Autor: Robert
Małecki
Tytuł: Koszmary
zasną ostatnie
Cykl: Marek
Bener, tom 3
Data premiery: 04.09.2024
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 416
Gatunek: kryminał
Trylogia z Markiem Benerem to początek drogi
literackiej Roberta Małeckiego. To nią wkroczył na polską scenę powieści
kryminalnych, to nią zrobił sobie miejsce wśród wtedy już piszących w tym
gatunku autorów. I choć teraz, osiem lat od debiutu i czternaście książek
później, autor tworzy swoje historie już w innym stylu, to fajnie jest mieć
możliwość powrotu do tych, od których wszystko się zaczęło. W tym roku, a będą
dokładnym, w te wakacje, Wydawnictwo Literackie nam to ułatwiło, co sama
skrzętnie wykorzystałam i w końcu nadrobiłam te lektury, które w mojej kolejce
czekały dobrych kilka lat. Budowa tej trylogii jest ciekawa, bo z jednej strony
każdy tom opowiada osobną zagadkę kryminalną i przypomina to, co konieczne by
zrozumieć zależności pomiędzy postaciami, z drugiej w jedno łączy je wątek
prywatny głównego bohatera, który przez wszystkie trzy tomy próbuje dojść do
tego, co stało się w dniu zaginięcia jego żony i czy jest jeszcze ciągle
szansa, by odnaleźć ją żywą. Zatem tomy serii da się czytać osobno, choć sama
polecałabym w tym wypadku zachować kolejność chronologiczną, by dobrze poznać
temat zaginięcia Agaty.
Połowa lutego 2017 rok, Toruń. Z gazety
założonej przez Marka odeszła Aldona, jego prawa ręka, a on sam wraz z
fotoreporterem Rakiem założyli działalność na boku - zajmują się poszukiwaniem
osób zaginionych. Wydaje się jednak, że Marek w końcu zaczął godzić się z
niewiedzą co do losów jego żony - niespecjalnie drąży już temat, w końcu z jego
domu zniknęły wszystkie jej rzeczy. Teraz pora skupić się na tych, co zniknęli
chwilę temu, po których jeszcze można trafić na jakiś ślad. I tak Marek
przyjmuje zlecenie od Wiolety Stemperskiej, której mąż wyszedł z domu dwa dni
temu i ślad po nim zaginął. Jest to mężczyzna, którego Marek zna, o którym
pisał już osiem lat temu - wtedy Stemperski pracował w Urzędzie Marszałkowskim,
w których dochodziło do mobbingu, a on sam był jedynym, który zdecydował się nagłośnić
tę sprawę. Niewiele to jednak przyniosło, poza tym, że zniszczyło Janowi życie.
Marek więc przyjmuje hipotezę, że raczej szuka ofiary samobójstwa niż
zaginięcia, choć kolejne dowody, jakie znajduje, zaczynają do tego założenia
nie do końca pasować… W tym czasie Rak naciska, by wrócili do sprawy Agaty,
poszli tropem, który dostali poprzednią jesienią. Czy ma rację, czy to po
prostu kolejne mrzonki, za którymi nie warto podążać?
Książka składa się z prologu i 9
nienumerowanych rozdziałów, z których każdy to jeden dzień ze śledztwa
podzielony na krótkie, numerowane podrozdziały. Każdy rozdział otwiera data
miesięczna i dzień tygodnia, większość z nich prowadzona jest z perspektywy
Benera - są od tego odstępstwa, ale zdarzają się sporadycznie. Narracja
prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, przez narratora
wszechwiedzącego, który skupia się nie tylko na zdarzeniach, ale i wewnętrznych
odczuciach Benera, choć od razu widać, że w temacie uczuć nie jest wylewny.
Często też ucieka do swoistego cliffhangera - daje znać, że bohater coś odkrył,
czegoś się dowiedział, ale nie wyjawia co - na to przeważnie trzeba jeszcze poczekać
kolejny podrozdział. Stylistycznie książka jest prosto zbudowana, język jest
zwyczajny, codzienny, ale nie jest naszpikowany przekleństwami (pojawiają się,
ale nie często). Czyta się płynnie, dialogi wypadają wiarygodnie.
Muszę przyznać, że z wszystkich trzech tomów
tej serii, tempo akcji tego podobało mi się najbardziej. Jest nieco bardziej
stonowane, teraz już na prowadzenie nie wysuwa się sensacja, a faktycznie
kryminał, śledztwo na pół dziennikarskie, na pół detektywistyczne. Sceny akcji
oczywiście też nadal są, ale w mniejszym natężeniu niż w poprzednich tomach i
zgromadzone raczej na finiszu historii. Może też za nieco odmiennym odbiorem
tego tomu odpowiada fakt, że skupiamy się w nim na bardziej prywatnych
sprawach, skupionych wokół zwyczajnych rodzin, a przekręty
polityczno-gangsterskie, tak jak sceny akcji, pozostają raczej w tle. Tempo
akcji określiłabym więc jako umiarkowane, z miejscem na dobrą dedukcję i
zwyczajne rozmowy z potencjalnymi świadkami czy przyjaciółmi pomagającymi w
śledztwie. Fabuła rozpisana jest dobrze, w odpowiednich momentach zdarzają się
zwroty akcji, tak że czytelnik od początku jest nią żywo zainteresowany.
Kreacja głównego bohatera również w tym tomie
weszła na inny poziom, wydaje się bardziej dopracowana pod względem
psychologicznym. Marek od siedmiu lat nieustannie szuka żony i jest już tym
wszystkim zwyczajnie zmęczony. Oczywiście swoje cechy charakterystyczne nadal
zachował, nadal zdarza mu się robić głupstwa bez zastanowienia, nadal jest
fanem Dżemu i piwa, choć te serwuje sobie w wersji zimowej, grzane z przyprawą
korzenną. Ale zwyczajnie czuć w jego zachowaniu powolną rezygnację, choć ciągle
też jeszcze gdzieś tam tlącą się nadzieję. Czy to jego lekko melancholijne
zachowanie? A może sny? Pewne każdy detal naprowadza na ten wniosek, ale dzięki
temu Marek staje się po prostu bardzo ludzki.
“Wolałby taki stan rzeczy niż nieustanne dźwiganie balastu, toczącego i wyniszczającego go przez lata. Był w tym chciejstwie cholernie egoistyczny, wyczuwał to, coraz mniej w tym wszystkim zależało mu na Agacie, a coraz bardziej na własnym komforcie psychicznym.”
Sama intryga kryminalna zbudowana jest dobrze
i faktycznie rozwiązuje wszystkie zagadki, które frapują czytelników od
pierwszego tomu tej serii. Jest dosyć rozbudowana, trudno samodzielnie złożyć
wszystkie puzzle w całość. Podobało mi się zarówno dochodzenie w sprawie
zaginionego Jana, jak i później powrót do wątku Agaty, a samo zakończenie jest
logiczne i, jak dla mnie, satysfakcjonujące - dobrze przemyślane, naprawdę
podoba mi się sposób, w jaki autor ułożył to wszystko na końcu.
Akcja powieści toczy się głęboką zimą i autor
nie daje o tym zapomnieć - co dobrze się złożyło, bo gdy ja czytałam tę
książkę, termometr pokazywał ponad 30 stopni na plusie, więc przynajmniej czytanie
o zamieci, ciągłe przypominanie, że trzeba odśnieżać samochody i podjazdy
działały na mnie ochładzająco. Z kolei zimą z pewnością będzie to bardzo
klimatyczna lektura. Jest też fajnym kontrastem do tomu pierwszego, w którym
lato zwalało z nóg.
Czy wszystko zatem mi się w niej podobało? Nie
do końca, jednak wątków, na które mogę narzekać, jest zdecydowanie mniej niż w
dwóch poprzednich tomach - jak wspomniałam ten wydaje się dużo lepiej wyważony.
Poza okazyjnym nie całkiem racjonalnym zachowaniem bohaterów, to relacja Marka
z Aldoną przez całe trzy tomy niespecjalnie mnie przekonała - nie wiem czy to
przez samą postać Aldony, która nie była specjalnie pogłębiona psychologicznie
czy przez ten ciągle podkreślany fetysz stóp. Poza tym jednym aspektem (który
raczej wynika z moich prywatnych preferencji) jednak czuję się do historii w
pełni przekonana.
“Nie wiedział, co teraz będzie. Przez mokre szyby, po których spływał roztopiony śnieg, patrzył na zniekształcony świat, migoczące reflektory samochodów i niewyraźne sylwetki przechodniów, na rozmazujący się w oddali blok. Świat stracił na rzeczywistości.”
Podsumowując, w finale trylogii “Koszmary
zasną ostatnie” czuć, że autor nabiera w swoim warsztacie pisarskim wprawy.
Historia pod względem tempa i rozłożenia akcji jest lepiej zbalansowana, w
końcu skłaniamy się bardziej ku typowemu kryminałowi niż sensacji. Postacie
przyjemnie zbudowane, tak że w większości da się wczuć w ich położenie, dzięki
czemu nie denerwują - bo po prostu dobrze je rozumiemy. Zagadka jest ciekawa,
autor często myli tropy tak, by czytelnik czuł przed sobą wyzwanie, by złożyć
to wszystko w spójną całość. Mnie samej się to nie udało, kilka razy dałam się
autorowi nabrać, a finał mnie usatysfakcjonował - dobrze pozamykał wątki, spiął
wszystko, co było w trzech tomach, w jedną spójną całość. Tak, po takim finiszu
serii na pewno czekałabym co autor zaprezentuje dalej - oczywiście gdybym
czytała tę książkę w 2018 roku. Teraz pozostaje mieć tylko nadzieję, że
Wydawnictwo Literackie z czasem wznowi i inne powieści autora, bo sama mam jeszcze
kilka braków w znajomości jego twórczości, a jak widać po recenzjach tych trzech tomów (klik!), nowe wydania są dla mnie dobrą motywacją, by w końcu je
wypełnić!
Moja ocena: 7,5/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Literackim.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz