Autor: Sebastian
Sadlej
Tytuł: Za
szczytem
Data premiery: 08.05.2024
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 352
Gatunek: literatura
piękna / powieść kryminalna / obyczajowa
“Za szczytem” to druga książka w dorobku
literackim Sebastiana Sadleja, grafika komputerowego i częstochowianina
zakochanego w Bieszczadach. Pierwsza pt. “To nie moja wina” premierę miała
prawie trzy lata temu, latem 2021 roku i pamiętam, że mnie dosyć zdziwiła - to
była proza trudna do kategoryzacji, mocno spokojna i refleksyjna, w której
historia lekko kryminalna była tylko pretekstem do snucia przemyśleń. Dlatego
teraz, gdy jestem już po lekturze obydwu książek tego autora, nie dziwi mnie w
ogóle pomysł Wydawnictwa SQN na promocję drugiego tytułu - na jakieś niecałe
dwa miesiące przed premierą do recenzentów wydawnictwa trafiła książka z
całkowicie białą okładką - tylko z logiem wydawnictwa i dużymi, czarnymi
literami wystosowanym pytaniem: kto to napisał? I choć sama wtedy nie miałam
chwili, by do lektury zajrzeć, to jestem pewna, że po kilkunastu stronach
autora dogadałabym bezbłędnie - Sadlej ma bardzo charakterystyczny sposób
snucia opowieści, którego nawet po tych trzech latach od premiery, nie zapomniałam.
Historia “Za szczytem” toczy się w małej
miejscowości Międzygórze położonej pod górą Śnieżnik. To na nią 13 grudnia
wspina się Jadwiga, którą praktycznie na szczycie łapie zamieć śnieżna.
Wędrując po górze w końcu trafia w okolice chaty myśliwskiej, gdzie spotyka
kilku mężczyzn… Trzy dni później do chaty przychodzą Kazik i Roman
zaniepokojeni o Edka, bezdomnego, który w tam sobie pomieszkiwał. Na miejscu
jednak czeka ich dosyć makabryczna niespodzianka… Chwilę później, Alicja, znana
polska himalaistka, dostaje telefon od starego znajomego rodziny - jej mama to
jedna z ofiar znalezionych w chacie. Co tam się wydarzyło? Jak ta śmierć
wpłynie na Alicję? Czy poszukiwanie rozwiązania zagadki przyniesie spokój jej
duszy, zrozumienie dla samej siebie?
Książka składa się z prologu i czterech
tytułowanych części, a każda część to jeden dzień opowieści - a ta toczy się dwutorowo:
opowiada historię osób zamkniętych w chacie od piątku do poniedziałku, oraz
poszukiwań Alicji od poniedziałku do czwartku, które ułożone są w stosunku do
siebie naprzemiennie. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu
przeszłego przez narratora wszechwiedzącego, który skupia się na oddaniu
wewnętrznego zagmatwania postaci. Styl powieści jest gawędziarski, refleksyjny,
zdaje się, że myśli postaci płyną swoim rytmem, pełnym skojarzeń i porównań -
język przez to momentami jest nieco liryczny. W teście więcej jest fragmentów
opisowych, dialogów jest mało, postacie, szczególnie te w chacie, też raczej
rozmawiają ze sobą na zasadzie opowieści. Szybkich wymian zdań jest niewiele,
ale kiedy do nich dochodzi, są pełne emocji. Całość czyta się spokojnie, ale
trzeba zachować przy lekturze koncentrację - przy tej refleksyjnej prozie myśli
dosyć łatwo odlatują…
“Gdyby słowo kamień miało twarz, wyglądałaby jak oblicze Figla.”
Historia z samego opisu może faktycznie brzmi
jak powieść kryminalna, jednak warto przed sięgnięciem po nią wiedzieć, że ten
kryminał, ta zagadka tego, co wydarzyło się w chacie, jest raczej tylko tłem,
które dosyć się rozmywa w natłoku przemyśleń i szarpiących postaciami emocji.
Więc to nie zagadka jest tym, co wiedzie prym w historii, choć przyznam, że
dałam się jej finalnie zaskoczyć. W czasie lektury jednak nie czułam napięcia i
tej uporczywej ciekawości tak charakterystycznej dla powieści kryminalnej, choć
jednak coś mnie przy tej lekturze trzymało, coś, co kazało nadal czytać i
odkryć cel tej powieści i cel zatrzymania akurat tych bohaterów w chacie w
czasie zamieci.
“Nie mogę się połapać, gdzie jesteśmy. Biało jak w talerzu zupy mlecznej, a my jak te zacierki.”
Co więc tak naprawdę w tej powieści jest? Na
pewno dużo krzywdy postaci, trudne relacje rodzinne i pokoleniowe. Jest
Jadwiga, matka Alicji, dziennikarka, która zaraziła miłością do gór swoją
córkę, która nauczyła ją, że trzeba uparcie przeć do przodu, nigdy się nie
poddawać. I tak Alicja zrobiła - to dla mamy zdobywała kolejne szczyty, to dla
niej stała się sławną alpinistką, himalaistką, która ma za chwilę pobić
światowy rekord. A jednak podążając ciągle do przodu, sięgając kolejnych
szczytów, gdzieś zgubiła z oczu to, co ważne - nie ma w życiu innych celów, a i
nawet nie pamięta, kiedy ostatni raz tak naprawdę z matką rozmawiała. I tak po
jej śmierci zaczynają przytłaczać ją wyrzuty sumienia, z którymi radzi sobie
tak, jak tylko potrafi - gna do przodu, nie stoi w miejscu, nie wierzy w
najprawdopodobniejszą przyczynę zgonu jej matki, bo to oznaczałoby
równocześnie, że Alicja nie była dobrą, słuchającą tak naprawdę tego, co z jej
matką się dzieje, córką. I te emocje, którym bohaterka nie chce się poddać,
dobrze są w historii oddane.
“(...) czy to, że się ktoś pogubił, coś tłumaczy? Wtedy jest mniej winny?”
Z drugiej strony mamy Jadwigę, która nie czuje
nic. Może gdzieś tam przez chwilę jest zaniepokojona, ale tak ogólnie wydaje
się całkowicie obojętna… a jednak w czasie pobytu w tej chacie coś się zmienia.
Tylko co?
“Drożdżówki bywają zdradliwe. Jak kobiety. Słodkie, ale trzeba je małymi kęsami.”
Ogólnie te uwięzione przez śnieżycę towarzystwo
to ciekawe kreacje, zbiór postaci do siebie niepasujących, które utknęły przez
warunki pogodowe w zamkniętej przestrzeni. Co przyniesie taki zbiór
charakterów? Chyba możemy założyć, że w końcu nastąpi wybuch emocji, tylko z
jakiego powodu i jak duży?
“Kiedyś sfrustrowani głupcy nie mieli głosu, dziś za pomocą internetu mogli krzyczeć.”
Poza emocjami, które towarzyszą postaciom,
dostajemy też wgląd w życie zdobywcy szczytów. Alicja opowiada czytelnikowi co
to znaczy wspinać się, zdobywać kolejne szczyty, z czym wiążą się te wędrówki.
Człowiek kontra natura, człowiek, który sam wystawia się na kolejne próby, w
których śmierć jest na wyciągnięcie ręki. Po co to robić, po co ryzykować?
Bohaterka dobrze obrazuje to pragnienie, te uzależnienie, jakim jest wspinaczka
wysokogórska.
“Dobrze wiedziała, jakie demony krążą po opustoszałych górach, kiedy w pobliżu pojawia się śmierć.”
W historii “Za szczytem” to przeszłość postaci
kreuje rzeczywistość - przeszłość, której nie da się zmienić w teraźniejszości,
która budzi w bohaterach wyrzuty sumienia, poczucie winy. Czy można więc teraz je
odpokutować, czy teraz jest już na to za późno? I czy próba szukania pokoju
zmieni coś dla tych, których już z nami nie ma? To ciekawa górska historia
osadzona w klimacie mroźnej, groźnej zimy i historii alpinizmu, z zagadka w
tle, ale właśnie - pozostającej w tle, choć finalnie przynoszącej pewnie
zaskoczenie. Myślę jednak, że po ten tytuł powinni sięgnąć czytelnicy, którzy w
książkach szukają tematów do refleksji na temat życia i więzi rodzinnych, a
górski, zimowy klimat jest tym, który mocno sobie cenią. Szukając w tej
powieści kryminału czytelnik może poczuć się rozczarowany. Dlatego myślę, że
ważne jest, by decydując się na ten tytuł, zwyczajnie zdawać sobie sprawę, po
co się sięga 😊
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem SQN.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz