Autor: Robert
Małecki
Tytuł: Zapadlina
Cykl: Maria
Herman i Olgierd Borewicz, tom 3
Data premiery: 10.04.2024
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 368
Gatunek: kryminał
Robert Małecki to jeden z najpopularniejszych
autorów polskiej powieści kryminalnej ostatnich lat - potwierdza to nie tylko
ogromna liczba czytelników, którzy na zapowiedź każdej jego książki czekają z
utęsknieniem, ale i nagrody literackie - zdobył te najważniejsze wśród
konkursów w tym gatunku. Jak sam mówi bardzo długo przygotowywał się do swojego
debiutu, długo szkolił warsztat, by w końcu w 2016 po raz pierwszy pojawić się
na rynku z “Najgorsze dopiero nadejdzie”, który był pierwszym tomem jego
debiutanckiej serii z dziennikarzem Markiem Benerem. Teraz, po ośmiu latach na
koncie ma trzy cykle kryminalne i cztery osobne powieści oraz pokaźną liczbę
opowiadań na koncie. Aktualnie aktywnie działa w popularyzowaniu czytelnictwa,
poza promowaniem własnych książek, prowadzi kursy kreatywnego pisania i jest
prezesem Fundacji Kult Kultury.
“Zapadlina” to trzeci tom jego najnowszej
serii z policjantami z Archiwum X (recenzje - klik!), którą zapoczątkował współpracę z nowym,
drugim w swojej karierze wydawcą - z Wydawnictwem Literackim. Każdy tom skupia
się na osobnej zagadce kryminalnej, a zatem można go czytać bez zachowania
kolejności chronologicznej.
Wapno. Mała miejscowość w okolicach Bydgoszczy
mocno zniszczona przez szkody górnicze, w której życie toczy się powolnym
rytmem podporządkowanym tąpnięciom ziemi. Prawie dwadzieścia lat temu spokój
miasteczka został zakłócony jednak czymś innym - dziwnym zaginięciem. Pewnej
listopadowej nocy zniknął Jacek Malinowski, osiemnastoletni syn byłego
policjanta i brat aktualnego komendanta w Żninie. Jego motor został znaleziony
na drodze, jednak on jakby rozpłynął się w powietrzu. Teraz sprawa wraca -
jedyny świadek, który miał coś ciekawego do powiedzenia na temat nocy
zaginięcia, zmienia zeznania. Zanim jednak Maria jako funkcjonariuszka wydziału
tak zwanego Archiwum X, zdąży dokładnie przyjrzeć się sprawie, mężczyzna umiera
- nie ma w tym nic podejrzanego, chorował na raka. Zatem jedyny faktyczny
świadek już nic więcej teraz nie powie - jak więc rozwiązać tę sprawę?
Szczególnie, że musi sobie radzić sama, Olgierd, jej partner, przebywa na
urlopie i zastanawia się nad odejściem z policji. Choć i on ma na głowie pewną
kryminalną sprawę - małżeństwo, które jeszcze niedawno należało do ich tajnego
klubu miłośników orgii, teraz zapadło się pod ziemię… Olgierd musi mieć
pewność, że kwestia klubu nie wyjdzie na jaw, musi więc ich znaleźć. Dwa różne
zaginięcia oddzielone od siebie dwudziestoma latami i dwójka śledczych, którzy
tym razem muszą działać osobno. Czy uda im się znaleźć rozwiązanie obydwu
zagadek, a równocześnie cały czas utrzymywać na wodzy własne demony?
Książka składa się z prologu, 55 krótkich
rozdziałów i epilogu. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu
przeszłego przez narratora wszechwiedzącego, który historię opisuje z dwóch
perspektyw - Marii i Olgierda. Zgłębia się nie tylko w ich poczynania, ale i
myśli, i emocje. Styl powieści jest spokojny, uważny i bardzo melodyjny, czuć,
że warstwa językowa nie jest autorowi obojętna - posługuje się słowem w sposób
rozważny, przemyślany, uważnie dobiera słowa w zależności od sytuacji - dialogi
są przyjemne, czasami z delikatnym humorem, opisy emocji postaci zahaczają czasem
o bardziej liryczną strunę opowieści. Nie ma tutaj przekleństw, nie ma
brutalnych opisów, jest skupienie na tym, co tu i teraz w bardzo stoicki
sposób. Czyta się to naprawdę rewelacyjnie!
“- Zwariowałaś?- Chciałabym. Miałabym wtedy na to wszystko wywalone (...).”
“Zapadlina” to część serii kryminalnej, którą
łączą postacie śledczych. A są to kreacje niesamowite - z jednej strony
nawiązujące to rasowych śledczych z nałogami, z drugiej jednak mocno oryginalne
- bo takich nałogów na polskim rynku kryminalnym jeszcze nie było. Maria to
hazardzistka, ale już niepraktykująca, która jest świadoma swojego nałogu i
każdego dnia walczy o to, by do niego nie wrócić. W tym tomie wydaje się rodzić
sobie naprawdę dobrze - jestem pewna, że czytelników znających ją z poprzednim
tomów serii, jej dobra forma będzie cieszyć. Wygląda na to, że znalazła sobie
miejsce na ziemi, powoli uczy się z takiego życia cieszyć, choć jak ciągle
podkreśla - normalne życie, nieuleganie nałogowi, to dla niej nieustanna walka.
“Szczerze Marii zazdrościł, lecz nie było w tym grama zawiści. Jeszcze bardziej cenił koleżankę za to, że otworzyła się na miłość, że czerpała z niej siłę do walki z uzależnieniem, że nosiła w sobie potrzebę uporządkowania trudnego życia. Jednym słowem - dążyła do szczęścia.”
Jest też Olgierd, drugi nałogowiec. On jednak
jest w innym stadium nałogu i inny ma też problem - jest seksoholikiem, który
odmawia zauważenia problemu. Przez to też jest w innym miejscu w życiu - z
każdej strony się sypie, małżeństwo mu się rozpada, praca zawodowa stoi pod
znakiem zapytania, znajomych takich prawdziwych brak. Jedyną jego ostoją jest
Kluska, labrador, który w tym tomie jest bardzo obecny, który służy mu
wsparciem, a czytelnikowi zapewnia miły, niewinny akcent w tym brutalnym
świecie.
“Czy można uratować małżeństwo, którego fundamenty pękły?”
Przy okazji tego tomu uświadomiłam sobie też,
że autor pokusił się również o dwie inne odważne kreacje postaci - mocno
drugoplanowe, ale pojawiające się w kluczowych momentach dla głównych
bohaterów. Chodzi o żonę Borewicza i żonę kochanka Marii. Nie są to pozytywne
postacie, ich zachowania drażnią, więc w dobie, kiedy czytelnik ceni sobie
silne, niezależne postaci kobiece, myślę, że wprowadzenie tych kreacji, kobiet,
które nie potrafią o samą siebie zadbać, świadczy o tym, że autor nie płynie
razem z prądem, stawia na nieco ryzykowną oryginalność.
“Wszystko jasne to może być tylko w tanich kryminałach.”
A co z postaciami tego tomu? Przede wszystkim
jest ten zaginiony Jacek. To przecież osiemnastoletni chłopak, który całe życie
miał przed sobą. Znajomych za wielu nie miał, tylko jedną przyjaciółkę, a może
dziewczynę? która dziwnym zbiegiem okoliczności ulotniła się do Niemiec chwilę
po jego zaginięciu i do tej pory nie wróciła. Wraz z Marią powoli odkrywamy
kolejne szczegóły z jego życia, kolejne cechy charakteru, które mogły się przyczynić
do jego zniknięcia… Bo chyba jednak w jego przeszłości należy szukać
rozwiązania? Gdyby zniknięcie było wynikiem przypadkowego wypadku, to ciało
chyba znalazłoby się do tej pory?
“- Budzicie stare demony, które żerują na padlinie (...)- Po prostu chcemy poznać prawdę - wyjaśniła.- Po tylu latach? (...)- Zamiast mówić o budzeniu demonów, powiedziałabym, że szukamy prawdy. Prawdy i sprawiedliwości.”
I tak przechodzimy do zagadki kryminalnej.
Prowadzona jest w tempie spokojnym, z mocnym skupieniem na klasycznych
założeniach gatunku - czyli szukamy dowodów, przepytujemy świadków, liczymy na
dedukcję. Przez to z początku w lekturę trzeba się wgryźć, chwilę poczekać na
rozwój wydarzeń, ale naprawdę warto - u mnie nastąpiło to po około stu
stronach, wtedy czułam już, że zagadka faktycznie mnie zainteresowała, sprawa
jest tak skomplikowana i niejasna, że wzbudziła moją żywą ciekawość. Czy
śledczy dadzą radę tak poprowadzić rozmowy ze świadkami, że dowiedzą się więcej
niż ci dwadzieścia lat temu? Jak sprawić, by tak stara sprawa wskoczyła na nowy
tor? Autor jest bardzo biegły w tej sztuce, po raz kolejny udowadnia, że nie
trzeba opisów przemocy i brutalności, by czytelnika do lektury przyciągnąć. Nie
ma tu może mrożących krew w żyłach twistów, są rozsypane i pochowane puzzle,
które musimy wyłuskać z każdego jednego świadka czy potencjalnego dowodu i
znaleźć dla nich miejsce w całości. Bardzo podoba mi się to, że autor skupia
się na ludziach, na zbrodni, która jest bliska normalnemu człowiekowi - bo
przecież to ta jest bardziej realna niż kolejny psychopatyczny morderca…
“Ale ile można stąpać po krawędzi? W którymś momencie trzeba zdecydować się na skok w przepaść.”
A co ma do tego wszystkiego ta pochłaniająca
miasteczko, zapadająca się kopalnia? Przede wszystkim znaczenie metaforyczne i
to na wielu poziomach. W każdym jednym życiu w tej powieści tworzy się taka
wyrwa, zapadlina, w którą jedni wpadają, drudzy stoją na jej krawędzi, chwiejąc
się bardziej lub mniej. Choćby dwie główne postacie - Olgierd zdaje się topić w
tych słonych wodach zapadliny, jego fundamenty we wszystkich obszarach życia
zdają się pękać. U Marii zapadlina jest niebezpiecznie obok, jednak ona już
była na dnie i ostatkiem sił się z niego wydostała - nie wpadnie tam po raz
drugi. Ale czy na pewno?
Ponadto samo zaginięcie bliskiego członka
rodziny również tworzy w życiu taką zapadlinę, coś co pochłania wszystko to, co
dobre, chwieje życie w posadach. Zresztą każdy niespodziewany problem jest
takim rozerwaniem się ziemi pod stopami - jak sobie z nimi radzić, czy da się życie
posklejać na nowo? Bohaterowie “Zapadliny” bardzo starają się to robić, jednak
z jakim skutkiem?
“(...) zapadająca się ziemia mlaskała. Jakby pochłaniał ją wygłodniały potwór.”
Wydawca na okładce powieści sygnalizuje, że
tematem przewodnim tej powieści jest zdrada. I ona ma wiele poziomów - każdy z
bohaterów takowej się dopuścił. Zdrady innych, zdrady samego siebie, własnych
ideałów - którą zdradę można wybaczyć? Czy w ogóle jakąkolwiek można?
“Całe zło bierze się z miłości (...).”
Podsumowując, “Zapadlina” to kawał dobrej
powieści kryminalnej skupionej na problemach bardzo ludzkich, bardzo bliskich
normalnemu, szaremu człowiekowi. Mimo że główne postacie walczą z nałogami może
nie tak często spotykanymi, to jednak ich walka jest bardzo ludzka, bardzo
uniwersalna, a jednak i uświadamiająca, uwrażliwiająca na kolejny problem
społeczny - nałóg w aktualnym, tak bliskim dzięki internetowi świecie. Intryga
kryminalna wciąga powoli, ale skutecznie, tak, że czytelnik po kilkudziesięciu
stronach wie, że nie odłoży jej, dopóki nie pozna rozwiązania zagadki. Małecki
po raz kolejny udowadnia, że kryminał może być inteligentny, a żeby zaciekawić
nie potrzebuje wulgarności i zbędnej przemocy - wystarczy, by był bliski
człowiekowi, który doskonale zrozumie problemy i frustracje bohaterów. A
wszystko to pisane rewelacyjnym językiem, w którym czuć poszanowanie słowa i
języka polskiego. To zdecydowanie mój ulubiony rodzaj kryminału, a Małecki jest
jednym z jego najlepszych przedstawicieli!
“- Cholernie tego nie lubię. (...)- Czego?- Finału każdego naszego śledztwa. Bo to koniec złudzeń dla bliskich ofiary. (...)- Na tym polega nasza robota (...).”
PS. Autor pokusił się też na mały żarcik w
stosunku do swoich zaprzyjaźnionych kolegów po piórze - bądźcie uważnie w
trakcie lektury, są dwa takie fragmenty!
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Literackim.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz