Autor: Katarzyna
Puzyńska
Tytuł: Ulice
ciem
Data premiery: 26.11.2024
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 512
Gatunek: kryminał
magiczny
Katarzyna Puzyńska, jedna z
najpopularniejszych, najbardziej rozpoznawalnych autorek polskich powieści
kryminalnych, świętuje w tym roku dziesięciolecie twórczości, a dzisiaj
dostarczyła nam swoją dwudziestą powieść beletrystyczną! Przez kilka pierwszych
lat tworzyła kolejne tomy serii kryminalnej Lipowo, która wspomnianą
rozpoznawalność jej zapewniła, a sama seria doczekała się nie tylko ekranizacji
na małym ekranie, ale także adaptacji na grę planszową. Sama autorka jednak
ostatnio zaczęła wychodzić z tego komfortowego znanego już świata i sięga,
testuje nowe - napisała już dwie powieści fantasy, jedną grozy, kryminał
sensacyjny, a teraz jest coś, czego chyba jeszcze na rynku książki nie było -
kryminał magiczny. Czyli połączenie kryminału z realizmem magicznym, choć sama
chętnie dorzuciłabym do gatunkowych określeń także powieść historyczną i
obyczajową. Najważniejsze jednak jest to, że jej dwudziesta powieść, to hymn o
magii literatury!
Warszawa, lipiec-sierpień 1939 roku. Upalne
lato, za pasem wojna - czuć napięcie i niepewność w powietrzu, Mańka jednak na
głowie ma coś innego. Od pewnego czasu zaczęły z okolic znikać prostytutki -
niestety raczej nie jest to ucieczka do nowego życia, gdyż większość z nich po
kilku dniach od zaginięcia znajdowana jest na torach kolejowych. Wśród tej
grupy są już cztery dziewczyny od Mańki, która kiedyś sama ten zawód
wykonywała, teraz jednak prowadzi dla tych dziewczyn dom - mogą mieszkać i
jeść, w zamian za procent od urobku. Cztery dziewczyny, z których ostatnia była
dla Mańki prawie jak córka. Kiedy więc jest choć cień szansy, by kobiecie udało
się dziewczynę uratować przed tragicznym losem, to musi spróbować, musi zacząć
działać.
Czasy współczesne, Wigilia Bożego Narodzenia.
Zosia spaceruje po Warszawie - mija ludzi spieszących z ostatnimi sprawunkami i
tych już odświętnie ubranych. Sama nie za bardzo ma gdzie pójść, miesiąc temu
jej życie legło w gruzach, aktualnie mieszka w małym mieszkanku praktycznie bez
jakichkolwiek kontaktów poza tymi, które ma w pracy w bibliotece. Teraz
przypadkiem trafia do księgarni - ciągle otwartej, mimo że przecież Wigilia. W
środku jest przytulnie i uroczo, a księgarz jest nad wyraz uprzejmy, ba!
oferuje nawet pierwszą książkę za darmo z gwarancją zadowolenia. Zosia
podbudowana tym ciepłem bijącym od księgarza, dopiero po wyjściu spogląda na
książkę. I zamiera zdziwiona…
Jedna Warszawa, jedna księgarnia, trzy
kobiety. Jaka jest ich wspólna historia?
“(...) bez tych trudnych momentów nie można by docenić tych dobrych. A bez dobrych złe zdawałyby się czymś zwyczajnym. Czyż to nie byłoby okropne?”
Książka rozpisana jest na prolog, 22 części i
epilog. Każda kolejna część przynosi zmianę czasu i bohaterki: mamy historię
Hani z końcówki lipca 1939 roku, historię Mani z sierpnia 1939 oraz Zosi z
teraz. Części podzielone są na numerowane rozdziały, każda część liczona jest
od nowa. Rozdziały są krótkie, ale części niekoniecznie - najkrótsze są części
Hani, najdłuższe Mańki. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu
przeszłego z perspektywy określonej bohaterki bardzo dokładnie oddając przede
wszystkim myśli i emocje postaci. Styl dopasowany jest do każdej z kobiet osobno.
Zosia posługuje się przyjemnym językiem współczesnym, jej narracja jest płynna
i najbardziej “zwyczajna”. Hania wypowiada się jak kobieta wykształcona,
czystym polskim, ale z częstymi wtrąceniami słów francuskich. Za to Mania
oddaje nam pełen koloryt warszawskiej dawnej gwary. Jej części są mocno
stylizowane, patrząc pod kątem współczesnego języka polskiego pełne błędów, ale
są to zabiegi specjalne, które mają oddać zarówno statut Mańki, jak i pokazać
nam styl mówienia klasy bardzo robotniczej starej Warszawy. Przyznam, że z
początku czytało mi się to bardzo ciężko, tym bardziej, że znaczenia części
słów trzeba się po prostu domyślać. Może też właśnie przez te niedostosowanie
do współczesnego języka najmocniej czekałam na części Zosi, ale nie da się nie
docenić ilości pracy, jaką autorka włożyła w dostosowanie części Mańki do
dawnej warszawskiej gwary. Sposób wypowiedzi jest też częścią charakterystyki
postaci, Mańka jest bardzo ekspresyjna i mówi co jej ślina na język przyniesie,
przez co jej fragmenty bywają bardzo skrajne emocjonalnie - od rubasznych po
przejmujące. To bardzo ciekawe doświadczenie literackie!
“Każda książka jest jak taka pojedyncza pszczoła. Pszczoły tworzą rój, a książki opowieść. Bo zdradzę pani pewien sekret. Jeśli widzi pani pszczołę w swoim świecie, niech pani dobrze ją traktuje, bo to wysłanniczka opowieści. Niesie swoją część historii, żeby ktoś inny mógł ją przechwycić.”
Mańka to w ogóle bardzo ciekawa kreacja. To
kobieta silna, pogodna duchem, pełna takich prostych prawd życiowych
wynikających z niełatwych doświadczeń, ale doświadczeń, które zrobiły z niej
kobietę hardą. Hardą, ale mimo wszystko z ciepłym miejscem w sercu dla garstki
osób jej najbliższych. Jedną z nich jest zaginiona ćma (tak kiedyś nazywano
prostytutki), inną sąsiadka Żydówka, która nieustannie ją dokarmia. Mimo braku
wykształcenia, niedociągnięć językowych, Mańka jest uważna i życiowa mądra,
dzięki czemu jej prywatne śledztwo nie jest z góry skazane na niepowodzenie.
“Przecie zazwyczaj była w dobrym nastroju i taki chciała dawać od siebie innym. Bo czemu nie? W życiu i tak nie było łatwo, to po co i więcej frasunku?”
Zosia z kolei to trochę jej zaprzeczenie. To
taka szara myszka, która dopiero po przeżyciu czegoś trudnego, zaczyna walczyć
o siebie. Zosia jest też czytelnikowi bliska z tego względu, że kocha książki i
to w nich szuka odpoczynku, oderwania, a czasem i odcięcia od rzeczywistości.
Jej historia jest tragiczna, ale też poprzez motyw literatury zawiera w sobie
ten element magiczny.
“Zawsze kiedy nie potrafiła sobie z czymś poradzić, sięgała po książki. Były jej lekarstwem i ucieczką. Podczas lektury mogła w jednej chwili znaleźć się w zupełnie innym miejscu. Nie potrzeba było do tego samochodu ani samolotu. Ludzie mogli nie wierzyć w czary, ale Zosia była pewna, że magia istnieje, bo istnieją książki.”
Jest też Hania, najbardziej tajemnicza z
bohaterek. Budzi się w ciemności, nie wie gdzie jest… przez mocno okrojone części
nie poznajemy jej za dokładnie, choć i ona nie cieszy się historią wesołą.
“(...) niech sobie pani wyobrazi z łaski swojej książkę, w której od początku do końca wszystko idzie jak z płatka. Mogę się założyć, że szybko by ją pani odłożyła, czy się mylę?”
Trzy kobiety, trzy smutne historie i Warszawa.
Warszawa jest tutaj równoprawną bohaterką powieści, jej koloryt, jej przeróżne
barwy są odczuwane na każdej jej stronie. Autorka dba, by jak najdokładniej
oddać charakter przedwojennej Warszawy, często akcja toczy się na jej ulicach.
Zresztą i współczesna Warszawa jest bardzo wyraźna, choć tak osadzona opowieść
rozgrywa się przecież w przeciągu kilku dni.
“Większość przechodniów ignorowała je jednak z typową dla mieszkańców wielkiego miasta konsekwencją. Tu każdy skupiał się na swoim skrawku przestrzeni. Tak dużo się działo, że trudno było reagować na wszystko. Tak więc nie reagowało się na nic.”
A co z tą księgarnią? To magia, to wyobraźnia,
to moc literatury. To też balans, który musi zostać zachowany, to walka dobra
ze złem, która jest odwiecznym tematem przewijającym się przez powieści. To
opowieść o nas samych, o tym, co siedzi w nas głęboko, co boli, ale i leczy. To
tej element kolejnej zagadki w powieści, który pobudza ciekawość czytelnika.
“Przyszła tu, żeby wydobyć z księgarza informacje, ale tera jakby ululała się tymi knigami!”
A o przyjemne zaciekawienie autorka w pełni
zadbała. Przede wszystkim mamy intrygę kryminalną z przedwojennej Warszawy -
mamy trop, ale i przeszkody, które trzeba pokonać, by ten trop potwierdzić.
Historia nie toczy się specjalnie szybko, nie powoduje też napięcia mrożącego
krew w żyłach, raczej odwrotnie - mimo grozy zbrodni, prowadzona jest w sposób
pogodny (za co w dużej mierze odpowiada po prostu charakter Mańki). Inaczej
jest z czasami współczesnymi - do nich przyciąga nas nie tylko książka Zosi,
ale i jej tajemnica. Wiemy, że stało się z nią coś złego, ale co? Jakie będą
tego konsekwencje? Cała historia prowadzona jest spokojnym rytmem, jest
ciekawa, a i zdarzają się w niej całkiem solidne twisty fabularne, które nie
tylko mają na celu zaskoczyć, ale i zmusić czytelnik do chwili przemyśleń.
“O nie, przypadków nie ma (...). Wszyscy służymy opowieści. Pani też. Choć czasem zdarzy się, że elementy układanki się przenikają i nikt nie ma nad tym kontroli.”
Bo “Ulice ciem” to również refleksyjna
lektura. Zastanawiamy się nie tylko nad tym, co dają nam książki, jak budowana
jest historia i co powinna zawierać, sobą nieść. Mamy też tutaj opowieść o
kobietach, które są tłamszone, które przez długi czas nie miały siły czy wiary
w siebie, by o same siebie walczyć. Które dały się zwieść innym, tym, którzy
powinni dla nich chcieć dobrze. Ale mimo iż ich doświadczenia są trudne, to
równocześnie dają nam siłę, uświadamiają, przypominają, że trzeba się cenić,
trzeba o siebie walczyć i nie pozwolić innym odebrać siły, własnej pewności
siebie. To mimo wszystko budująca opowieść.
“Bo może babcia chciała dla córki dobrze. Tylko że czasem wcale nie wiemy, co to znaczy dobrze dla kogoś. Zawsze patrzymy z naszej perspektywy, a potem mogą wyniknąć z tego nieszczęścia.”
“Ulice ciem” to książka, którą Katarzyna
Puzyńska naprawdę mnie zaskoczyła, to najbardziej “inna” powieść w jej dorobku
literackim, przez to, jak jej różne elementy połączone są w całość. Bo przecież
są na rynku książki historyczne, są książki pisane gwarą. Są kryminały, są
książki o książkach. Ale wszystko to w jednym? Nie sądzę, żeby już kiedyś coś
takiego powstało! To duży atut na naszym mocno przesyconym rynku powieści i
między innymi właśnie dlatego ten tytuł sobie cenię. Cenię też tematy jakie
porusza, cenię za wątek miłości do książek i bogatą kreację Mańki, która choć
posługuje się trudnym dla nas współczesnych słownictwem, to ma w sobie uroczą
prostolinijność. I za historię Zosi, która czasami pozwalała mi przebrnąć przez
sposób wysławiania się Mańki, bo tak ciekawiła mnie jej opowieść. To książka
może nie idealna, ale na pewno jedyna w swoim rodzaju, coś czego warto
skosztować.
“(...) tak zupełnie szczerze, to nie wyobrażała sobie, że miałaby odejść z syreniego grodu. Tu był jej dom. Jej ulice. Nawet jeśli to były tylko ulice ciem. Ale to były jej ulice.”
Moja ocena: 7,5/10
Recenzja powstała w ramach współpracy
ambasadorskiej z Wydawnictwem Prószyński i S-ka.
Okładka miękka ze skrzydełkami:
Okładka twarda z barwionymi brzegami:
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz