Autorka: Merryn
Allingham
Tytuł: Morderstwo
w kaplicy
Cykl: Flora
Steele, tom 5
Tłumaczenie: Ewa Ratajczyk
Data premiery: 26.02.2025
Wydawnictwo: Mando
Liczba stron: 320
Gatunek: kryminał
cosy crime
Merryn Allingham po kilku latach szukania
swojego gatunku chyba w końcu znalazła to, w czym czuje się dobrze. Pisała
powieści historyczne, romantyczne, z tajemnicami w tle, ale to dopiero młoda
Flora Steele, która dziedziczy księgarnię w małej angielskiej wiosce w latach
50-tych XX wieku, wydaje się być tym, czego autorka szukała. Flora na rynku
angielskim pojawiała się w 2021, na polskim dwa lata później, dlatego też u nas
właśnie pojawił się tom piąty, a rynek angielski cieszy się już dziesięcioma
tomami i czeka na jedenasty. Gatunkowo seria zalicza się do lekkich kryminałów
cosy crime, osadzona jest na klasycznych zagadkach tego gatunku - tu liczy się
zagadka i przyjemny nastrój, a nie krwawość i brutalność zbrodni (recenzje serii - klik!).
Listopad 1956 rok, hrabstwo Sussex, mała wioska
Abbeymead. Flora i Jack w końcu pogodzili się z tym, że łączy ich coś więcej
niż tylko przyjaźń - właśnie wybierają się wspólnie do kina, choć przez
ociąganie się Flory z zamknięciem księgarni już wydają się spóźnieni… Nagle słyszą
jedno uderzenie dzwonu pobliskiego kościoła - to dziwne, jedno uderzenie? Próba
dzwonników zaplanowana jest na późniejszą godzinę, nikt więc tam teraz nie
powinien się kręcić… Pogodzeni już z tym, że na film na pewno nie zdążą, idą
zbadać sytuację - okazuje się, że z dzwonnicy spadł wikary, młodziutki ksiądz,
który dopiero co przyjechał na ich plebanię, by pomóc schorowanemu
proboszczowi… Jak doszło do tego wypadku? I czy to na pewno był wypadek? Kartka
o informacji ze spotkaniem, którą przy wikarym znaleźli, wcale na to nie
wskazuje… Flora nie ufa w umiejętności policji po ich ostatnich wyczynach, jest
więc zdeterminowana, by samodzielnie zbadać sprawę. No, z pomocą Jacka, w końcu
do autor powieści kryminalnych!
Książka rozpisana jest na 32 rozdziały, a
narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego przez narratora
wszechwiedzącego, który skrupulatnie podąża za Florą i Jackiem. Styl powieści
jest przyjemny, lekki, dialogi podszyte delikatnym humorem prowadzone są sprawnie,
delikatnie nawiązują językiem do lat minionych. Całość w odbiorze jest
nieskomplikowana i lekka.
Intryga kryminalna toczy się spokojnym rytmem
opartym o klasyczne założenia - nasi domorośli detektywi muszą zasięgnąć
języka, dowiedzieć się kim była ofiara i z kim miała na pieńku. Zagadka bazuje
więc na tajemnicach, na rozmowach z potencjalnie zmieszanymi osobami i szukaniu
informacji. A to odbywa się przecież całkiem inaczej niż teraz - mamy lata
50-te XX wieku, nie ma telefonów komórkowych, niewiele osób ma telefony stacjonarne,
internet to odległa wizja przyszłości. Trzeba więc chodzić, pytać, dojeżdżać
samochodem do innych wiosek bądź czekać na przesyłki pocztą. To wprowadza w
lekko melancholijny nastrój, jest to przecież świat, który nam współczesnym
wydaje się odległy, a przez to prostszy.
Sama zagadka jest tak naprawdę prosta, choć
muszę się zgodzić z niektórymi czytelnikami - w tym tomie z niejasnego powodu
nazwiska podejrzanych mają tendencję do mieszania się, polecam zatem się przy
nich skupić. Po początkowym twiście fabularnym dalej rozwiązywanie idzie
całkiem gładko, spokojnym, płynnym rytmem zmierzamy do wyjaśniającego wszystko
finału.
W tym tomie dwójka głównych bohaterów zna się
już bardzo dobrze, jednak ich rodzaj relacji właśnie ulega zmianie - czytelnicy
zaczynający ich poznawać od tego tomu może stracą ich historię znajomości, ale przez
tą zmianę nie będą tego raczej mocno odczuwać. Nowa relacja postaci jest
przyjemnie niewinna, bez niecnych zamiarów, czy porywów namiętności - to dobrze
rozumiejąca się dwójka ludzi, która powoli zacieśnia swoje więzi.
Warto jednak zwrócić uwagę, że w tym tomie
pojawia się trochę nowych osób, nowych mieszkańców Abbeymead - młoda
dziewczyna, która podobnie jak Flora, odziedziczyła po ciotce dom, zmarły teraz
wikary, czy nowy właściciel pubu. Nie poruszamy się więc w całkowicie znanym środowisku,
choć i tych postaci nie brakuje.
Przyznam szczerze, że w tym tomie wydaje mi
się wszystkiego trochę mniej niż w tomach poprzednich. Przede wszystkim mniej
było tych dawnych czasów - jasne, brak telefonów i stare samochody jasno dają
do zrozumienia, że znajdujemy się w przeszłości, ale mam wrażenie, że w
poprzednich tomach mocniej autorka podkreślała wpływ wojny na czasy, w których
żyją postacie. W tym te problemy zdają się nie istnieć, a ówczesnych czasów
możemy dopatrywać się np. we wzmiankach o pierwszych telewizorach. Tym, co było
ciekawe, to wspomnienie o pogrzebie świeckim i to, jak lokalna społeczność na
niego reaguje.
“Zaczynam myśleć, że w Abbeymead jest zbyt wiele mrocznych historii.”
Podsumowując, “Morderstwo w kaplicy” to
przyjemna, niezobowiązująca historia kryminalna, a może nawet dokładniejszym
określeniem będzie: detektywistyczna. Ci czytelnicy, którzy w tym momencie
dołączają do serii znajdują tu i przyjemne, urocze na swój sposób postacie
(Jacka walczącego z natchnieniem pisarskim!), klasyczną zagadkę i spokojne
angielskie miasteczko w tle pełne zależności pomiędzy tym, co wypada, a co nie.
Ja jednak, jako czytelniczka znająca Florę od tomu pierwszego, widzę, że trochę
ten tom stał się powtarzalny, nie było w nim nic, czego nie było już w tomach
poprzednich, a to, mimo przyjemnej zagadki, trochę ostudziło moje emocje
związane z lekturą. Oczywiście nadal czerpałam z niej przyjemność, ale zabrakło
mi czegoś, czym mogłabym się zachwycić, z czegoś ucieszyć - a to cecha, która
jest w cosy crime jednak ważna. Ostatnie rozmowy bohaterów tego tomu dają
jednak nadzieję, że w kolejnym autorka fabułę poprowadzi w innym kierunku, więc
bardzo na to czekam!
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Mando.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz