Czym różni się wydanie "Opowiem ci mroczną historię" z 2024 od tego sprzed dekady, do jakiej dyscypliny sportu Stefan Darda porównuje różnice w pisaniu powieści i opowiadań, a do czego cały proces tworzenia i wydawania książki, jak mogłaby się skończyć próba napisania kolejnego świątecznego opowiadania i czy w ogóle jeszcze autor tworzy tę formę literatury, a także na jakie świąteczne dane czeka co roku najbardziej?
Zapraszam na rozmowę ze Stefanem Dardą!
Stefan Darda notka biograficzna:
ur. 1972, jeden z najpopularniejszych polskich pisarzy grozy. Jego książki trzymają w napięciu, zaskakują, a także charakteryzują się umiejętnym budowaniem nastroju i wiarygodnymi wątkami obyczajowymi. Autor jest laureatem Nagrody Polskiej Literatury Grozy im Stefana Grabińskiego i Nagrody Nautilus. Był wielokrotnie nominowany do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla. Stefan Darda z wykształcenia jest politologiem, ukończył szkołę muzyczną w klasie fortepianu; być może dlatego nie lubi fałszu oraz fałszowania. W wolnych chwilach chodzi po górach, żegluje, pasjonuje się snookerem, a przede wszystkim dba o psa rasy husky o imieniu Brat.
Kryminał na talerzu: Co było pierwsze w Twojej twórczości – powieści czy opowiadania? Nie pytam oczywiście o kolejność wydania, bo każdy z nas może to sobie w sieci sprawdzić, a raczej o Twoje pierwsze zmagania pisarskie.
Stefan Darda: Tak naprawdę moje pierwsze próby literackie i publikacje drukiem związane były z poezją. Jeśli chodzi o prozę, to zacząłem od opowiadania, które… przekształciło się w powieść. Sądziłem, że tekst zatytułowany „Wyręby” będzie liczył około 30 stron, jednak po napisaniu mniej więcej piętnastu z nich okazało się, że się dopiero rozkręcam. Skończyło się na liczącej ponad 300 stron książce „Dom na wyrębach”, zatem jej początek („Spojrzenie zza płotu niemal paliło plecy.”) jest równocześnie pierwszym zdaniem prozą napisanym z ocierającymi się wówczas o mrzonki myślami na temat ewentualnego wydania horroru.
W posłowiu książki „Opowiem ci mroczną historię” piszesz, żeby nie pytać Cię, co tworzy się trudniej – powieści czy opowiadania. Ale tak patrząc na Twoją całkiem pokaźną już listę publikacji, to jednak widać, że te pierwsze przeważają. Z czego to wynika?
Porównując tę kwestię do sportu, powiedziałbym, że są to dwie podobne, a jednocześnie różne dyscypliny. Tak jak, dajmy na to, biegi na 100 i 800 metrów. Tu biegniesz i tu biegniesz, ale inaczej trenujesz, inaczej rozkładasz siły. Z pisaniem opowiadań i powieści jest podobnie – w odmienny sposób konstruuje się fabułę, nakreśla klimat historii, przedstawia bohaterów i rozkłada akcenty. Odpowiadając na Twoje pytanie – po prostu w ostatnich latach przychodziły mi do głowy pomysły na dłuższe utwory; na nich właśnie się skupiałem, w nich dobrze się czułem i, aby możliwie najlepiej je przedstawić Czytelnikowi, należało skorzystać z form „długodystansowych”.
A czy w ogóle jeszcze piszesz krótkie formy? Wnioskując po wydanych książkach, to właśnie tylko do 2014 roku ukazywały się Twoje opowiadania czy to w tym jednym, autorskim zbiorze, czy w antologiach różnych autorów.
Opowiadania, które napisałem do 2014 roku, powstawały w przerwach pomiędzy pracą nad książkami. Zdarzało się wtedy, że jakieś czasopismo lub wydawnictwo zwracało się do mnie z pytaniem czy nie napisałbym czegoś do opublikowania na przykład w antologii. Jeśli akurat nie byłem zajęty pracą nad powieścią, przyjmowałem takie propozycje i w ten sposób powstała większość tekstów zamieszczonych w książce „Opowiem ci mroczną historię”. Tu dodam, że trzy ostatnie stworzyłem już tylko z myślą o tym zbiorze. Od tamtej pory nie pisałem krótkich form, ale mam to w planie. Tyle że tym razem zapewne będzie to praca nad zbiorem od początku do końca. Zapisuję sobie pomysły i pewnego razu postaram się przypomnieć sobie jak się pisze krótsze teksty, a potem spróbuję zawrzeć je w jednej książce. Mam już pewną koncepcję związaną ze strukturą tej pozycji, niemniej na razie wolałbym to jeszcze zostawić dla siebie.
Pamiętasz jeszcze skąd przyszła potrzeba wydania zbioru „Opowiem ci mroczną historię”? Sam chciałeś zebrać swoje dotychczasowe opowiadania w jednej publikacji czy był to raczej pomysł wydawcy?
Teksty były trudno dostępne, czasem tylko w czasopismach tradycyjnych i internetowych, czasem w antologiach, zdaje się, że jedno wyłącznie w formie słuchowiska, więc zależało mi, aby moi Czytelnicy mieli możliwość zapoznania się z nimi w prostszy sposób. Tak więc zaproponowałem to wydawcy, on się zgodził, a ja uzupełniłem zbiór o trzy wcześniej niepublikowane teksty i w ten sposób powstał zbiór „Opowiem ci mroczną historię”.
Chwilę po opublikowaniu tej książki została jej przyznana Nagroda Polskiej Literatury im. Stefana Grabińskiego. Pamiętasz co wtedy czułeś? Sama jestem świeżo po lekturze „Demona ruchu” tego autora i widzę pomiędzy Waszą twórczością wiele podobieństw.
Zawsze jest miło, gdy zostanie się docenionym i podobnie było w tym przypadku. Jeśli zaś chodzi o podobieństwa, to raczej są one przypadkowe, ponieważ wtedy dopiero zapoznawałem się z twórczością mojego wybitnego imiennika (który, tak na marginesie, podobnie jak ja, w pewnym momencie życia zamieszkał w Przemyślu). Wyjątkiem w tej kwestii jest opowiadanie zamykające zbiór („Pierwsza z kolei”), które było celowym mrugnięciem okiem do fanów związanej w ogromnej mierze z kolejnictwem twórczości Stefana Grabińskiego.
O genezę każdego z dziewięciu opowiadań składających się na „Opowiem ci mroczną historię” nie mam co pytać, bo sam z siebie wszystko zdradzasz w posłowiu książki, zatem zamiast tego może powiedz, czy przyświecała Ci jakaś myśl przewodnia w tym zbiorze, oczywiście prócz tego, że to wszystko są Twoje opowiadania i mniej lub bardziej wpisują się w gatunek grozy?
Od początku mojej literackiej przygody twierdzę, że groza w jej wszelkich odmianach i wymiarach może być doskonałym pretekstem do umieszczenia w tekście czegoś więcej niż tylko dreszczyku niepokoju. Pozwala na „przemycenie” treści pomiędzy wierszami, zapewnia możliwość nawiązania z Czytelnikiem czegoś w rodzaju metafizycznej nici porozumienia. Bardzo cieszę się, kiedy dostaję informacje zwrotne, że moje publikacje wywołują coś więcej niż tylko ciekawość tego „co będzie dalej”, gdy czasem skłaniają do przemyśleń czy też inspirują do postawienia się na miejscu bohatera utworu i pytania: „co ja bym zrobił/zrobiła na jego miejscu?”. Myślę, że dzięki temu popularna literatura może nienachalnie zachęcać jej odbiorców do głębszych przemyśleń i to właśnie zawsze mam na myśli pisząc – zarówno opowiadania, jak i powieści.
Wspomniałam, że mamy dziewięć opowiadań, każde jest inne, są różne tematy, narracje i długości. Jesteś w stanie wskazać które opowiadanie jest Twoim ulubionym? A może odwrotnie – z którego jesteś najmniej zadowolony?
To bardzo trudne pytanie, ponieważ nakłania mnie do chwalenia lub krytykowania tego, co wyszło spod mojej ręki, no ale spróbuję… Jeśli miałbym wskazać trzy te, które lubię najbardziej, to chyba byłoby to tytułowe „Opowiem ci mroczną historię” (za to, że sporo w nim refleksji na temat przemijania), „Nika” (za to, że w jego klimat tak się wkręciłem, że później stało się ono pierwszym rozdziałem powieści „Jedna krew”) oraz „Pierwsza z kolei” (za swoją prostotę, a jednocześnie studium szaleństwa narastającego w niewielkiej przestrzeni kolejowego przedziału). Na drugim biegunie postawiłbym etiudę „Kryzys wieku średniego” (teraz napisałbym ten tekst z pewnością inaczej, w sposób bardziej rozbudowany, ale pewnie też bardziej mocny i wyrazisty).
To teraz pomówmy chwilę o nowym wydaniu, tym z końcówki roku 2024. Czy czymś się ono różni od tego z 2014?
W nowym wydaniu jest dodany krótki wstęp, w którym piszę o tym, co wydarzyło się przez tych dziesięć lat; dodatkowo mogę wspomnieć, że opowiadania przeszły nową redakcję i korektę. Nie ma natomiast żadnych zmian związanych fabułą opowiadań. Mam przekonanie, że wracanie do tekstów po latach i poprawianie ich pod kątem fabuły jest nie w porządku wobec Czytelników, którzy czytali lub mają na półkach pierwotną wersję. Dam przykład z pokrewnej branży. Jeśli zespół rockowy wydał album, to raczej nie poprawia po latach słów piosenek lub wymyślonych i udostępnionych swoim fanom linii melodycznych (zdarza się remastering i to jest OK). Na podobnej zasadzie pisarz nie powinien zmieniać fabuły opublikowanych już utworów i dobrze, aby traktował je jako odwzorowanie konkretnego etapu swojej twórczości (dopuszczalne jest ewentualnie przeprowadzenie nowej redakcji czy korekty, bo to nie wpływa na fabułę utworu). Sprawa jest prosta - jeśli nie jesteś pewien czy to, co napisałeś jest wystarczająco dobre, to wstrzymaj się z publikacją. Jeśli chcesz się poprawić, to pisz "tu i teraz" lepsze powieści albo opowiadania, zamiast zawracać głowę Czytelnikom otwieraniem tego, co już kiedyś zostało zamknięte.
Dlaczego w ogóle zdecydowałeś się teraz na wznowienie tego zbioru?
Nakład pierwszego wydania jest już praktycznie wyczerpany (niewykluczone, że zostały jeszcze jakieś ostatnie egzemplarze w niektórych księgarniach), a ja chciałbym, żeby Czytelnicy, którzy być może niedawno po raz pierwszy sięgnęli po którąś z moich książek, mieli możliwość zapoznania się także z pozostałymi, wydanymi wcześniej utworami. Sam, jeśli przypadnie mi do gustu twórczość jakiegoś autora, lubię mieć możliwość uzupełnienia swojego księgozbioru o pozostałe pozycje bez korzystania z rynku wtórnego. Poza tym wierzę w opowiadania, chętnie sięgam po ten typ literatury. To świetna forma dla osób, które na lekturę akurat w danej chwili mogą przeznaczyć mniej czasu, niż zazwyczaj.
Czy nie boisz się, że teraz odbiór tych opowiadań będzie inny, bardziej krytyczny? W końcu w niektórych z nich poruszasz tematy, których społeczeństwo jest dużo bardziej świadome – np. depresja.
Myślę, że obawy towarzyszą autorowi zawsze – niezależnie od tego czy w księgarniach pojawia się pozycja premierowa czy wznowienie, więc teraz z pewnością będzie podobnie. Co do konkretnej obawy związanej z niezwykle szybkimi zmianami, jakie nam towarzyszą, to faktycznie, opowiadanie „Ostatni telefon” napisane dzisiaj mogłoby sprawiać wrażenie opisującego przynajmniej w niektórych momentach rzeczy oczywiste. Niemniej dokładnie pamiętam proces jego powstawania i to naprawdę niesamowite, jak bardzo przez ostatnich dziesięć lat problemy związane z depresją odbiły się szerokim echem w polskim społeczeństwie i bardzo dobrze, że teraz wiemy o tej chorobie znacznie więcej niż dekadę temu. Poza tym teksty zawarte w zbiorze są chyba dość uniwersalne w swojej treści. Może z wyjątkiem ostatniego, którego akcja rozgrywa się w pociągu z przedziałami. Szybko zapomnieliśmy, że jeszcze niedawno właśnie takie składy dominowały w połączeniach dalekobieżnych, ale może z drugiej strony takie ciekawostki też mają jakąś wartość…?
Ostatnie pytanie o opowiadania dotyczyć będzie okresu, który właśnie obchodzimy – czy nie chciałbyś napisać świątecznego opowiadania grozy? Choinka i duchy? Chyba pasuje!
W zbiorze „Opowiem ci mroczną historię” znajduje się tekst „Dwie dychy na gwiazdkę”, więc poniekąd z napisania krótkiego utworu związanego ze świąteczną tematyką już się wywiązałem. Oczywiście nie zarzekam się, że kiedyś okołoświąteczny czas ponownie mnie nie zainspiruje. Tu jednak chciałbym dodać, że nie potrafię sobie wyobrazić, abym miał cokolwiek napisać „pod zbliżający się nośny temat”. Raczej jestem zwolennikiem tezy, że warto pisać o tym, co uważa się w danym momencie za najbardziej właściwe. Poza tym, biorąc pod uwagę to, że nie piszę zbyt szybko, opowiadanie, które w zamierzeniu miałbym przygotować na koniec grudnia, mogłoby zostać skończone w okolicy maja następnego roku.
Temat opowiadań mamy zakończony, ale to jeszcze nie koniec pytań – pomówmy teraz na bardziej ogólnie! Którą część tworzenia, w ogóle wydawania powieści lubisz najbardziej, a którą najmniej?
Proces od powstania w głowie pomysłu do znalezienia się książki w księgarni mógłbym porównać do górskiej wyprawy. Na początku jest idea i to jest fajne. Później zaczyna się „pakowanie” czyli zbieranie materiałów, określanie ogólnej koncepcji, kreślenie rysów bohaterów i to wszystko też jest całkiem przyjemne. Najgorszy jest chyba początek. Tak jak w pierwszych dniach wędrówki człowiek nie ma jeszcze formy, łatwo się męczy i przeraża go założona trasa, tak podczas przechodzenia przez pierwsze kilkadziesiąt stron książki również nie jest łatwo. Ale później łapie się już formę, w plecaku ubywa ciężaru i jest już całkiem przyjemnie. Później jest wisienka na torcie – zdobycie założonego celu (czyli postawienie ostatniej kropki), a następnie powrót, czyli sprawy związane z redakcją i ogólnie przygotowaniem tekstu do druku. Tym fazom pracy towarzyszy już pewne zmęczenie, ale też poczucie swego rodzaju spełnienia, więc tę część pracy też całkiem lubię (co chyba ogólnie wśród autorów nie jest przesadnie częstym zjawiskiem).
Czy każdego dnia trzymasz się jednej rutyny czy wyznajesz zasadę tworzenia, kiedy przyjdzie to sławne natchnienie?
Uważam, że nie istnieje coś takiego, jak „natchnienie” czy „wena”, więc byłoby absurdem, gdybym oczekiwał na wystąpienie tych zjawisk. Kiedyś było tak, że dobrze mi się pracowało praktycznie bez wytchnienia przez wiele dni, a potem robiłem dłuższe przerwy na regenerację. Ostatnio natomiast staram się wdrażać do pracy właśnie na zasadzie określonych, założonych na krótsze etapy dzienne, ale też na bardziej długoterminowe czasokresy. Zdaje się, że tutaj też zaczynają przeważać nawyki z moich górskich wędrówek. Zawsze byłem znany z tego, że szedłem może bardziej powoli, ale za to praktycznie nie potrzebowałem zbyt wiele odpoczynku i dzięki temu finalnie byłem w stanie dojść dalej oraz w lepszej formie niż stosując taktykę interwałową. Akurat w tej chwili uczę się tego nowego dla mnie podejścia do pisania, jest to związane z pewnymi problemami, ale myślę, że gdy już całkowicie przyswoję ten nowy styl pracy, to efekt będzie pozytywny i zgodny z założeniami.
Jako pisarz grozy z pewnością trzymasz rękę na pulsie i sprawdzasz też, co tworzą inni autorzy tego gatunku. Masz może jakieś niedawne odkrycie literackie, które możesz nam polecić?
Tegoroczne moje hity to „Mój dom” Tomasza Sablika i „Obserwatorium” Jarosława Szczyżowskiego. Jeśli chodzi o kryminał, to w tym roku spodobała mi się niebanalna, precyzyjna i momentami bezkompromisowa twórczość Belindy Bauer. Oczywiście jest jeszcze tegoroczny stosik wstydu, ale może uda mi się go trochę zmniejszyć podczas świąt.
Na koniec pytanie obowiązkowe na moim blogu, ale dostosowane do trwającego właśnie okresu świąt Bożego Narodzenia - na jakieś świąteczne danie czekasz najmocniej?
Ponieważ w moim rodzinnym domu jest tradycja, że w Wigilię się dość sumiennie pości, to z przymrużeniem oka powiem, że na pierwsze. Natomiast tak już na serio – mój wybór pada na smażonego karpia i barszcz z uszkami. Aha, no i oczywiście jest jeszcze pyszna kutia, no ale akurat na nią nie czeka się już aż tak bardzo 24 grudnia (oczywiście dlatego, że jest na końcu). Za to ten słodki frykas niesamowicie smakuje mi w kolejne świąteczne dni.
Dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów w karierze pisarskiej!
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz