listopada 04, 2024

"Dzieci lwa" Marcin Meller

"Dzieci lwa" Marcin Meller
Autor: Marcin Meller
Tytuł: Dzieci lwa
Data premiery: 23.10.2024
Wydawnictwo: WAB
Liczba stron: 320
Gatunek: thriller obyczajowy / historyczny
 
Marcin Meller to przede wszystkim polski dziennikarz. W latach 90-tych zdobył dyplom ze studiów historycznych, po czym rozpoczął pracę w redakcji magazynu Polityka, z którym związał się na kilkanaście lat. Pisał felietony dla Wprost i Newsweeka, był redaktorem naczelnym Playboya, jak i dyrektorem wydawniczym Grupy Wydawniczej Foksal. Związany był również z telewizją TVN, przez kilka lat można było spotkać go w towarzystwie Kingi Rusin w Dzień Dobry TVN. Udzielał się również w radiu, gdzie do dziś można usłyszeć jego głos, działał też na YouTube i internetowych portalach informacyjnych. Jego zainteresowania to zawsze były ziemie na wschód od Polski, jeździł tam jako reporteż, a kilka lat temu napisał razem ze swoją aktualną żoną Anną Dziewit-Meller książkę non-fiction o kulturze Gruzji. Do roku 2022 jego nazwisko na półkach księgarskich można było spotkać tylko w dziale non-fiction, później jednak autor pokusił się, by swoje dziennikarskie doświadczenia wykorzystać też w gatunku powieści beletrystycznych. I tak w 2022 roku na naszym rynku ukazał się jego debiut literacki pt. “Czerwona ziemia”, która przenosiła czytelników do Afryki. Teraz, dwa lata później, doczekaliśmy się jego drugiej powieści - “Dzieci lwa” zabierają nas w podróż do czasów PRL-u oraz Gruzji lat 90-tych XX wieku, kiedy to szalała tam wojna domowa…
 
Lata współczesne, wrzesień 2023 rok. Dziennikarz Wiktor Tilszer dostaje telefon od znajomego z redakcji, w której pracuje - ten informuje go, że na konkurencyjnym portalu został opublikowany film, który wywoła burzę skierowaną w Tilszera. O co chodzi? Wiktor co prawda kilka dni temu znowu udzielał wywiadu o sprawie sprzed 30 lat, opowiadał po raz kolejny o śmierci swojego przyjaciela, jednak powtarzał wtedy wszystko to, co już kiedyś ujawnił… Okazuje się, że film, który został opublikowany, to coś całkowicie nowego - nagrany został dosłownie na moment przed śmiercią Maksa, a Wiktor został na nim uwieczniony tak, że teraz, na kilka chwil po publikacji, pojawiają się poważne oskarżenia. Wiktor nie ma najmniejszego pojęcia skąd ten film wyciekł, ba!, nie wiedział nawet, że taki film został nagrany… Co zatem robić? Musi szybko odkryć, ktoo dopuścił się wycieku tego materiału, bo niemożliwym jest, by był to cały film. Tilszer musi ruszyć na poszukiwania, a my w czasie jego podróży zapoznajemy się z pełną historią jego znajomości z Maksem, która rozpoczęła się pod koniec lat 80-tych XX wieku…
“Dzieci lwa są zawsze lwami, czy to lew jest, czy też lwica.”
Książka rozpisana jest na rozdziały, których akcja toczy się naprzemiennie - we wrześniu i październiku roku 2023 oraz w latach 1987-1993. Rozdziały historii współczesnej są krótkie, zdecydowanie więcej miejsca w tej powieści zajmuje przeszłość. Im bliżej końca, tym rozdziały są krótsze. Każdy rozdział zaznaczony jest przez wskazania daty (najczęściej miesiąca i roku) wydarzeń, które opisuje. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego przez narratora podążającego za Wiktorem. Jest wszechwiedzący, opisuje jego perspektywę, ale w oddawaniu uczuć postaci nie jest specjalnie wylewny. Styl powieści jest surowy, zdania proste, bez ozdobników, raczej krótkie. Język jest użytkowy, dopasowany do postaci, o których opowiada, szczególnie jest to widoczne w luźnych dialogach pomiędzy Wiktorem a Maksem, które mają zobrazować stopień ich zażyłości, oddać charakter ich przyjaźni. Ogólnie książkę czyta się bez problemów, zdarzyło się jednak z dwa razy, że związki frazeologiczne zostały lekko przekręcone, ale nie ma to wpływu na odbiór całości.
“(...) po jakiego grzyba pchałeś się w to miejsce i na tę wojnę, jakie idiotyczne wzdęcia dziennikarskiego ego kazały ci się znaleźć w tym błocie?”
Historia “Dzieci lwa” przez samego jej autora została określona jako powieść sensacyjno-przygodowa. Dla mnie jednak dużo trafniejszym określeniem jest thriller obyczajowo-historyczny, gdyż tym, na co autor kładzie nacisk, jest historia. Historia znajomości Wiktora i Maksa, historia ich przyjaźni i historia krajów, w których bohaterom przyszło żyć czy przez dłuższą chwilę przebywać. Mam też wrażenie, że wątek współczesny jest tylko pretekstem do opowieści o przyszłości, ale to ten wątek odpowiada za określenie książki mianem thrillera - w końcu mamy zagadkę, którą trzeba rozwiązać, gdzieś tam może jest delikatnie wyczuwalne napięcie wywołane tym, jak bardzo życie Wiktora posypało się po ujawnieniu filmiku, który ciągle jest dla czytelnika osnuty mgłą niejasności - nie wiemy co przedstawia, nie wiemy czy jest prawdziwy ani jak sam Wiktor się tak naprawdę do niego odnosi.
 
Wspomniałam, że jest to historia Wiktora i Maksa. Wiktora poznajemy zarówno jako młodego chłopaka, w chwili, gdy ma zaczynać studia historyczne i towarzyszymy mu przez kolejne pięć lat, kiedy rozpoczyna swoją pierwszą pracę w redakcji, dzięki czemu podróżuje do wspomnianej Gruzji. Jednak poznajemy go też jako dorosłego mężczyznę w okolicach pięćdziesiątki, poważnego dziennikarza, którego nagle życie zostaje zachwiane w posadach - i to nie tylko te zawodowe, bo przecież oskarżenia są tak poważne, że wpływają także na jego życie prywatne, na życie jego rodziny. Poprzez ten wątek autor porusza ciekawy temat działania współczesnych mediów, obiegu informacji, które nawet nie są jeszcze potwierdzone, a już mogą komuś przekreślić życie na zawsze.
“Wyroki sądów społecznych zapadają w sieci w trybie zupełnie innym niż tradycyjnych, a odwołania mają wartość jedynie symboliczną.”
Młodego Wiktora poznajemy w zderzeniu z Maksem - zderzeniu, gdyż ich przyjaźń oparta została na kontrastach. Łączy ich młody wiek, trudna sytuacja krajowa w jakiej żyją (ostatnie lata PRL-u) i kierunek studiów. Obydwoje chcą pożyć, poszaleć. Ale to Maks jest ten odważniejszy, ten, który w każdej sytuacji potrafi się odnaleźć. To on wyrywa wszystkie dziewczyny, kręci najlepsze imprezy, choć nie jest przedstawiony aż tak jednokierunkowo - przychodzi moment w jego życiu, który trochę zmienia jego ścieżki… Wiktor przez większą część historii z przeszłości trzyma się w cieniu Maksa. Obserwuje jak kolega zgarnia mu sprzed nosa dziewczyny, w których się kocha, dominuje rozmowy i nie traktuje niczego na poważnie. A Wiktor chce uznania, chce własnych zasług. Czy to właśnie dlatego porywa się na coś, do czego nikt z polskich dziennikarzy się nie garnie? Czy dlatego rusza do Gruzji ogarniętej szałem, tragedią i marazmem wojny domowej?
“Po prostu się stało. Nikt nikogo nie chciał skrzywdzić. A wszyscy są lub będą poranieni.”
Po kolei przechodzimy przez etapy przyjaźni chłopców, od pierwszego zachwytu, po pierwsze rozczarowania. Wszystko to toczy się na tle historycznym o mocnym zabarwieniu politycznym. Przyglądamy się akcjom zrywów solidarnościowych, w których bohaterowie w Polsce w czasach PRL-u uczestniczą, przyglądamy się temu, jak wygląda Gruzja w stanie wojny. Jest to przecież kraj tak ciekawy, z tak bardzo ciekawą kulturą, jednak prócz kilku wzmianek o jedzeniu i społecznych zwyczajach, w tej historii skupiamy się na czymś innym - na walkach, na tym kto z kim, na tym, jak mocno krajowa i międzynarodowa polityka wpływała na to, co wtedy się w tym kraju działo. Jest to kawał historii, której przyznam, że nie znałam, kawał tragedii, które rozegrały się w gruzińskich rodzinach. Autor oddaje to w dosyć reporterski sposób, raczej relacjonując, niż angażując w to wszystko emocje.
“Kiedyś takie obrazy oglądaliśmy w telewizji, to były relacje z dalekich krajów na odległych kontynentach. Nawet kiedy Ormianie zaczęli walczyć z Azerami, wydawało mi się, że na to nie dotyczy, że Sumgait, Baku, Karabach są daleko. A teraz widzę uciekinierów na ulicach Tbilisi, moja córka chodzi w mundurze, a ja umieram ze strachu każdego dnia.”
No właśnie, przyznam, że tych emocji mi tutaj trochę zabrało, tak jak doceniam całą bazę historyczną tej książki, tak zwyczajnie jej nie czułam. Czy odpowiada za to surowy styl? Reporterski sposób oddania zdarzeń? Skupienie na tym co się dzieje, a nie na wnętrzu postaci? To jednak czysto prywatne wrażenia, które … no cóż, są tylko moje, nie muszą się przenieść na to, ja inni będą tę książkę odbierać.
 
Myślę, że “Dzieci lwa” zasługują na uwagę ze względu na tło historyczne, którego na polskim rynku raczej brakuje. O Gruzji, o jej burzliwej historii Polacy raczej nie wiedzą za wiele, a dzięki tej książce możemy poznać wycinek tego, co dla tego kraju, tego rejonu świata ważne. Bo obserwujemy nie tylko same walki, ale też to jak ich uczestnicy się zachowują. A to już można odnieść bardziej uniwersalnie, bo wojna nigdy nie przychodzi zapowiedziana. Tak było u nich, tak było w historii innych krajów. Meller poprzez tę opowieść, poprzez historię swojego bohatera przekazuje też ciekawe dziennikarskie treści - każe się zastanowić nad obiegiem informacji i szybkimi osądami. To ciekawy miks historyczno-współczesny, szybka, choć ze względu na tragedię wojny, niełatwa lektura.
 
Moja ocena: 7/10 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem WAB.




Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

listopada 02, 2024

"Rodzinny interes" Wojciech Chmielarz

"Rodzinny interes" Wojciech Chmielarz

Autor: Wojciech Chmielarz
Tytuł: Rodzinny interes
Cykl: Bezimienny, tom 4
Data premiery: 23.10.2024
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 456
Gatunek: powieść sensacyjna
 
“Rodzinny interes” to już dziewiętnasta powieść Wojciecha Chmielarza! Równocześnie jest to czwarty tom cyklu sensacyjnego z Bezimiennym, którego historia powstania jest bardzo ciekawa. Mianowicie Bezimienny narodził się w 2020 roku na chwilę po wybuchu pandemii koronawirusa. Autor, by odciągnąć od smutnej rzeczywistości myśli swoje i swoich czytelników, pisał na bieżąco i codziennie publikował powieść w odcinkach na swoim profilu na Facebooku - tak właśnie powstał tom pierwszy tej serii pt. “Prosta sprawa”. Stąd też zwrot z kryminału do powieści sensacyjnej - jest to po prostu gatunek bardziej rozrywkowy, a tego w tym czasie nam było trzeba. Czytelnicy jednak tak pokochali Bezimiennego, że nie zatrzymaliśmy się na jednej książki - powstały już trzy kolejne, a “Rodzinny interes” to najnowsza z nich. W tym roku seria weszła na nowy poziom popularności - została zekranizowana w postaci serialu z gwiazdami naszego polskiego kina takimi jak Mateusz Damięcki czy Piotr Adamczyk. Sama niestety jeszcze nie miałam przyjemności go zobaczyć, ale słyszałam o nim wiele pozytywnych opinii, a co ważne, mówią, że jest wierny pierwowzorowi - a my, czytelnicy, bardzo to lubimy!
 
Historia “Rodzinnego interesu” toczy się współcześnie, w styczniu, w Międzyzdrojach. Od kilku tygodni przebywa tam Bezimienny, którego znajomy komornik Tomasz Guziec wysłał tam w roli prywatnego detektywa - ma przyjrzeć się sprawie zaginięcia jego syna sprzed 5 lat. Tyle że Bezimienny tak naprawdę nie ma żadnego punktu zaczepienia, detektywi, których Guziec zatrudniał przed nim, naprawdę sprawdzili już wszystko. I Guziec o tym wie, naciska jednak, by Bezimienny siedział na miejscu i próbował. Zatem nic innego mu nie pozostaje, tym bardziej, że atmosfera w Warszawie po ostatniej aferze ciągle jeszcze się nie uspokoiła. Bezimienny spędza dnie na nic nierobieniu - pływa w basenie, chodzi na nadmorskie spacery. Pewnego ranka w swoich hotelu wpada na trójkę podejrzanych mięśniaków - słyszy, że szukają jakieś dziewczyny przetrzymywanej przez księdza. Ciekawy trop, choć z zaginionym Jackiem niezwiązany, ale Bezimienny zrobi wszystko, by przerwać tę nudę…
W tym samym czasie Sis przebywa w ośrodku księdza Barabasza. Pilnuje jej Kradziej, nie jest to jednak więzienie. Zatem co to jest? Kim jest ta dziewczyna i w jaki sposób uwikłana jest w historię Bezimiennego?
“Mój powrót oznaczałby ryzyko, nie tylko dla mnie, lecz także dla Bluzy. Najrozsądniejszym wyjściem byłoby więc po prostu się przyczaić, a trudno znaleźć do tego lepsze miejsce niż Międzyzdroje po sezonie, na wpół opustoszałe miasteczko na krańcu Polski.”
Książka rozpisana jest na prolog, 68 krótkich rozdziałów i epilog. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego przez Bezimiennego naprzemiennie z narracją trzecioosobową czasu przeszłego pisanej z perspektywy kilku innych osób - każda z nich przedstawia inny wątek historii. Styl powieści jest uważny, czuć w nim dbałość o słowo i oddanie charakteru postaci już w warstwie językowej - inaczej wypowiadają się poważni biznesmeni, inaczej ksiądz Barabasz, inaczej gangsterzy, osiłki i osoby młode. Dzięki temu każda z kreacji nabiera wiarygodności, a wymiany zdań między nimi są sporą atrakcją dla czytelnika. Jak to w powieści sensacyjnej, przekleństwa się zdarzają, ale na pewno nie ma ich w nadmiarze i pojawiają się (jeśli już muszą) w dialogach. Całość czyta się naprawdę płynnie, przyjemnie i szybko.
“Do tego bolał mnie kark, tyle że z powodu zagłówka od kanapy, a nie obrażeń z wczorajszej awantury. Chyba na tym polega starość, pomyślałem. Robisz sobie krzywdę nawet wtedy, gdy śpisz.”
Powieść sensacyjna rządzi się swoimi prawami i widać, że Chmielarz solidnie trzyma się jej ram. Mamy więc jakąś jedną główną zagadkę, wokół której krążyły, w którą uwikłane są szemrany typy, nie brakuje scen akcji - strzelanek, bijatyk czy pościgów. Akcja zawiązuje się dosyć spokojnie, później dynamizm raz jest wyraźniejszy, by za chwilę trochę emocje wyciszyć, aż do wielkiego finału, który … na cóż, jest wielki. Dynamiczny, mocny, bardzo dużo się dzieje, nie brak latających wokół łusek wystrzeliwanych z wszelkiego typu strzelb czy karabinów. A jednak, mimo że ramy tego mocno rozrywkowego gatunku zostają zachowane, to Chmielarz robi też coś więcej.
 
Historia zbudowana jest z kilku wątków. Mamy wątek zaginięcia i ojca, który od pięciu lat nie może zaznać spokoju przez niewiedzę, niepewność o to, co stało się z jego synem. Mamy niepokojący wątek uwięzionej dziewczyny, który prowadzony jest w sposób bardzo sprawny - przyglądamy się jej codzienności, jednak bardzo długo nie możemy rozgryźć zasad, na jakich w jakimś budynku jest przetrzymywana (czy na pewno jest przetrzymywana?). Są dwa wątki biznesowo-gangsterskie, ciężko określić na szalę którego określenia się przechylające, ale też ciężkie do wpisania w fabułę, bo obydwa wydają się niezwiązane z tym, co robi Bezimienny - jeden przedstawia historię Patryka, który jest kimś w rodzaju menedżera, ma jakiś związek z walkami MMA, drugi z lokalnym biznesmenem, który robi coś w imię Heleny… Wszystko jest właśnie takie niepewne, a to doskonale podbija ciekawość czytelnika - w końcu z jakiegoś powodu o nich wszystkich czytamy, prawda? Każdy wątek potraktowany jest przez autora z dużą uwagą, z dbałością o realność kreacji postaci.
“Liczyłem na jego lenistwo, a raczej zwykły mechanizm oszczędzania zasobów, typowy dla wszystkich ludzi. Jeśli możemy zrobić coś łatwiej i szybciej, to tak właśnie zrobimy. Jeśli możemy pominąć jakieś zadanie, to najprawdopodobniej je pominiemy. Tak jest prościej, a cenną energię zachowujemy na ten moment, kiedy naprawdę będzie nam potrzebna.”
No właśnie, co z tymi postaciami? Z jednej strony i one wpisują się w ten sensacyjny gatunek literacki. Mamy tu typowych gangsterów, typowych głupkowatych osiłków. Ale kto jest tym faktycznie złym, tym wielkim złoczyńcą w tej historii? Do tego nie tak łatwo z początku dojść. Jest Bezimienny, który ma dobre serducho, ale radzi sobie z problemami na swój sposób - najczęściej za pomocą pięści. Zresztą bohater cały czas zachowuje charakter tajemniczości, nadal nie wiemy o nim prawie nic.
“- Jest pan, panie Zygmuncie, nieprzyzwoicie wręcz uczciwy - powiedział.
- Nie wiem. Nawet jeśli, to nie wydaje mi się, żeby to była wada.
- W dzisiejszych czasach...”
Z postaci kobiecych frapuje Helena - czyżby imię sięgało aż do jego koligacji z mitologią? Postać tajemnicza i seksowna, dla której partner zrobi wiele. Jest i Sis, młoda dziewczyna, która doskonale oddaje myślenie młodych ludzi, osadzenie ich w tym życiu mocno opartym na istnieniu w sieci, a która jednocześnie jest bohaterką mocno pogubioną. Każda z tych postaci przedstawia sobą jakąś wartość, w jakiś sposób opowiada o współczesnym świecie - myślę, że w powieści, której celem jest pozostanie ciągle tą rasową powieścią sensacyjną, autor wyciągnął z kreacji postaci tyle, ile tylko się da.
“- (...) Dom to miejsce, konkretny kawałek ziemi, który możesz pokazać palcem na mapie.
- Takiego to nie mam, chociaż… Ale tego nie można pokazać palcem na mapie. (....) Bo przyszło mi do głowy, że jak dom, to… to chyba moje konto na instagramie.”
Sama intryga jest dosyć skomplikowana, wiele w niej działania po prostu przypadku. Wiem, że sporo czytelników właśnie przez to zarzuca jej nieprawdopodobieństwo, ale sama nie posunęłabym się tak daleko - jakkolwiek w powieści może wydawać się to nieprawdopodobne, to jednak w życiu faktycznie tak się dzieje, wiele sytuacji powoduje przypadek. Gdzieś czytałam niedawno, że we współczesnych czasach fikcja musi być bardziej realna od prawdziwego życia i to słowa dobrze sprawdzające się w przypadku tej powieści. Wróćmy jednak do samego rdzenia budowy intrygi - ta usnuta jest skrupulatnie, co jest mocno widoczne przez ilość wątków, jakie finalnie autor splata w jedno. Wszystko, co pojawia się w książce, ma swój cel, każdy wątek zostaje uzasadniony i zamknięty. Zatem mimo dużego rozbudowana historii jest ona dokładnie zaplanowana, przemyślana, a co najważniejsze - dobrze utrzymuje czytelnika w ciekawości, w napięciu aż do samego jej finału.
“(...) czasami robimy rzeczy, które nas potem dręczą i nie dają nam spokoju. Tyle że musimy je robić. I jedyne, co ci pozostaje, to przyzwyczaić się do wyrzutów sumienia…”
Muszę też wspomnieć o miejscu akcji, bo i ono jest bardzo ciekawe i ma swoją rolę w fabule. Międzyzdroje, wyspa Wolin i wszystkie małe turystyczne miejscowości, które latem huczą od przyjezdnych, a zimą wydają się terenami wymarłymi. Bezimienny spaceruje po plaży, deptakiem, Rezerwacie Przyrody, jeździ samochodem po lokalnych wioskach. Są lasy, łąki i ptaki, które z takim uwielbieniem jedna z postaci obserwuje. Jednak spokój i bliskość przyrody to nie wszystko - autor pomiędzy akcją umiejętnie wplata też opowieści o historii tego miejsca, o stopniu skomplikowania wpływów narodowych, jakie się w tym miejscu pojawiają. Można się trochę ciekawostek z tej powieści dowiedzieć, a to zawsze jest kolejny atut książki.
“Na całym archipelagu znajdowało się mnóstwo obiektów z przedwojennej niemieckiej historii - wille w Świnoujściu, baterie obrony wybrzeża na Wolinie, porozrzucane po lasach. To miejsce nieustannie przypominało o dawnych dziejach.”
Myślę, że w “Rodzinnym interesie” Chmielarz wycisnął z gatunku powieści sensacyjnej co tylko się dało. Mamy solidne ramy, których historia się trzyma, mamy naprawdę dobrą i przyjemną rozrywkę, ale jest to rozrywka na poziomie, taka która też zmusza do myślenia - może refleksje nie są tym, co wysuwa się tutaj na prowadzenie, to raczej delikatne wspominki, ale da się znaleźć w nich coś naprawdę interesującego. Mamy wątek sekty, mamy wątek samotności i obsesji, a także tęsknoty i bólu niewiedzy. Podobało mi się, naprawdę dobrze się przy tej powieści bawiłam i jeśli mam sięgać po książki dające po prostu rozrywkę, to poproszę je właśnie na takim poziomie!
 
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Marginesy.


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

listopada 02, 2024

Wygraj "Nikczemnego narratora"! Konkurs patronacki

Wygraj "Nikczemnego narratora"! Konkurs patronacki

"Ach, kiedyś to były czasy!" Zawsze śmialiśmy się z tych słów, gdy słyszeliśmy je z ust naszych dziadków czy rodziców, ale cóż... faktycznie czasy były inne - nie było internetu, świat nie wiedział wszystkiego o wszystkich w przeciągu jednej sekundy, ludzie posiadali umiejętność skupienia się na czymś na dłużej niż kilka minut. Do filmów też podchodziło się inaczej - inaczej się je tworzyło, inaczej podchodziło do oglądania, był to dla zwykłych ludzi całkiem inny świat, taka magiczna bańka. I do tej bańki na chwilę wpuszcza nas Juliusz Machulski, sława polskiego kina, który w swojej drugiej poszytej kryminałem powieści pt. "Nikczemny narrator" przenosi nas do roku 1993...

Jest to książka, która łączy w sobie literaturę i kino poprzez zagadkę kryminalną, którą rozwiązać ma pewien scenarzysta w trakcie swojej przerwy w pracy na amerykańskiej uczelni. A jak to u Machulskiego bywa, nie wszystko toczy się w pełni na poważnie, choć i takich tematów też nie brakuje... więcej o książce znajdziecie w mojej recenzji (klik!), a dzisiaj chcę Was zaprosić na konkurs z tym tytułem! Mam do rozdania trzy egzemplarze "Nikczemnego narratora"!

By wziąć udział w konkursie, odpowiedz na pytanie:
Gdybyś mógł/mogła spędzić jeden dzień na planie filmowym, to z kim chciałbyś/chciałabyś porozmawiać, co zobaczyć, a może czego doświadczyć?  
Swoją odpowiedź krótko uzasadnij.


Zgłoszenia możecie zamieszczać w dowolnej formie, ich ciekawiej, zabawniej – tym lepiej!

Konkurs organizuję na moich wszystkich profilach, więc swoje zgłoszenia można zamieszczać tutaj w komentarzu pod postem lub pod konkursowymi postami na FB i IG - zgłosić można się tylko raz!

  1. Konkurs trwa od 2 do 6 listopada, wyniki ogłoszę w tym poście, na FB i IG do 11 listopada.
  2. Z nadesłanych odpowiedzi wybiorę trzy, które moim zdaniem będą najciekawsze. Przy ich wyborze pod uwagę będę brała również aktywność uczestników na profilach Kryminału na talerzu.
  3. Wysyłka tylko na terenie Polski.
  4. Udzielając odpowiedzi na pytanie konkursowe uczestnik równocześnie oświadcza, że zapoznał się z regulaminem konkursu zamieszczonym na tej stronie  – klik!

Zachęcam też do polubienia profilu wydawnictwa  na IG (klik!) i FB oraz moich własnych (IG klik! FB klik!), a także do dołączenia do obserwatorów mojego bloga. Będzie mi też bardzo miło jeśli na swoich profilach udostępnicie informację o tym konkursie (możecie po prostu podać dalej mój post o konkursie, który zamieściłam na IG i FB) i zaprosicie do zabawy znajomych. 


Serdecznie zachęcam do udziału i życzę wszystkich uczestnikom powodzenia!


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

listopada 01, 2024

"Na trwogę bije dzwon" Ryszard Ćwirlej

"Na trwogę bije dzwon" Ryszard Ćwirlej

Autor: Ryszard Ćwirlej
Tytuł: Na trwogę bije dzwon
Cykl: wojenny z Antonim Fischerem, tom 1
Data premiery: 23.10.2024
Wydawnictwo: Agora
Liczba stron: 352
Gatunek: kryminał retro
 
Ryszard Ćwirlej to jeden z polskich najbardziej cenionych twórców literatury kryminalnej. Publikuje już od 17 lat, jego debiut ukazał się w 2007 roku i był pierwszym tomem cyklu, który uznano na nowy rodzaj kryminału - neomilicyjny. Przez kilka pierwszych lat to właśnie historia milicjantów z Poznania zaprzątała twórczość autora, zmieniło się to w 2015 roku, kiedy na scenie pojawił się Antoni Fischer. Ten bohater przeniósł nas do Poznania międzywojennego, a osiem tomów, które opowiada o jego przygodach, osadzonych jest w latach 1919-1932. Teraz, po zmianie wydawnictwa, Ćwirlej wraca z Fischerem, ale w nowej odsłonie, w nowym cyklu, którego akcja toczyć się będzie w czasie II wojny światowej. Pierwszy tom jest tych czasów zapowiedzią, większość akcji “Na trwogę bije dzwon” toczy się zimą 1938 roku. Jako że jest to cykl nowy, to też bez problemu mogą sięgnąć po niego również ci, którzy z Fischerem do czynienia jeszcze nie mieli.
Oczywiście Ryszard Ćwirlej ma na koncie więcej niż tylko te trzy cykle. Poza nim w międzyczasie powstały jeszcze trzy, których akcja toczy się współcześnie - kryminały z Anetą Nowak i z prokuratorką Brygidą Bocian oraz komedie kryminalne z Marcinem Engelem. Jak widać autor przywiązuje się do swoich bohaterów, pojedynczych powieści w jego dorobku nie znajdziemy. Są za to opowiadania, był także serial słuchowiskowy, który autor stworzył na podstawie swojej powieści “Ręczna robota”. Za swoją twórczość Ryszard Ćwirlej zdobył najważniejsze nagrody literatury kryminalnej - Nagrodę Wielkiego Kalibru i Nagrodę Kryminalnej Piły.
 
Historia “Na trwogę bije dzwon” rozpoczyna się 18 stycznia 1938 roku w Gaju Małym, wiosce położonej pod Poznaniem. Wczesnym rankiem stróż szkoły, w której kierownikiem jest Antoni Eckert, przychodzi do budynku, by napalić w piecu, jednak niepokoi go widok uchylonych drzwi. Wchodzi więc do części mieszkalnej, a tam zastaje widok, w który nie może uwierzyć - Antoni Eckert, jego żona i dwójka ich dzieci siedzą przy stole z poderżniętymi gardłami… Jasne jest, że trzeba wezwać policję z Poznania, jednak na razie mróz uniemożliwił połączenia telefoniczne. Zatem do czasu powiadomienia i przyjazdu poznaniaków, miejsce musi zabezpieczyć lokalny policjant.
W tym czasie nastroje w mieście robią się coraz bardziej niespokojne, zaczyna mówić się o potencjalnym wybuchu wojny… Przestępcy nie próżnują - Fischer właśnie bada sprawę zaginionej biżuterii, a ktoś inny napadu na kancelarię lokalnego prawnika. Gdzieś na obrzeżach plącze się też polski wywiad, który zajmuje się w mieście jeszcze inną sprawą… Czy w tym natłoku zajęć sprawa Eckerta zyska priorytet? Czy Fischer znajdzie sprawców tak dziwnej, brutalnej zbrodni?
“Jednak było w nim coś, czego nie potrafię nazwać. Jakaś rysa, jakaś skaza wewnętrzna, z która nie mógł sobie poradzić. Myślę o czymś, co się wydarzyło w przeszłości.”
Książka rozpisana jest na prolog, dziewięć rozdziałów i epilog. Każdy z rozdziałów podzielony jest na mniejsze fragmenty, których akcja toczy się naprzemiennie - raz jesteśmy w Poznaniu, raz w Szamotułach czy Gaju Małym, obserwujemy równocześnie kilka różnych spraw kryminalnych. Każdy fragment rozpoczyna się od określenia miejsca i czasu akcji, dlatego też czytelnik nie ma problemu, by połapać się w którym momencie historii się znajduje - zdarzają się przeskoki w czasie, najczęściej w tył, najbardziej widoczne to jest, gdy jedna sytuacja opisywana jest z kilku różnych perspektyw. Większość akcji toczy się w styczniu 1938 roku, wyjątkiem jest prolog, którego historia pochodzi z czasów I wojny światowej, a sama końcówka książki to wrzesień 1939 i kluczowa data wybuchu II wojny światowej oraz wkroczenia Niemców do Poznania. Tam też kilka fragmentów przedstawionych jest w narracji pierwszoosobowej przez Fischera, znacząca większość historii jednak pisana jest w narracji trzecioosobowej czasu przeszłego. Styl powieści jest jednym z moich największych zachwytów nad tym tytułem! Ćwirlej jest autorem, który lubi pisać w sposób lekko gawędziarski, ale przez to mocno osadza nas w czasach, w których akcja się toczy. Język jest barwny, usiany gwarą, jaką mówiono w tamtych czasach w Poznaniu (są przypisy, więc można czytać bez obaw), stylizowany na dawny. Jednak tym, co zachwyca najmocniej są dialogi - to prawdziwe perełki, autor w zależności od stopnia wykształcenia czy poglądów bohaterów dostosowuje brzmienie ich wypowiedzi, a wymiany zdań pomiędzy postaciami są dynamiczne. Bywają też naprawdę zabawne (szczególnie mocno można to odczuć, gdy słucha się ich w interpretacji Adama Cywka!), jednak to ich samo brzmienie powoduje, że mamy wrażenie przeniesienia się w czasie. Jest to naprawdę doskonała stylizacja!
“- (...) To jesteś i tenorem, i sopranem, czyli masz ciekawą skalę.
- Jakim tenorem? (...)
- Nie wiesz, co to tenor?
- Ja jestem z zawodu drukarzem.”
Kreacje postaci tej książki zdają się rysowane grubą kreską, część z nich nosi cechy prześmiewcze, lekko komediowe - mamy osoby nie do końca inteligentne, mamy złodziejaszków i lokalnych pijaczków (dzięki którym uwypuklone są wady i problemy ówczesnego społeczeństwa). Oczywiście sam Antoni Fischer jest bohaterem poważnym, inteligentnym, który sprytnie potrafi manipulować swoimi rozmówcami. Postacie kobiece raczej nie są tutaj przodujące, jednak pojawia się jedna fotografka, która w ciekawy sposób nawiązuje do tego, co ostatnio oburza część naszego społeczeństwa - do feminatywów. Przyznam, że sama myślałam, że ich użycie było tępione dopiero po zakończeniu II wojny światowej, ale też wierzę, że kto jak kto, ale Ćwirlej, który ma tak dobre podłoże historyczne, wie co robi poruszając ten wątek już przed wybuchem wojny.
Ogólnie mam wrażenie, że to jednak nie na postaciach się tutaj skupiamy, a raczej na historii - zarówno pod kątem postaci, jak i zagadki kryminalnej. Pod kątem postaci historia objawia się we wspomnieniach I wojny światowej. Wielu z bohaterów, których spotykamy, to weterani wojenni, którzy na wojnie się zasłużyli lub odnieśli w jej czasie rany. To uświadamia, jak ciągle ta I wojna światowa była żywa, jak mocno obecna w życiach ludzi kilkanaście lat po jej zakończeniu. Teraz nastroje zdają się potwierdzać, że są o krok do powtórki z historii - czuć tę atmosferę lęku, niepewności, strachu o przyszłości, a jest ona tym mocniejsza, że tym razem wszyscy pamiętają co wojna sobą niesie.
“Zobaczy pan, że niedługo każdy, kto ma w sobie niemiecką krew, będzie mógł powiedzieć o sobie z dumą, że należy do wybranej nacji.”
Intryga kryminalna jest rozbudowana i dosyć zagmatwana, choć już sam prolog sugeruje nam czego może dotyczyć. Oczywiście to byłoby za proste, by od początku czytelnik wiedział o co chodzi, autor więc kusi się o kilka ciekawych plot twistów. Bywają momenty, gdzie zagadka zdaje się raczej tłem, pretekstem do pogadania o tym, jak faktycznie żyło się w Poznaniu w czasach na moment przed wybuchem wojny. Ale zagadka jest, nie znika, cały czas delikatnie drażni ciekawość czytelnika, który im dalej w lekturę, tym coraz częściej zastanawia się, jak wszystkie wątki kryminalne łączą się w jedną całość. Mimo tego, że akcja w większości toczy się tempem spokojnym, gdzie jest czas na opowieści i pogawędki, to jednak zdarzają się też chwile, gdy faktycznie sporo się dzieje - jest trochę strzelanek, pościgów i innych rozwiązań fabularnych, które nasuwają na myśl powieści sensacyjne, ale wszystko to utrzymane jest w tonie skupienia na reakcjach, na historii, na postaciach - to raczej z tych łagodniejszych kryminałów, gdzie krew nie leje się litrami. Dla mnie to kolejny plus powieści, choć przyznam, że poprzez ilość postaci i różnych akcji czasami zdarzało mi się tracić orientację kto jest kim i o której sprawie teraz czytam - przypuszczam jednak, że może być to wynik przełączania się pomiędzy czytaniem a słuchaniem.
“Zwierzęta nie są okrutne, ino nie mają wyjścia i zabijają. A ludzie robią takie okrucieństwa dla przyjemności. I to jest okrutne.”
Wspomniałam o tym, że mam wrażenie, że czasami zagadka kryminalna jest tłem do oddania codzienności poznaniaków w późnych latach 30-tych. Bo to, jak autor ją oddaje, budzi mój ogromny podziw. Czasy przejawiają się tutaj w każdym aspekcie - od samochodów i dorożek jeżdżących po ulicach, poprzez wystroje wnętrz, aż po potrawy, którymi postacie się raczą. Dowiadujemy się czego się wtedy słuchało, jakie gazety czytało i co ile kosztowało. Na każdej stronie czuć, że autor posiada ogromną wiedzę o tych czasach, a co ważniejsze - przekazuje nam ją w bardzo swobodny, niewymuszony sposób, dzięki czemu faktycznie mamy wrażenie podróży w czasie, a nie suchej lekcji historii.
Koniec lat 30-tych to zmieniające się nastroje społeczne, coraz pewniej czujący się Niemcy. I to jest też tutaj wyraźnie podkreślane, choć autor nie robi tego w sposób czysto polityczny, a po prostu ludzki - nie zanudza nas szczegółami ustaleń rządów, a przedstawia czasy z perspektywy zwykłego człowieka, jest lęków, niepokoi. Obrazuje jak bardzo już wtedy dzieliło się społeczeństwo, a to, co miało się już nigdy nie wydarzyć, stawało się ponownie coraz bardziej realne.
“(...) będzie pan pracował na rzecz kraju, który zawsze był pańskim Fatherlandem. Przecież nie może nim być to sezonowe państwo, jakim jest Polska. Ono jest skazane na upadek. Nastąpi to prędzej czy później, ale może być pan tego pewny, że zniknie z mapy…”
“Na trwogę bije dzwon” to kryminał specyficzny, zatem i może budzić w czytelnikach różne emocje. Myślę, że będzie odpowiednim wyborem dla tych, których ciekawi to, jak wyglądało życie w dawnych czasach, którzy są zainteresowani poznawaniem szczegółów innych codzienności i którzy doceniają warstwę językową powieści, bo ta jest tutaj naprawdę znakomita, a dialogi to prawdziwe perełki. Ponadto uwaga zwrócona jest na rozwiązania sprawy kryminalnej poprzez to, co znamy z klasyki - po prostu dedukcję i sprytną rozmowę, obserwację świadków i potencjalnych sprawców. Nie ma tu stale dynamicznej akcji, nie ma brutalnych opisów. Charakter powieści utrzymany jest w tonie lekkim, momentami delikatnie podszyty nutką komedii. Może i postacie nie są centralnym punktem opowieści, nie poznajemy dokładnie ich historii z przeszłości czy sposobu myślenia, ale spełniają to, co mają spełniać - niosą historię, która opisana jest tak, że już po zakończeniu chce się więcej. Sam finał przenosi nas przecież do kompletnie innej rzeczywistości, do rzeczywistości wojennej, a wyzwanie, które staje przed Fischerem, zdaje się pod kątem kryminalnym naprawdę fascynujące. Z tej perspektywy tom pierwszy można rozpatrywać w kategoriach zapowiedzi, intrygującej, ciekawej, dającej mały podgląd tego, co przyniosą tomy kolejne. Czekam na nie z niecierpliwością!
“Na chodniku nieopodal przyglądało się im kilkadziesiąt osób, ciekawskich poznaniaków, niemogących odmówić sobie widoku sensacyjnego i dawno zapomnianego w tym mieście. Ludzie w niemieckich mundurach zniknęli z poznańskich ulic w dziewiętnastym roku. A teraz, równo dwadzieścia lat później, pojawili się znowu.”
Moja ocena: 8/10
 

Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Agora.

Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!