Tytuł: Sopocka
gorączka
Cykl: Kolt,
tom 2
Data premiery: 31.07.2024
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 256
Gatunek: komedia
kryminalna / kryminał
Michał Wagner to młody polski autor powieści
kryminalnych pisanych z przymrużeniem oka. Tak, teraz już możemy użyć liczby
mnogiej w określeniu jego dorobku literackiego, bo właśnie na nasz rynek trafia
jego druga książka! To równocześnie drugi tom serii z dziennikarzem Teodorem
Koltem, która zapoczątkowana została rok temu, dokładnie 26 lipca 2023 tytułem
“Mów mi Kolt” (recenzja - klik!), lekturą, którą polecałam Wam jako naprawdę
dobry wybór literacki na lato. Tak też jest z “Sopocką gorączką”, tomem drugim,
która może jest delikatnie inna od pierwszego, ale nadal zachowuje ten czysto
wakacyjny, przyjemnie lekki charakter. Historia obydwu powieści toczy się nad
polskim morzem - tom pierwszy w Gdańsku, drugi w Sopocie i są to miejsca znane
autorowi prywatnie, to tu mieszka już od dekady. W swoich powieści wyraża
jednak i swoje inne miłości - jak te do starych filmów, komedii sensacyjnych,
kryminalnych z lat 80tych czy pokręconych, ale logicznych zagadek kryminalnych.
“I nie myśl sobie, że wszystkie te kryminalne hece to coś normalnego. Przytrafiło się raz, nie przytrafi się więcej. To byłoby absurdalne! Wracamy do nudnego życia.”
Akcja “Sopockiej gorączki” rozpoczyna się
około miesiąc po wydarzeniach z “Mów mi Kolt”, które wymusiły zmianę miejsca
siedziby kolektywu dziennikarzy śledczych Provocatio, w którym pracuje Teodor
Kolt. Teraz są oddaleni od centrum, na uboczu, więc zapewnia im to też trochę
spokoju - nie trafi do nich nikt przypadkowy, tylko ci, którzy faktycznie mają
do nich jakiś interes. Tak też zdaje się jest w wypadku starszego mężczyzny w
rybackiej kamizelce, który właśnie puka do ich drzwi. To pierwszy dzień, w
którym Kolt pełni zastępstwo za szefa, który wyjechał na krótki urlop, by
odpocząć od ostatnich kryminalnych atrakcji. W redakcji jest tylko Kolt i
Matylda, Adam się spóźnia. Kolt traktuje swoją rolę zastępcy nad wyraz serio, a
pukanie do drzwi przerywa zażartą dyskusję z Matyldą… tyle że mężczyzna nie
reaguje, stoi do drzwi tyłem. Kolt nie zauważa nic dziwnego, póki mężczyzna pada
rozkładając się na ich podłodze. Z ołówkiem wbitym w gardło, z którego
momentalnie zaczyna wypływać krew… Zanim przyjeżdża pogotowie, mężczyzna jest
już dawno martwy, a komisarz Huk przepytuje swoich świadków. A może
podejrzanych? Mimo obietnic niewtrącania się do sprawy, Kolt wieczorem
przypomina sobie, że sfotografował karteczkę, która wyleciała ofierze z kieszeni,
co jest początkiem jego prywatnego śledztwa. Śledztwa, które poprowadzi go i
Matyldę do Sopotu, do miejsc znanych i tych nieco mniej turystycznych.
Śledztwa, przez które po raz kolejny Kolt ściągnie na siebie niebezpieczeństwo.
A może to niebezpieczeństwo lgnie do Kolta? Najważniejsze jednak jest pytanie:
czy uda mu się wyjść zwycięsko i równocześnie zdemaskować mordercę?
“Nasz zawód prowokatora, amatorskiego śledczego, strażnika sprawiedliwości społecznej, bierze się z powołania. Z ciekawości. Porządkowanie świata, choćby niewielkie, nic nieznaczące i marginalne, przyczynia się do tego, że jakaś zagubiona cząstka wszechświata wskakuje we właściwe miejsce.”
Książka składa się z 18 tytułowanych
rozdziałów, które podzielone są na mniejsze fragmenty, pojedyncze scenki
oddzielone od siebie nie zwyczajową gwiazdką, a uroczą grafiką ołówka. Dzięki
temu podziałowi książkę czyta się sprawie, lekko i z łatwością. Narracja
prowadzona jest w pierwszej osobie czasu przeszłego przez Kolta, przez co
poznajemy historię przez pryzmat subiektywnych odczuć i emocji bohatera, a co
za tym idzie, możemy przyjrzeć się uważnie charakterowi postaci i toku jego
myślenia. Ten, jak na komedię kryminalną przystało, jest lekko
przekoloryzowany, lekko prześmiewczy, bo i taki charakter właśnie ma Kolt:
kreuje się bardzo pompatycznie, wszystkiemu co robi nadaje otoczkę ważności,
choć tak naprawdę jest to wynik jego pragnienia poczucia akceptacji otoczenia.
Książka pisana jest lekko, autor trochę bawi się językiem próbując korzystać w
różnych, niekoniecznie popularnych słów czy ich przeinaczeń - czasami przynosi
to zamierzony efekt, czasami lekko się rozmija, jednak wrażenie zabawy i
niezobowiązującej rozrywki pozostaje, a to w komedii jest przecież
najważniejsze. Czyta się szybko i lekko.
“Gadasz tak zawile i niezrozumiale, że każdy by się pomylił.”
W tomie pierwszym Kolt trochę się uczuciowo odsłaniał.
Teraz jest inaczej, czuje się samotny, czuje się zraniony, czego oczywiście nie
daje po sobie poznać, a my możemy się o tym dowiedzieć tylko dzięki narracji
pierwszoosobowej. Jedyne, co może go wyrwać z poczucia bezsensu jest kolejna
zagadka kryminalna, zatem nic dziwnego, że szybko podąża za pierwszą podpowiedzią
przy okazji pociągając za sobą Matyldę. Z tego też powodu się nie wycofuje -
lepiej podążać za mordercą, niż zderzyć się ze smutną, samotną codziennością.
Kolt ogólnie jest postacią dosyć trudną do polubienia przez te napompowane ego,
ale przynajmniej kreowanie się na takiego człowieka. Musimy mu się przyjrzeć
bliżej, żeby zrozumieć, zobaczyć, jak bardzo jest zlękniony, ale nie chce tego
dać po sobie poznać. Ukrywa się więc pod maską pewności siebie, odwagi i
wyróżniania się z tłumu ubiorem i wyglądem, ale my dobrze wiemy, że to tylko
zasłona, która ma uchronić go przed zranieniem. Nie dziwimy się więc, kiedy w
pogoni za kolejnymi tropami robi głupoty, które bardzo szybko mogą prowadzić do
katastrofy - taki po prostu jest Kolt. Dzięki temu to kreacja bardzo ciekawa,
bardzo oryginalna na polskiej scenie kryminalnej, podejrzewam też autor musi
się stale pilnować, by nie wejść z tą kreacją w przesadę czy w schematy. I
faktycznie mu się to udaje!
“Kolt, będę z tobą szczery (...). Uważam, że dobry z ciebie chłopak. Bystry. Uważny. Ale potwornie nieopierzony i niepokorny. Taki, który zawsze narobi siary. Nawet na własnym pogrzebie byłbyś zdolny wstać z trumny i zatańczyć kankana.”
Oczywiście Kolt nie jest jedyną postacią tej
powieści. Obok niego kroczy Matylda, koleżanka z redakcji, do której Kolt czuje
gorętsze uczucia. Matylda jednak jasno daje do zrozumienia, że mogą pozwolić
sobie tylko na przyjaźń. Ta postać nieco temperuje charakter Kolta, trochę
ochładza jego łatwe podniety, choć też czuć, że jest otwarta na przygody.
W samym tym tomie poznajemy sporo zabawnych
postaci, które w humorystyczny sposób wyśmiewają ludzkie wady - jest artystka,
która właśnie wystawia się w Grand Hotelu, jest młody narwany recepcjonista,
wspólnik zamordowanego, który ma własne dosyć znaczące problemy i pewna
modelka, która mimo pracy w podrzędnej gazetce, jest do niej mocno przywiązana.
My szukamy wśród nich tropów i morderców - czy znajdziemy?
“ - Ace Ventura! - wykrzyknęła. - Że też nikt nigdy ci tego nie powiedział!Przez moment pilnowałem się, by nie wyrazić żadnych emocji, ale ostatecznie nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem. Matylda zaczęła rechotać tak mocno, że jej twarz zrobiła się czerwona, a oczy wilgotne od łez.- Te hawajskie koszule! Uderzające podobieństwo!”
Akcja powieści ma w sobie nutkę sensacji. Może
nie toczy się tempem mocno dynamicznym od samego początku, mamy tutaj przecież
zawsze miejsce na górnolotne wywody Kolta, ale wyważonym odpowiednio, by
utrzymać zaciekawienie czytelnika. Fabuła jest dobrze przemyślana, autor
podrzuca różne tropy, z których wraz z Koltem próbujemy wybrać ten liczący się
naprawdę. Tak sam jak w tomie poprzednim, tak i w tym jest wiele nawiązań
popkulturowych, szczególnie tych odnoszących się do starych filmów (już
przecież sam tytuł i grafika okładkowa na to wskazują!), jest trochę muzyki i
literatury. Cała historia ciekawi, ale utrzymuje lekki klimat, bawi, ale
równocześnie pozostaje przyjemnie niezobowiązująca.
“Masz wąsa. Ogoliłeś twarz i zostawiłeś tygodniowego wąsa. Teraz bardziej przypominasz wyciągniętego z lat dziewięćdziesiątych Teodora Działkowicza Koltowskiego niż zwyczajnego Kolta.”
Ważnym elementem powieści jest również samo
miejsce akcji - Sopot zdaje się być tutaj jednym z bohaterów. Zgodnie z tomem
poprzednim, tak i ten można wykorzystać jako mapę miejscowości, w której
dochodzi do opisywanych zdarzeń, autor zdaje się przykładać mnóstwo uwagi do
poprawności i dokładności opisów miejsc zarówno tych wszystkim dobrze znanych,
jak i tych zdecydowanie mniej turystycznych. Zabiera nas nie tylko do Grand
Hotelu, ale i na przykład do malutkiego sopockiego antykwariatu, czy na punkt
widokowy znany tylko lokalsom, a także do uroczych, podających pyszne jedzenie
restauracji. Z przyjemnością zwiedziłam Sopot widziany oczami Wagnera, a teraz
mam ochotę wybrać się sama tropem Kolta!
“Zamiast erytrocytów w moich żyłach krążą ciekawskocyty. Nic na to nie poradzę!”
Podsumowując, “Sopocka gorączka”, jak już sam
tytuł sugeruje, ma nieco bardziej sensacyjny charakter niż tom pierwszy, jednak
tak jak on usiana jest nawiązaniami do scen ze starych filmów i literatury,
naszpikowana jest popkulturą sprzed 30-40 lat, choć i nieco nowoczesności w
niej nie brakuje - w podejściu Kolta, jak i samym języku. Historia jest lekko
absurdalna, ale wynika to z konwencji komedii, a główny bohater jest w podobnym
stylu przekoloryzowany. Myślę, że świadomość charakteru Kolta jest ważna do
tego, by się przy książce dobrze bawić - czytelnik musi sobie zdawać sprawę, że
nie jest to egocentrycznie napompowany buc, a wrażliwy, skrzywdzony i niepewny
chłopak, który próbuje się ukryć za taką maską, co nieraz wywołuje sytuacje
komiczne. Z taką świadomością myślę, że książka sprawdzi się doskonale jako
wakacyjna, przyjemna, niezobowiązująca rozrywka! Muszę też przyznać, że bardzo
mnie cieszy, że autor testuje wszystko, co nieszablonowe - raz wypada to
lepiej, raz słabiej, ale widać, że mocno dba o to, by nie wpaść w
schematyczność fabuły, co mocno sobie cenię!
Moja ocena: 7/10
PS. Każdy tom serii z Koltem da się czytać
oddzielnie.
Recenzja powstała w ramach współpracy
patronackiej z Wydawnictwem Dolnośląskim.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz