Autor: J.D.
Robb
Tytuł: Dotyk
śmierci
Cykl: Oblicza
śmierci, tom 1
Tłumaczenie: Małgorzata Cendrowska-Saganowska
Data premiery: 24.04.2024
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 400
Gatunek: powieść
kryminalna
J.D. Robb to pseudonim literacki Nory Roberts,
który powstał w roku 1995 na potrzeby odróżnienia jej nowego oblicza - od
kilkunastu lat znana była na świecie jako autorka powieści
obyczajowo-romansowych, teraz miała debiutować jako autorka kryminalna pierwszym
tomem serii Oblicza śmierci pt. “Dotyk śmierci”. Z początku seria przewidziana
była jako trylogia, a jednak… mamy prawie trzydzieści lat później i serię
liczącą już 58 tomów! Nie wiem czy to nie rekord długości serii kryminalnej,
ale liczba jej tomów jest naprawdę imponująca, a co ciekawe - sama poznawałam
tę serię właśnie od ostatniego roku, od ostatnich czterech tomów (w Polsce na
razie ukazały się 54) i przyznaję, że to nadal dobre, rozrywkowe powieści, w
których wcale nie czuć zmęczenia materiału. Teraz już mogę powiedzieć, że
poziom również jest utrzymany - bo teraz, dzięki nowemu wydaniu tomu
pierwszego, miałam przyjemność zapoznać się z debiutem!
“Dotyk śmierci” na rynku anglojęzyczny ukazał
się w 1995, u nas dwa lata później pod skrzydłami nieistniejącego już
wydawnictwa. Na początku lat dwutysięcznych wydany ponownie przez Prószyński i
S-ka, a teraz na rynku pojawia się znowu - pod szyldem Wydawnictwo Świat
Książki. Nie wiem czy wydawnictwo planuje wznawiać wszystkie tomy serii, ale z
pewnością tom drugi jest już widoczny w zapowiedziach na maj.
Historia “Dotyku śmierci” toczy się w
niedalekiej przyszłości, gdzieś w okolicach 2050 roku. W nowojorskiej policji
pracuje trzydziestoletnia Eve Dallas w stopniu porucznika z ponad dziesięcioletnim
stażem. To jedna z najlepszych śledczych wydziału, ceniona i angażowana do
ważnych spraw, choć sama z równą uwagą traktuje każde śledztwo. Teraz, rankiem
po niespokojnej nocy, podczas której w czasie interwencji zabiła napastnika,
jednak niestety nie udało jej się uratować dziecka, zamiast na obowiązkowe
badania psychologiczne, jej szef kieruje ją do sprawy o najwyższym stopniu
tajności. Zamordowana została wnuczka senatora DeBlassa, która od pewnego czasu,
na złość rodzinie, była licencjonowaną panią do towarzystwa. Zginęła w sposób
bardzo brutalny, nieco staroświecki i widowiskowy, a morderca zaznaczył - to
pierwsza ofiara. Będzie ich sześć. Eve nie ma więc czasu do stracenia - liczy
się każda chwila, w końcu nie wiadomo jak szybko morderca przejdzie do
kolejnych czynów… Przed nimi mocno poplątana gra, w której naprawdę ciężko
obstawić kto wygra.
Książka rozpisana jest na 20 średniej długości
rozdziałów. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego przez
narratora wszechwiedzącego, który głównie opisuje czytelnikowi historię z
punktu widzenia Eve, choć zdarzają się wyjątki - raz czy dwa obserwujemy samego
mordercę, raz czy dwa Roarke'a, który szybko staje się głównym podejrzanym, a
równocześnie wpada w oko Eve. Narrator patrzy na historię całościowo,
przedstawia nam nie tylko zdarzenia, ale i myśli, i emocje postaci, z
perspektywy których strony akurat historię opisuje. Styl powieści jest
codzienny, nie ma w nim wulgaryzmów, nie ma też specjalnych zabiegów
literackich, przez co książkę można traktować jako czystą rozrywkę - tekst
czytelnika nie męczy, nie wymaga też specjalnie dużego skupienia. Przyczepię
się jednak znowu do małego detalu - gdzieś tam z dwa razy pomylone były związki
frazeologiczne - oczywiście patrzę na to jak na prozę współczesną, nie
gwarantuję więc czy te trzydzieści lat temu te sformułowania nie były poprawne.
Ale to naprawdę szczegół, który w żaden sposób nie odnosi się do ogólnie
przyjemnych wrażeń z lektury.
“(...) gdy zabijanie sprawia gliniarzowi przyjemność, to wkracza on na niebezpieczny teren.”
Jak już po dużo późniejszych tomach mogę
stwierdzić, zamysł autorki na tę serię był taki, by układać solidne, skupione
na samej zagadce intrygi kryminalne i okraszać je nutką romansu. W późniejszych
tomach tych scen romansowych nie ma już wiele, w tej jednak, w jej pierwszym
kryminale trochę jest. Wynika to też z samej historii tej powieści - w końcu
ofiary to prostytutki, które właśnie dawaniem uciech cielesnych się trudnią.
Mówiąc oczywiście “trochę” mam na myśli z cztery albo pięć - dla mnie to dużo,
więc po pierwszych dwóch zwyczajnie już te opisy omijałam.
“(...) ja tylko opisuję tę historię, ja jej nie tworzę. A jest w niej wszystko. Seks, przemoc, pieniądze.”
Teraz kiedy ten znielubiony przede mnie wątek
w kryminałach mamy już wspomniany, możemy zająć się tym, co w kryminałach
dobre. A zatem zagadką kryminalną. Roberts postawiła tu na klasykę - mamy seks,
mamy zbrodnię, mamy duże pieniądze - w końcu wnuczka senatora to kobieta
majętna, która swoje usługi świadczyła tylko naprawdę bogatym klientom.
Wszystko to okraszone jest sporymi emocjami - zbrodnia jest brutalna, seks
kontrowersyjny, a pieniądze… no cóż, te to zawsze budzą w ludziach najgorsze
instynkty. Czy więc nie jest to naprawdę dobry przepis na kryminał?
“Wciąż ponoszą ryzyko, uprawiając najstarszy zawód świata, bo z nim wiążą się najstarsze na świecie zbrodnie.”
W mojej ocenie intryga kryminalna wypada całkiem dobrze - mamy tutaj tą
wspomnianą już grę pomiędzy inteligentnym mordercą a równie mądrą śledczą, my
pozostajemy widzami, którzy zwracają głowę raz w jedną, raz w drugą stronę.
Śledztwo prowadzone jest ciekawie, co z pewnością jest również zasługą dobrej
kreacji głównej bohaterki, jak i czasu akcji, ale samo w sobie również jest
satysfakcjonujące - może i ostatniego twistu się domyślałam, ale przez większą
część lektury rozwiązanie historii stanowiło dla mnie nie lada zagadkę.
“Dumni mężczyźni często ukrywają ból pod maską agresywności.”
Wśród tego wszystkiego to jednak sama Eve,
kreacja głównej bohaterki, skupia większą część uwagi. Bo jest to postać
solidna, rewelacyjnie nadająca się na policjantkę. Eve ma za sobą naprawdę
trudne dzieciństwo, po którym do teraz zmaga się z koszmarami, a które sprawiło,
że teraz od ludzi trzyma się raczej w oddaleniu - ma jedną czy dwie
przyjaciółki, jednak nikogo tak naprawdę do siebie nie dopuszcza. Cały czas
czujna, cały czas ma się na baczności i trzyma własne emocje na wodzy. Jej
głównym celem jest szukanie sprawiedliwości - nie zależy jej na awansach czy
poklasku, na rozgłosie czy pieniądzach - ona chce po prostu, by sprawca zbrodni
dostał odpowiednią karę i by to ona była tą, która go zakuła w kajdanki, która
przechytrzyła jego grę. I faktycznie ma na to szansę, bo skupiona na jednym
celu, wspomagając się intuicją, czasami pracuje nawet lepiej niż wysokiej
technologii komputer.
“Wiesz, Dallas, nosisz broń w taki sposób, jak inne kobiety perły.”
A jednak i twarda Eve po czasie trochę sobie
odpuszcza - ci, co znajdą dalsze tomy serii, wiedzą jaką rolę będzie odgrywał
dalej Roarke i już tutaj mocno swój wpływ na życie Eve zaznacza.
“I z przerażeniem uświadomiła sobie, że mu wierzy, a nie miała pewności, żadnej pewności, czy nie uwierzyła mu tylko dlatego, że było jej to potrzebne.”
Na koniec muszę też zwrócić uwagę na czas
akcji, bo ten dla współczesnego czytelnika jest ciekawostką, ale biorąc pod
uwagę to, że jest to książka sprzed prawie trzydziestu lat, to na ówczesnych
czytelnikach musiał zrobić chyba kolosalne wrażenie. Jak już wspomniałam,
historia toczy się w niedalekiej przyszłości, rok nie jest dokładnie określony,
ale jest gdzieś pewnie okolice lat 50tych XXI wieku. I bardzo jestem ciekawa na
jakiej podstawie autorka zbudowała tę wizję przyszłości - mamy tutaj duże
zaawansowanie technologiczne jak np. rozmowy telefoniczne to zawsze
videorozmowy, czy do komputerów się mówi, a klawiatura to coś, co potrafią
obsługiwać tylko starej daty programiści… Są latające samochody, lasery zamiast
broni palnej, autokucharze, czyli coś jak aktualne roboty kuchenne tylko
zdecydowanie bardziej zaawansowane. Bardzo więc bliska jest to wizja temu, z
czego aktualnie sami korzystamy gdy chodzi o technologię, a które te
trzydzieści lat temu przecież były jeszcze przepowieściami, mocno
fantastycznymi elementami. Z tą świadomością czyta się tę powieść naprawdę
ciekawie!
“Choć odnieśliśmy ogromne sukcesy w inżynierii genetycznej, zapłodnieniach in vitro, programach społecznych, wciąż nie potrafimy kontrolować podstawowych ludzkich wad: porywczości. żądzy, zazdrości.”
Podsumowując, “Dotyk śmierci” czyli debiut
kryminalny Nory Roberts i pierwszy tom serii Oblicza śmierci był dla mnie
przyjemną ciekawostką, dobrym relaksem i potwierdzeniem tego, co już mi pisali
inni - że jest to seria naprawdę równa, co, biorąc pod uwagę liczbę tomów, jest
nie lada wyczynem! Jest to kryminał z gatunku tych rozrywkowych, który łączy
największe ludzkie ciągotki i choć raczej nie chodzi tutaj o samą brutalność,
to jednak dużo się dzieje - jest trochę seksu, trochę walki, trochę strzelanek.
Podobał mi się też temat podejścia zawodowego do kobiet - w tym wypadku
oczywiście męscy bohaterowie im umniejszają, jednak Eve ich głupie przekonania
prostuje - czasem bezpośrednio, pięścią, choć raczej nie jest typem człowieka
bez przyczyny uciekającego się do przemocy. Fajnie było spojrzeć na Eve jak na
postać dopiero się kreującą, fajnie poznać jej początki. Mam nadzieję na
kolejne lektury z tej serii!
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Świat Książki.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz