Skąd wziął się pomysł, by to halny stał się tematem przewodnim drugiego reportażu Dawida Góry, jak wyglądała praca nad tekstem i materiałem, dlaczego jednemu z taterników poświęca więcej miejsca niż innych swoim rozmówcom i dlaczego już nie prowadzi się aż tylko badań nad halnym, co kiedyś; jakie książki o górach autor poleca i czy planuje już swój trzeci reportaż?
Zapraszam na rozmowę z Dawidem Górą!
Fot. Wydawnictwo Muza |
Dawid Góra notka biograficzna:
ur. w 1988 roku w Krakowie. Redaktor, reportażysta. Autor tekstów o tematyce sportowej i społecznej. Miłośnik literatury, Tatr i kultury czeskiej. Związany z redakcją Wirtualnej Polski, W 2022 roku nakładem wydawnictwa MUZA ukazała się jego pierwsza książka "WOPR. Życiu na ratunek".
I część wywiadu - opublikowany został również na onet.pl
Kryminał na talerzu: Na naszym rynku książki właśnie ukazał się Pana reportaż „Halny. Wiatr, który niesie obłęd”. Jest to Pana druga tak duża publikacja, wcześniej jednak pisał Pan o wodzie, o ratownikach WOPR-u. Skąd zatem przyszła fascynacja właśnie halnym i to na tyle duża, by napisać o nim książkę?
Dawid Góra: Halny to moje małe pożegnanie z górami, Małopolską. Niedawno przeprowadziłem się pod Warszawę, a moja pierwsza książka nie dotyczyła znacząco spraw związanych z tym, co kocham. Pisząc o ratownikach wodnych, pisałem z perspektywy ucznia. Ratownicy opowiadali mi swoje historie, a ja wraz z poznawaniem coraz większej liczby szczegółów, uczyłem się, na czym polega ich praca.
Tatry natomiast zawsze były mi bardzo bliskie. Na szlakach górskich towarzyszy mi uczucie, że jestem we właściwym miejscu, swojej naturalnej przestrzeni. Dlatego, kiedy opuszczałem Małopolskę, postanowiłem napisać książkę właśnie o jej części, o fascynującym i tożsamym wyłącznie z nią klimacie. Każda podróż do Zakopanego, aby porozmawiać z bohaterami książki, sprawiała mi olbrzymią satysfakcję. Kiedy przymkniemy oczy, aby nie widzieć obrzydliwych reklam przy wjeździe do Zakopanego i mnóstwa sztucznych atrakcji turystycznych, zobaczymy magię tego miejsca. Warto porozmawiać z przewodnikami tatrzańskimi, ratownikami górskimi, przyrodnikami, aby poznać piękno Podhala, skrywane w nim sekrety. Jednym z nich jest halny.
To tajemnica na tyle duża, że nadaje góralom i zakopiańczykom rytm, według którego są zmuszeni żyć. Wpływa na nich, wyznacza swego rodzaju ramy postępowania. A to przecież fascynujące, bo tam, gdzie jeszcze nie sięgnęła nauka, pojawiają się legendy, które nadają całości niezwykłego kolorytu. O halnym wiele się pisało, lecz nie prac naukowych i reportaży a, przede wszystkim, wierszy. Mam poczucie, że brakowało publikacji, która w sposób ciekawy opisze fenomen i zbierze wiele tego, co wiemy o tym wietrze do tej pory. Oczywiście moja książka nie jest pracą naukową, lecz tekstem dziennikarskim, ale faktów w nim nie brakuje. Starałem się przekazać je w strawnej formie.
W swoim reportażu, mimo podtytułu sugerującego skupienie na wątku psychologicznym tego rodzaju wiatru, ujął Pan temat bardzo szeroko, zatem form jego oddziaływania na ludzi, na otoczenie wyróżnia Pan naprawdę dużo. Przytacza Pan i badania, i różne publikacje, jak i rozmowy, których liczba robi wrażenie. Zatem jak długo zajęła Panu praca nad tą książką?
Zawsze dzielę pracę nad książką na etapy. Najpierw zbieram materiał, spisuję surówkę, spostrzeżenia. Wybór tego, co najistotniejsze i najciekawsze następuje po tym. Na końcu piszę. Dzięki temu ostateczna forma jest spójna, a wszystkie elementy do siebie pasują. Etap wizyt w Zakopanem i okolicach zajął mi około cztery miesiące. Pisanie, łącznie z poprawkami i korektą, jakieś pięć, sześć miesięcy.
Przyznam, że zaskoczyły mnie statystki – średnio rzecz ujmując, halny nie jest za częstym zjawiskiem, pojawia się najczęściej kilka razy w roku. Wspomina Pan jednak, że to tylko jeden z rodzajów tak silnych górskich wiatrów, muszą być zatem i inne. Czy one nie mają tak dużego oddziaływania na zachowanie ludzi? Dlaczego to właśnie ten halny jest tak wyjątkowy?
Halnych w roku jest kilka, jeśli przyjmiemy dość restrykcyjne warunki, które wiatr musi spełnić, aby nazwać go halnym. Chodzi m.in. o jego siłę, kierunek, wilgotność, temperaturę. Wiatrów spełniających te normy, ale wiejących słabo, jest więcej, jednak, jak przekazano mi w obserwatorium na Kasprowym Wierchu, meteorologowie nie kwalifikują ich jako halne. Tak patrząc na sprawę, faktycznie, w ciągu roku halny wieje zaledwie kilka razy.
Halny jest wyjątkowy, bo niesie ze sobą gigantyczną zmianę. Temperatura wzrasta nawet o 20 stopni Celsjusza. Czyli przyzwyczajeni już do, powiedzmy, -5 stopni, nagle dostajemy 15. Z zimy robi się wiosna. Błyskawicznie topnieje śnieg, znacząco zmienia się ciśnienie. Do tego dochodzi jonizacja i gwałtownie spadająca wilgotność. No i same podmuchy – halny jest wiatrem porywistym, a więc z sekundy na sekundę może uderzyć olbrzymią siłą.
Proszę zauważyć, że nawet, kiedy za oknem przestaje być słonecznie i zaczyna padać deszcz, odczuwamy to poprzez zmianę nastroju. A co dopiero wtedy, kiedy przeobrażeniom ulega praktycznie wszystko, co odczuwamy za pośrednictwem naszych zmysłów. W ludziach wrażliwszych zachodzi wyraźna zmiana. Halny nie jest powodem tego, że ktoś w czasie jego oddziaływania np. stanie się bardziej agresywny lub zaczyna mieć myśli autodestrukcyjne. Jednak jest kroplą, która przelewa czarę. A więc jeśli ktoś, poprzez swój stan psychiczny, posiadał predyspozycje do konkretnego działania, halny może sprawić, że wykona je właśnie teraz, a nie w innym okresie roku.
A jak to jest z tymi badaniami naukowymi nad halnym? Bo po lekturze Pana książki odniosłam wrażenie, że temat ten był częściej badany w przeszłości, szczególnie pod koniec minionego wieku, a teraz tych badań wydaje się mniej. Czy faktycznie tak jest i z czego według Pana to wynika?
Tak jest. Wynika to z tego, że, jak dotąd, żadne badanie analizujące wpływ halnego na ludzką psychikę nie dało jednoznacznych wniosków. Niektóre pozwoliły przyjąć, że ten wpływ jest, choć niewielki, a inne w podsumowaniu zawierały zdanie brzmiące mniej więcej tak: „Konieczne są dalsze badania”. Jedynym badaniem, które jednoznacznie wykazało oddziaływanie halnego jest to, które skupiało się na kwestiach kardiologicznych. Halny ma bezsprzeczny wpływ na nasz układ krążenia – wpływ negatywny.
Wspomniałam o rozmowach, które w reportażu Pan przytacza – liczba rozmówców jest imponująca. W jaki sposób ich Pan dobierał, jak wyszukiwał osoby, które mogłyby mieć coś ciekawego do powiedzenia w interesującym Pana temacie?
Zależało mi na szerokim spektrum elementów składających się na odbiór halnego. Dlatego rozmawiałem z lekarzami, przyrodnikami, policjantami, strażakami, naukowcami, poetami. Jeśli moi rozmówcy mieszkają lub pochodzą z Podhala, niezależnie od stopnia naukowego i poziomu wykształcenia, podkreślają wpływ halnego na psychikę. Im dalej od Zakopanego, pewność co do tego zjawiska spada. To pokazuje, że halny jest fenomenem lokalnym, czymś co z prawdziwą siłą możemy odczuć tylko blisko północnej ściany Tatr.
Przyznam, że jedna postać w tym reportażu się wybija. Bardzo dużo miejsca poświęca Pan Apoloniuszowi Rajwie, znanemu taternikowi i ratownikowi górskiemu i to nie tylko w kontekście samego halnego, przytacza Pan sporą część jego biografii. Dlaczego?
To niezwykła postać. To on, jako pracownik obserwatorium zmierzył siłę najszybszego halnego w historii. To on spotykał się z tym wiatrem wychodząc na kolejne szczyty, ale także przymierzając się do zejścia do jaskiń. Ponadto nie jest to osoba pochodząca z Podhala, a więc halnego poczuł na swojej skórze jako coś nowego, coś, co nie było na stałe wpisane w jego otoczenie. To skarbnica wiedzy o wietrze, Tatrach, taternictwie - człowiek orkiestra, niezwykle lubiany na Podhalu. Zresztą napisanie przez niego autobiografii zainicjowali jego byli uczniowie, bo przez wiele lat pracował jako nauczyciel. To też pokazuje, jak ważną jest postacią dla tego regionu.
Poza samymi rozmowami i badaniami nad halnym, w swojej publikacji przytacza Pan też kilka historii z życia. Która z nich zrobiła na Panu największe wrażenie, która niesie tak duże emocje, że nigdy Pan o niej nie zapomni?
Z dużym skupieniem słuchałem o myśliwym strzelającym z balkonu swojego domu. Dopiero po zakończeniu interwencji na miejscu zdarzenia lekarze i policjanci zorientowali się, że ma ono miejsce tuż przed halnym. Niezwykłego klimatu tematowi halnego nadają chodzące barometry, jak nazywają ich mieszkańcy Podhala. Chodzi o ludzi, którzy silnie reagują na halnego i zaraz przed jego przyjściem wychodzą na ulicę, ubierają się inaczej, zaczynają mówić do siebie albo spożywają znacznie większe niż zwykle ilości napojów wyskokowych. Dzień lub dwa przed przyjściem halnego Zakopane i okolice zmieniają się tak, że stają się studnią opowieści i historii, do której trzeba tylko zanurzyć wiadro, a potem przelać wszystko na papier.
Który aspekt pracy nad tym reportażem przyniósł najwięcej trudności, a który najwięcej przyjemności? Bo, jak sam Pan dowodzi, halny to nie tylko i wyłącznie coś negatywnego.
Górale to nie są ludzie, którzy łatwo ufają obcym. A ja, mimo że z Małopolski, bo przecież urodziłem się w Krakowie, to jednak nie mam wiele wspólnego z Podhalem. Oczywiście, bywałem tam często, bo kocham góry, ale zawsze jako gość. Zdobywanie zaufania ludzi tego regionu trochę trwa. Tym bardziej cieszę się, że względnie niewiele czasu minęło od poznania mnie do zapraszania pod dachy góralskich domów. Bardzo lubię ludzi gór, cenię ich honorowość i zamiłowanie do prawdy.
Nie wiem, czy najwięcej, ale na pewno mnóstwo przyjemności sprawiały mi rozmowy z poetkami i poetami, ludźmi kultury. Potrafili o halnym opowiadać jak nikt inny. I na nich, rzeczywiście, halny działa jak katalizator, przynosi wenę i stanowi inspirację.
Książka fizycznie to niewiele ponad trzysta, ale z bardzo skondensowaną wiedzą. Chciałam jednak zapytać też Pana o jej wydanie– moją uwagę szczególnie mocno przyciągnęła grafika, która wyróżnia każdy podrozdział książki – co to jest?
To bardziej pytanie do grafika wydawnictwa MUZA, ale domyślam się, że chodzi o parzenicę. To ornament zdobiący spodnie góralskie. Wzór, który nieodłącznie kojarzy się z Podhalem.
Na koniec czas na autopromocję: dlaczego czytelnicy powinni sięgnąć po Pana reportaż „Halny”?
Nie lubię słowa „powinni”, ale jeśli chcą zatopić swoje myśli w tajemnicy, dotknąć tego, co do dziś do końca nie zostało wyjaśnione, to jest to świetna ku temu okazja. W książce przytaczam fakty, opowieści, wszystko jest prawdziwe, opisane z pełną rzetelnością dziennikarką, a jednak całość otacza aura sekretu, tak dobrze nam znana z książek, które z literaturą faktu mają niewiele wspólnego. To zasługa nie tyle moja, co samego halnego i niezwykłego klimatu polskich Tatr i Podhala.
II część wywiadu - dodatek dla Kryminału na talerzu
Jak wyglądała praca na tą książką? Zakładam, że musiał to Pan robić po godzinach swojej codziennej pracy, czy może jednak jako dziennikarz był Pan w stanie pracę zawodową z pracą nad książką połączyć?
Aktualnie jestem szefem redakcji WP SportoweFakty, więc praca nad książką nijak się ma do mojego codziennego zajęcia. Znaleźć czas na pisanie nie było łatwo, szczególnie że nie pracuję w konkretnych godzinach, ale właściwie cały czas muszę być gotowy do reakcji na bieżące wydarzenia. Pisanie, praca twórcza, sprawia mi jednak olbrzymią satysfakcję, dlatego poświęcam na nią czas wolny. Często to moment zaraz po przyjeździe z redakcji do domu, a czasami po prostu nieprzespane noce. Plusy takiego planowania czasu przewyższają minusy. Zawsze dużo pracowałem, więc godzenie sporej liczby obowiązków weszło mi w krew. Trudno mi powiedzieć, jak będę na to patrzeć za kilka lat, kiedy ograniczenia związane z wiekiem zaczną dawać się we znaki. Tym bardziej jednak staram się wykorzystać czas, kiedy siły i chęci są na najwyższym poziomie.
Czy ma już Pan w głowie pomysł na kolejną książkę?
Tak, nawet zacząłem już realizację tego pomysłu. To również będzie książka reporterka. Temat fascynujący, który dość często jest opisywany przez dziennikarzy zagranicznych, a w Polsce wciąż niezwykle rzadko, a w niektórych aspektach niemal w ogóle. Szczegóły w drugiej połowie przyszłego roku.
Czy chciałby Pan kiedyś zajmować się tylko i wyłącznie pisaniem?
Właściwie zawsze zajmowałem się pisaniem. Kiedy zaczynałem pracę w dziennikarstwie, miałem 16 lat. Obecnie moje główne obowiązki bazują na zadaniach menadżerskich, jednak wciąż staram się sporo pisać. A moje książki to przede wszystkim robota dziennikarska, a więc, choć w różnych formach i na różnych poziomach zaawansowania, można powiedzieć, że od zawsze robiłem z grubsza to samo.
W bibliografii tej publikacji przytacza Pan wiele różnych pozycji – którą książkę, niekoniecznie o samym halnym, ale po prostu o górach, poleciłby nam Pan jako taką najbardziej wartą przeczytania?
Takich pozycji jest mnóstwo. W bibliografii znalazło się oczywiście „Wołanie w górach” Michała Jagiełły. To lektura obowiązkowa dla miłośników Tatr. Zdecydowanie polecam też „Mój pionowy świat” Jerzego Kukuczki oraz „Spod zamarzniętych powiek” Adama Bieleckiego i Dominika Szczepańskiego.
A co sam Pan czyta, jak wygląda Pana biblioteczka?
Wydaje mi się, że moja biblioteka jest stosunkowo obszerna. Mam nieco ponad tysiąc książek. Wynika to ze swego rodzaju lenistwa – kiedy mam ochotę czytać, chcę mieć wybór. Uwielbiam moment, kiedy podchodzę do regałów i na wybór kolejnej książki, którą będę chłonąć, poświęcam dobrych kilka minut. Sam te książki wybierałem, więc ryzyko rozczarowania jest niewielkie, a wachlarz tematów całkiem spory.
Czytam różne książki, ale głównie reportaże i literaturę piękną. Z reportaży polecam doskonały „Obwód głowy” Włodzimierza Nowaka oraz „Gottland” Mariusza Szczygła. Kocham też m.in. Milana Kunderę (i w ogóle literaturę czeską), Sandora Maraiego, Witolda Gombrowicza, Marka Hłaskę, Hermanna Hessego. Z nieco lżejszych pozycji uwielbiam zatapiać się w świat Harukiego Murakamiego.
I obowiązkowe pytanie na moim blogu – co najbardziej lubi Pan jeść? Może jakąś potrawę związaną typowo z Tatrami?
Kiedy jestem w górach, nie mogę przejść obojętnie obok moskoli – najlepiej z bryndzą. Uwielbiam też wszelkiego rodzaju oscypki, szczególnie jeśli są podane w towarzystwie żurawiny. Poza Tatrami o każdej porze roku tęsknię za Czechami. Nie tylko oryginalnym sposobem bycia mieszkańców tego państwa i pięknymi małymi miasteczkami, ale też kuchnią. Knedliki z gulaszem czy zwykła svíčková na smetaně to jest to!
Dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów w karierze zarówno dziennikarskiej, jak i pisarskiej!
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz