraj… Próbował przywołać z pamięci wszystkie te dni, uporządkować je jakoś. Wiedział, że wiele z nich nie będzie miłym wspomnieniem.”
Książka rozpisana jest na trzy tytułowane
części, które w sumie składają się na 53 krótkie rozdziały. Narracja prowadzona
jest w trzeciej osobie czasu przeszłego przez narratora wszechwiedzącego
podążającego za detektywem, który lubi podkreślać, że zna przyszłość bohatera,
dzięki czemu może komentować jego ówczesne decyzje. Styl powieści jest spokojny
i nieco melancholijny, kojarzy się z powieściami pisanymi przed laty, takimi
starymi powieściami detektywistycznymi, w których ważny był przede wszystkim
sam detektyw. Tutaj wydaje się, że jest podobnie. Stylistycznie jest to więc
proza niespieszna, która skupiając się na obrazach, świetnie potrafi oddać
szerszy, uniwersalny obraz zmuszający do przemyśleń. Czyta się płynnie, gładko,
momentami wręcz poetycko - te uchwycone momenty, te opisy ulotnej
rzeczywistości naprawdę robią wrażenie niezależnie od tego, czy autor opisuje
makabryczną zbrodnię czy gesty wyrażające pierwsze zakochanie.
“Nie można przecież całkowicie zrezygnować ze snu. Nie można też w nieskończoność wstrzymywać oddechu.”
Bo choć jest to powieść kryminalna - zaczyna
się od morderstwa i przez całą opowieść śledztwo pozostaje mniej lub bardziej w
tle - to nie brak jej również elementów innych gatunków literackich. Przede
wszystkim, obok kryminału, jest to powieść wojenna, historyczna, która z odwagą
obrazuje dwa przeciwne, walczące ze sobą narody i choć pisana jest przez Amerykanina
to jednak z dużym wyczuciem przedstawia czytelnikowi cierpienie strony
japońskiej. Znajdziemy w niej też elementy powieści obyczajowej z domieszką
romansu, choć od razu zaznaczam, że autor i tutaj utrzymuje ten stary, nieco
niewinny styl - sceny zbliżeń bohaterów są zaznaczone bardzo subtelnie. Bo choć
fizyczność nie zostaje pominięta, to autor skupia się jednak na emocjach, na
miłości, zauroczeniu, na tęsknocie.
“Mądry człowiek zapyta po prostu: czy naprawdę możemy wygrać tę wojnę? Ale istnieje jeszcze coś takiego jak moralność. I tu rodzi się pytanie, czy w ogólnie należało próbować.”
A co z kryminałem? Bez najmniejszych
wątpliwości można przypisać go do czarnych kryminałów. Autor świetnie trzyma
się ich konwencji zarówno w kreacjach postaci, jak i samej fabule, a jednak to
zwyczajnie do tej powieści pasuje, nie daje wrażenia kalki, a bardzo
przyjemnego, przenoszącego czytelnika w czasie nawiązania, a nawet hołdu.
Historia zaczyna się mocnym akcentem - brutalna zbrodnia, opis tego, co
detektyw zastaje na miejscu i spora dawka akcji sprawiają, że po pierwszych
stronach jesteśmy zasypywani dużymi emocjami. To dobry start, ale tylko strat,
bo wkrótce historia zmienia kierunek… Staje się historią o wojnie, o
przetrwaniu, tęsknocie i miłości, o człowieku, który jest marionetka dla
zdarzeń wielkiej historii. Po tym znowu następuje kolejna zmiana kierunku -
wracamy do czarnego kryminału, który staje się opowieścią o zemście. Znowu
pojawiają się twisty fabularne, ale już tempo jest spokojniejsze, a śledztwo wciąga
aż do wielkiego, filmowego i ciągle utrzymanego w spójnej konwencji finału.
Samo zakończenie ponownie wraca na emocjonalne tony dopełniając i zamykając
wszystkie rozpoczęte wątki. Kryminalny wątek utrzymany jest w starym,
delikatnie gangsterskim stylu, w którym dobry, bystry detektyw musi ścierać się
z całym światem.
“Być może zatracił zdolność martwienia się czymkolwiek. Wiedział, że jakoś to będzie - albo nie. I że tak naprawdę to nie ma znaczenia. Wszystko, co miało znaczenie w jego życiu, już się wydarzyło.”
I ten detektyw, ten Joe to też coś, co autorowi
dobrze wyszło. Doskonale oddał charakter dawnych detektywów: człowieka, który
potrzebuje miłości w życiu prywatnym, kobiety, do której może wzdychać i której
się trzymać, by walczyć w pracy ze złem. Joe jest trochę takim fatalistą, nie
walczy z wielką historią, dostosowuje się. To człowiek spokojny, który choć bić
się potrafi, to jednak nie używa swojej siły przeciwko tym, którzy na to nie
zasługują. Jest uparty, ale i uczy się na swoich błędach, których jak każdy
człowiek, popełnia sporo. Bardzo mocno kojarzy się z postaciami ze starych
filmów, tych samotnych, walczących o sprawiedliwość wilków.
“Był w swoim żywiole, siedząc w ciemnawej piwnicy pełnej gnijących teczek. Nie miał nic przeciwko temu, żeby w razie potrzeby przykuć kogoś do krzesła i tłuc tak długo, aż zacznie śpiewać, ale wiedział, że tak naprawdę sprawy rozwiązuje się właśnie w takich miejscach.”
Nie bez powodu wspomniałam o fatalizmie, gdyż
mimo historii kryminalnej, to człowiek i jego los jest tutaj na pierwszym
miejscu. Autor dobrze oddaje z jednej strony bezsilność człowieka w obliczu
wielkiej historii, to jak wiele krzywdy jesteśmy w stanie wyrządzić jedni
drugim tylko dlatego, że trwa wojna i ktoś wydał rozkaz, zapominając o tym, że
po przeciwnej stronie stoją przecież równie zwyczajni co my ludzie. Może z inną
kulturą, ale czujący dokładnie tak samo.
Z drugiej jednak strony, jest i fragment mówiący o tym, że nawet jeden
człowiek jest w stanie zmienić historię świata. Cała ta powieść składa się z
fragmentów, małych chwil i decyzji, które patrząc wstecz można oceniać, ale
które w chwili ich podejmowania wydawały się tak dobre. A te chwile, te małe
decyzje, to one zmieniają rzeczywistość, to one ją tworzą. Warto pamiętać, że
to te małe gesty budują obraz całościowy.
“Czuł się tak, jakby siedział w kinie i oglądał ponury film. Jakby przemieszczał się w czarno-białym śnie, niesiony nurtem nieświadomości. Nie miał kontroli nad niczym. Mógł tylko patrzeć albo zamknąć oczy, to wszystko. Ale gdyby nawet je zamknął, wydarzenia i tak toczyłyby się dalej.”
“5 grudniów” to powieść przenosząca w czasie.
Zaprasza nas do świata filmu czarno-białego, w którym nawet najgorszy koszmar
może się stać początkiem miłości albo motorem zemsty. Brzmi to może nieco
pompatycznie, ale i taka jest ta opowieść, a przynajmniej wydarzenia, z których
jest złożona, a które jednak tak dobrze do siebie pasują i zostały opisane w
tak ładny sposób, że dajemy jej się w pełni ponieść. Mimo bólu wojny, świat
jaki przedstawia, wydaje się prostszy, bardzo poukładany - czy to przez te
podstawowe emocje: miłość, zemstę, tęsknotę? Czy może przez intrygę dobrze
osadzoną w klimacie czarnego kryminału, która choć usiana w dobre twisty
fabularne, toczy się jednak znajomym rytmem? Może połączenie tych dwóch
elementów sprawia, że powieść napełnia melancholią, tym słodko-gorzkim uczuciem,
które znamy ze starych filmów… Nie wiem czy ktoś współcześnie tak dobrze oddał
klimat tych starych czarnych kryminałów, jak James Kestrel - ja na pewno nic w
podobnym guście ostatnio na naszym rynku nie spotkałam. To było coś przyjemnie
innego.
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z Domem
Wydawniczym Rebis.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz