listopada 11, 2024

"Agnes Sharp i morderstwo w Sunset Hall" Leonie Swann - patronacka recenzja przedpremierowa

Autor: Leonie Swann
Tytuł: Agnes Sharp i morderstwo w Sunset Hall
Cykl: Śledztwa Agnes Sharp, tom 1
Tłumaczenie: Jowita Maksymowicz-Hamann
Data premiery: 13.11.2024
Wydawnictwo: Relacja
Liczba stron: 432
Gatunek: kryminał cosy crime
 
Leonie Swann to niemiecka autorka, która aktualnie mieszka i pracuje w małej angielskiej wiosce. Po odebraniu wykształcenia z dziedziny filozofii, komunikacji i psychologii w 2005 roku debiutowała na rynku książki. Była to powieść “Sprawiedliwość owiec”, coś co przyniosło jej światową rozpoznawalność i nagrody literackie, tłumaczenia na ponad dwadzieścia pięć języków, a teraz i ekranizację - prace nad nią trwają, a obsada zapowiedziana została gwiazdorska! Nic dziwnego, jak na czasy sprzed prawie dwudziestu lat, historia kryminalna prowadzona z perspektywy owiec, to była z pewnością spora innowacja! Od tego czasu autorka wydała jeszcze jeden tytuł, kontynuację “Sprawiedliwości owiec”, dwie osobne powieści i cykl z Agnes Sharp, który liczy na ten moment trzy tomy, a ten najnowszy, trzeci, na rodzimym rynku autorki ukazał się w tym roku. U nas w Polsce rozłożenie wydawnicze jej książek rysuje się nieco inaczej - debiut zawitał do nas w 2007 roku i przez dekadę ukazały się cztery książki, po czym przez siedem lat była cisza. Dopiero teraz Wydawnictwo Relacja wzięło się za wydanie pierwszego tomu serii z Agnes Sharp, a w tym samym czasie również ukazuje się nowe wydanie “Sprawiedliwości owiec” (recenzja wkrótce!). Dla mnie to “Agnes Sharp i morderstwo w Sunset Hall” było pierwszą stycznością z piórem Leonie Swann, ale wypadło tak dobrze, że z przyjemnością objęłam książkę swoją opieką patronacką.
 
Sunset Hall to nazwa rodzinnej posiadłości Agnes Sharp położonej w angielskiej małej miejscowości Duck End. Tak naprawdę Sunset Hall stoi w oddaleniu od reszty zabudowań, w niedalekim sąsiedztwie, oddzielony lasem położony jest tylko jeszcze jeden duży dom bliźniaczek, starych znajomych Agnes, z których teraz jedna z nich została zamordowana. Jednak to nie jedyna ofiara śmiertelna w tym wydawałoby się spokojnym zakątku - w szopie na tyłach Sunset Hall leży też ciało Lillith, współlokatorki Agnes, z którą razem założyły coś na kształt domu pomocy dla osób w ich wieku, w którym teraz prócz nich mieszkają już od jakiegoś czasu cztery inne osoby, a właśnie wprowadza się kolejna… Po tych wydarzeniach nie tylko policja nie daje im spokoju, ale też czuć, że spokój miasteczka, w którym mieszkają głównie ludzie starsi, został mocno zachwiany. Agnes ze względu na dawną zażyłość z bliźniaczkami, jak i stare umiejętności z czasów młodości postanawia wraz ze swoimi współlokatorami wokół sprawy powęszyć. Policja w końcu musi dać im spokój, im dłużej będą ich nachodzić, tym większa szansa, że odkryją coś, co nie powinno zostać wyciągnięte na światło dzienne... Czy taka motywacja wystarczy, by poradzić sobie z zagadką kryminalną, kiedy sporą część dnia zajmują takie problemy jak poszukiwania swoich trzecich zębów, okularów czy próba zejścia z bolącym biodrem po schodach?
“Śledztwo! O lasce i trzecich zębach! Co ona sobie w ogóle myślała? Była zmęczona. Chciała siedzieć, spać i robić na drutach. Stosownie do wieku. Dlaczego nie mogła po prostu w spokoju uciąć sobie drzemki? A potem drugiej!”
Książka rozpisana jest na prolog, 25 rozdziałów i epilog, wszystkie są tytułowane i dzielone na mniejsze fragmenty, w których zdecydowana większa część akcji toczy się współcześnie w porządku chronologicznym, ale pojawiają się również retrospekcje, wspomnienia Agnes z czasów dzieciństwa. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, narrator najczęściej przedstawia historię z perspektywy Agnes, jednak i od tego są wyjątki - np. prolog otwiera nam fragment pisany z perspektywy żółwicy, czy później niektóre wydarzenia poznajemy oczami Marszałka czy Edwiny, którzy są współlokatorami Agnes. Styl powieści jest spokojny i lekki, typowy dla kryminałów cosy crime - są słodko-gorzkie spostrzeżenia, trochę zabawnych sytuacji, ale i poważnych tematów, które kryją się pod spodem. Nie ma w niej żadnych językowych zawiłości, ale często na podstawie różnego znaczenia słów powstają żarty sytuacyjne. Mimo narracji trzecioosobowej czytelnik ma wgląd w głowę postaci, z perspektywy których poznaje historię, co jest ciekawym doświadczeniem - autorka ich przemyślenia oddaje bardzo wiarygodnie.
“Ostatnimi czasy często wydawało jej się, że już kogoś spotkała, tak jakby na świecie istniała tylko pewna ograniczona liczba twarzy i kiedy żyło się już wystarczająco długo, widziało się je wszystkie.”
Grupa staruszków, mieszkańców Sunset Hall, z którymi ewidentnie w całej tej serii będziemy mieli do czynienia, to postacie wyjątkowe. Czytelnik, co prawda, ich przeszłość poznaje bardzo fragmentarycznie, raczej tylko przypuszcza o co chodzi wyciągając wnioski w półsłówek. Nie ulega jednak wątpliwości, że są to osoby wyjątkowe, które mimo swojego wieku, nie zamierzają być ani obciążeniem dla innych, ani nie chcą się oddać w ręce tak szeroko prosperujących domów spokojnej starości. Nie, Sunset Hall działa na zasadzie partnerstwa - sześć osób, z różnymi dolegliwościami, które dzielą obowiązki domowe po równo, tak by każdy coś robił w miarę swoich możliwości. Każdy też dba o swoich współlokatorów, nie wtrącając się za bardzo w stylu życia każdego z nich, ale bacznie stan zdrowia obserwując… Bo nie oszukujmy się, postacie są już w takim wieku, że jeśli obudzą się bez bolącej ich jakiejś części ciała, to znaczy, że są już martwi… Bardzo spodobało mi się to, co Swann poprzez ich kreacje chce nam pokazać. Obrazuje inną perspektywę, inne spojrzenie na świat - dojrzałe, a jednocześnie zwracające uwagę na to, o czym sami na co dzień pewnie nie myślimy. Mówi o godności życia, o tym jak na stare lata trudno jest ją zachować. O tym jak mocno duch rozjeżdża się z ciałem i o strachu, jaki wywołuje to, co się z ciałem i psychiką dzieje. Oczywiście używa do tego lekkiej formy, częstych żarcików, ale mimo wszystko te strachy oddane są bardzo realistycznie, bardzo wiarygodnie. To świetne, pełne kreacje, które zmuszają czytelnika do wielu ciekawych przemyśleń, dzięki którym sami będziemy lepiej przygotowani na to, co przecież kiedyś nadejdzie.
“Im człowiek starszy, tym trudniej o harmonię tego, co wewnętrzne i zewnętrzne. W myślach zwykle wszystko jest jeszcze jasne, piękne i uporządkowane, ale kiedy człowiek zacznie te myśli wypowiadać sprawy zaczynają się wikłać i to, co rzeczywiście udaje się powiedzieć, często nie ma z tamtymi założeniami wiele wspólnego.”
A jednak problemy starości, to nie jedyny temat jaki zaprząta Leonie Swann. Jak na powieść, która ma być urocza i zabawna, takie jest w końcu cosy crime, zawiera sporo tematów poważnych. Sporo zastanawiamy się nad funkcją pamięci, nad różnym postrzeganiem jednej sprawy oraz na specyfice życia w małym miasteczku. Na tym, jak wiele brudów zamiatanych jest pod dywan - zarówno współcześnie, jak i w czasach dzieciństwa Agnes.
“(...) w tej chwili Agnes podjęła decyzję, by zaufać swoim współlokatorom, cokolwiek by się działo. Popełniła w życiu wiele błędów, ufała ludziom, którzy na to nie zasłużyli, a niewłaściwe osoby darzyła nieufnością. Teraz, z perspektywy czasu, wydawało się to zupełnie proste i jasne: dać się komuś nabrać to sprawa bolesna i wstydliwa, bez wątpienia, ale nie zaufać komuś, komu się zaufanie należało, to największy ból. Co do tego nie miała wątpliwości.”
Ale wróćmy do bardziej rozrywkowych tematów - może kontraktowo pomówmy teraz o humorze? Bo ten zawarty jest w wielu elementach powieści. Poczynając od szóstki głównych bohaterów, których opis i cechy szczególne mogą wywołać jak nie napady śmiechu, to przynajmniej uśmiech na twarzy, przez wspomniane już żarty słowne, branie znaczenie słowa za inne, aż po sytuacje komiczne spowodowane zarówno zrządzeniem losu, jak i połączeniem charakterów i zachowaniem naszych staruszków. Zatem mimo zagadki zbrodni i tematów, które za wesoło nie brzmią, książka tak naprawdę jest przyjemnie humorystyczna, zabawna, często wywołuje uśmiech na twarzy i budzi jakąś taką sympatię - do postaci, do samego stylu autorki, do świata jaki dla Agnes i jej towarzyszy Leonie Swann wykreowała.
“- Czy to mogłoby wynikać z tego, że grożą państwo gościom dubeltówką? (...)
- Nawet nie było naładowana (...). I ja nie groziłam. Tylko wskazywałam. Gdzie pieprz rośnie!”
Na koniec pomówmy jeszcze o intrydze kryminalnej, jedzeniu i zwierzętach! Intryga z początku nie wydaje się tym, co jest w powieści najważniejsze, jednak powoli akcja się zagęszcza, a mylnych tropów pojawia się coraz więcej. Mamy więc solidne twisty, sceny, które wywołują przyjemne napięcie, mamy akcję, którą trudno jest przewidzieć i sporo miejsca na solidną, klasyczną dedukcję.
“Wrażenie, że depcze mordercy po piętach, umknęło, ale pewnie i dobrze. W końcu potworów nie łapie się na podstawie wrażeń, tylko na podstawie tysiąca drobnych obserwacji, uporu i skrupulatności.”
Ważna role w powieści i życiu bohaterów odgrywa jedzenie - nie da się przecież inaczej, człowiek musi jeść, a dla staruszków na emeryturze jedzenie to spora dawka przyjemności. Zatem przyglądamy się codziennemu menu bohaterów, towarzyszymy im w podwieczorkach, a słodkości jakie w tej książce zostają wspomniane są tym, wokół czego kręci się akcja. Nie ukrywam, że dla mnie samej, był to bardzo przyjemny dodatek!
“(...) historia z kremówkami była ulubiona przez wszystkich, pewnie dlatego, że występowało w niej jedzenie.”
Z kolei, jeśli chodzi o zwierzęta, to Leonie Swann słynie z tego, że angażuje je w swoje historie. W tej powieści mamy zatem żółwicę i psa, które biorą aktywny udział w intrydze kryminalnej, i choć o psach pewnie wszyscy wiemy sporo, to o żółwiach można się z tej książki sporo dowiedzieć. Obydwa zwierzęta są bardzo bliskie naszym bohaterom, a sama autorka całą książkę zamyka prośbą, by decyzję o opiece nad zwierzętami odejmować racjonalnie, a nie pod wpływem chwili. I są to bardzo ważne słowa, gdyż faktycznie, po tej lekturze na pewno wielu czytelnikom przyjdzie chęć, by i w swoim domu zagościć żółwicę podobną do Hettie.
“Tak naprawdę chodziło o to, żeby wytrzymać samemu ze sobą, nawet w najmniejszej przestrzeni, nawet wtedy, kiedy wszystko inne się ulotni: rodzina i przyjaciele, zdrowie, możliwość poruszania się, pamięć i rozum.”
Podsumowując, “Agnes Sharp i morderstwo w Sunset Hall” to kryminał przyjemny, momentami zabawny, bezkrwawy i skupiony na solidnej zagadce kryminalnej. Jest to jednak też coś dużo więcej - historia, która w mądry sposób opowiada o starości, o tym, co się z nią wiąże i dylematach, jakie w tym wieku człowieka nachodzą. Może z początku wydawać się, że w historię trudno się wgryźć, może wydawać się, że niewiele się tam dzieje, ale to tylko pierwsze wrażenia, które później bez cienia się rozmywają, a czytelnik zamyka książkę ze słodko-gorzkim poczuciem i pragnieniem, by od razu sięgnąć po dalsze losy Agnes i jej współlokatorów. Ja już nie mogę się tomu drugiego doczekać!
“Nie zawsze potrzebny jest jakiś wielki plan, wystarczy następny krok.”
Moja ocena: 8/10

Recenzja powstała w ramach współpracy patronackiej z Wydawnictwem Relacja.

Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz