listopada 01, 2024

"Na trwogę bije dzwon" Ryszard Ćwirlej

Autor: Ryszard Ćwirlej
Tytuł: Na trwogę bije dzwon
Cykl: wojenny z Antonim Fischerem, tom 1
Data premiery: 23.10.2024
Wydawnictwo: Agora
Liczba stron: 352
Gatunek: kryminał retro
 
Ryszard Ćwirlej to jeden z polskich najbardziej cenionych twórców literatury kryminalnej. Publikuje już od 17 lat, jego debiut ukazał się w 2007 roku i był pierwszym tomem cyklu, który uznano na nowy rodzaj kryminału - neomilicyjny. Przez kilka pierwszych lat to właśnie historia milicjantów z Poznania zaprzątała twórczość autora, zmieniło się to w 2015 roku, kiedy na scenie pojawił się Antoni Fischer. Ten bohater przeniósł nas do Poznania międzywojennego, a osiem tomów, które opowiada o jego przygodach, osadzonych jest w latach 1919-1932. Teraz, po zmianie wydawnictwa, Ćwirlej wraca z Fischerem, ale w nowej odsłonie, w nowym cyklu, którego akcja toczyć się będzie w czasie II wojny światowej. Pierwszy tom jest tych czasów zapowiedzią, większość akcji “Na trwogę bije dzwon” toczy się zimą 1938 roku. Jako że jest to cykl nowy, to też bez problemu mogą sięgnąć po niego również ci, którzy z Fischerem do czynienia jeszcze nie mieli.
Oczywiście Ryszard Ćwirlej ma na koncie więcej niż tylko te trzy cykle. Poza nim w międzyczasie powstały jeszcze trzy, których akcja toczy się współcześnie - kryminały z Anetą Nowak i z prokuratorką Brygidą Bocian oraz komedie kryminalne z Marcinem Engelem. Jak widać autor przywiązuje się do swoich bohaterów, pojedynczych powieści w jego dorobku nie znajdziemy. Są za to opowiadania, był także serial słuchowiskowy, który autor stworzył na podstawie swojej powieści “Ręczna robota”. Za swoją twórczość Ryszard Ćwirlej zdobył najważniejsze nagrody literatury kryminalnej - Nagrodę Wielkiego Kalibru i Nagrodę Kryminalnej Piły.
 
Historia “Na trwogę bije dzwon” rozpoczyna się 18 stycznia 1938 roku w Gaju Małym, wiosce położonej pod Poznaniem. Wczesnym rankiem stróż szkoły, w której kierownikiem jest Antoni Eckert, przychodzi do budynku, by napalić w piecu, jednak niepokoi go widok uchylonych drzwi. Wchodzi więc do części mieszkalnej, a tam zastaje widok, w który nie może uwierzyć - Antoni Eckert, jego żona i dwójka ich dzieci siedzą przy stole z poderżniętymi gardłami… Jasne jest, że trzeba wezwać policję z Poznania, jednak na razie mróz uniemożliwił połączenia telefoniczne. Zatem do czasu powiadomienia i przyjazdu poznaniaków, miejsce musi zabezpieczyć lokalny policjant.
W tym czasie nastroje w mieście robią się coraz bardziej niespokojne, zaczyna mówić się o potencjalnym wybuchu wojny… Przestępcy nie próżnują - Fischer właśnie bada sprawę zaginionej biżuterii, a ktoś inny napadu na kancelarię lokalnego prawnika. Gdzieś na obrzeżach plącze się też polski wywiad, który zajmuje się w mieście jeszcze inną sprawą… Czy w tym natłoku zajęć sprawa Eckerta zyska priorytet? Czy Fischer znajdzie sprawców tak dziwnej, brutalnej zbrodni?
“Jednak było w nim coś, czego nie potrafię nazwać. Jakaś rysa, jakaś skaza wewnętrzna, z która nie mógł sobie poradzić. Myślę o czymś, co się wydarzyło w przeszłości.”
Książka rozpisana jest na prolog, dziewięć rozdziałów i epilog. Każdy z rozdziałów podzielony jest na mniejsze fragmenty, których akcja toczy się naprzemiennie - raz jesteśmy w Poznaniu, raz w Szamotułach czy Gaju Małym, obserwujemy równocześnie kilka różnych spraw kryminalnych. Każdy fragment rozpoczyna się od określenia miejsca i czasu akcji, dlatego też czytelnik nie ma problemu, by połapać się w którym momencie historii się znajduje - zdarzają się przeskoki w czasie, najczęściej w tył, najbardziej widoczne to jest, gdy jedna sytuacja opisywana jest z kilku różnych perspektyw. Większość akcji toczy się w styczniu 1938 roku, wyjątkiem jest prolog, którego historia pochodzi z czasów I wojny światowej, a sama końcówka książki to wrzesień 1939 i kluczowa data wybuchu II wojny światowej oraz wkroczenia Niemców do Poznania. Tam też kilka fragmentów przedstawionych jest w narracji pierwszoosobowej przez Fischera, znacząca większość historii jednak pisana jest w narracji trzecioosobowej czasu przeszłego. Styl powieści jest jednym z moich największych zachwytów nad tym tytułem! Ćwirlej jest autorem, który lubi pisać w sposób lekko gawędziarski, ale przez to mocno osadza nas w czasach, w których akcja się toczy. Język jest barwny, usiany gwarą, jaką mówiono w tamtych czasach w Poznaniu (są przypisy, więc można czytać bez obaw), stylizowany na dawny. Jednak tym, co zachwyca najmocniej są dialogi - to prawdziwe perełki, autor w zależności od stopnia wykształcenia czy poglądów bohaterów dostosowuje brzmienie ich wypowiedzi, a wymiany zdań pomiędzy postaciami są dynamiczne. Bywają też naprawdę zabawne (szczególnie mocno można to odczuć, gdy słucha się ich w interpretacji Adama Cywka!), jednak to ich samo brzmienie powoduje, że mamy wrażenie przeniesienia się w czasie. Jest to naprawdę doskonała stylizacja!
“- (...) To jesteś i tenorem, i sopranem, czyli masz ciekawą skalę.
- Jakim tenorem? (...)
- Nie wiesz, co to tenor?
- Ja jestem z zawodu drukarzem.”
Kreacje postaci tej książki zdają się rysowane grubą kreską, część z nich nosi cechy prześmiewcze, lekko komediowe - mamy osoby nie do końca inteligentne, mamy złodziejaszków i lokalnych pijaczków (dzięki którym uwypuklone są wady i problemy ówczesnego społeczeństwa). Oczywiście sam Antoni Fischer jest bohaterem poważnym, inteligentnym, który sprytnie potrafi manipulować swoimi rozmówcami. Postacie kobiece raczej nie są tutaj przodujące, jednak pojawia się jedna fotografka, która w ciekawy sposób nawiązuje do tego, co ostatnio oburza część naszego społeczeństwa - do feminatywów. Przyznam, że sama myślałam, że ich użycie było tępione dopiero po zakończeniu II wojny światowej, ale też wierzę, że kto jak kto, ale Ćwirlej, który ma tak dobre podłoże historyczne, wie co robi poruszając ten wątek już przed wybuchem wojny.
Ogólnie mam wrażenie, że to jednak nie na postaciach się tutaj skupiamy, a raczej na historii - zarówno pod kątem postaci, jak i zagadki kryminalnej. Pod kątem postaci historia objawia się we wspomnieniach I wojny światowej. Wielu z bohaterów, których spotykamy, to weterani wojenni, którzy na wojnie się zasłużyli lub odnieśli w jej czasie rany. To uświadamia, jak ciągle ta I wojna światowa była żywa, jak mocno obecna w życiach ludzi kilkanaście lat po jej zakończeniu. Teraz nastroje zdają się potwierdzać, że są o krok do powtórki z historii - czuć tę atmosferę lęku, niepewności, strachu o przyszłości, a jest ona tym mocniejsza, że tym razem wszyscy pamiętają co wojna sobą niesie.
“Zobaczy pan, że niedługo każdy, kto ma w sobie niemiecką krew, będzie mógł powiedzieć o sobie z dumą, że należy do wybranej nacji.”
Intryga kryminalna jest rozbudowana i dosyć zagmatwana, choć już sam prolog sugeruje nam czego może dotyczyć. Oczywiście to byłoby za proste, by od początku czytelnik wiedział o co chodzi, autor więc kusi się o kilka ciekawych plot twistów. Bywają momenty, gdzie zagadka zdaje się raczej tłem, pretekstem do pogadania o tym, jak faktycznie żyło się w Poznaniu w czasach na moment przed wybuchem wojny. Ale zagadka jest, nie znika, cały czas delikatnie drażni ciekawość czytelnika, który im dalej w lekturę, tym coraz częściej zastanawia się, jak wszystkie wątki kryminalne łączą się w jedną całość. Mimo tego, że akcja w większości toczy się tempem spokojnym, gdzie jest czas na opowieści i pogawędki, to jednak zdarzają się też chwile, gdy faktycznie sporo się dzieje - jest trochę strzelanek, pościgów i innych rozwiązań fabularnych, które nasuwają na myśl powieści sensacyjne, ale wszystko to utrzymane jest w tonie skupienia na reakcjach, na historii, na postaciach - to raczej z tych łagodniejszych kryminałów, gdzie krew nie leje się litrami. Dla mnie to kolejny plus powieści, choć przyznam, że poprzez ilość postaci i różnych akcji czasami zdarzało mi się tracić orientację kto jest kim i o której sprawie teraz czytam - przypuszczam jednak, że może być to wynik przełączania się pomiędzy czytaniem a słuchaniem.
“Zwierzęta nie są okrutne, ino nie mają wyjścia i zabijają. A ludzie robią takie okrucieństwa dla przyjemności. I to jest okrutne.”
Wspomniałam o tym, że mam wrażenie, że czasami zagadka kryminalna jest tłem do oddania codzienności poznaniaków w późnych latach 30-tych. Bo to, jak autor ją oddaje, budzi mój ogromny podziw. Czasy przejawiają się tutaj w każdym aspekcie - od samochodów i dorożek jeżdżących po ulicach, poprzez wystroje wnętrz, aż po potrawy, którymi postacie się raczą. Dowiadujemy się czego się wtedy słuchało, jakie gazety czytało i co ile kosztowało. Na każdej stronie czuć, że autor posiada ogromną wiedzę o tych czasach, a co ważniejsze - przekazuje nam ją w bardzo swobodny, niewymuszony sposób, dzięki czemu faktycznie mamy wrażenie podróży w czasie, a nie suchej lekcji historii.
Koniec lat 30-tych to zmieniające się nastroje społeczne, coraz pewniej czujący się Niemcy. I to jest też tutaj wyraźnie podkreślane, choć autor nie robi tego w sposób czysto polityczny, a po prostu ludzki - nie zanudza nas szczegółami ustaleń rządów, a przedstawia czasy z perspektywy zwykłego człowieka, jest lęków, niepokoi. Obrazuje jak bardzo już wtedy dzieliło się społeczeństwo, a to, co miało się już nigdy nie wydarzyć, stawało się ponownie coraz bardziej realne.
“(...) będzie pan pracował na rzecz kraju, który zawsze był pańskim Fatherlandem. Przecież nie może nim być to sezonowe państwo, jakim jest Polska. Ono jest skazane na upadek. Nastąpi to prędzej czy później, ale może być pan tego pewny, że zniknie z mapy…”
“Na trwogę bije dzwon” to kryminał specyficzny, zatem i może budzić w czytelnikach różne emocje. Myślę, że będzie odpowiednim wyborem dla tych, których ciekawi to, jak wyglądało życie w dawnych czasach, którzy są zainteresowani poznawaniem szczegółów innych codzienności i którzy doceniają warstwę językową powieści, bo ta jest tutaj naprawdę znakomita, a dialogi to prawdziwe perełki. Ponadto uwaga zwrócona jest na rozwiązania sprawy kryminalnej poprzez to, co znamy z klasyki - po prostu dedukcję i sprytną rozmowę, obserwację świadków i potencjalnych sprawców. Nie ma tu stale dynamicznej akcji, nie ma brutalnych opisów. Charakter powieści utrzymany jest w tonie lekkim, momentami delikatnie podszyty nutką komedii. Może i postacie nie są centralnym punktem opowieści, nie poznajemy dokładnie ich historii z przeszłości czy sposobu myślenia, ale spełniają to, co mają spełniać - niosą historię, która opisana jest tak, że już po zakończeniu chce się więcej. Sam finał przenosi nas przecież do kompletnie innej rzeczywistości, do rzeczywistości wojennej, a wyzwanie, które staje przed Fischerem, zdaje się pod kątem kryminalnym naprawdę fascynujące. Z tej perspektywy tom pierwszy można rozpatrywać w kategoriach zapowiedzi, intrygującej, ciekawej, dającej mały podgląd tego, co przyniosą tomy kolejne. Czekam na nie z niecierpliwością!
“Na chodniku nieopodal przyglądało się im kilkadziesiąt osób, ciekawskich poznaniaków, niemogących odmówić sobie widoku sensacyjnego i dawno zapomnianego w tym mieście. Ludzie w niemieckich mundurach zniknęli z poznańskich ulic w dziewiętnastym roku. A teraz, równo dwadzieścia lat później, pojawili się znowu.”
Moja ocena: 8/10
 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Agora.

Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz