Autor: Hanna
S. Białys
Tytuł: Robaki
w ścianie
Cykl: komisarz
Marek Bondys, tom 1
Data premiery: 13.03.2024
Wydawnictwo: SQN
Liczba stron: 544
Gatunek: kryminał
Wygląda na to, że Hanna S. Białys do swojego
debiutu literackiego solidnie przygotowywała się od dobrych kilku lat. Brała
udział w wielu warsztatach kreatywnego pisania ze sławami polskich powieści
kryminalnych, jak i kursach pisania prowadzonych przez Roberta Małeckiego i
Macieja Siembiedę. Wpływ tego pierwszego faktycznie można w jej debiucie
wyczuć. To “Robaki w ścianie”, które zarazem są pierwszym tomem cyklu z
komisarzem Markiem Bondysem, których akcja rozgrywa się w Bydgoszczy pod koniec
lat 90tych XX wieku.
Historia “Robaków w ścianie” rozpoczyna się w
październiku 1996 roku od znalezienia na leśnej polance ciała. Dokonuje tego
Agata, kobieta po 30stce, która większość swojego dorosłego życia spędziła w
zakładzie psychiatrycznym. Dlatego też nie jest pewna, czy faktycznie to, co
wydaje jej się, że widzi, jest prawdziwe. W tym momencie akcja cofa się o
cztery miesiące do sceny samobójstwa 17letniego Roberta, by zaraz znowu wrócić
do października na tę niepokojącą polanę. Teraz już pełną policji, która z całą
powagą i makabrą zbrodni może przyjrzeć się pozostawionego tam ciału. Ofiarą
jest mężczyzna, który został przywiązany do drzewa, jego ciało zostało
wielokrotnie pocięte, rany wyglądają na okropnie bolesne, zaognione. Na piersi
morderca wyciął mu wyraz ‘’homo”, na plecach przybił kartkę z imieniem i
nazwiskiem ofiary - to nauczyciel WF-u okolicznej szkoły. Komisarz Bondys wraz
ze swoim zespołem biorą się do pracy, choć od początku przeczuwają, że na
jednej ofierze prawdopodobnie się nie skończy. I mają rację… Tylko w jaki
sposób te wszystkie wątki się łączą? Co zrobiła ofiara, że spotkał ją tak
makabryczny los?
“Pomyślał wówczas, że ten, kto zabił Pawła Skoka, to zło samo w sobie, pozbawione granic. Bezkresne, niezmierzone, działające bez zasad i jakichkolwiek barier. I że na pewno wróci. O tak, morderca właśnie rozsmakował się w zabijaniu, delektował się nim, niczym dziecko pełnomleczną, rozpływającą się w ustach czekoladą.”
Książka składa się z prologu i 93 krótkich,
kilkustronicowych rozdziałów, przy których zaznaczone są dni tygodnia i daty w
momencie, gdy ulegają one zmianie. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie
czasu przeszłego, narrator jest wszechwiedzący i bardzo uważny, opisuje
czytelnikowi sporo detali z tego, co widzi, co obserwuje, jednak często nie
dzieli się całą swoją wiedzą - bywa tak, że rozdziały kończą się tak zwanymi
cliffhangerami - bohater czegoś się dowiaduje, albo coś się dzieje, ale
czytelnik musi poczekać jeszcze jakiś czas, by też się tego dowiedzieć.
Narrator obserwuje naprzemiennie kilka postaci, poznajemy perspektywę śledczych
- Bondysa i członków jego zespołu, ale są też inne postacie, którym się
przyglądamy - jak wspomniana Agata, jest jej terapeutka, jak i parę innych
zamieszanych w jakiś sposób w tę historię. Styl powieści jest bardzo spokojny,
momentami dosyć mocno skupiony na brzydocie - opisy raczej nie są makabryczne,
ale skupiają się czasami na niesmacznych ludzkich odruchach, a ogólna atmosfera
jest dosyć przytłaczająca. Język nie jest naszpikowany przekleństwami,
pojawiają się raczej w momentach, gdy faktycznie jest to odpowiednie, pasujące
do sytuacji. Zdarzają się jednak powtórzenia i niewielkie przekręcenia - np. w fragmencie
znanej kołysanki. Zatem już stylistycznie nie jest to książka pozbawiona wad,
ale patrząc na nią całościowo, na jej objętość, pojawiające się błędy nie są aż
tak istotne. Zatem całościowo książkę czyta się bardzo spokojnie, płynnie.
“Zdążył jeszcze pomyśleć, że tak wyglądało całe jego życie. Jak kopnięte przez kogoś krzesło, które leci w przypadkowe miejsce, i nikt nie schyla się, aby je podnieść.”
Wspomniałam już o atmosferze powieści, więc
może na tym skupmy się teraz. Historia toczy się pod koniec lat 90tych, głównie
na blokowiskach, które pełne są nędzy, brudu i ogólnego smutku codzienności.
Historia zdaje się oddana z mocno szarych barwach, skupienie na trudnych
relacjach, nietolerancji społeczeństwa i tych tytułowych robakach wychodzących
ze ścian - czyli brzydkich rodzinnych tajemnicach - sprawia momentami mocno
przygnębiające wrażenie. Co do samych robaków, to i do nich mam uwagę - zdaje
się, że autorka w tekst wpychała je trochę na siłę, gdzie tylko była mowa o
sekretach, tam od razu było dla czytelnika przypomnienie, że są jak robaki
wychodzące zza boazerii… Miałam wrażenie, że było to mocno wymuszone, wolałabym
gdyby autorka napisała o tym raz i zaufała czytelnikowi, że o tej metaforze
będzie pamiętał. Ale znowu - jest to błąd niewielki, wybaczalny przy debiucie.
“Robaki siedzą pod każdą boazerią i spod każdej boazerii w końcu wyłażą. Każda rodzina ma bowiem swoje sekrety i swoje robactwo ukryte w ścianach - wystarczy tylko poruszyć pierwszą deseczkę.”
Akcja powieści toczy się tempem bardzo
spokojnym, narrator przygląda się postaciom nie tylko podczas śledztwa, ale i
obserwuje ich w sytuacjach prywatnych, całkiem solidnie dzięki temu ich
poznając. Są to kreacje ciekawe, ale bardzo zwyczajne, bardzo ludzkie i
popełniające błędy. Bondys to samotnik, który najlepiej dogaduje się ze swoim
psem i roztaczającą nad nimi opiekę sąsiadką, mający swoje dziwactwa, ale
przede wszystkim będący mocno skupionym na swoim pracy, choć jak sam przyznaje,
raczej nie jest w niej optymistą.
“(...) stwierdził, że w sumie tylko jedno go definiowało. - Jestem gliną.”
Jego współpracownicy, Radek i Beata to
przyjemny duet, momentami nieco naiwny, ale może to kwestia wieku. Beata to
dobra postać kobieca, co jest miłym akcentem - podejrzewam, że te trzydzieści
lat temu kobiet w policji było przecież niewiele.
Poza śledczymi również i osoby prywatne to
kreacje ciekawe, które swoimi problemami nie tylko wprowadzają czytelnika w
zaciekawienie - sugerują, że mają tajemnice, które może wiążą je ze sprawą? - ale
i są punktem wyjściowym do poruszania ciekawych społecznie tematów, głównie
chodzi o wszelkiego typu nietolerancje, uprzedzenia i osądzenia. Lata 90te to
przecież mniejsza niż teraz świadomość społeczna, inne podejście do orientacji
innych niż heteroseksualna, inne podejście do chorób psychicznych i ogólnie
wolności człowieka. Dobrze jest to w tej historii oddane.
“Podczas tego śledztwa zdążyłem zauważyć, jak nietolerancyjny, zamknięty i kostyczny jest sposób myślenia większości osobników tego durnego społeczeństwa. Kiedy tylko padało słowo ‘gej’, niemal każdy wzywał księdza i zaklinał się na wszystkie świętości.”
Intryga kryminalna, choć tempem raczej nie
utrzymuje czytelnika w stanie wysokiego napięcia, to warta jest docenienia.
Budowana skrupulatnie, czuć, że jest dogłębnie przemyślana i cała otoczka w
jakiej się pojawia, ma sens. Wątki, na które narrator zwraca nam uwagę, pewne
komentarze - to wszystko jest tropem, który zauważa się w sumie dopiero po
odkryciu rozwiązania zagadki. A sam finał również jest dobrze rozpisany, nie
rozgrywa się w tempie przyspieszonym, dobrze pasuje do całości i wszystkie
niejasności rozjaśnia.
Na koniec wspomnę jeszcze o samym miejscu i
czasie akcji. Czas podkreślony jest głównie przez kilka wplecionych w fabułę
scenek obyczajowych, które mają na celu podkreślenie popeerelowskiej
rzeczywistości, kiedy to ludzie jeszcze w większości osadzeni są w dawnych
latach, a rynek, możliwości ulegają zmianie. I choć rozumiem ten cel, to jednak
część z tych fragmentów wydała mi się w historii zbędna (choćby scena z
kioskiem). Miejsce za to wydaje się dobrze wykorzystane, oddane bardzo
dokładnie i klimatycznie. Mamy tu kilka punktów miasta charakterystycznych -
poza komendą policji jest cmentarz, szkoła, basen, czy wielka firma, która daje
zatrudnienie wielu mieszkańcom Bydgoszczy. Są osiedla domków, blokowiska,
wszystko utrzymane w spójnym popeerelowskim klimacie - i to faktycznie jest kolejny
plus powieści.
“Bo miłość to najsilniejsze uczucie. Człowiek jest zdolny do wszystkiego z miłości. Osobiście myślę, że to w pewnym sensie, choroba. Odbiera apetyt, zdrowy sen, spokój. Obezwładnia umysł. No i zawsze istnieje pokusa, żeby wrócić do dawnego życia, które kojarzyło się beztrosko, bezpiecznie i szczęśliwie. Wszystkie złe rzeczy z czasem bledną i mocno idealizujemy miłość, wady bliskiej osoby, miejsca z przeszłości. I nagle chcemy tam powracać, nawet jeśli to głupie.”
Podsumowując, “Robaki w ścianie” to obiecujący
start Hanny S. Białys w literaturze kryminalnej. Wygląda na to, że będzie to
autorka stawiająca na spokojne tempo akcji i solidnie budowany świat
przedstawiony. W jej debiucie widać, że ilość czasu włożona w wykreowanie
świata, postaci, intrygi jest naprawdę duża, wszystko ma tu swój cel, porządek.
Intryga jest ciekawa, prowadzona w miarę równym tempie, a jej rozłożenie w
przeciągu trzech miesięcy daje mocne poczucie bliskości do świata realnego, a
sama ścieżka jaką biegnie jest bardzo ludzka. Nie jest to może powieść, w
której nie można by było już nic zmienić, ale przecież takie są prawa debiutu.
Myślę, że autorka ma możliwości i umiejętności, by w przyszłości nas zachwycić
- nas, fanów kryminałów spokojniejszych, skupionych na dobrej, solidnej
zagadce.
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem SQN.
Książkę możesz kupić tu - klik! oraz tu:
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz