Tytuł: Mój
dom
Data premiery: 27.03.2024
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 592
Gatunek: literatura
piękna / fantastyka
Tomasz Sablik do tej pory kojarzony był z
literaturą grozy: wydawał w wydawnictwie Vesper, które w tym gatunku się
specjalizuje, tak też określali jego książki czytelnicy. Pod tym szyldem
ukazały się cztery tytuły: ”Próba sił”,
“Winda”, “Lęk” i “Przypadłość”, wydawane jedna na rok poczynając od 2019
roku. W 2023 była przerwa, autor podjął się kilku solidnych zmian. Zmienił
wydawnictwo, ale też i nieco kierunek swojej twórczości, bo wydana w 2024 roku
powieść “Mój dom” już horrorem po prostu nie jest. Nawet nie kategoryzowałabym
jej jako powieści grozy, która dla mnie jest lżejszą odmianą niż typowy horror.
Tutaj fragmentów niepokojących jest niewiele, są bardziej stonowane i takie…
okazyjne. Przede wszystkim jednak ważna jest tu historia, którą można
rozpatrywać na wielu poziomach - od tego całkowicie dosłownego, po mocno
metaforyczny - oraz sposób, w jaki opowiedziana została. Zatem nie pozostaje nic
innego, jak książkę określić jako literaturę piękną z dodatkiem wątku lekko
fantastycznego, magicznego, który nadaje lekturze niepokojącego, zagadkowego
tonu. Książka, która już na etapie kategoryzacji wzbudza takie zamieszanie?
Tak, to zdecydowanie coś wartego uwagi, coś dla czytelnika, który szuka w
lekturach niebanalności…
Tomasz Sablik swoje książki tworzy w
Bielsku-Białej, gdzie żyje od urodzenia. Poza miejscem urodzenia i życia, ma
jeszcze wiele innych punktów zbieżnych z głównym bohaterem “Mojego domu”,
zastanawia więc też od początku to, jak wiele w tę postać autor przelał samego
siebie… O to może uda mi się wypytać autora w spotkaniu online, jakie odbędzie
się w przyszłym tygodniu, a teraz skupmy się na prostu na książce.
“Mój dom” to pamiętnik Edwarda, młodego,
22letniego mężczyzny, który siedzi zamknięty w domu, położonym w
Bielsku-Białej. Jest to jego dom rodzinny, aktualnie pusty, nie licząc jego i
jego żony Emilii oraz kilku zamieszkujących go kotów. Dom, do którego niedawno
wrócił i czegoś w nim szuka - zajmuje mu to całe dnie, a polega na … kopaniu w
piwnicy. Do Emilii, która tkwi w jednym pokoju, zagląda rzadko, a jego
rozrywką, oderwaniem po męczącym fizycznie zadaniu, którego się podjął, jest
spisywanie tego pamiętnika. Swojej historii, która zaczyna się jedenaście lat
temu, w momencie, gdy Edward, jeszcze jako nieśmiały, jąkający się chłopiec
wraz z rodzicami przyjechał zamieszkać w domu swoich dziadków. TYM domu. Domu,
który ukierunkował jego historię. Czym jest dom? Czego szuka Edward? I co
doprowadziło go do tego miejsca, w którym teraz się znajduje?
Książka rozpisana jest na siedem aktów
poprzedzonych przedmową samego autora - Tomasza Sablika, która jednak jest już
częścią historii. Autor pisze w niej, że to co czytamy, to pamiętnik, jaki
znalazł w pewnym starym domu… Dalsza historia, poza samymi tytułowanymi aktami,
podzielona jest na “dzień obecny” i “kiedyś”, które się ze sobą przeplatają,
choć to historia o przeszłości zdecydowanie nad czasami obecnymi dominuje.
Książka pisana jest w narracji pierwszoosobowej, odpowiednio w czasie przeszłym
w rozdziałach z kiedyś, w czasie teraźniejszym w rozdziałach z teraz.
Narratorem jest Edward, który pisze dla kogoś, dla jakichś odbiorców, co nieraz
w tekście podkreśla. To typowy sposób narracja dla pamiętnika. Styl powieści za
to typowy nie jest. Pozornie zwyczajny, słowa, jakich narrator używa, są
codzienne, choć da się już w ich budowie wyczuć dbałość o język - nie ma
przekleństw, są płynnie, spójnie i ładnie ułożone, co daje czytelnikowi
przyjemność z czynności czytania. A jednak w tej zwyczajności jest coś
niezwykłego, coś co czytelnika przyciąga, hipnotyzuje, uwodzi… Coś, co sprawia,
że nie sposób się od lektury oderwać, a gdy już trzeba, to myśli się tylko o
tym, by do niej wrócić. Co to jest? Magia dobrej literatury?
Styl historii jest spokojny, bardzo
klimatyczny, skupiony na oddaniu wnętrza bohatera, jego przeżyć, myśli, prób
zrozumienia świata. Dialogi oczywiście też są, pisane sprawnie, przyjemnie
realistycznie.
We
wstępie wspominałam o kilku sposobach spojrzenia na powieść - zacznijmy od tej
podstawowej, dosłownej. Jest to opowieść chłopca, który urodził się w 1989
roku, zatem w wieku, kiedy historię rozpoczyna, w wieku lat 11, jesteśmy na
przełomie mileniów - z 1999 roku wchodzimy w rok 2000. Dla tych czytelników,
którzy są od bohatera młodsi, będzie to historia o tym, jak żyło się kiedyś -
bez telefonów, bez internetu, zapis tego, jak wtedy wyglądało dzieciństwo i
odkrywanie świata dorosłych. Lekka fantastyka? Dla młodych czytelników tamte
czasy na pewno dadzą takie wrażenie. Dla czytelników w wieku Edwarda będzie to
wycieczka sentymentalna, powrót do własnych wspomnień, własnych pierwszych
doświadczeń, pierwszych przyjaźni, pierwszych miłości. Dla starszych pewnie coś
podobnego - ci z pewnością mogą utożsamiać się z rodzicami Edwarda, o których
bohater też nam dokładnie opowiada. Ta historia z dzieciństwa, mimo że podszyta
dziwnym niepokojem i różnymi doświadczeniami bohatera, jest przyjemnie
klimatyczna.
A jednak raz po raz zaczyna wyzierać z niej
coś niepokojącego, coś złego. Na poziomie może i magicznym, który reprezentuje
postać dziadka Edwarda - ale czy na pewno? A może to wytwór jego dziecięcej
wyobraźni? Jednak to ciągle toczy się w tle, bardzo okazyjnie tylko dając nam
sceny, które budzą w nas konsternację. Bardziej niepokojące jest to, co jest
cały czas, co wpisuje się w zwyczajność - prześladowanie w szkole dzieci
wyróżniających się czymś od reszty, przemoc domowa, brak pomocy tym biednym
dzieciom, które nie rozumieją, że przydarza im się coś złego. Autor z
wnikliwością przygląda się rzeczywistości tak nam wszystkim dobrze znanej,
wyciąga z niej brudy i cały ból, jaki jej towarzyszy, a który wtedy, w
momentach, gdy było się tego świadkiem - w tamtych czasach, z perspektywy
dziecka - wydawał się czymś, co po prostu być musi. Taki los. Teraz, patrząc na
to z perspektywy czasu, upływu lat, mimo że od tych wydarzeń, które narrator w
‘’kiedyś’ opisuje do teraz, tego w którym jesteśmy czytając tę książkę, minęło
dwadzieścia kilka lat, mocno zaskakuje to, jak inna jest teraz świadomość
społeczna i to, co za dziecka wydawało nam się, że po prostu takie jest, teraz
okazuje się czymś, czego być w ogóle nie powinno… Brzmi pokrętnie? Nie chcę
pisać dosadniej, by nie pozbawiać Was tej ciekawości odkrywania całej opowiedzianej
w tej książce historii…
“Smutek jest czymś naturalnym, nie da się go pozbyć z duszy. Da się jednak nad nim zapanować. Da się go ugłaskać, jeśli się potrafi.”
Ale tym samym sama z dosłowności przeszłam w
drugą wersję powieści, tę, która wzbudza w czytelniku refleksję, wywołuje pewne
porównywanie tego, co w książce, do tego, co samemu się z tych lat, z tamtej
rzeczywistości pamięta. Książka zmusza do zastanowienia nad takimi podstawowymi
wartościami jak więzy rodzinne, przyjaźń i miłość. Wierność, zrozumienie i
bezwzględność w stosunku do innych. Wartości, które są nam wszystkim bliskie, a
poprzez tę historię zmuszają do ponownego przemyślenia, zastanowienia się czy
sami ich w swoich głowach nie wypaczyliśmy.
Jest jeszcze trzecia warstwa, ta magiczna,
metafizyczna. Nie będę jej tu analizować, bo tym samym mogłaby zasugerować Wam
koniec historii, który do teraz siedzi w mojej głowie który jest tak
nieoczywisty, że nadal zastanawiam się jak go rozpatrywać. Jest bardzo
symboliczny, nawiązuje też do motywów, które znamy - skąd? Nie zdradzę, jest
jestem pewna, że po finiszu domyślicie się tego sami.
By recenzja była pełna, wspomnijmy na koniec o
tych elementach świata przedstawionego, o których w recenzji pisać się powinno.
Bohaterowie są oddani z ogromnym wyczuciem psychologicznym, czy to kreacje
pierwszoplanowe czy któreś z dalszych planów widziane oczami Edwarda, są poruszające
i wydają się tak prawdziwe… Może prócz dziadka, który wzbudza te niejasne
odczucia, zaciera granice między tym, co realne, a tym, co nierealne…
Miejscem akcji jest dom, który równocześnie
jest też po prostu bohaterem powieści. Dom, który żyje, który sprawia… no
właśnie, to kolejny element, którego zdradzić nie mogę. To dom nieco magiczny
już przez samo to, jak jest zbudowany - ma np. drzwi jak te z Narni. Zresztą
całą tę historię otwiera opis domu, który jest niesamowicie liryczny,
sentymentalny, ale w bardzo pozytywnym tego określenia znaczeniu. Do ten
znajduje się w Bielsku-Białej, ale jakby na wsi, w otoczeniu natury, co ma
bardzo kojący wydźwięk. I to buduje też klimat powieści - z jednej strony jest
ta beztroskość dzieciństwa, z drugiej dziwne zachowanie dziadka, które wzbudza
mocny niepokój, a jeszcze jest też Edward dorosły, który buduje klimat bardzo
tajemniczy, wprowadza tę zagadkę, tę niewiedzę, co do której czytelnik nie
ustanie, póki nie odkryje jej rozwiązania.
Myślę, że o “Moim domu” mogłabym pisać jeszcze
długo, bo jest to proza niesamowicie bogata. Pozornie zwyczajna historia daje
tyle pytań, tyle tematów do refleksji, do zastanowienia się nad tym, co to
znaczy dla nas samych, że nawet tydzień po lekturze nie jestem w stanie jej w
pełni skondensować w krótkiej analizie. Bo jest to po prostu książka magiczna,
w której każdy znajdzie to, co dla niego ważne, a przynajmniej ten czytelnik,
który jest skory do refleksji nad samym sobą, nad własnym postrzeganiem świata.
I choć może i to budzi niepokój, to niewiele w tym horroru, prawda? Autor
sprawnie na tym, co sam zna z własnego życia, ale i z szeroko pojętej
literatury opiera tę powieść, tworząc historię niby zwyczajną, ale jednak od
zwyczajności niemogącą być odleglejszą. Sama żałuję tylko, że sporą jej część
słuchałam, zamiast czytać - bo choć lektor Marcin Przybylski dopasowany jest do
tej powieści naprawdę idealnie, to nie mogłam wypisać sobie z niej tylu
cytatów, co bym chciała - bo by to zrobić, musiałabym audiobook zatrzymywać co
kilka minut. Niesamowita proza, książka bardzo nieoczywista w swojej pozornej oczywistości.
“- Mam dla ciebie coś, co zmieni twoje życie na lepsze (...).- Książka? (...)- Tak, książka. Przecież nie paletka do ping-ponga.-No wiem, ale nie rozumiem.- No właśnie. Dlatego chciałbym, żebyś zrozumiał.”- Wolałbym paletkę do ping-pinga. Co takiego mam zrozumieć?- Czym ten magiczny przedmiot w istocie jest.- A czym jest? (...)- Skondensowaną magią.”
Moja ocena: 8/10
We wtorek 11 czerwca zapraszam na spotkanie na żywo z Tomaszem Sablikiem,
które obędzie się na moim profilu na Instagramie o godzinie 19:00!
Recenzja powstała w ramach współpracy
ambasadorskiej z Wydawnictwem Czarna Owca.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz