Autor: S.K.
Vaughn
Tytuł: Astronautka
Tłumaczenie: Małgorzata Szubert
Data premiery: 28.08.2024
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 464
Gatunek: science
fiction / powieść obyczajowa / thriller
“Astronautka” to powieść, której gatunkowe
określenie z języka angielskiego bardzo mi się podoba - space opera. Oddaje ono
w sumie wszystko, co ta książka zawiera - oczywiście historia toczy się w
kosmosie, ale skupia na ludzkich dramatach, są wątki dotyczące podstawowych
dylematów, uczuć, jak i nieco dreszczyku, który od lektury nie pozwala się
oderwać. Autor książki kryje się pod pseudonimem, wiemy o nim tyle, co znajduje
się w notce biograficznej - na koncie ma trzy bestsellerowe thrillery, a
“Astronautka” to jego debiut w gatunku science-fiction. Poza pisaniem książek,
pisze też scenariusze, co można w tej historii wyczuć - faktycznie jest bardzo
filmowa.
Niedaleka przyszłość, rok 2067, dzień Bożego
Narodzenia. Kapitan May Knox odzyskuje świadomość w kapsule hibernacyjnej, jest
słaba, odwodniona, ale żywa, choć czuje, że do poczucia się jak człowiek
jeszcze wiele jej brakuje. Co dziwne, jest sama. Światło mruga, ambulatorium, w
którym się znajduje jest w nieładzie. Nagle słyszy głos - to komputer, sztuczna
inteligencja wita ją wśród żywych. Szybko okazuje się jednak, że obydwie nie
pamiętają niczego, co działo się wcześniej. Wiedzą, że kapitanem statku była
May, że odbyli misję na Europę, jeden z księżyców Jowisza w poszukiwaniu życia.
Nic więcej. Co stało się z jej załogą? Jak odzyskać łączność z NASA i
przywrócić działanie statku na tyle, by faktycznie był w stanie wrócić na
Ziemię?
Książka rozpisana jest na 96 krótkich
rozdziałów. Akcja powieści toczy się chronologicznie z perspektywy May i jej
męża Stephena w narracji trzecioosobowej czasu przeszłego, jednak od czasu do
czasu przetykana jest retrospekcjami z przeszłości tej pary - te rozdziały
otwiera określenia czasu i miejsca zdarzeń opisywanych. Styl powieści jest
przyjazny dla czytelnika bez specjalistycznej wiedzy na temat wypraw
kosmicznych, język jest codzienny, dialogi przyjemne, choć trzeba zaznaczyć, że
ze względu na to, że spora część akcja toczy się z bohaterką odosobnioną od
reszty, to bywają chwile, gdy więcej jest opisów niż dialogów. Wtedy mamy wgląd
w myśli bohaterki pisane kursywą. Całość jest bardzo przyjemna w odbiorze.
“Wyluzuj, chłopie. To jest NASA. Cokolwiek będzie potrzebne, odpowiedź brzmi: tak.”
Akcja powieści rozgrywa się w niedalekiej
przyszłości na statku kosmicznym. Bardzo ubolewam nad tym, że nie mam wiedzy,
by ocenić jak bardzo wizja autora na temat tej wyprawy, wszystkiego co się ze
statkiem dzieje, jest realna, a ile w niej zwyczajnej fantazji. Patrząc jednak
na nią okiem całkowitego laika muszę przyznać, że opowieść robi wrażenie -
wybieramy się w przestrzeń całkowicie różną od tego, co znamy, w miejsce, gdzie
każdy jeden nierozważny krok może kosztować życie, a cała historia May to tak
naprawdę walka o przetrwanie. Jej historia mocno działa na wyobraźnię - statek
kosmiczny, który powinna obsługiwać cała załoga, teraz pozostaje w rękach jeden
kapitanki bez pamięci i sztucznej inteligencji. Obydwie ze sobą muszą
współpracować, by przetrwać, przez co zdaje się zacierać granica pomiędzy
sztucznym tworem a człowiekiem. To ciągłe zagrożenie życia jest dobrym sposobem
na utrzymanie czytelnika w napięciu - nie jest to może typowy thriller, ale
przyznam, że historia momentami podnosi ciśnienie, a May znajduje się w takich
sytuacjach, które mogą skończyć się tragicznie… albo jeszcze gorzej. Autor
bardzo sprawnie zarządza tym napięciem, raz po raz dzieje się coś, przez co
adrenalina podskakuje, a w momentach jej wyciszenia jest chwila na wątki
bardziej obyczajowe.
“Czas ma znaczenie. Tak naprawdę tylko on się liczy.”
No właśnie, bo książka łączy w sobie kilka
gatunków. Ze względu na miejsce akcji to na pewno science fiction, ze względu
na napięcie, jakie wzbudza w czytelniku jest też thrillerem. Ale jest też
powieścią obyczajową o małżeństwie, o dwóch jednostkach, które tworzą związek
pełen ambicji. Historia zaczyna się od dosyć szczątkowych informacji - wiemy,
że Stephen to mąż May i się o nią martwi. Wiemy, że pracuje w NASA. Wraz z
biegiem lektury obserwujemy początek ich znajomości, przełomowe momenty w
związku, które wywołały nie tylko radości i poczucie bezpieczeństwa, ale też
raniły do głębi. Poprzez utratę pamięci May ma możliwość ponownej analizy wydarzeń
sprzed odlotu, ponownego zastanowienia się czego ona od tego związku tak
naprawdę chce. Stephen z kolei nabiera nowej perspektywy - wie już, co mógłby
czuć, gdyby utracił ją na zawsze.
“Śmierć nie rozwiązuje problemów życia. Unicestwia wszystko: dobro i zło, myśli, marzenia i, co najgorsze, twoją przyszłość.”
Wyróżniając gatunki, jakie zawiera ta jedna
powieść, nie można nie wspomnieć też o melodramacie - chyba dlatego tak ta
“opera” w angielskim gatunkowym określeniu tak mi pasuje. Są tu momenty nieco
kiczowate, ale jednak łzawe, wzruszające, typowo filmowo amerykańskie. Jednak
sama podeszłam do lektury z założeniem czysto rozrywkowym i dzięki temu tego
typu wątki nie sprawiły, że byłam lekturą rozczarowana - to po prostu dobra
rozrywka, czyli musi być miejsce na dosyć proste emocje - napięcie, ale i
wzruszenia, obawę o życie głównej bohaterki i kibicowanie jej, by mimo tak
tragicznych okoliczności historia dla niej skończyła się dobrze.
“Jedynych ocalałych nigdy nie witają fanfary, lecz pytania i podejrzenia.”
No właśnie, a co z tą główną bohaterką? May to
kobieta bardzo samodzielna, indywidualistka. Jako kapitanka statku poczuwa się
do odpowiedzialności, jednak bardziej chyba przerażona jest tym, że została na
statku sama i nie ma pojęcia co tak naprawdę przytrafiło się jej towarzyszom.
To jednak przemijające emocje, ważniejsze jest to, że May to człowiek wytrwały,
uparty, który będzie walczył do końca - tak, to taka amerykańska bohaterka, której
może i zdarzają się błędy natury prywatnej, jednak do pracy pilota zawsze jest
przygotowana. Nie da się jednak ukryć, że i dla niej podróż, ta wielomiesięczna
samotność jest momentem przemiany, spojrzenia na życie z innej perspektywy.
Sięgając po “Astronautkę” bardzo potrzebowałam
oderwania od czytanego na co dzień gatunku, od mrocznych obszarów ludzkiej
duszy, które analizujemy w bardzo realnych warunkach. I właśnie to ta historia
mi zapewniła - przyniosła całkiem coś innego, choć potrzebne napięcie, by nie
móc oderwać się od lektury, pozostało. Przyniosła wyprawę w całkiem inną
przestrzeń, gdzie codzienne problemy nie mają znaczenia, gdzie jest czas na
tylko jak najbardziej kluczowe pytania - czy lepiej żyć czy zrezygnować? Co
jest w życiu ważne? Jak znaleźć tę właściwą perspektywę? To pytania, które
nieraz zarówno w kinie, jak i w literaturze rozrywkowej były już zadawane, a
jednak w tym celu doskonale się sprawdzają - prosta rozrywka, ale przez
osadzenie jej w kosmosie zyskuje całkiem inny, myślę, że dużo ciekawszy wymiar.
Nie żałuję, że pokusiłam się o sięgnięcie po tę space operę! 😉
“Problemy można rozwiązać. Od śmierci nie ma odwrotu. Masz swoje życie. To zawsze powinno być więcej niż wystarczające.”
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Świat Książki.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz