Autor: Yrsa
Sigurđardóttir
Tytuł: Znikąd
pomocy
Cykl: Czarny
lód, tom 1
Tłumaczenie: Paweł Cichawa
Data premiery: 25.09.2024
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 384
Gatunek: thriller
kryminalny
Dla
fanów klimatycznych, nieco klaustrofobicznych, opierających się na zagadnieniu
złu w ludzkiej postaci kryminałów, Yrsa Sigurđardóttir będzie wyborem idealnym!
To islandzka autorka, która tworzy i wydaje od końcówki XX wieku. Na swoim
koncie ma aktualnie dwa cykle kryminalne składające się po sześć części każdy i
bodajże cztery osobne powieści. Oraz nowy cykl, który w Polsce otrzymał nazwę
“Czarny lód” - na Islandii dostępne są trzy jego tomy, u nas właśnie pojawił
się pierwszy - to właśnie “Znikąd pomocy”.
Zima, odludzia islandzkich fiordów, okolice
miasteczka Akranes. Na jedną z tamtejszych farm sprowadziła się rodzina, która
po latach nieobecności wróciła na Islandię. Matka, ojciec i dwie dziewczynki -
jedna nastolatka, druga kilkuletnia - zamieszkali na starej farmie, do której
dobudowali nowoczesny, funkcyjny dom. Teraz, drugi już raz w przeciągu kilku
dni odwiedza ich sąsiad - Karl. Martwi się, gdyż od ponad tygodnia nie ma od
nich żadnych wieści, co jest dziwne i niepokojące. Emocje te zostają
spotęgowane, gdy wysiada ze swojego samochodu i słyszy, że psy zamknięte są w
oborze - poprzednim razem na pewno były w domu. Coś jest nie tak. Dom okazuje
się otwarty, a widok, jaki tam zastaje, wywołuje silne torsje…
Na miejsce zostaje wezwana lokalna policja
oraz wsparcie z Rejkiawiku - część policjantów pracuje nad sprawą na odległość,
w stolicy, a w okolicy farmy na czas śledztwa ma zamieszkać dwójka oddelegowana
do fizycznego wsparcia lokalnej policji - Týr, młody mężczyzna, który dopiero
niedawno wrócił ze Szwecji na Islandię oraz czarnoskóra Karólína. Dokąd
doprowadzi ich to śledztwo? Jak odkryć na takim odludziu kto zamordował całą
rodzinę, a zatem i nie pozostawił żadnego świadka, który mógłby nakierować
policję na właściwy tor?
Książka rozpisana jest na 33 rozdziały,
których akcja toczy się naprzemiennie - aktualnie, w czasie trwania śledztwa,
które zajmuje równo tydzień: od środy do wtorku, oraz wcześniej - w momencie
gdy do domu przyszłych ofiar wprowadziła się nowa pracownica, coś na kształt pomocy
domowej/opiekunki do dzieci. Rozdziały są przeważnie kilkustronicowe, a jeśli
dłuższe, to dzielone są na fragmenty, przez co książkę czyta się wygodnie.
Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego z perspektywy Týra
w rozdziałach opisujących śledztwo oraz z perspektywy Sóldís, wspomnianej nowej
pracownicy w rozdziałach z wcześniej. Styl powieści jest spokojny, jest czas na
oddanie tego pustego, zimnego klimatu, jaki roztacza się zimą w tym rejonie
wyspy. Dialogi prowadzone są bardzo sprawnie, a mimo trzecioosobowej narracji i
tak zaglądamy w emocje postaci, które tutaj grają kluczową rolę.
“Odcinanie się od świata nie pomaga. Problemy zawsze nas znajdą.”
Bo tym, co w powieści dominuje, jest nastrój.
Budowany jest przede wszystkim przez rozdziały toczące się wcześniej - historia
już na starcie budzi niepokój (przecież wiemy, że los rodziny zakończy się
tragicznie), a z każdą kolejną stroną napięcie się pogłębia, idzie dalej i
dalej, aż czytelnik zaczyna odczuwać grozę. To cały czas thriller, ale tak
doskonale zbudowany, że w pewnym momencie sama się zwyczajnie bałam. Wiemy, że
coś się w tym domu dzieje, z każdej strony zaczynają pojawiać się sygnały
ostrzegawcze, coraz bardziej niepokojące sytuacje, ale autorka intrygę prowadzi
tak perfekcyjnie, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć skąd przyjdzie zagrożenie.
Z idealnym wyczuciem podrzuca kolejne tropy, które zamiast rozjaśniać, powodują
tylko coraz większy mętlik w głowie, aż uczucie osaczenia sprawia, że czytelnik
odczuwa zwyczajny lęk. Perfekcyjnie zbudowany nastrój i właśnie dlatego książkę
określam jako thriller kryminalny, a nie kryminał, mimo że przecież połowa tej
historii to opowieść o śledztwie.
“Uważał, że ma dość obiektywne spojrzenie na społeczeństwo islandzkie, bo oglądał je okiem outsidera, i nie zauważył, by ludzi dzielono tu na lepszych i gorszych.”
Na właśnie, śledztwo w sprawie tego brutalnego
morderstwa to druga sprawa - dobrym zabiegiem jest to, że pojawia się ono
naprzemiennie z historią z wcześniej, gdyż są to momenty, gdzie nasza ciekawość
zostaje zawieszona i mamy też chwilę, by emocje trochę ostudzić, a może właśnie
dzięki temu przedłużyć. Nie znaczy to oczywiście, że fragmenty z teraz nie są
ciekawe, są po prostu inne. Przyglądamy się kierunkowi, w którym idzie
śledztwo, przyglądamy się dwójce policjantów, którzy są dosyć niscy stopniem, a
zatem nie oni mają tutaj możliwość decydowania o kierunku, choć oczywiście
swoje myślą. Dodatkowo zaczynamy tutaj też poznawać historię Týra, która sama w
sobie też jest bardzo ciekawa - to dobrze, w końcu z nim będziemy pochylać się
nad kolejnymi śledztwami z tej serii.
Oczywiście tego wszystkiego nie byłoby, gdyby
nie samo miejsce akcji. Islandia to teren surowy i chłodny, na którym poza
kilkoma punktami na mapie typu Rejkiawik, raczej zaludnienie jest malutkie.
Przez niewielką ilość słońca lokalna ludność poświęca się raczej uprawie
zwierząt i tak właśnie żyje większość sąsiadów rodziny z farmy Hvarf. Oni
zresztą też mają kilka zwierząt, ale ich życie od tego nie zależy - to
informatycy, którzy dorobili się dużych pieniędzy w Stanach Zjednoczonych. I
tutaj mamy ten kontrast, który doskonale współgra z nastrojem powieści -
mroczna Islandia i nowa technologia, niepasująca do Islandii wygoda, którą
rodzina stworzyła sobie przy pomocy techniki w nowo dobudowanym domu. Mamy więc
całkowite pustkowie, zimę i dom, w którym coś niepokojącego się dzieje…
“Ludziom się wydaje, że przeprowadzka na wieś rozwiąże ich problemy. To dość powszechne przekonanie. (...) Ale nie ma takiego miejsca, do którego można pojechać, żeby uciec przed samym sobą.”
Kreacja postaci, szczególnie tej dwójki z
perspektywy której obserwujemy całą historię, dopracowane są w najmniejszym
szczególe. Oczywiście i one nie są dla czytelnika otwartą księgą, raczej
zamknięci w sobie, a ich prywatnej historii musimy dochodzić powoli. Autorka i
w tym wypadku postawiła na powiew świeżości - śledczym nie jest stary, doświadczony
facet, a młody chłopak, który jeszcze w życiu chyba nie do końca się odnalazł. Sóldís
jest jeszcze kilka lat młodsza, a zatem jej postrzeganie świata jest dosyć
niefrasobliwe, może i naiwne - ma dwadzieścia kilka lat, to przecież taki okres,
w którym w teorii jest się już dorosłym, ale w środku siebie się jeszcze za
takiego nie uważa. Dzięki temu jej czasami nie całkiem racjonalne zachowania
wypadają bardzo naturalnie, podbudowują te uczucie niepokoju, a nie dają
wrażenia sztuczności.
Nic by jednak z tego nie wyszło, gdy nie
pytania o naturę człowieka, jakie autorka tu zadaje. Nie są to może one nowe, w
końcu większość thrillerów opiera się na pytaniu: jak dobrze znasz bliską tobie
osobę?, ale wątpliwości jakie w trakcie lektury podsuwa rozłożone są
perfekcyjnie, dzięki czemu nie sposób się od lektury oderwać. Bazując na tym,
co nam bliskie, na obawach, które sami w ciągu życia na pewno przeszliśmy,
autorka buduje historię, która właśnie przez tę bliskość mrozi krew w żyłach.
Temat, jaki porusza, tak brutalne morderstwa, napawa lękiem, ale równocześnie
świadomość, że zagrożenie mogło przyjść z wewnątrz z tego lęku może stworzyć
prawdziwy horror.
“Większość przeżyłaby szok na wieść o zamordowaniu całej rodziny tuż za miedzą. Na tej samej zasadzie ludzi bardziej przerażają wypadki w ich własnym kraju niż te, do których doszło za granicą. Im bliżej coś się dzieje, tym bardziej ich dotyczy.”
Jestem pełna podziwu do tego, co Yrsa Sigurđardóttir
w “Znikąd pomocy” pokazała. Thriller praktyczne perfekcyjny, tak trzymający w
napięciu, że sama zwyczajnie oddałam się lekturze całkowicie ignorując świat
zewnętrzny. Autorka doskonale uchwyciła balans dzięki dwutorowej narracji,
która z jednej strony nie pozwoliła mi się przebodźcować emocjami, a z drugiej
pozwoliła, by te emocje cały czas były na stałym, wysokim, jeszcze wyższym
poziomie, dochodziły do granicy, gdzie da się je w ogóle znieść. I to wszystko
dzieje się na poziomie psychologii tej historii, bo to, że zbrodnia jest
makabryczna, to wiemy, ale nie jest to eksponowane. Tu tym, co niepokoi, co
wzbudza przeogromny lęk, jest po prostu człowiek. Człowiek, który przecież jest
nieobliczalny, co do którego nie da się przewidzieć jak daleko może się
posunąć. Dlatego w tej historii wszyscy zdają się podejrzani, a my oglądamy ją
podwójnie - na chwilę przed zbrodnią i na chwilę po. Jestem tą powieścią
prawdziwie zachwycona i przyznam, że nie wiem co autorka zrobi dalej -
doskoczyć do tak wysoko postawionej tą książką poprzeczki będzie naprawdę trudno!
Moja ocena: 8,5/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Sonia Draga.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz