Autor: Katarzyna
Zyskowska
Tytuł: Alchemia.
Powieść biograficzna o Marii Skłodowskiej-Curie
Data premiery: 19.06.2024
Wydawnictwo: Znak Literanova
Liczba stron: 384
Gatunek: powieść
biograficzna
Katarzyna Zyskowska swoje życie zawodowe
zaczęła jako dziennikarka, jednak chwila przerwy, którą zrobiła na wychowywanie
dziecka, zmieniła nieco jej ukierunkowanie - wtedy zdecydowała, że chce
opowiadać historie. Zasiadła więc do opisania i tak w 2011 roku ukazała się jej
pierwsza powieść pt. ”Przebudzenie”. Teraz, trzynaście lat od debiutu, na
koncie ma piętnaście powieści plus jedną napisaną w duecie (z Wojciechem
Chmielarzem!). Zyskowska bardzo lubi przenosić czytelników w czasie i opowiadać
o pogmatwanych losach kobiet, które przez czasy, w których żyły, doświadczyły
wiele niepotrzebnych, bezsensownych krzywd. Sama z jej prozą do tej pory miałam
styczność wcześniej, przed “Alchemią” tylko raz, przy “Nocami krzyczą sarny” z
2023 roku (recenzja – klik!), ale niewątpliwie była to styczność, którą
pamiętam do teraz. Była to powieść, literatura piękna, oparta na historii
miejsca i tamtejszej społeczności doświadczonej przez bieg historii, teraz
“Alchemia” to coś więcej - to historia oparta na skrupulatnych badania autorki
nad życiem konkretnej osoby: Marii Skłodowskiej-Curie. Powieść, ale usnuta z
faktów historycznych z życia też sławnej noblistki. Warto też podkreślić, że
“Alchemia” początkowo miała być wznowieniem powieści autorki z 2016 pt. “Zanim”,
która opowiadała o pierwszych dorosłych krokach Marii Skłodowskiej-Curie.
Jednak, jak sama przyznaje w posłowiu “Alchemii”, gdy zasiadła do tamtego
tekstu, przyszło jej do głowy, by napisać tę historię jeszcze raz, teraz jednak
z perspektywy kobiety dojrzałej…
Rok 1911, listopad, Bruksela. Maria
Skłodowska-Curie bierze udział w pierwszym Kongresie Solvaya, konferencji
naukowców, w większości noblistów, którzy zmienią oblicze fizyki. Właśnie wtedy
dochodzi do jej starcia z prasą - okazuje się, że ostatniego dnia tego
wydarzenia w paryskiej prasie ukazała się informacja o romansie Marii z żonatym
mężczyzną Paulem Langevinem, a przeciek pochodził o samej żony mężczyzny. To
rozpoczyna lawinę zdarzeń, napiętnowania społecznego, jakiego doświadczy przez
kolejne dni Maria - matka i wybitna naukowczyni, ale przede wszystkim żywiołowa
kobieta. Kobieta, której w podobny sposób serce złamano już raz, w chwili, gdy
sama dopiero wchodziła w wiek dorosły…
“Marie jest wciąż tą samą osobą, którą znają od lat: wytrwałą w swych badaniach naukowczynią, bezpretensjonalną, skromną kobietą i dzielną samotną matką, jednym słowem: człowiekiem. Razem ze wszystkimi zaletami i słabościami ludzkiego gatunku.”
Książka rozpisana jest na nienumerowane
rozdziały i zamykający je epilog, po którym zamieszczone są krótkie notki
biograficzne dotyczące osób pojawiających się w “Alchemii”, posłowie autorki
oraz przypisy i bibliografia. Rozdziały oznaczone są miejscem i czasem, toczą
się naprzemiennie - w 1911 roku, w przeciągu miesiąca oraz dużo wcześniej,
poczynając od 1886 do 1891 roku - i liczą po kilka stron, co sprawia, że
lektura jest nieco bardziej dynamiczna. Styl powieści jest rewelacyjnie
dopasowany do sposobu, w jakim wypowiadano się w czasach, o których autorka
pisze - są wyrazy, określania, których teraz się już raczej nie używa (ale ich
znaczenie nadal jest rozumiane), pojawiają się też najczęściej francuskie czy
łacińskie wtrącenia - typowy sposób wypowiedzi dla ówczesnych ludzi
wykształconych. Zyskowska jednak stylizuje język tak, że czujemy, że są to inne
czasy, ale nie zaburza to współczesnemu czytelnikowi odbioru powieści - czyta
się to doskonale, bardzo płynnie, bardzo przyjemnie. Czasami pojawiają się
fragmenty listów czy artykułów prasowych, które dodają lekturze sporo
autentyczności.
“Ona też to czuje - coraz częściej miota się we własnym ciele, błądząc ścieżkami instynktów dotąd nieuświadomionych, nieznanych. I też zadaje sobie pytania o naturę ludzką i o namiętności. O tę tajemniczą alchemię, której procesów nie rozumie. Niby wie wszystko na temat anatomii, popędu, rozrodczości, wszystko, co można przeczytać w naukowych rozprawach i podręcznikach medycznych przysłanych przez ojca, a jednak są zagadnienia, które pozostają dla niej zagadką.”
Jak sama Zyskowska podkreśla w posłowiu “Alchemii”,
Maria Skłodowska-Curie była kobietą niezwykłą, kobietą przecierającą szlaki dla
swojej płci - swego rodzaju feministką, emancypantką, która może nie
strajkowała na ulicach, ale robiła coś równie ważnego - udowadniała, że kobieta
jest równie inteligentna i zdolna do zajmowania się zagadnieniami nauki
dokładnie tak samo jak mężczyźni. A jednak, my - jej rodacy - wiemy o niej tak
mało, widzimy ją jako kobietę posągową, chłodną, oddająca się tylko i wyłącznie
nauce. Jest to obraz zakłamany, bo tak naprawdę Maria była kobietą żywiołową,
która przejawiała ogromną pasję do nauki, do swojej pracy laboratoryjnej, ale
również tworzyła związki wszelakie - nie tylko romansowe, ale przecież miała
też ogromną liczbę przyjaciół, była żoną szaleńczo w mężu zakochaną i matką
dwóch uroczych i utalentowanych dziewczynek. Pora, by taki obraz zagościł w
głowie Polaków i “Alchemia” jest solidnym krokiem właśnie, by to uczynić.
“Miałyby czuć to samo co ja? Bezustanne rozdarcie między dwoma krajami? One są Francuzkami. Tu jest ich cały świat. Wychowałam je według tutejszych zasad, bez kompleksów i całej tej naszej słowiańskiej bogobojności, religijności, zabobonów. Nie chcę, żeby były grzecznymi panienkami, które są ograniczane konwenansami. Nie chcę, by były takie jak ja kiedyś (...).”
Bo jest to opowieść skupiona na dwóch trudnych
momentach Marii w jej życiu prywatnym. Poznajemy ją w skrajnie różnych
sytuacjach - jako 18latkę, która właśnie podejmuje się pierwszej pracy jako
guwernantka, która mocno stara się utrzymać swoją wybuchowość na wodzy i
prezentować się jako cnotliwa, dobrze wychowana panna; a także jako kobietę 43letnią,
która znana jest na cały świat, jest wdową i matką dwóch córek, jest
wykładowczynią na Sorbonie, poważana w środowisku naukowym tak mocno, że zaraz
dostanie nominację do Nagrody Nobla. A jednak te czasy mają ze sobą coś
wspólnego - łączy jest postać mężczyzny, z którym Maria wiązać się nie powinna,
a w którym jest bardzo zakochana. Bo przecież miłość nie wybiera, prawda?
“Maria zdała sobie sprawę, że przecież dawno temu przerabiała już podobny scenariusz. Mętny powidok mężczyzny, chłopca z przeszłości stanął jej przed oczami.”
Tak łatwo jest ocenić stojąc z boku, a
Zyskowska przekonuje nas do tego, że takie podejście jest niesprawiedliwe -
ukazuje nam Marię w całej okazałości, pełną targających nią uczuć, w których
oczywiście są racjonalne wnioski, ale i jest morze emocji. Te dwie kobiety -
Maria młoda i Maria dorosła - choć różne w doświadczenia, są cały czas bardzo
ludzkie, bardzo bliskie nam samym. Młoda Maria ma marzenia, do których
realizacji dąży, ma pasje, które chce realizować. Dorosła Maria jest bardziej
stoicka, odważna, nie daje sobie innym wchodzić na głowę, choć cały czas
przeżywa i boi się dokładnie tak samo jak kiedyś… A jednak jest to obraz
kobiety silnej, która wygrywa, bo ma o co walczyć, która mimo przeciwności się
nie poddaje i uparcie dąży do celu - nawet jeśli oznacza to wejście w świat
nauki absolutnie zdominowany przez mężczyzn.
“Marie jest świetną aktorką, która przez lata do mistrzostwa opanowała rolę pozbawionej emocji, chłodnej naukowczyni. I nikt nie musi wiedzieć, że w duszy wciąż jest i pozostanie Manią, dziewczyną z kraju, który nie istnieje, dziewczyną o niespokojnej naturze i dzikim sercu.”
Autorka, poza doskonała kreacją Marii, dba też
o to, by pokazać tych, którzy są przy niej, którzy ją wspierają. Bo Maria jest
dobrym człowiekiem, który chętnie pomaga innym, zatem też ma wokół siebie tych,
chętnych do pomocy, gdy ona tego potrzebuje. Jej relacja z siostrą, też jest
tutaj mocno podkreślana, szczególnie w wieku dorosłym- relacja, która dodaje
jej siły i wiary w siebie.
“Pierwsza zasada: nigdy nie dać się pokonać ani przez ludzi, ani przez wypadki losu.”
Przez całą tę lekturę jednak myślałam o tym,
jak całkowicie inaczej wyglądało życie w tamtych czasach, na przełomie XIX i XX
wieku. Fragmenty z życia młodej Marii toczą się na polskiej prowincji, w
czasach, gdy Polski przecież oficjalnie nie było, a zatem pod zaborem rosyjskim.
Te fragmenty to jakby żywcem opowieść z Jane Austen, w której status urodzenia
i zamożności jest wyznacznikiem tego, jak się żyje. Maria jest pomiędzy - jest
z klasy robotniczej, jest dobrze wykształcona, ale nie jest na pewno
arystokracją - w domu u państwa jest zaledwie nieco bardziej poważana niż
służba. I to właśnie status urodzenia jest tym, co staje na drodze miłości -
coś, co teraz nikogo by nie obeszło, wtedy budziło prawdziwy skandal.
“Cały Paryż to jedno wielkie, skotłowane namiętnościami pozamałżeńskie łoże, chociaż kobiety i mężczyźni nie mają w nim równych praw. Oni mogą obnosić się z flamami niczym z orderami w klapie na wypiętej piersi, one powinny być dyskretne.”
Nieco inaczej ma się sytuacja w 1911 roku -
może dlatego, że toczy się głównie w Paryżu, bo tam Maria od lat żyła,
pracowała i wychowywała córki? Tu nieraz podkreślane jest, że życie w Paryżu to
wolność, ale wolność nie do końca równa. Tu ciągle mężczyźni mogą więcej -
mężczyzna, który ma kochankę zasługuje na przyklask kolegów, kobieta na
potępienie. Mimo że każdy tam sypia z kim popadnie, co drugie małżeństwo pełne
jest romansów, to w sytuacji Marii przecież nie może być tak łatwo - jako
persona znana zachowanie, które przystoi, a przynajmniej nie jest potępiane w
wypadku zwyczajnych ludzi, w jej wygląda inaczej. Jest też przecież cały czas
obcą na paryskiej ziemi, to ciągle Polka, mimo że od lat mieszkająca i
pracująca na rzecz Francji. I tak skandal rozlewa się szerokim bagnem w
mediach, a plotkarski Paryż tak łatwo to podchwytuje…
W obydwu przypadkach podkreślane są
nierówności - społeczne, klasowe, te związane z płcią. I właśnie to tak mocno
uderza, podczas lektury cały czas w głowie kołacze się myśl, jak trudno się
musiało żyć w tamtych czasach, szczególnie kobietom, które cały czas, mimo
ciągłego udowadniania, że jest inaczej, traktowane były jako człowiek drugiego
sortu. To okropne smutne, że Maria i jej podobne kobiety, tyle musiały się
nacierpieć przez społeczne konwenanse.
“Jest pani, droga Marie, ucieleśnieniem wszystkiego, czego ci mali duchem ludzie się obawiają: postępu, emancypacji i rewolucji społecznej.”
“Alchemia” to książka bogata, jedna z tych, o
których mogłabym pisać i pisać, a i tak zakończyłabym z wrażeniem, że nie
omówiłam całości. Zatem zakończmy już teraz. Zyskowska stworzyła powieść
bogatą, porywającą, bardzo ludzką i z rewelacyjnie oddanymi skomplikowanymi
społecznie sytuacjami - dzięki takiemu przedstawieniu sprawy nie oceniamy, a
przyglądamy się wszystkim aspektom historii, próbujemy zrozumieć zachowanie i
emocje postaci. Jest to historia o kolejnej silnej kobiecie, która wyprzedzała
swoje czasy, której należy się podziw nie tylko za dokonania naukowe, ale i
siłę w podejściu po prostu do życia - mimo przeciwności parła do przodu, parła
do swojego celu, pełna nadziei i szalejących w niej emocji. To bardzo ludzkie,
bardzo empatyczne podejście do jednej z najważniejszych kobiet w historii
Polski.
“Czas alchemii, odbierającej zmysły i rozum, to zamknięty rozdział w jej życiu.”
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Znak Literanova.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz