października 10, 2024

"Skrzep" Robert Małecki

Autor: Robert Małecki
Tytuł: Skrzep
Cykl: komisarz Bernard Gross, tom 5
Data premiery: 09.10.2024
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 384
Gatunek: powieść kryminalna
 
Mimo że nie znam statystyk sprzedaży książek Roberta Małeckiego, to pokuszę się o stwierdzenie, że to seria kryminalna z komisarzem Bernardem Grossem jest tą najpopularniejszą w jego dorobku literackim. Na spotkaniach autorskich zawsze pada pytanie o nowego Grossa, widzę to też po reakcjach czytelników tego bloga i profili Kryminału na talerzu - to właśnie o tej serii, gdy rozmawiamy o książkach Małeckiego, wspominacie najczęściej. Nie można też zapomnieć o tym, że to ona jest tą, która zebrała najwięcej nagród literackich w gatunku kryminałów, w tym dwie te najważniejsze - Nagrodę Wielkiego Kalibru i Kryminalnej Piły. Pierwszy jej tom “Skaza” po raz pierwszy wydany został w 2018 roku i do 2020 ukazały się jeszcze dwa kolejne tomy. Później autor zrobił nam od Grossa przerwę na tyle długą, że czytelnicy zaczęli obawiać się, że historia ta już na zawsze pozostanie trylogią. Na szczęście nie - po zmianie wydawnictwa, autor w 2023 roku wrócił do nas z tomem czwartym pt. “Zrost” (recenzja – klik!), któremu towarzyszyły odświeżone wydania pierwszych trzech tomów, dzięki czemu czytelnicy mogą się cieszyć pełną serią w jednolitej szacie graficznej. I teraz, po roku dostaliśmy w swoje ręce tom kolejny - piąty pt. “Skrzep”. Książka dosłownie wczoraj pojawiała się na naszych krajowych półkach księgarskich, a ja już dzisiaj pytam: kiedy Gross numer sześć?!
 
Zima, czasy współczesne, okolice jeziora Archidiakonka. Bernard Gross zostaje wyciągnięty z samolotu przez telefon swojej zwierzchniczki, wezwanie, by stawił się na miejscu makabrycznej zbrodni. To tam, w jednym z domków rodzinnych, sąsiad znalazł w szopie powieszonego Michała Arłaka, zgłosił to na policję i doniósł o dziwnych śladach prowadzących do domu. Po przyjeździe śledczych okazało się, że jest to zabójstwo suicydalne, czyli Michał przed odebraniem sobie życia, zamordował swoją żonę i kilkuletnią córkę…Kiedy Gross zjawia się na miejscu, okazuje się jednak, że sprawę już prowadzi ktoś inny, na razie jednak nie zwraca na to większej uwagi - za to z dokładnością obserwuje miejsce zbrodni i coś mu mocno nie pasuje, coś dziwnego w ciele potencjalnego mordercy… Mimo że sprawa w prokuraturze nie jest traktowana priorytetowo, to Gross postanawia działać, dowiedzieć się o rodzinie jak najwięcej i zrobić coś, by swoje wątpliwości rozwiać. Czy jednak zamieszanie personalne w jego miejscu pracy i problemy osobiste pozwolą mu zająć się tą sprawą jak należy?
“Ludzie często nienawidzą się latami, lecz mimo to nie zabijają się nawzajem. Gdzieś, jeśli w ogóle powinien brać taką wersję śledczą pod uwagę, musiała pojawić się iskra, która odpaliła lont.”
Książka rozpisana jest na dni śledztwa, które od czasu do czasu przerywane są retrospekcjami zatytułowanymi “wcześniej”. Kluczowa część akcji rozgrywa się w przeciągu czterech dni, to one zajmują znaczącą ilość stron tej powieści. Historia nie ma podziału na typowe rozdziały, a dni są dzielone na scenki, fragmenty naprzemiennie opisujące akcję podążającą za Grossem i jego współpracowniczką Skalską. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego przez narratora wszechwiedzącego, który historię snuje w miarę linearnie - zdarza mi się wspominać o zdarzeniach z przeszłości, czy relacjonować akcję sprzed kilku chwil, kiedy już bohater znajduje się gdzie indziej. Styl powieści jest spokojny, wyważony, czuć w nim szacunek do języka - autor używa ładnych, rytmicznych zdań, słowo traktowane jest z szacunkiem, nie ma w nim przekleństw, za to pojawiają się czasem kolokwialne porównania, a i wtrącenia po łacinie - od razu uspokajam, to tylko jedno sformułowanie znaczące tylko co wyższy los, wola boża. Wszystko to wypada bardzo naturalnie, jedynie raz po raz pojawiające się słowo ‘skrzep’ daje momentami wrażenie wpisywanego na siłę - zamysł jest zrozumiały, w końcu to tytuł powieści, zatem i uzasadnienie dla pojawianie się tego wyrazu w tekście jest, jednak jest to taki wyraz, którego naturalnie za wiele się w wypowiedziach nie używa - pewnie stąd te wrażenie sztuczności. To jednak tak naprawdę malutki detal i moja jedyna uwaga, co do całej powieści.
“To paradoks naszej roboty (...). Łapiemy złych ludzi, ale sporo z nich gra nam na nosie, panosząc się w naszych szeregach.”
Szkieletem historii jest oczywiście intryga kryminalna. A ta nie dosyć, że zbudowana jest z dużą uwagą i skrupulatnością, to jeszcze jest świeża – rozwiązania, jakie autor tutaj zastosował, szczególnie te finalne, chyba jeszcze w naszej polskiej prozie się nie pojawiły. Oczywiście chodzi o tropy, za którymi śledczy podążają, to jednak wszystko, co na ten temat mogę powiedzieć. Cała zagadka osadzona jest na klasycznych założeniach gatunku, nie ma wielkich pościgów czy strzelanek, są rozmowy ze świadkami, uważne przeglądanie dowodów i dedukcja.
“(...) zawsze mam oko na takich, co narzekają na innych, a sami pozorują działania i robią wokół siebie szum. Na tym właśnie polega ich problem. Próbują kogoś oskarżać i oczerniać, żeby odwrócić uwagę od siebie samych, bo sami nie chcą być krytykowani.”
Są też i fragmenty życia prywatnego bohaterów. Gross stoi przed kolejnymi dylematami jako ojciec i jako mąż, partner, a Skalska nie uporała się ciągle z tragedią, jakiej doświadczyła w tomie poprzednim. Są to tematy, które w nich siedzą, które nie dają spokoju, choć tak racjonalnie, w czasie śledztwa, to właśnie sprawę obydwoje stawiają na pierwszym miejscu - Gross nawet i przesadnie, w takim momencie nie liczy się dla niego chyba nic innego, choć może wynika to bardziej z jego lęków niż jakichkolwiek innych powodów. Obydwoje w tym tomie borykają się też z problemami w wydziale - ich przełożona i komisarz, który śledztwo prowadzi w teorii w zastępstwie Grossa, podchodzą do nich lekceważąco, a ze względu na to, że w hierarchii stoją wyżej, to poza zrezygnowaniem z pracy śledczy nie za bardzo mają jak z tego impasu wyjść. Muszę jednak przyznać, że przez próby sprzeciwu Skalskiej wobec tej wewnętrznej niesprawiedliwości, moja sympatia do niej wzrosła - i cieszę się z tego, bo wcześniej jej wybory trochę bolały moją moralność, a teraz bohaterka powoli zaczyna się odkupywać.
“Codziennie walczymy ze złem na zewnątrz (...), ale nikt nie nauczył nas, jak walczyć z tym złem, które panoszy się tu, na korytarzu.”
No właśnie, bo bohaterowie wykreowani przez Małeckiego nie są czarno-biali, każdy z nich popełnia błędy, śledczy nawet więcej, bo ich uwaga zawsze jest rozproszona przez jakąś ważną sprawę, w konsekwencji którą osoba winna ma zostać postawiona przed sądem, ponieść następstwa swoich czynów.
 
Muszę przyznać, że sprawa, jaką autor teraz swoich bohaterów obarczył, jest naprawdę tragiczna z tego względu, że od samego jej początku czuć w niej desperację sprawcy. Wychodzimy z założenia, że jest to zabójstwo suicydalne (nazwa warta zapamiętania, gdyż jak Gross w pewnym momencie wskazuje, pozostałe dwa określenia zabójstwa bliskich zakończone samobójstwem sprawcy, czyli samobójstwo rozszerzone i samobójstwo poagresyjne nacisk kładą na słowo ‘samobójstwo’, odbierając wagę tego, co stało się przed nim, a to bardzo nie w porządku w stosunku do ofiar sprawcy), jednak im bardzo Gross w tym grzebie, tym więcej problemów rodziny Arłaków wychodzi na jaw: pojawia się temat depresji, przemocy w związku, uzależnienia od partnera, który podporządkowuje sobie poprzez manipulację psychiczną. To trudna, wręcz chora miłość, choć słowo ‘miłość’ z pewnością jest tutaj określeniem na wyrost. Najgorsze w tej sprawie jest jednak to, że to nie dotyczy tylko dorosłych, którzy przecież w teorii odpowiadają sami za siebie. Tutaj ofiarą padło też dziecko i jak można wnioskować, krzywdę ostateczną, niewybaczalną zadał mu jego własny rodzic. Czy można pogodzić się z czymś takim?
“Jego też przerażało to, jak wiele krzywdy mogę wyrządzić sobie ludzie, których łączyła miłość.”
Bardzo lubię sposób, w jaki Robert Małecki buduje swoje powieści, te spokojne, w których jest czas na wszystko: na zagadkę kryminalną, na prywatę bohaterów, na ważne społecznie tematy, a nawet na czerpanie siły z surowości natury. Autor traktuje swoich bohaterów całościowo i ze zrozumieniem, uwagą, na którą zasługują - bo to, co widzimy na pierwszy rzut oka, to przeważnie iluzja, by poznać prawdę, trzeba szukać głębiej, poznać wszystkie okoliczności sprawy. Czy chodzi o zbrodnię czy po prostu prywatne relacje - to sprawdza się w każdym wypadku. “Skrzep” jest historią bardzo kameralną, bardzo bliską normalności, ale i bardzo tragiczną, bo bazującą na traumach, które znamy, które doprowadzają do takich skrajności, że czytelnikiem wstrząsa to do głębi. Bardzo podoba mi się nacisk na psychologię zdarzeń, na drążenie motywów sprawy. I jak zawsze czekam na więcej!
 
Moja ocena: 8/10
 
PS. Tomy serii można traktować jak oddzielne historie, a zatem nie ma konieczności czytania wszystkich tomów po kolei.
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Literackim.

Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz