Autor: Andrij
Kurkow
Tytuł: Srebrna
kość
Cykl: Tajemnice
Kijowa, tom 1
Tłumaczenie: Agnieszka Matkowska
Data premiery: 06.11.2024
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Liczba stron: 280
Gatunek: powieść
kryminalna / historyczna / groteska
Andrij Kurkow to ukraiński pisarz i scenarzysta
filmowy cieszący się sporą sławą nie tylko na swoim rodzimym rynku, ale także
na Zachodzie - jego proza ceniona jest m.in. w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Szwajcarii.
Tworzy od początku lat 90tych ubiegłego wieku, na koncie ma sporą liczbę
powieści, z których najbardziej znane są “Kryptonim ‘Pingwin’”, “Jimi Hendrix
we Lwowie” i “Srebrna kość” (obydwie z nominacjami do Nagrody Bookera) oraz
“Szare pszczoły” (z nominacją do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus).
Tłumaczony jest na ponad dwadzieścia języków, aż osiem jego książek doczekało
się ekranizacji. W Polsce jego publikacje wydawana są już od dwóch dekad,
przetłumaczonych zostało dziesięć tytułów, z czego “Srebrna kość” to jego
powieść najnowsza, pierwszy tom cyklu kryminalnego Tajemnice Kijowa, który
równocześnie jest moją pierwszą stycznością z jego piórem.
Marzec 1919 rok, Kijów, bardzo niespokojny
politycznie czas. Chwilę temu zakończyła się I wojna światowa, teraz trwa
rewolucja bolszewicka - na ulicach pełno jest kozaków, czerwonoarmistów i
innych zabijających się nawzajem i przypadkowych ludzi. Taką uboczną ofiarą
pada ojciec Samsona Kołaczki, który w ostatnim heroicznym czynie odepchnął syna
na tyle, by ten mógł ujść z życiem, szabla ledwo go dotknęła, odcięła mi prawe
ucho. I tak Samson, młody chłopak, został sam. Po otrząśnięciu się z szoku,
schowaniu odciętego ucha i skorzystaniu z pomocy lekarza wraca do domu, gdzie w
przeciągu kilku kolejnych dni nachodzą go czerwonoarmiści, w końcu się do niego
wprowadzając. Przecież komunistycznie rzecz ujmując, jeden człowiek nie może
mieszkać w tak wielkim mieszkaniu sam, prawda? Samson przez kolejny splot
wypadków dostaje zatrudnienie w milicji, a nabierając doświadczenia w sprawach
kryminalnych, zaczyna baczniej obserwować swoich lokatorów… Czy oni czegoś
przypadkiem nie knują?
Książka rozpisana jest na 43 rozdziały i
epilog, całość zamknięta jest mapką ówczesnego Kijowa, dzięki czemu czytelnik
może podróżować po mieście mając przed oczami jego dokładny rozkład. Rozdziały
są kilkustronicowe, czasem dzielone również na mniejsze fragmenty. Narracja
prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego z perspektywy Samsona,
jednak narrator skupia się raczej na tym, by relacjonować to, co się dzieje,
nie na emocjach postaci. Styl powieści jest ciekawy, głównie pod tym kątem, że
postacie mówią… wykrzyknikami! Daje to bardzo dziwny efekt, sama miałam
wrażenie, że bohaterowie cały czas do siebie krzyczą, więc ich rozmowy, przez
sam jeden powtarzalny znak interpunkcyjny robią się mocno ekspresyjne. Trzeba
też chwili, by się do tego przyzwyczaić, bo jednak nie jest to zapis normalny,
później jednak zaczyna to działać dość komicznie. Książkę czyta się bardzo
sprawnie, a lekki, ironiczny styl autora, sprawia, że trudna sytuacja
społeczno-polityczna ówczesnych lat nie wpływa na czytelnika przytłaczająco.
“(...) czy całkiem niedawna przeszłość naprawdę może wydawać się aż tak odległa, jakby z przeczytanych książek, a nie własna?”
To może właśnie na tym na początku się skupmy
- na tej sytuacji społeczno-historycznej, politycznej, bo tak naprawdę wszystko
to, co dzieje się w trakcie trwania tej historii w tle, ma dla niej kolosalne
znaczenie - dlatego sama, przy określeniu gatunkowym dorzuciłam powieść historyczną.
Jeszcze niedawno w kraju rządził car, po czym przyszła wojna, teraz rewolucja,
a to sprawiło, że bardzo różne ugrupowania zaczęły ze sobą walczyć. W jednym
krótkim momencie władza zmieniała się kilka razy, za każdym razem, jak to na
wojnach bywa, dając mocno oberwać tym, którzy żyli sobie nikomu nie wadząc. I
tak teraz mamy Samsona, który jeszcze niedawno żył sobie w dobrze sytuowanej
rodzinie, z ojcem księgowym, który się o wszystko troszczył. Samson uczył się na
elektryka, ale przyszła wojna i świat stanął na głowie. Nagle z młodego nietroszczącego
się o nic chłopaka, niemającego w niczym doświadczenia (nie wspominając nawet o
tak “babskich” sprawach jak pranie i gotowanie!), staje się głównym i jedynym
członkiem swojej rodziny. I autor mocno te jego oderwanie od rzeczywistości
podkreśla już na samych pierwszych stronach powieści - dopiero po jakimś czasie
od śmierci ojca, zapytany przez sąsiadkę, uświadamia sobie, że przecież musi
zacząć skądś brać pieniądze… I właśnie na zasadzie absurdu, autor bardzo
dosadne oddaje koszmar życia w tamtym okresie. W tle głód, morderstwa,
kradzieże, grabienie mienia, a na linii pierwszej - Samson, który kompletnie
nie rozumie zależności politycznych, więc po prostu leci z tym, co mu życie
przynosi…
“- A pan, Samsonie, czym się zajmuje?- No właśnie, przeżywam nieszczęścia, które się na mnie zwaliły (...).”
I właśnie na przypadku się ta historia opiera.
Samson, tak jak jego imiennik biblijny, dostaje pewną siłę, której brakuje
innym śmiertelnikom, choć nie jest ona tak dosłowna, a sam Samson tak zaradny…
I właśnie przez tę, nazwijmy to umiejętnością, zaczyna drążyć pewien trop
kryminalny - bo co innego miałby robić? Pracy jako elektryk nie dostanie, a że
przypadkiem trafił do milicji, w której też nie dostaje żadnego konkretnego
polecenia, to co mu szkodzi trochę potropić? Intryga kryminalna toczy się
tempem spokojnym, bo też nie ona jest tu najważniejsza, tu króluje absurd
codzienności, a śledztwo to po prostu jego kolejny przejaw i kolejna okazja do
oddania ówczesnego kolorytu Kijowa. Sama zagadka ma w sobie ciekawe momenty, a
jej rozwiązanie doskonale pasuje do całościowego klimatu powieści.
“A ja zasadniczo jestem specjalistą od elektryczności, a nie od morderstw, ale tak się jakoś złożyło…”
Żeby powieść była pełna, to dostajemy też w
niej subtelny wątek miłosny - Samson poznaje (znowu nie sam o to zabiega)
dziewczynę i trzeba mu przyznać - tę znajomość podtrzymuje, ba, nawet chyba
stara się ją rozwijać. I tutaj mamy nieco komizmu, bo przecież Samson i w
sprawach romantycznych kompletnie się nie orientuje, ale wątek ten wprowadza
taki ciepły, zwyczajny element - z Samsona robi zwyczajnego, ale i pełnego
kultury młodego człowieka, a to dalej nadzieję, że jeszcze kiedyś wyjdzie na
ludzi...
“Wydaje mi się, że ważne jest, aby przechować jakieś historie rodzinne! Aby ciepło pozostawało w duszy.”
Podsumowując, “Srebrna kość” na rynku powieści
kryminalnej jest czymś rzadko spotykanym. To historia pełna groteski i absurdu,
ale czy o tak chorych sytuacjach, jak ta z Kijowa z 1919 da się mówić inaczej?
Da się, ale byłoby bardzo smutno, a czasami chore sytuacje chyba lepiej jest po
prostu wyśmiać. I tak robi Andrij Kurkow bawiąc się głównym bohaterem - nadaje
mu lekko nadprzyrodzone cechy, które robią z niego dobry materiał na śledczego.
Cóż kiedy on jednak jest elektrykiem, a nie śledczym? Taka rzeczywistość -
trzeba się przestawić. Zatem podążamy tropem zbrodni, uparcie, i po wybojach,
po omacku, no bo przecież Samson kompletnie nie wie co robić - to nie czasy,
gdzie każdy dzięki powieściom kryminalnym i serialom jest już trochę
detektywem…. I choć autor nie skupia się specjalnie na psychologii postaci,
sama intryga kryminalna też nie jest na pierwszym miejscu, to jakoś tak operuje
tą uwagą czytelnika, że lektura zajmuje, a po jej zakończeniu chce się więcej.
To kiedy te drugie śledztwo Samsona?
“-(...) nagle zdał sobie sprawę, że czasem myślenie przeszkadza, Można zrobić coś ważnego tylko dokładnie wtedy, kiedy nie myślisz!”
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Oficyną Literacką Noir sur Blanc.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz