Autor: Sławek
Gortych
Tytuł: Schronisko,
które spowijał mrok
Cykl: karkonoski,
tom 3
Data premiery: 24.04.2024
Wydawnictwo: Dolnośląskie
Liczba stron: 400
Gatunek: kryminał
Sławek Gortych na naszym rynku książki pojawił
się niecałe dwa lata temu. Latem 2022 roku debiutował książką “Schronisko,
które przestało istnieć” (recenzja - klik!), pierwszym tomem serii
karkonoskiej, która jeszcze do niedawna była zapowiedziana na trylogię. Ja
miałam przyjemność czytać ten debiut jeszcze przed oficjalną premierą i byłam
pod jego ogromnym wrażeniem - to był dla mnie najlepszy debiut 2022 roku. I
zgodziło się ze mną wielu - właśnie w tej kategorii książka wygrała w
plebiscycie na Książkę Roku portalu lubimyczytac.pl. Niecały rok później, w
kwietniu 2023 ukazał się tom drugi - “Schronisko, które przetrwało” (recenzja -klik!). To była nieco inna historia od debiutu, ale równie mocno dopracowana,
równie mocno zajmująca czytelnika podczas lektury. I to też przyniosło efekty -
kolejną statuetkę plebiscytu, tym razem w tak rozchwytywanej kategorii jak
kryminał. Tak, w przeciągu niecałych dwóch lat Sławek Gortych przebył długą
drogę od skromnego autora bloga Zagubiony w Karkonoszach po rozpoznawalnego
autora, na spotkania z którym ściągają masy czytelników, a to przecież dopiero
początek! W tym tygodniu świętować będziemy premierę tomu trzeciego pt.
“Schronisko, które spowijał mrok”, a ja jestem dumna, że po raz trzeci na
okładce książki tego autora znajdziecie moje logo. I już nie mogę się doczekać
wywiadu z autorem!
Seria karkonoska powiązana jest przede
wszystkim miejscem - Karkonoszami, w każdym tomie inna postać jest bohaterem
pierwszoplanowym, więc bez najmniejszych problemów można czytać książki
oddzielnie.
Historia “Schroniska, które spowijał mrok”
rozpoczyna się w marcu 2007 roku. Tomasz Wilczur, autor kryminałów od momentu
pewnej osobistej tragedii cierpi na zastój twórczy. Czytelnicy jednak czekają
na jego powieści, wydawnictwo naciska, a przyjaciele martwią się jego kondycją
psychiczną. Wpadają więc na pomysł, żeby wyrwać go z jego domu, a równocześnie
znaleźć motyw na ciekawą literacką historię. I tak Maks podsuwa pomysł, by
Tomek przyjechał w Karkonosze zbadać sprawę dziwnej śmierci w lawinie, która
zeszła w noc sylwestrową 1991/1992 roku, a która do teraz zdaje się wzbudzać
wątpliwości. To dobry temat na szybki research i inspirację dla fabuły
kryminalnej, prawda? Tomek, z początku niechętny, dochodzi jednak do wniosku,
że faktycznie musi coś z sobą zrobić, więc zaproszenie w góry przyjmuje. Jedzie
do schroniska Strzecha Akademicka totalnie nieprzygotowany na mocno zimowe
warunki, jakie przedwiośniem ciągle w górach panują. Zaczyna wypytywać i
drążyć… Czy jednak jego wizyta w górach na pewno jest pożądana? Wielu tak nie
uważa, szczególnie, gdy Tomasz mocno angażuje się w swoje śledztwo. Co
przyniesie mu ta historia, dokąd go zaprowadzi? Co stało się w roku 1991? I co
z historią wspólnego mają wydarzenia z 1947 roku, które rozegrały się w
położonych niedaleko Cieplicach?
“(...) chmury co jakiś czas zasłaniały schronisko, które po chwili znów się z nich wyłaniało. Choć zaczynało szarzeć, bo zbliżał się zmierzch, Tomek miał wrażenie, że chmury kłębiące się wokół Strzechy Akademickiej były ciemniejsze od pozostałych. Tak jakby schronisko spowijał mrok dawnych tajemnic.”
Książka rozpisana jest na prolog, 15
tytułowanych i opatrzonych cytatem części oraz epilog. Po nim znajdziemy
jeszcze obszerne posłowie autora, w którym dokładnie wyjaśnia czym inspirował
się przy tworzeniu tej powieści oraz co w historii jest prawdą historyczną, a
co fikcją literacką. I już samo posłowie robi wrażenie! Ale wróćmy do powieści
- każda jej część podzielona jest na krótkie fragmenty opatrzone miejscem i
datą akcji, a ta toczy się oczywiście głównie w Karkonoszach, w trzech różnych
czasach - w 1947, 1991 i 2007 roku. Historie naprzemiennie się ze sobą
przeplatają, jednak ich granice są bardzo wyraźne, nie ma obawy, że komuś się
pomieszają. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego przez
narratora wszechwiedzącego, który historię przedstawia z kilku różnych punktów
widzenia, choć główne postacie są trzy - Tomek współcześnie, Andrzej
Czerwiński, który zginął w lawinie w 1991/1992 oraz Franek w 1947 roku.
Narrator swobodnie przemieszcza się pomiędzy tym, co wydarza się na zewnątrz, a
tym, co dzieje się we wnętrzu postaci, przez co w pełni rozumiemy ich
postępowanie i emocje - a te są bardzo silne, co bardzo szybko czytelnik
wyłapuje i sam zaczyna odczuwać. Styl powieści jest dopracowany, czuć w nim
dbałość o język, o słowo pisane. Zdania układają się ładnie, są różnej
długości, a dialogi prowadzone sprawnie. Całość czyta się naprawdę doskonale!
“Przy takiej olbrzymiej krzywdzie nie znajdzie się ukojenia w ciszy. Nie przestaniesz cierpieć, póki nie zaczniesz mówić.”
Wspomniałam o trzech głównych bohaterach rodzaju
męskiego, nie znaczy to jednak, że kobiet w tej historii brakuje. Z bohaterek
żeńskich najwięcej miejsca zajmuje Marysia, siostra gospodarza Strzechy
Akademickiej, która jest swego rodzaju towarzyszką Tomasza, wydaje się jedną
tak pozytywnie nastawioną osobą do niego w tym miejscu - jej brat czy reszta
obsługi raczej woli omijać go z daleka, niechętni jego wypytywaniu o
przeszłość. Marysia jako jedyna otwarcie z nim dyskutuje, a ich rozmowy są
porywające! Bohaterka ta doskonale przedstawia nam przywiązanie do gór, sporo
opowiada o tym, jak wygląda prowadzenie schroniska i z jakimi emocjami się to
wiąże. Bardzo ciekawa postać!
“Z definicji samego słowa powinno zapewnić człowiekowi schronienie. To kojarzy się z jasnością. Ale ona w tym miejscu w dziwny sposób współgra z mrokiem. Strzecha Akademicka jest dla mnie jak takie Yin-yang, dobro i zło osiągnęło tu dziwną harmonię. I to mnie przeraża (...)”
Ale pomówmy też o mężczyznach. Każdy ma tu
swoją historię, każdy czegoś szuka bądź przed czymś ucieka. O bohaterach z
przeszłości mówić nie będę - choć w sumie Andrzej kusi, by przynajmniej
wspomnieć, że i on w góry przebył w poszukiwaniu rozwiązania tajemnic
przeszłości - bo skupić chciałam się na postaci współczesnej - Tomaszu. Dla
mnie jest to postać mocno atrakcyjna już choćby ze względu na swój zawód - uwielbiam
czytać książki o autorach powieści, a Tomasz chętnie dzieli się z czytelnikiem
swoimi przemyśleniami o własnej twórczości, swoimi bolączkami i niepewnością.
Jest to bohater nieustępliwy, który choć ciągle mocno cierpiący, stara się nie
tracić wiary w to, że może kiedyś będzie choć trochę lepiej. Choć oczywiście i
w tym się waha, szczególnie na początku wydaje się mocno podłamany na duchu.
Jednak, gdy już wpada na trop, w wir swojego prywatnego śledztwa, to zdaje się
nie odpuszczać, jest uważny i spostrzegawczy, choć jak każdy laik w górach
chyba nie do końca docenia siłę tamtejszej zimy… To ciekawa kreacja, która aż
się budzi o pytanie - ile swoich doświadczeń autor tej książki przelał w
rozmyślania Tomasza?
“Usiadł przed klawiaturą. Pierwsze spojrzenie na pustą kartkę; to zawsze było dla niego przerażające doświadczenie. Świadomość tej długiej i trudnej drogi, jaka go czekała, nim całą opowieść, którą miał w głowie, przeleje na papier.”
Z chęcią o postaciach rozprawiałabym jeszcze
długo, bo ze względu na trzy czasy i trzy historie, trochę tych kreacji przez
książkę się przewija. A jednak trzeba też omówić inne aspekty tej powieści, bo
każdy zasługuje na chwilę uwagi, więc resztę pozwolę Wam odkryć samodzielnie!
“Prawdą jest, że żaden człowiek nie jest w stanie wymyślić bardziej przerażającej fabuły kryminału niż sprawcy prawdziwych zbrodni.”
Książki Sławka Gortycha to zawsze rewelacyjne
połączenie fikcji literackiej z prawdą, tłem historycznym, jednak gatunkowo
cały czas uznajemy je za kryminał. Dlaczego? Bo jest zagadka kryminalna,
intryga, która jest kręgosłupem całej tej opowieści. Nie inaczej jest w tym
wypadku. Podstawową zagadką kryminalną jest ta współczesna, śledztwo Tomasza,
które skupia się na wydarzeniach z przeszłości, które chyba jeszcze nie do
końca zostały zapomniane i wyciszone, przez co i współcześnie budzą w
bohaterach emocje. Intryga prowadzona jest spokojnie, skrupulatnie, czuć, że
jest głęboko przemyślana, bo zaskoczenia i zawieszenia następują w odpowiednich
momentach - czytelnik od początku do końca czuje ten dreszczyk, tę ciekawość
jak to wszystko się zakończy, jak te trzy opowieści zepną się w całość. Bo nie
ma tutaj nic z przypadku, wszystko jest ze sobą w pewien sposób powiązane. Historia
toczy się tempem umiarkowanym, w którym doskonale zgrywają się opisy gór i
otoczenia z fabularną akcją.
“(...) w tym miejscu jest jakaś zła energia, ja ją czuję. Jakby krzywda różnych ludzi, którzy tu kiedyś pracowali, wsiąknęła w te ściany.”
Bo te Karkonosze to też bohater powieści. W
tym tomie bohater bardzo groźny i nieprzewidywalny. Autor z precyzją,
dokładnością, ale i literackim wyczuciem opowiada o tym, jak wygląda zima w
górach, jednocześnie budując piękny obraz w naszych głowach i mocno
przestrzegając przed tym, by tego okresu w górach nie lekceważyć. Ilość
historii, opowieści prawdziwych, ciekawostek i legend, jaką autor tu przytacza
jest olbrzymia, a każda jedna tylko utwierdza obraz tego, że zima w górach to
całkiem inne doświadczenie niż zima na nizinach. Przyznam, że tak rewelacyjnie
oddanej zimy w górach jeszcze chyba w literaturze nie spotkałam - autor ujął ją
w pełni, zachwycając, ale i uwidaczniając głupie błędy, jakie popełniają
nieświadomi zagrożenia turyści.
“(...) zobaczył wyłącznie morze bieli, jakby tego poranka zapomniano narysować krajobraz za oknem.”
A kiedy mówimy o zimie w górach nie da się nie
wspomnieć o pracy GOPR. I znowu - autor robi to doskonale, opisuje ich
działania dokładnie, tak, by czytelnik mógł się zaznajomić z warunkami ich pracy.
Które są naprawdę trudne i wymagają wiele pokładów cierpliwości - to ciągłe
igranie z żywiołem, ciągłe buzowanie adrenaliny, ciągłe uciekanie zagrożeniu w
imię dobra drugiego człowieka.
“Ludziom się dzisiaj wydaje, że jak jest zbrodnia, zwłaszcza brutalna, to jej sprawca musiał być chory psychicznie. Zapominają, że to tylko jakiś odsetek, jakiś promil wszystkich spraw. Znacznie częściej przestępca nie jest niepoczytalny, tylko po prostu zły. Ludzie zapominają o tym, że zło istnieje. Wyrugowaliśmy to słowo z publicznej dyskusji. Bo tak jest nam wygodniej, tłumaczyć sobie wszystko chorobą, zamiast stanąć przed prawdą, że źli ludzie istnieją.”
“Schronisko, które spowijał mrok” to powieść
tak bogata, że mogłaby, jeszcze o niej długo, naprawdę długo pisać. Ale
przecież nie o tu chodzi - mam nadzieję, że tym, co napisałam, zachęcę Was do
samodzielnego odkrywania tej historii. A jest to opowieść klimatyczna i
mroczna, jak tytułowe schronisko, które kryje w sobie niejedną tajemnice. Ogrom
gór, ich siła i moc są podobne do tego, co znajdziemy w tej historii - to
opowieść mocna, prowadząca w nieprzewidywalne rejony, w której nieustannie
walczy dobra natura ze złem w, niestety, ludzkiej postaci. To rewelacyjna
historia fikcyjna wpisana w coś, co wydarzyło się kiedyś naprawdę, z równie
doskonale oddanym tłem - dokładność w oddaniu pory roku, w której toczy się
historia budzi nie tylko ogromne wrażenia, ale i respekt. Przez naturą, przed
Duchem Gór, który jest przewodnikiem tej serii. Powieść zajmująca, klimatyczna,
budząca ogromne emocje! Dopracowana i przemyślana, w której czuć, że autor
nieustannie się rozwija. Z niecierpliwością czekam co zaprezentuje nam w
przyszłości, a Was gorąco zachęcam do dołączenia do nas na tej górskiej
literackiej drodze!
Moja ocena: 8,5/10
Recenzja powstała w ramach współpracy
patronackiej z Wydawnictwem Dolnośląskim.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz