listopada 22, 2024

"Klub Dzikiej Róży" Kate Quinn

Autor: Kate Quinn
Tytuł: Klub Dzikiej Róży
Tłumaczenie: Agnieszka Szmatoła i Marta Zielińska
Data premiery: 13.11.2024
Wydawnictwo: Mando
Liczba stron: 512
Gatunek: powieść obyczajowa / historyczna
 
Kate Quinn jest jedną z zagranicznych autorek, które nie tworzą w gatunku kryminalnym, a jednak i tak ich nowości zawsze wskakują na moją listę. Jej specjalnością są powieści historyczne o silnych kobietach, które w jakiś sposób zaznaczyły swoją obecność na kartach historii. “Klub Dzikiej Róży”, czyli jej najnowsza powieść, jest pod tym względem nieco inna, bo nie ma tej jednej przewodniej bohaterki wzorowanej na postaci prawdziwej. Jest kilka, a każda jest postacią fikcyjną, choć zbudowaną z elementów zgodnych z prawdą historyczną.
Proza Kate Qiunn na polskim rynku pojawiła się w roku 2020, pierwszą powieścią, jaka w się u nas ukazała była “Sieć Alice” (recenzja - klik!). “Klub Dzikiej Róży” to piąty jej tytuł dostępny dla polskiego czytelnika.
 
Święto Dziękczynienia, rok 1954, Waszyngton, Pensjonat dla panien Dom pod Dziką Różą. Podczas kolacji, którą urządziły sobie pensjonariuszki wraz z kilkorgiem swoich znajomych, doszło do tragicznych zdarzeń - ktoś został zamordowany. Na miejscu zjawia się policja, od razu podejrzewa mężczyzn o szemranej przeszłości… a nikt nie zwraca uwagi na siedem kobiet stojących z boku i roniących łzy. Co wydarzyło się tamtej nocy? By to odkryć, musimy cofnąć się o cztery lata i przyjrzeć się każdej mieszkance Domu pod Dziką Różą…
 
Książka rozpisana jest na prolog, 7 części podzielonych na coś na kształt 9 dużych rozdziałów i epilog. Każda część wygląda podobnie - zaczynamy określeniem czasu, w którym zaznaczone jest jak dużo musimy się cofnąć obierając Dzień Dziękczynienia za punkt zero. Po nim mamy fragment listu Grace skierowany do Kitty, w którym wspomina o postaci, której poświęcony będzie cały ten jeden duży rozdział. Postaci mamy dziewięć - siedem kobiet i dwie postacie męskie. W każdym rozdziale znajdziemy nie tylko historię danej osoby, ale także przepisy kulinarne na dania, które przez powieść się przewijają. Każdy rozdział kończy się też fragmentem z Dnia Dziękczynienia 1954, dzięki czemu dowiadujemy co dzieje się w pensjonacie po tragicznym zdarzeniu. Na samym końcu książki znajdziemy notkę od autorki, w której wyjaśnia co jest prawdą, a co fikcją i na jakich historiach zbudowała opowieść o swoich powieściowych bohaterach.
“Wyglądała na jakieś trzydzieści pięć lat (wystarczająco dużo, by mieć ciekawą przeszłość)”
Narracja powieści prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego przez narratora wszechwiedzącego we fragmentach, w których opisywane są historie postaci. Fragmenty z Dnia Dziękczynienia 1954 opisywane są z punktu widzenia Domu pod Dziką Różą w narracji trzecioosobowej czasu teraźniejszego. Zabieg ten z początku może wydać się nieco dziwny, ale też uzasadniony - nieraz mówi się “gdyby ściany mogły mówić”, czy “gdyby ściany miały oczy” - tuta zatem mają. Uosobienie domu ma sens, ma dobre uzasadnienie dla historii jako wybór środka narracji. Tych fragmentów oczywiście objętościowo jest mniej w porównaniu do historii postaci. W tych narrator nie szczędzi nam opisów przeżyć opisywanych bohaterów, ich emocji. Powieść bogata jest w dialogi, które prowadzone są sprawnie, z lekkością, a w czasie których często padają hasła warte zastanowienia. Całość czyta się szybko, bez potknięć, wygodnie.
“- Serweciara obedrze cię ze skóry (...). Żadnych zwierząt.
- Ale ten dom ich potrzebuje. Wszystkie domy ich potrzebują, jeśli mają być czymś więcej niż tylko budynkami.”
Siedem kobiet, każda inna. Każda żyjąca po części samotnie, w trudnych latach 50-tych, każda z jakichś powodów znalazła się właśnie w tym miejscu, w pensjonacie prowadzonym przez jeszcze jedną samotną kobietę. Właścicielka jednak do przyjemnych osób nie należy, jest matką dwójki dzieci - nastoletniego syna i trochę młodszej córki - o które niespecjalnie dba. My ich historię na wstępie poznajemy z perspektywy jej syna. Później przechodzimy do historii lokatorek. To kobiety różnych narodowości, w różnym wieku, o różnych zawodach i stopniach zamożności. Tą, która spięła jest wszystkie razem jest Grace, która do domu wprowadziła się w 1950 roku. Grace to kobieta ciepła, przy której bardzo łatwo się otworzyć, która zawsze wie, jak zareagować, co zrobić w danej sytuacji. To taki anioł stróż tego miejsca i tych kobiet, które pod jej skrzydłami zaczynają otwierać się na innych. Mamy tu sekretarkę, starszą panią pracującą w bibliotece, młodą matkę, złodziejkę, nauczycielkę WF-u i kobietę nieprzyjemną o silnych przekonaniach. Jedne są przesadnie przyjazne, drugie odwrotnie, a my poznając ich historie, przekonujemy się do nich, zaczynamy rozumieć... Każda ta kreacja jest solidnie przemyślana, każda w inny sposób odnosi się do ówczesnej rzeczywistości.
“Nie wiedziała, kiedy zadurzyła się w nim po uszy.
- Tak bardzo uważałam - wyszeptała do swojej szklanki. - Psiakrew, oparzyłam się raz i obiecałam sobie, że nigdy więcej. A teraz siedzę pośrodku kolejnego ogniska.”
Bo poprzez historie tych kobiet autorka porusza tematy, które wtedy dręczyły amerykańskie społeczeństwo. Jest to czas świeżo po II wojny światowej, czas, kiedy Stany uwikłały się w kolejną wojnę - koreańską, prowadziły testy nuklearne i walczyły z komunizmem w swoich szeregach. Czas wielu niepokojów społecznych, czas, gdy wszystkie dyskryminacje miały się dobrze. Cały ich ładunek przekazany jest przez bohaterki, które jedyne czego chcą, to wieść dobre, spokojne życie. Ale aktualnie nie jest to wykonalne - społeczeństwo jest biedne, a samotne kobiety nie zawsze mają jak zarobić. Zasady społeczne dopiero zaczynają się zmieniać, na razie jednak panuje jeszcze spory konserwatyzm, a więc brakuje tego poczucia wolności, że można wszystko, co tylko się chce. Autorka nieraz podkreśla, że Ameryka to miał być kraj możliwości, niestety wygląda na to, że nie dla wszystkich - każda z bohaterek niesie jakiś bagaż skrzywdzenia, który nie pozwala jej na otworzenie się przed drugim człowiekiem. A co ciekawe, to, co zawarte w tym bagażu, to często są to historie prawdziwe.
“Możliwości to coś, co ci się przydarzyło, lecz kolejną szansę musiałaś sobie wywalczyć.”
Autorka w genialny sposób łączy ogromną ilość tematów - historycznych, społecznych, czy po prostu ludzkich. Nie brakuje tu przemocy w stosunku do kobiet, nie brakuje tematów związanych z problemami z młodym rodzicielstwem - depresją poporodową czy próbą przeciwstawienia się kolejnym poczęciom, mimo iż przecież prawo takiej kontroli zabrania. Mamy zaskakujące zawody, mamy historie z II wojny światowej, które szokują. Są i opowieści miłosne, również zaskakujące konserwatyzmem, ale cóż… takie to były przecież czasy. Jest i o homoseksualizmie, i o przestępczości, wyzysku kobiet. Każda bohaterka niesie sobą kilka wartych rozważenia zagadnień.
“(...) u samego zarania jest napisane, że nie jesteśmy idealni, że mamy do czego dążyć. (...) Większość królestw bądź krajów mówi po prostu “rządzimy, bo jesteśmy silniejsi”, albo “rządzimy, bo jakiś bóg cisnął piorunem i tak zarządził”. My jesteśmy krajem, który powiedział: “Oto my. Żyjmy według tych zasad i stawajmy się lepsi w dążeniu do nich”.”
Wydawać by się mogło, że autorka przygotowała tutaj laurkę dla Ameryki - dobrych kilka razy podkreśla wolność i możliwości, jakie kraj zapewnia. Jednak to tylko pierwsze wrażenie - jeśli spojrzeć głębiej, to nie brakuje i krytyki, jak i zagadnień, które można traktować dużo bardziej uniwersalnie.
“- Można się przyzwyczaić.
- Do szczęścia też, przynajmniej niektórzy potrafią. (...) Powinnaś spróbować - rzuciła. (...)
- Spróbować czego?
- Szczęścia. (...) To taki sam wybór jak każdy inny. Możesz też zdecydować, że pozostaniesz złą, a kiedy będziesz zła odpowiednio długo, to stanie się drugą naturą, wygodnym szlafrokiem. Ale w końcu zorientujesz się, że masz tylko ją, że nie masz w szafie niczego innego do włożenia. A wtedy, wtedy pozostaje nosić ten szlafrok, póki nie zmienisz go na całun…”
A co z tym morderstwem? Na pewno nie nazwałabym książki kryminałem, mimo iż do rozwiązania zagadki tego jednego wieczoru cały czas się kierujemy. Zbrodnia jest tragicznym wynikiem doświadczeń, jakie zebrały bohaterki przez lata mieszkania w Domu pod Dziką Różą, a przynajmniej tak można wnioskować patrząc na sposób w jaki zbudowana jest ta książka - w końcu po coś każdą z postaci poznajemy, ją i ludzi, którzy krążą wokół niej, a pośrednio dzięki temu także relacje, jakie na przestrzeni lat rozwijały się w grupie lokatorek. Rozwiązania zagadki zbrodni częściowo zaczęłam się po czasie domyślać, ale nie ma to znaczenia - ważne jest tutaj przesłanie, które jest idealne na nasze czasy. Przypomina o tym, że człowiek bez względu na kraj, w jakim żyje, w jakim się wychował, jest jednostką oddzielną, ma swój rozum i podejmuje swoje decyzje, narodowość o tym nie decyduje, nie określa kim człowiek tak naprawdę jest, a zatem nie należy go poprzez to oceniać. To ważna uwaga zarówno odnosząca się do lat 50-tych XX wieku, ale równie ważna i teraz, kiedy znowu radykalne przekonania czy dążenia możnych innych krajów powodują konflikty.
“ - Prawo nie jest doskonałe, ale można je udoskonalać. Odrzuć ten pomysł, a będziemy pluć na nasze fundamenty.
- Nie bądź pompatyczna, Tipperary. Jesteś na to zdecydowanie za młoda.
- Dobrze, może to i brzmi pompatycznie. Ale i tak w to wierzę. Bo jeśli nie będziemy mieć prawa, to pozostaje tylko siła. A wtedy kobiety cierpią zawsze, a nie tylko często (...).”
“Klub Dzikiej Róży” to powieść, która wzbudziła mój ogromny respekt do autorki. Bo tym razem nie skupiła się na jednej historii, jednej opowieści. Dała nam ich aż dziewięć, a każda zbudowana jest z dużą rozwagą, jest dopracowana i niesie sobą coś innego, ale równie ważnego do oddania charakteru tego, jak żyło się w Stanach w latach 50-tych w warstwie dosłownej, ale i tego, co cały czas jest, co się dzieje w warstwie bardziej refleksyjnej, uniwersalnej. Równocześnie jest to opowieść o tolerancji, o przyjaźni, o tym, co znaczy rodzina - niekoniecznie ta pochodząca z więzi krwi. Powieść bogata w smaki, pełna dań, jedzenia, którym raczą się członkinie Klubu Dzikiej Róży, a które pełni tę funkcję łącznika, tego, co otwiera ludzi na siebie. Bardzo przyjemna, mądra powieść obyczajowo-historyczna z domieszką elementu kryminalnego.
“Rodzina. Czy tym właśnie był Klub Dzikiej Róży?”
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Mando.

Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz