Autor: Marryn
Allingham
Tytuł: Morderstwo
w hotelu
Cykl: Flora
Steele, tom 4
Tłumaczenie: Ewa Ratajczyk
Data premiery: 13.11.2024
Wydawnictwo: Mando
Liczba stron: 320
Gatunek: kryminał
cosy crime
Merryn Allingham to brytyjska autorka, która
tworzy powieści historyczne z nutką zagadki i romansu, jednak seria z Florą
Steele to jej pierwsza typowo kryminalna pozycja. Choć może bliżej jest tym
książkom raczej do powieści detektywistycznych, w końcu mimo zbrodni i … no
cóż, trupów, książki utrzymane są w pogodnym, bardzo przyjemnym tonie.
“Morderstwo w hotelu” to czwarty tom przygód Flory, która na polskim rynku
zagościła latem poprzedniego roku i już pierwszym tomem pt. “Morderstwo w
księgarni” (recenzja - klik!) mocno przypadła mi do gustu. Tom czwarty tego nie
zmienia, ba! utwierdza mnie w przekonaniu, że ta seria to gwarancja miło
spędzonego czasu. Dlatego też z niecierpliwością czekam na kolejne tomy -
angielska okładka tomu piątego jest dosyć śnieżna, więc mam nadzieję, że już za
kilka miesięcy i my będziemy mogli się nią cieszyć. Na szczęście seria w
oryginale liczy już dziesięć tomów (dziesiąty będzie miał premierą za kilka
dni), więc polski czytelnik może na razie zgłębić się w świat Flory i mieszkańców
Abbeymead bez zmartwienia, że wkrótce ta przygoda dobiegnie końca. Jeszcze
wiele dobrego przed nami!
Wrzesień 1956 roku, mała angielska wioska
Abbeymead. Flora i Jack - jej przyjaciel i autor kryminałów - szykują się
właśnie na przyjęcie z okazji otwarcia nowego hotelu w miasteczku, który
powstał w miejscu dawnego Klasztoru, zamieszkiwanego przez lokalny
arystokratyczny ród. Rok temu rozegrały się tam zdarzenia tragiczne (patrz „Morderstwo
w księgarni”), teraz jednak lokal trafił w inne ręce, w ręce przyjaciółki
Flory, która w czasie jej pobytu w Kornwalii czuwała nad księgarnią. Sally wraz
z biznesowym partnerem Dominiciem zaciągnęli w banku kredyt, kupili i
odremontowali posiadłość. Teraz w końcu nadeszła pora na wielkie otwarcie pełne
gości, dobrego jedzenia i występu muzycznego znanego zespołu rock’n’rollowego
Tutti Frutti, który wśród gości budzi największe emocje - nie u wszystkich
pozytywne, gdyż Abbymead nie wydaje się gotowe na taki powiew nowoczesności -
głośna muzyka, członkowie zespołu ubrani w dziwne obcisłe stroje… Kto to
widział?! Jednak zaraz coś innego przykuwa ich uwagę - kiedy wokalistka
wychodzi na scenę w czerwonej, błyszczącej krótkiej i obcisłej sukience i łapie
za mikrofon, coś się dzieje. Zaczyna się trząść, jej ręce zaciskają się na
mikrofonie, a z gardła nie wydobywa się żaden dźwięk. Co się dzieje? Na pewno
coś złego! Jack krzyczy by wyłączyć prąd, ale jest już za późno - kiedy prąd
zostaje odcięty, dziewczyna pada martwa na scenę. Co to było, co się właśnie
stało? Czego wszyscy ci goście byli świadkami? Szybko pada podejrzenie, że nie
była to śmierć przypadkowa, a Flora i Jack, choć tym razem mocno niechętnie, na
prośbę właścicielki hotelu obiecują przyjrzeć się sprawie…
Książka rozpisana jest na 30 rozdziałów,
których narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego przez
narratora opisującego historię z perspektywy Flory oraz Jacka, choć fragmenty
poświęcone Florze są dominujące. Oczywiście każdy rozdział dzielony jest na
krótsze fragmenty tekstu, scenki, przez co czytanie jest komfortowe. Styl
powieści jest bardzo przyjemny, pozbawiony wulgaryzmów, za to skupiony na
detalach życia codziennego. Sporo doświadczamy też przemyśleń głównych
bohaterów, a delikatny humor często ukryty w dialogach sprawia, że lektura jest
bardzo pozytywna. Zresztą nie tylko żarty pomiędzy bohaterami za to
odpowiadają, sam kreacje postaci również.
“Lubię nasze mroczne wyprawy w świat przestępstw, ale praca prywatnego detektywa byłaby czymś zupełnie innym. Mam wrażenie, że to głównie szpiegowanie ludzi, najczęściej małżonków, którzy chcą rozwodu. Prowokowanie do cudzołóstwa. (...) Nie chciałbym takiego życia.”
A tą kreacją, która najmocniej za nastrój
całej powieści odpowiada, jest oczywiście Flora. To młoda dziewczyna, która do
Abbymead przyjechała niedawno, w chwili, gdy ciotka, po której rok temu
odziedziczyła księgarnię, zachorowała. Flora jest jednak otwartą osobą, szybko
więc nawiązała w miasteczku przyjaźnie. Między innymi z Jackiem, który przed
ich poznaniem był raczej odludkiem. Teraz się zmienił, coraz bardziej wychodzi
do ludzi i z pewnością można tę zasługę przypisać przyjaźni z Florą. W tym
tomie ich znajomość jednak przechodzi przez dziwną fazę - kilka miesięcy temu
pojechali razem do Kornwalii i choć był to wyjazd bez żadnych podtekstów, to
jednak obydwoje zaczęli zadomawiać się w tej relacji aż za bardzo… Dlatego
teraz raczej próbują się od siebie trzymać z daleka, co oczywiście nie do końca
im wychodzi - w końcu nikt tak dobrze jak ta dwójka nie rozwiązuje zagadek
kryminalnych!
Ale miało być o Florze - to dziewczyna
dynamiczna, często szybciej działająca, niż myśląca, z bujną wyobraźnią, ale i
smykałką do interesów - w końcu udało jej się postawić księgarnię na nogi. Może
dzięki temu, że myśli nieszablonowo? A to zdecydowanie pomaga też w
rozwiązywaniu zagadek kryminalnych!
“Nie zawsze idę prostym tokiem myślenia, ale zwykle wyciągam trafne wnioski.”
W “Morderstwie w hotelu” oczywiście występuje
plejada postaci pojawiających się tylko w tym tomie. Są to kreacje dobrze
dopasowane do potrzeb, a to znaczy, że nie wszystkie charaktery oddawane są w
pełni dokładnie, a na tyle, ile jest to potrzebne dla fabuły tej powieści. Z
ciekawością odkrywamy historię członków zespołu i ich menadżera, jak i
współpracującego z Sally Dominica. Obserwujemy też i mieszkańców wioski,
których znamy z tomów poprzednich - jednak są one raczej tłem, przez co i ci
czytelnicy, którzy wcześniej z serią nie mieli do czynienia, odnajdą się w tym
tomie bez problemów.
Zagadka kryminalna z początku wydaje się
prosta, przynajmniej jeśli chodzi o sposób popełnienia zbrodni. Podejrzanych
jest jednak sporo, a szybko okazuje się też, że sposób zamordowania wcale nie
musi być taki, na jaki na pierwszy rzut oka wyglądał. Co ciekawe, ani Flora,
ani Jack na starcie w sprawę się nie angażują, na scenę wkraczają dopiero po
kilku dniach, kiedy wydaje się, że policja niewiele robi, a zamknięcie hotelu
każdego kolejnego dnia i nierozwiązana sprawa kryminalna wpływają na rezerwacje
gości, a zatem i na płynność finansową przyjaciółki Flory. Nie ma więc wyjścia,
trzeba zacząć drążyć. I tak jak w poprzednim tomach, tak i ten przyniesie
trochę zabawnych sytuacji, trochę momentów grozy i pomysłowych sposobów na
zaskakujące twisty fabularne. Na samym końcu miałam jedynie wrażenie, że
rozwiązanie padło nieco za szybko i nie zostało do końca wytłumaczone, jednak
gdy się zatrzymałam, przewertowałam historię kilka stron do przodu, wrażenie to
się rozmyło. Tempo akcji jest w pełni dostosowane do rodzaju kryminału -
prowadzone jest spokojnie, z miejscem na dobre tło zdarzeń i rozwój relacji
postaci.
“- (...) w tej książce opisane są trucizny tak wyszukane, że żaden śmiertelnik z tego kraju nie byłoby w stanie ich zdobyć. A ja nie chcę oszukiwać?- Dlaczego nazywasz to oszustwem?- Czytelnikom trzeba dać szansę rozwiązania zagadki. Wskazówki muszą być uczciwe. Trucizna, o której nikt nigdy nie słyszał, moim zdaniem jest oszustwem.”
No właśnie, tło. Cała historia toczy się w
roku 1956, lekko ponad dekadę po wojnie, która ciągle jest żywa w pamięci
postaci - znajdujemy ją i w doświadczeniach z przeszłości, które wpływają na
teraźniejszość postaci, jak i ot, zwyczajnych wspominkach jak np. w chwili, gdy
Flora maluje usta szminką, przypomina jej się barwienie ust sokiem z buraka.
Świat jednak nieustannie idzie na przód i to też w tej historii widać. Powstaje
nowy rodzaj muzyki, ludzie zaczynają ubierać się inaczej. Zaczynają pojawiać się
nowe obyczaje, nowe pragnienia i nowe sposoby na życie. I choć o książce raczej
nie będę mówić w kategorii powieści historycznej, to te malutkie detale, które
w tle się pojawiają, świetnie osadzają ją w ówczesnych czasach. Detale są małe,
delikatne, nie stanowią żadnej konkurencji dla samej historii kryminalnej, ale
są i tworzą bardzo realistyczne, a zarazem nienachalne tło uwiarygodniające
czasy, w których akcja się toczy.
No koniec muszę wspomnieć jeszcze o jedzeniu!
W każdym tomie przewija się ten wątek, jednak w tym wydaje mi się wyjątkowo
mocno podkreślony. Doglądamy z Jackiem jego ogródka warzywnego, razem z Florą
zazdrościmy mu udanych plonów ziemniaków, z których później tworzą się pyszne
zapiekanki, których zapach aż unosi się nad kartami powieści. Postacie raz po
raz spotykają się przy jedzeniu, delektują posiłkami, deserami i dobrym winem,
a to wszystko daje uczucie bardzo domowe, bardzo … no cóż, cosy! Czyli
przytulne, urocze, domowe.
Podsumowując, “Morderstwo w hotelu” to urocza
odsłona powieści detektywistycznej - lekka, ale zajmująca, zabawna, ale pod tą
warstwą kryjąca tematy ważne zarówno w perspektywy uniwersalnej, jak i dla
ówczesnej społeczności małego miasteczka w czasach odbudowy po wojnie.
Zbrodnia, która zostaje popełniona, uwagę skupia na motywach, na ich
poszukiwaniu, a więc i grzebaniu w informacjach wokół zamordowanej i
potencjalnych sprawców. Nie skupiamy się na krwi, na fizyczności zbrodni, choć
dosyć brutalnych sposobów na jej popełnienie dostajemy tutaj kilka (przecież
Jack pisze kryminały, sporo więc jest tu też rozmów wokół teoretycznej
zbrodni). Sama, jak przy każdym poprzednim tomie, bawiłam się naprawdę dobrze -
odpoczęłam, zrelaksowałam się i poprawiłam sobie trochę nastrój, a to późną jesienią
jest naprawdę ważne, prawda? Kiedy za oknem coraz więcej ciemności, a zimno
sprawia, że ludzie są coraz bardziej zmęczeni i rozdrażnieni. Flora zatem
śpieszy na ratunek i zaraża swoją energią! Czekam na więcej 😊
“(...) tajemnice najlepiej rozwiązywać w domu, przy filiżance herbaty i z talerzem grzanek.”
Moja ocena: 7,5/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Mando.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz