Autorka: Camille
de Peretti
Tytuł: Nieznajoma
z portretu
Tłumaczenie: Joanna Prądzyńska
Seria wydawnicza: seria butikowa
Data premiery: 26.02.2025
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 352
Gatunek: literatura
piękna / powieść obyczajowa / historyczna
Camille de Peretti to francuska autorka, która
właśnie debiutuje na polskim rynku książki. W swoim rodzimym kraju tworzy od
dwóch dekad, a już jej debiut został ciepło przyjęty i zdobył pierwsze nagrody.
Peretti nie trzyma się określonych gatunków, pisze o tym, co akurat ją
zainspiruje. W wypadku “Nieznajomej z portretu” był to artykuł z gazety, jaki
podsunął jej znajomy - o przypadkowym odnalezieniu jednego z mniej znanych
portretów autorstwa austriackiego malarza Gustava Klimta pt. “Portret damy”,
który, jak się okazało, jest jednym jaki Klimt kiedykolwiek poprawił… Peretti
długo przygotowywała się do wydania tej książki, w końcu na jej rynku ukazała
się w 2024 roku i od razu zdobyła sporą liczbę nagród literackich. Na nasz
rynek trafiła w minionym tygodniu w rewelacyjnie wydanej serii butikowej - w
końcu opowieść, dla której kanwą jest dzieło sztuki, sama też powinna się
godnie prezentować. Myślę, że Klimtowi spodobałyby się złocenia, jakimi została
ozdobiona.
W Nowym Jorku młodziutki Isidor zajmuje się
czyszczeniem butów biznesmenów, których skrupulatnie wypytuje o sytuację na
giełdzie. W tym czasie zakochuje się w Lottie, córce właściciela fabryki pasty
do zębów, tylko jak tak biedak jak on może zdobyć tak bogatą panienkę, jak ona?
W Austrii Martha walczy o przetrwanie - jest
samotną matką z dzieckiem, a przez to kobietą uważaną za margines
społeczeństwa. Jej dziecko to maluszek ciągle karmiony mlekiem matki, Martha
jednak musi oddawać go każdego dnia w ręce opiekunki kilkorga takich maleństw,
by móc od świtu do zmierzchu pracować na ich utrzymanie w fabryce.
W słonecznym Teksasie pewna prostytutka
decyduje się na wystosowanie pozwu o ojcostwo - jest pewna, że wie, kto jest
ojcem jej córki teraz właśnie udającej się na studia prawnicze. To przecież
kosztuje, a jej biologicznym ojcem jest prawdziwy miliarder, pora więc, by
dziewczyna skorzystała z pieniędzy ojca. Prawnik zapowiada precedens.
Austria ponownie. Pewien mężczyzna zjawia się
w pracownik Gustava Klimta z jego obrazem. Prosi o poprawienie wizerunku
widniejącej na nim kobiety…
Cztery opowieści, jedno połączenie: obraz,
który chowa w sobie opowieść o miłości, marzeniach i okropnej zbrodni.
“Może ludzie, próbując zrozumieć obraz, starają się zrozumieć siebie?”
Książka podzielona jest na trzy części, a te
na osobno numerowane rozdziały. Przed opowieścią właściwą znajduje się krótka
notka o faktach dotyczących obrazu “portretu damy”, zakończeniem jest epilog.
Rozdziały nie są długie, kilkustronicowe, a po początkowym rozpisaniu na kilka
osób, historia się nieco bardziej stabilizuje, tak że czytelnik zaczyna
odkrywać w jakim znajduje się czasie i kogo tak naprawdę obserwuje.
Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie
czasu przeszłego, z perspektywy wymienionych postaci, których poznajemy nie
tylko poprzez ich losy, ale i emocje i myśli im towarzyszące. Język powieści
jest nieznacznie dopasowany do czasów, o których opowiada, jest spokojny, w
dużej mierze skupiony na prostocie, choć można w nim odnaleźć poetyckie opisy.
Mnie sposób, w jakim jest ta książka pisana, kojarzy się z powieściami klasyki
literatury typu Jane Austen - słowa są delikatne, stosowne do dawnych lat i
obyczajów. Czyta się bardzo… niewinnie.
“Robotnicy z brudnymi rękami, którzy smarowali tłuszczem cienkie arkusze cyny przed wsunięciem ich w szlifierki. Klak! Klak! Klak! Dźwięki spawarki, skupisko mężczyzn, powtarzalność gestów, zgrany balet.”
We własnym opisie tej powieści specjalnie nie
zawarłam dokładnych odniesień czasowych - sama na początku lektury mimo tego,
że czułam lekkie zamieszanie związane z tym, że nie wiedziałam, kim są
postacie, o których czytam, to wyniosłam wiele frajdy z próby samodzielnego
dojścia do tego, który bohater w jakim czasie jest osadzony i jak wygląda linia
czasowa całej powieści - są trzy pokolenia, historia osadzona w całym XX wieku,
tylko kto z nich jest kim i kiedy żył? Te wypatrywania detali mogących wskazać
czas akcji były dla mnie na początku lektury prawdziwą gratką, którą chciałabym
zapewnić i Wam.
Bo choć autorka swoje podpowiedzi w stosunku
do czasu akcji skrupulatnie dawkuje, to od początku dba o wiarygodność tła -
tego jak w danych latach wyglądało życie, z jakimi problemami borykały się
różne warstwy społeczne. Oddaje to nienachalnie, ale czuć, że powieść jest
gdzieś konkretnie w czasie osadzona, a za opowieścią kryje się spory wysyłek
autorki, jaki musiała włożyć, by tak swobodnie poruszać się w opisywanych
czasach.
“(...) każdy strach niesie w sobie nadzieję, że kiedyś zniknie.”
Opowieść, jaką serwuje nam Peretti, jest w
dużej mierze fikcyjna, choć punkt wyjścia jest jak najbardziej prawdziwy. To
losy obrazu Klimta, który jak wspomniałam na wstępie, jest jedynym obrazem,
który przed śmiercią przemalował. A to nie koniec jego niejasnych losów - pod
koniec lat 90-tych XX wieku obraz został skradziony z galerii sztuki, a
tajemniczo pojawił się z powrotem dwadzieścia lat później… Jest to więc obraz,
który od początku do teraz kryje w sobie zagadkę, tajemnicę losów, a Peretti
postanowiła te luki w sposób fikcyjny (choć z dobrym historycznym tłem!) zapełnić
własnym wytworem wyobraźni. Obraz Klimta jest tutaj więc wyzwalaczem historii o
człowieku, o porywach namiętności, które czasami popychają do czynów skrajnych…
“(...) żeby czegoś naprawdę zapragnąć, trzeba było w dzieciństwie być tego pozbawionym.”
Emocje, pragnienia, marzenia i obsesje mocno
okraszone społecznymi konwenansami dawnych lat to podstawowe składniki tej
historii. To opowieść, która zatacza koło, tak jak i obraz wędrując z rąk do
rąk. Jest w niej miejsce na porywy miłości przekraczającej klasy społeczne,
jest i sporo tragizmu, a nawet i zbrodni. Jest szczęście, ale chwilowe, zaraz
zastąpione przez rozpacz. Z jednej strony postacie kreują swoje losy, z drugiej
podlegają niezmiennym losom wszechświata, które wciągają je w wir mieszającej
wszystko maszyny… Brzmi górnolotnie? Może trochę, ale doskonale pasuje do stylu
tej powieści.
“Niektórzy filozofowie widzą życie jako zegar z wahadłem: w prawo, w lewo, w prawo, w lewo - radość, smutek, egzaltacja, nuda. Zgodnie z tym człowieka uspokaja myśl, że jeśli teraz coś idzie źle, są wiele szanse na polepszenie, a potem nieuchronnie znów będzie źle i znów dobrze, i tak dalej, w nieskończoność.”
Same kreacje postaci pod względem
psychologicznym nie są mocno rozbudowane, ale wystarczające, by czytelnik nie
był obojętny na ich losy, by potrafił wyczuć charaktery, a także poczuć sympatię,
a czasem i współczucie.
“Jest osoba, którą jesteśmy, i osoba, którą chcielibyśmy być, i mają ze sobą tak niewiele wspólnego, że ta druga nie pozwala pierwszej osiągnąć zadowolenia z siebie.”
“Nieznajoma z portretu” to opowieść, która
przenosi w czasie, z jednej strony upraszcza rzeczywistość, z drugiej oddaje
jej największe namiętności, tragizm pokoleń i nieprzewidywalność losów, jakie
człowiekowi może zgotować wszechświat. Skondensowana saga rodzinna z dobrym,
ale nienachalnym tłem historycznym, osnuta na kanwie historii jednego obrazu… Mnie
samą oczarowała i zaciekawiła. Doskonałe oderwanie od prozy do jakiej jesteśmy
współcześnie przyzwyczajeni.
Moja ocena: 7,5/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Albatros.
Dostępna jest w abonamencie za dopłatą 14,99zł
(z punktami z Klubu Mola Książkowego 50% taniej)
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz