Autor: Bernard
Minier
Tytuł: Spirala
zła
Cykl: komendant
Martin Servaz, tom 8
Tłumaczenie: Monika Szewc-Osiecka
Data premiery: 12.03.2024
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 368
Gatunek: kryminał
Bernard Minier to jeden z tych autorów
powieści kryminalnych, których nazwisko się po prostu zna. Przyznam nawet, że
myślałam, że jest to sława światowa, jednak pisząc tę recenzję dotarłam do
informacji, że tłumaczony jest na niecałe trzydzieści języków i jego sława
raczej najmocniej skupia się na Europie. Zaczął tworzyć ponad dekadę temu, w
2011 roku debiutował “Bielszym odcieniem śmierci”, który od razu przyniósł mu
nagrody, tłumaczenia, a nawet i ekranizację w formie serialu o tytule “Lód”. U
nas tytuł ten pojawił się rok później, w 2012 roku i do teraz jesteśmy w
publikacjach autora o rok do tyłu - jego najnowsza powieść “Spirala zła” na
rynku francuskim, czyli rynku rodzimym autora, dostępna jest od marca 2023.
Jest to ósmy tom serii z komendantem Martina Servazem, który zapoczątkowany był
debiutem i który jest tym, z którego autor słynie. Poza tym wydał również kilka
osobnych powieści i rozpoczął nową serię z poruczniczką Lucią (recenzja -klik!). Dla mnie jednak “Spirala zła” to była pierwsza styczność z bohaterami
serii z Servazem, więc od razu mogę z czystym sumieniem zapewnić, że jest to
książka, którą czytać można równie dobrze oddzielnie. Choć sama teraz w planach
mam uzupełnienie wiedzy literackiej i sięgnięcie po poprzednie tytuły!
Historia “Spirali zła” rozpoczyna się od
wizyty księdza w szpitalu u umierającego, kiedyś filmowca, który pracował przy
dekoracjach na planie. Przez obostrzenia covidowe nie ma innej możliwości, jak
poprosić samego księdza, by dostarczył przesyłkę jego dawnemu znajomemu po fachu.
W tym czasie komendant Servaz zostaje wyrwany ze snu telefonem o brutalnym
morderstwie, którego dokonano w szpitalu psychiatrycznym. Zbrodnia jest
prawdziwie makabryczna, a ofiarą jest specjalista od filmowych efektów
specjalnych, który był częstym gościem na oddziałach psychiatryków. Zbrodnia
szokuje nie tylko brutalnością, ale i samą postacią zabójcy, która chyba
rozpłynęła się w powietrzu - na oddziale brakuje jednego pacjenta, sąsiada
zamordowanego, ale przecież nie miał możliwości wyjścia - są tylko jedne drzwi,
których pacjenci otworzyć nie mogą, a które są ściśle monitorowane. I na
kamerach nic nie ma. Zatem gdzie podział się ten potencjalny sprawca? W tym
samym czasie do osoby, której nazwisko zdaje się wiązać obydwie wcześniejsze
sprawy, do znanego reżysera filmów grozy Morbusa Delacroix, jedzie studentka filmoznawstwa.
Jest bardzo podekscytowana, bo reżyser jakiś czas temu wycofał się ze świata i
ukrył w domku u podnóża Pirenejów, gdzie praktycznie nikt nie ma wstępu, a już
na pewno nikt, kto chciałby porozmawiać z nim medialnie. Aż do teraz, aż do
zaproszenia Judith. Dlaczego dla niej reżyser zrobił wyjątek? I co jego postać
ma wspólnego z zamordowanym? I tajemniczą przesyłką?
“Jeśli istnieje jakieś światełko na końcu tego tunelu, to dla nas jest to blask piekielnych płomieni.”
Książka rozpisana jest na prolog, 72 rozdziały
podzielone na 8 dni śledztwa z określeniem dnia tygodnia i miesiąca oraz
epilog. Dodatkowo na jej końcu autor zawarł spis 150 filmów grozy, które jego
zdaniem są kultowe, co mocno sugeruje, że sam bardzo dobrze poznał temat, o
którym w “Spirali zła” pisze. Narracja powieści prowadzona jest w trzeciej
osobie czasu przeszłego, naprzemiennie przedstawia historię, którą podążają
śledczy i historię Judith, od czasu do czasu pojawiają się też rozdziały
poświęcone innym, drugoplanowym postaciom jak wspomniany już ksiądz czy adresat
przesyłki. Styl powieści jest z jednej strony prosty, krótkie zdania i esencjonalnie
oddające charakter kryminału, z drugiej bywa lekko poetycki czy zabawny - czyli
dostajemy pełen przegląd umiejętności pisarskich autora. Dialogi prowadzone są
bardzo realistycznie, dobrze się je czyta, a odwołania do poprzednich części
zawsze oznaczone są przepisami, które kierują czytelnika do odpowiedniego tomu
serii. Całość czyta się płynnie i lekko, choć sama historia zdecydowanie do
lekkich nie należy.
“Ostry dźwięk sprawił mu ból niczym wbijający się w środek ucha sztylet. Obudził się. I pomyślał, że ilekroć jego telefon dzwoni o świcie, oznacza to, że ocean nocy właśnie wyrzucił na brzeg dnia nowe zwłoki.”
Bo historia opowiedziana w “Spirali zła” mocno
związana jest w filmami grozy, z przemocą, z dziwnymi zachowaniami w stosunku
do ludzkiego ciała i psychiki. Niektóre jej sceny wręcz same aspirują do miana
nieco psychodelicznej grozy, sama czytając wiele razy miałam dreszcze. To w te
pokręcone rejony zapuszcza się intryga kryminalna, choć może początek śledztwa
wcale na to nie wskazuje. Tropy jakimi idzie, są coraz mroczniejsze, coraz
bardziej pokrętne, autor nie oszczędza ani postaci, ani czytelników. A jednak
zdołał zachować umiar, sama nieraz podczas lektury myślałam ‘’posunie się o
krok dalej, to historia odejdzie od kryminału, a zacznie się faktyczna groza”,
jednak autor ani razu tego jednego kroku dalej nie zrobił, co budzi mój podziw
- jest to więc mroczna intryga kryminalna nawiązująca do grozy, ale doskonale
wyważona. Historia mocno miesza w głowie czytelnika, ciągle myli tropy, choć
tak naprawdę przez większą część lektury, po prostu się czyta, bez pomysłu, jak
faktycznie to wszystko może się zgrać w całość i rozwiązać. Minier to zrobił,
historia jest naprawdę dobrze przemyślana i doskonale rozpisana.
“(...) wszyscy coraz bardziej dajemy się porwać spirali przemocy, okrucieństwa i niegodziwości, nie tylko w filmach, ale w ogóle na poziomie społecznym. Chciał wywołać w widzu poruszenie tym faktem, szokując go, dręcząc i strasząc po to, by go obudzić.”
Jak wspomniałam, dla mnie “Spirala zła” to
pierwsze zetknięcie z bohaterami serii, a już zdążyłam poczuć do nich jakieś
emocje, głównie oczywiście sympatię. Widać tu, że Servaz wiele już przeszedł,
jego życie prywatne mocno związane jest z życiem zawodowym, które teraz zdaje
się, że już go trochę wyczerpuje. Bohater, choć oczywiście dzielnie podąża
tropami i zagadkę skrupulatnie rozwiązuje, to zdaje się tracić wiarę, że coś
zmienia, wydaje się tym wszystkim mocno zmęczony. Trochę życia dodaje mu jego
partner Vincent, który jest sprawcą kilku zabawnych scen dobrze rozładowujących
nagromadzone grozą napięcie.
“Czuł się wyczerpany. Zbyt wiele już widział, zbyt wiele słyszał. Gliny, sędziowie - wszyscy oni spędzają czas na zasypywaniu dziury, która i tak nie przestaje się powiększać. Jaki to ma sens? Im więcej spraw, rozwiążesz, tym więcej pojawia się nowych. Czasy, w których myślał, że to, co robi, czemukolwiek służy, dawno minęły.”
Na uwagę jednak zasługują również postacie,
które pojawiają się tylko w tym tomie, szczególnie sama kreacja reżysera,
artysty, który odseparowuje się od świata z nieznanych bliżej powodów. To
postać mroczna, zaskakująca i nieobliczalna, uosabiająca duszę artystyczną
faktycznie oderwaną od codzienności, od tego, jak funkcjonują i żyją normalni
ludzie. To kreacja niesamowicie udana, świetnie obrazująca to uduchowione
podejście, człowieka, który na świat patrzy poprzez sztukę, który w świecie
widzi sztukę i poprzez sztukę chce pokazywać go innym. Tyle że sztuka w wydaniu
Morbusa jest prawdziwie mroczna, makabryczna, szalona wręcz, zatem czy i on nie
jest szalony?
“Ludzie mnie interesują. Artyści tacy są, kradną życie innym.”
Przy nim obserwujemy postać młodej Judith,
która wydaje się, że dobrowolnie wchodzi w paszczę lwa. Co chce tam znaleźć,
czy na pewno wie, co robi? Wydaje się taka młoda i naiwna, pełna uwielbienia
dla swojego idola. Czy jej nadzieja na rozmowę z nim, poznanie go nie
doprowadzą jej do zguby? A może ukażą nam inne oblicze reżysera, te bardziej
ludzkie?
“(...) w moim środowisku roi się od drani, egoistów, kłamców i psychopatów.”
Poza filmami grozy, które nieustannie
przewijają się przez rozmowy postaci, w których fikcyjna twórczość Morbusa
miesza się z realnymi filmami, dziełami filmowymi, które sami znamy, tematów
mrocznych, a zarazem dziwnie pojętej sztuki, nie brakuje. To, co mnie lekko
zszokowało, to na przykład temat tworzenia ze swojego ciała dzieła sztuki,
tego, że ludzie faktycznie wszczepiają sobie pod skórę coś, by … no właśnie, by
co? By szokować? Dziwić? By stać się dziełem sztuki? Ale czy to na pewno ciągle
sztuka czy może raczej jakiejś zaburzenia?
„Czy ma pani świadomość, że kino nie jest niewinne? Czy zdaje sobie pani sprawę z bezwstydnej siły filmowych obrazów? Ich magii? Ich przewrotności?”
I tak dochodzimy do tematów, jakie przez
powieść się przewijają. Czy żeby stworzyć faktyczne dzieło sztuki potrzebne
jest szaleństwo? Czy zwyczajny człowiek, zdrowy psychicznie jest w stanie
stworzyć coś oryginalnego, coś zaskakującego, co faktycznie będzie prawdziwym
dziełem sztuki, czymś głębokim, godnym podziwu? Czy jednak artysta musi
zapuścić się w rejony obce, rejony bliskie szaleństwu, by stworzyć coś takiego?
Gdzie jest granica pomiędzy wizją artystyczną a szaleństwem? Autor oddał ten
temat niesamowicie dobrze, cały czas pozostając w tych mrocznych, pełnych grozy
klimatach.
Poza tematem dzieł filmowych, sztuki w ogóle i
szaleństwa, sporo zastanawiamy się tutaj też po prostu nad granicami przemocy,
tego, do czego ludzie są się w stanie posunąć w krzywdzeniu innych, po co to
robią, i jak obecność ciągłej brutalności i ciągłej przemocy wpływa na
społeczeństwo. Tematy bardzo ważne, bardzo współczesne, bardzo aktualne, bo jak
sama jedna z postaci zauważa, przemoc otacza nas nieustannie, jest cały czas
obecna we współczesnej popkulturze, w mediach, w social mediach. Po co jej
tyle? Dlaczego to przemoc budzi klikalność, zainteresowanie, dlaczego to
właśnie ona wciąga i zajmuje? Te same pytanie możemy zadać sobie my, fani
kryminałów.
“Po co tyle tej przemocy? - pomyślała. Dzisiaj w prawie każdym filmie, w każdym serialu jest co najmniej jedna ultraokrutna scena. Ponieważ od czasu do czasu oglądała stare filmy, wiedziała, że dawniej tak nie było. Była przekonana, że ci, którzy twierdzą, że to nie ma żadnego wpływu na społeczeństwo, mylą się. Mówią tak albo dlatego, że sami zarabiają na handlu tymi scenami przemocy, albo dopatrują się oddziaływania na społeczne morale wyłącznie w innych źródłach: nierównościach, ubóstwie, przemocy ze strony państwa. Okej, można oglądać brutalne filmy i nie zostać psychopatą. Ale kto może z całą pewnością stwierdzić, że ta przemoc w żaden sposób nas nie dotyka?”
“Spirala zła” to powieść niesamowita. Po
pierwsze - bardzo mroczna, momentami bardzo brutalna, ale dobrze trzymająca się
granicy tego, co czytelnik chce podczas niej znieść - autor ani razu jej nie
przekroczył, co wzbudza mój ogromny podziw, bo nieustannie na niej balansuje.
Po drugie - jest to solidny, zajmujący, przyciągający ciekawość czytelnika
kryminał z intrygą tak zagmatwaną, że nie sądzę, by ktoś samodzielnie odkrył
jej rozwiązanie. Po trzecie - jest to powieść naprawdę dobrze napisana, która
dostarcza czytelnikowi morze emocji, i to nie tylko tych smutnych i mrocznych,
są też momenty rozładowania napięcia. Po czwarte - to powieść zadająca
doskonałe pytania na temat kondycji i sposobu codziennego funkcjonowania
społeczeństwa, a także granicy pomiędzy sztuką a szaleństwem. Pierwsze
spotkanie z serią uważam za naprawdę bardzo udane i nie pozostaje mi nic
innego, jak w oczekiwaniu na tom kolejny (który w finale autor nam już
zapowiada!) nadrobić wcześniejsze siedem!
Moja ocena: 8/10
PS.
Autora książki już w ten weekend będzie można spotkać w Poznaniu! Przyjeżdża
promować ten tytuł na Targach Książki, w czasie których będzie go można złapać
i z nim porozmawiać w sobotę 9 marca, a na scenie posłuchać o godzinie 14:00.
Recenzja powstała w ramach współpracy
ambasadorskiej z Domem Wydawniczym Rebis.
Dostępna będzie też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz