lipca 17, 2024

"Co wiedzą umarli" Barbara Butcher - recenzja premierowa

Autor: Barbara Butcher
Tytuł: Co wiedzą umarli
Tłumaczenie: Tomasz Bieroń
Data premiery: 17.07.2024
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 344
Gatunek: true crime / non-fiction / biografia
 
Barbara Butcher w książce “Co wiedzą umarli” spisała swoje wspomnienia z pracy, w której spędziła 23 lata życia. Zatrudniona w Biurze Naczelnego Lekarza Sądowego Nowego Jorku pracowała jako śledcza lekarsko-sądowa, później jako dyrektorka programu szkoleniowego i szefowa sztabu zajmującego się zgonami w wyniku katastrof. W swojej książce najwięcej miejsca poświęca temu pierwszemu zajęciu, kiedy to przez kilkanaście lat po prostu jeździła na miejsca zbrodni i szukała odpowiedzi na to, jak zmarła dana osoba. Jednak jak to w normalnym życiu - pracy zawodowej, w której spędza się każdego dnia dużą liczbę godzin, nie da się w pełni oddzielić od życia prywatnego, a zatem i o tym autorka nam co nieco opowiada… Teraz jest już na emeryturze, jednak nadal jest aktywna w tematyce tego zawodu - w 2023 wydała tę książkę, można ją też zobaczyć w programie non-fiction na Netfliksie o zbrodniach w Nowym Jorku.
 
Historia zawodowa Barbary zaczyna się na początku lat 90tych XX wieku. Wtedy to jako młoda kobieta zmagała się z uzależnieniami - przede wszystkim od alkoholu, nie stroniła też od narkotyków. Na szczęście znalazła pomocną dłoń, kogoś, kto skierował ją do grupy AA, w którą faktycznie się zaangażowała. W ramach realizowania tego programu dostała zadanie przeprowadzenia wywiad z kimś, kto wykonuje ciekawą pracę, kto jest autorytetem - i tak trafiła do Biura Naczelnego Lekarza Sądowego Nowego Jorku. Od zawsze była pilna w szukaniu przyczyn, miała też zaplecze wiedzy medycznej z 4-letniej szkoły, zatem w chwili gdy zaczęła rozmawiać z przełożonym Biura, mocno się tematem zaciekawiła. I tak od słowa do słowa dostała pracę - najpierw się uczyła jak być śledczym lekarsko-sądowym, czyli tą osobą, która na miejscu zbrodni ogląda nie tylko ciało, ale i wszystko dookoła. Po stażu dostała stałą posadę, która okazała się dla niej wybawieniem, ale i przekleństwem jednocześnie. Autorka opowiada o wielu przypadkach śmierci, które badała, równocześnie wspomina też o tym, jak praca wpłynęła na jej życie. Czy zawód śledczego może działać tak samo jak alkohol - uzależniać i nie zostawić miejsca na nic innego?
“Policja przyjechała na miejsce w celu ustalenia, kto to zrobił, jeśli rzeczywiście stał za tym jakiś ‘ktoś’. Patolodzy sądowi mieli ustalić przyczynę śmierci, czyli ‘co’. Moim zadaniem było dowiedzieć się ‘jak’. Innymi słowy, miałam ustalić okoliczności czy też rodzaj zgonu.”
Książka rozpisana jest na 18 tytułowanych rozdziałów i epilog. Rozdziały liczą kilkanaście, do dwudziestu stron, ale podzielone są na mniejsze fragmenty, przez co książkę czyta się całkiem wygodnie. Oczywiście cała opowieść przedstawiona jest przez autorkę w pierwszej osobie czasu przeszłego - w końcu to są jej wspomnienia. Styl, w jakim nam o nich opowiada, jest przyjemnie lekki. Autorka przytacza dialogi i czarny humor, jakim musiała posługiwać się w tej pracy. Czuć lekkość pióra, mimo iż tematy, o których opowiada naprawdę do lekkich nie należą…
“Dobry śledczy wie, co ludzie ukrywają, słyszy niewypowiedziane słowa, dostrzega to, co nie pasuje do całości obrazu. Czy może być lepszy materiał na medyką sądowego niż osoba z doświadczeniem w maskowaniu się? Miałam naturalny talent śledczy.”
Historie, jakie autorka nam przytacza, są tematycznie pogrupowane, każdy rozdział opowiada o innych przypadkach, innych rodzajach zgonu. Wyjątek stanowi zamach na World Trade Center, który zajmuje dwa rozdziały, w końcowej części książki. Jako że jej praca polegała nie na przeprowadzaniu sekcji, a na dokładnym zbadaniu miejsca odnalezienia ciała, to dokładnie nam opowiada na czym się skupiała - jak badała, odwracała ciała, jak dokumentowała to, co wokół. A są to przypadki niesamowicie różne - w końcu Nowy Jork to jedno z największych, najbardziej zaludnionych miejsc świata, zatem i zakres sposobu, w jaki umierają tam ludzie jest ogromny. Poczynając od zwyczajnych, naturalnych śmierci, aż po najgorsze morderstwa i wspomniane już zamachy i katastrofy. Oczywiście autorka przytacza przykładowe śmierci - te bardziej szokujące przypadki czy te, z którymi spotykała się najczęściej, ale w formie, która wyryła się jej w pamięć. Nie szczędzi nam makabrycznych opisów - opowiada o rozkładzie ciała, o tym, co dzieje się z ciałem po uduszeniu, utopieniu, podpaleniu itp. Opisy same w sobie nie mają budzić obrzydzenia, są fachowe, ale pisane językiem zrozumiałym, jednak nie da się ukryć - wiele z tych opisów jest naprawdę przerażające.
“Od lat mieliśmy taką metodę - makabrycznym rzeczom nadawaliśmy trywialne nazwy, na przykład na morderstwo trojga ludzi mówiliśmy ‘trio’, a na topielca ‘pływak’. Odbierało to sprawie emocjonalny wymiar, dzięki czemu można ją było potraktować jak codzienne rutynowe zadanie.”
Dla mnie najbardziej poruszające były dwa - ten o samobójcach, bo tutaj do głosu muszą dojść emocje, skoro szukamy powodu, tego co popchnęło samobójcę do targnięcia się na swoje życie. To okropnie smutny rozdział opowiadający o samotności, niezrozumieniu, depresji. Drugi rozdział to ten, który opisuje zamach na WTC - w końcu było to zdarzenie zmieniające cały świat, a autorka przeżyła je bardzo mocno. Zginęli jej koledzy i koleżanki, a ci co przeżyli ramię w ramię starali się odnaleźć jak najwięcej ciał i zwrócić je odpowiednim rodzinom… Bardzo bolesny, smutny i wprowadzający nawet w emocjonalne otępienie rozdział.
“Dystans, bez którego nie mogłabym funkcjonować w pracy, przenosił się na resztę mojego życia.”
Jednak, jak wspomniałam, Barbara Butcher nie opowiada tylko o pracy, ale także o sobie, o tym, jaki taka praca miała na nią wpływ. Bo miała ogromny - z początku uratowała ją przed dalszym staczaniem się, dała cel w życiu, coś, co sprawiło, że czuła się potrzebna, że jej egzystencja miała sens. Jednak nie ukrywa, że jest to praca trudna psychicznie, bardzo obciążająca, odcinająca od ludzi, którzy mają nieco bardziej “normalne” zawody. Trochę jak ze śledczymi kryminalnymi, prawda? Autorka nie ukrywa swoich potknięć, otwarcie mówi o depresji, o pobycie w szpitalu psychiatrycznym. Daje obraz tego jak trudno znieść obcowanie ze śmiercią nawet gdy stara się to robić w niedopuszczający do siebie emocji sposób i jak trudno jest z takiej pracy zrezygnować. To z jednej strony przygnębiające zwierzenia, z drugiej jednak dające też nadzieję - mimo okropnych trudności, makabry, z którą spotkała się na co dzień, jednak dała radę, więc i my możemy… a potknięcie, nawet takie naprawdę mocne, wcale nie musi oznaczać końca.
“Depresja to kłamczyni. Mówi ci, że tak już jest i zawsze będzie.”
Sięgając po “Co wiedzą umarli” spodziewałam się książki opowiadającej o tym, co dzieje się w kostnicach, w czasie sekcji. Nie mogłam się pomylić bardziej - do kostnicy w sumie nawet nie zaglądamy, Barbara Butcher zabiera nas na przeróżne miejsca zbrodni. Jako czytelniczka kryminałów nie mogę nie docenić wiedzy, jaką autorka nam tu przekazuje - opisuje bardzo szerokie spektrum śmierci na kilkunastu przykładach. Robi to też w sposób jak najmniej czytelnika obciążający - jasne, jest dokładna w opisach znalezionych na miejscach ciał, ale nie epatuje makabrą czy brutalnością, a po prostu opowiada jak jest. Ubarwia to też czarnym humorem, które jak sama często podkreśla, w jej pracy jest tym, co odseparowuje śledczych od smutku i makabry zbrodni, od potraktowania jej personalnie. Wszystko to opatrzone jest też prywatnymi wrażeniami autorki, jej nieumiejętnością zbliżenia się do drugiego człowieka, jej uzależnieniem i depresją. Nie jest to lektura łatwa, ale sięgając po ten tytuł chyba nikt się tego nie spodziewa. Jest ciekawa, jest solidna i zmusza do interesujących refleksji, zatem i w mojej ocenie jak najbardziej warta przeczytania.
 
Moja ocena: 7/10
 
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Literackim. 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz