Na czym zależy Robertowi Michniewiczowi, kiedy tworzy powieść szpiegowską, czy miejsca, w których bywają postacie "Doliny szpiegów" istniały kiedyś naprawdę i jak do tego ma się tajny szpiegowski ośrodek położony w Tatrach, czy autor lubi te tereny i dlaczego w jego książce pojawia się wątek miłosny, jakie momenty tworzenia powieści są jego ulubionymi, co szykuje dla czytelników po "Dolinie szpiegów" i czy doczekamy się kontynuacji tej historii?
Zapraszam na rozmowę z autorem!
fot. Olga Wojcińska |
Robert Michniewicz notka biograficzna:
były oficer polskiego wywiadu. Autor powieści szpiegowskiej "Partnerzy". Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego oraz studiów podyplomowych w Polskiej Akademii Nauk. W 1984 roku jako jeden z prymusów ukończył Ośrodek Kształcenia Kadr Wywiadowczych. W polskim wywiadzie przepracował 23 lata, z czego 11 lat działał za granicą. Realizował zadania wywiadowcze na Bliskim Wschodzie, w Ameryce i Europie. W 2006 roku w stopniu podpułkownika przeszedł na emeryturę. W wolnych chwilach czyta literaturę sensacyjną i marynistyczną, podróżuje i uprawia sport.
Kryminał na talerzu: Właśnie na rynku pojawiła się Pana druga książka, która w odróżnieniu od pierwszej „Partnerzy. Początek” nie toczy się w czasach współczesnych, a w 1944 roku, w chwili, gdy II wojna światowa zdaje się powoli zbliżać do końca. Dlaczego pokusił się Pan o taki przeskok, zmianę czasów i spojrzenie w czasy minione w „Dolinie szpiegów”?
Robert Michniewicz: „Dolinę szpiegów” napisałem jako moją pierwszą książkę, więc to faktycznie „Partnerzy” stanowili przeskok z czasów II wojny światowej do współczesności (śmiech!). Początek mojego pisania, to była chęć zmierzenia się z dramatycznymi operacjami polskich komandosów w realiach wojennych. Ostatecznie powieść znacznie zmieniła się w trakcie jej tworzenia i z fabuły skoncentrowanej na akcji Cichociemnych stała się historią sensacyjno-szpiegowską z dominującym wątkiem działalności agenta polskiego wywiadu.
„Dolina szpiegów” to powieść rozbudowana, bogata w wątki i akcję. Czy siadając do jej pisania miał już Pan szczegółowy plan co kiedy będzie się dziać i jak historia się zakończy czy raczej był to luźny pomysł?
Oczywiście napisałem sobie konspekt z elementami całej historii aż do pewnego momentu, ale w miarę pisania coraz bardziej odchodziłem od tych założeń. Przede wszystkim na początku nie wiedziałem jak powieść się zakończy, choć zawsze chciałem, żeby to było dobre zakończenie (śmiech!). Pisząc, dałem się prowadzić akcji powieści i mojej wyobraźni. Ostatecznie fabułę oparłem na historii polskiego szpiega działającego wewnątrz niemieckiego wywiadu wojskowego, realizującego ważne i niebezpieczne zadania, dzięki któremu Sztab Naczelnego Wodza w Londynie uzyskuje informację o niemieckim archiwum ukrytym w tajnym obiekcie na Podhalu. Stąd decyzja, aby wysłać Cichociemnych z misją zdobycia tych dokumentów.
Czy w ogóle jest to powieść, którą pisał Pan teraz, na świeżo, czy raczej pomysł z szuflady? Gdzieś wpadłam na informację, że lubi Pan pisać od zawsze i że pisał Pan od dawna, tyle że bez publikacji?
Faktycznie od zawsze lubiłem pisać, ale efektów nigdy wcześniej nie upubliczniałem, co więcej nie zachowały się żadne moje wczesne rękopisy. Tekst powieści „Dolina szpiegów” został napisany dwa lata temu, więc jest świeżym pomysłem.
Historia opowiada nam o dwójce szpiegów we wrogich dla siebie obozach, jeden zbiera informacje dla aliantów, Polaków, drugi dla Niemców. Długo obserwujemy ich życie codzienne, to gdzie chodzą do knajp czy restauracji, czy gdzie przekazują tajne wiadomości. I tak się zastanawiam, jak duży był Pana research, czy te wszystkie miejsca to miejsca prawdziwe, istniejące kiedyś naprawdę?
Tego typu spotkania stanowią część pracy operacyjnej każdego agenta wywiadu, który przecież przez znaczną część swojego życia funkcjonuje na widoku i prowadzi tzw. zwykłe życie - służą one przekazywaniu meldunków, czy rozkazów, ale też - jak w przypadku głównego bohatera - pozwalają na podtrzymywanie romansu z ukochaną. Mogę jednak zapewnić wszystkich, że akcja książki jest bardzo dynamiczna i nie raz zaskoczy Czytelników nagłym twistem (śmiech). A wracając do pytania - lokale, w których spotykają się bohaterowie książki, w większości istniały naprawdę, jak np. hotel Adlon w Berlinie, czy wybrane puby w Londynie. Natomiast ich realia dostosowałem do potrzeb fabuły. Wyboru tych miejsc dokonywałem w miarę rozwoju akcji powieści.
A skoro już przy prawdziwości jesteśmy, to jak było z tą tajną szkołą agentów w Tatrach – to miejsce fikcyjne czy też osadzone na prawdzie historycznej? No i od razu zapytam o drugie istotne miejsce – lotnisko w pewnej małej angielskiej wiosce 😊
No nie, czyżbym miał zdradzić wszystkie tajemnice mojego warsztatu? (śmiech). Poważnie, to jedno miejsce zostało całkowicie wymyślone, a drugie jest prawdziwe. Szkoła niemieckiego wywiadu, według mojej wiedzy, nie istniała na Podhalu. Szukając dobrej lokalizacji dla tajnego obiektu, trafiłem na Dolinę Olczyską, której charakterystyka mi pasowała. Chociaż też trochę zmodyfikowałem wzniesienia otaczające dolinę. No i w końcu, „wybudowałem” tam tajny ośrodek szkolący agentów wywiadu. Natomiast lotnisko RAF w Tempsford faktycznie istniało i działało w czasie II wojny światowej. Było wykorzystywane przez brytyjski Zarząd Operacji Specjalnych do wysyłania do Europy kurierów i agentów. Latali stamtąd również Cichociemni oraz kurierzy do Polski, transportowani przez polskie załogi z 138 Dywizjonu RAF. W powieści wykorzystałem m.in. opis, jak zamaskowane były zabudowania bazy. Trochę „zmodyfikowałem” wybrane budynki dla potrzeb książki. Czy rosły tam gęste zarośla, opisane w jednej ze scen, nie wiem.
Poza tym, że obserwujemy szpiegów w akcji, to, jak przekazują zdobyte dane, jak działa cały obieg informacji, to również nie zabrakło tu miejsca na normalne ludzkie emocje. Czy wątek miłosny miał w tej historii miejsce od samego początku czy raczej pojawił się w Pana głowie później? I co on tak naprawdę ma na celu?
Bardzo mi zależy, żeby pokazywać Czytelnikom różne prawdziwe elementy pracy wywiadowczej. Stąd elementy systemu łączności agenta z centralą, posługiwania się tajnymi skrytkami czy pokaz w miarę rzeczywistej rozmowy werbunkowej. Takie szczegóły wzbogacają akcję powieści. Natomiast w moich książkach, także w ”Dolinie szpiegów”, nie dążę do pokazywania wyłącznie super agentów, cały czas będących w akcji. Staram się, aby moi bohaterowie, nawet wykonując bardzo trudne zadania, cały czas byli normalnymi ludźmi. Takimi, którzy właśnie okazują emocje czy uczucia. Wiem, że w tym aspekcie odchodzę od klasyki powieści sensacyjno-szpiegowskich, ale tak jak w życiu, w powieści jest ważny wątek miłosny. I to akurat było w moim zamyśle od samego początku.
„Dolina szpiegów” to również opowieść o różnym lokowaniu interesów – jedni dbają o siebie, inni o dobro ogólne, o dobro całych społeczeństw. I tak się przez to zastanawiam – czy dobrym szpiegiem możemy być tylko ten, który ma na celu dobro ogólne czy motywacje nie są ważne, ważne, żeby po prostu wykonywał swoją robotę, jak Pan uważa?
W poprzedniej odpowiedzi wspomniałem o normalności, prawdziwości postaci pojawiających się w książce. Tak jak w realnym życiu, w powieści są ludzi mający szczytne cele i dążący do walki o dobro ogólne. Występują i inni, tacy też są dookoła nas, którzy posługują się zawsze i wszędzie głównie własnym, egoistycznym interesem. W mojej powieści mamy Carla von Wedela, Niemca z przekonania zwalczającego hitleryzm, działającego na rzecz polskiego wywiadu. I Brytyjczyka Johna Thompsona - niemieckiego agenta, zdradzającego ojczyznę dla pieniędzy. Ocena agenta, inaczej szpiega, nie zależy od jego motywacji czy jak my mówimy od podstawy współpracy. On ma być po prostu skuteczny. I czy robi to dla pieniędzy czy z przekonania lub z ideologicznych pobudek, to nie ma znaczenia. W końcu są również agenci pracujący tylko dlatego, że mamy na nich materiały kompromitujące. Czyli są to moralnie źli ludzie, ale z punktu widzenia służb wywiadowczych, jeżeli dostarczają dobrych i wiarygodnych informacji, to reszta nie ma znaczenia.
Przez historię przewija się nie tylko wiele różnych miejsc, które wiemy, że są prawdziwe, ale i spora liczba postaci – główni to oczywiście dwaj szpiedzy, ale w pewnym momencie historia skupia się np. na Cichociemnych czyli żołnierzach konspiracyjnych AK, których rolę w pewnym momencie bardzo mocno Pan podkreśla. Czy któraś z tych przewijających się przez powieść postaci istniała naprawdę? Albo powstała na bazie inspiracji prawdziwą postacią historyczną?
W powieści główne postacie są fikcyjne. Nie stanowią nawiązania do osób żyjących w tamtych czasach. Natomiast do ról drugoplanowych wprowadziłem kilka prawdziwych postaci - takich jak np. szef wywiadu wojskowego Walter Schellenberg - ale przywołuję ich wyłącznie dla celów powieści. Niektórzy spośród instruktorów Cichociemnych, jak znany fałszerz Jerzy Maciejewski i jego współpracownicy z ośrodka w Briggens, to również prawdziwe postacie.
Lubi Pan Tatry, prawda? Często tam Pan bywa? W tej historii oddał Pan ich klimat znakomicie! Zresztą Berlin bombardowany przez aliantów też robi wrażenie, a tego to Pan przecież nie doświadczył 😊
Dziękuję za słowa uznania. W Tatrach bywam od dzieciństwa i chociaż nie jestem pasjonatem wspinaczki czy chodzenia po górach, to z rejonem Zakopanego wiążę wiele miłych wspomnień. Szczęśliwie nie miałem okazji przebywać w Berlinie w czasie bombardowań, ani w Londynie w tamtych latach. Starałem się natomiast pokazać te realia moimi opisami.
Myślę, że już całkiem ładnie Pana z tematów „Doliny szpiegów” przemaglowałam, zatem już ostatnie pytanie, na które z pewnością wszyscy czytelnicy będą chcieli poznać odpowiedź – czy jest to powieść osobna czy planuje Pan jej kontynuację?
Kontynuację „Doliny szpiegów” zacząłem pisać zaraz po zakończeniu tej powieści. Jej akcja toczy się wkrótce po zakończeniu wojny. Przerwałem pisanie, aby zająć się książką „Partnerzy. Początek” i faktycznie dotąd nie wróciłem do tego materiału. Myślę, że jeżeli odbiór „Doliny szpiegów” przez Czytelników będzie pozytywny, to przymierzę się do dokończenia drugiej części tej historii. A może do zbudowania w oparciu o losy bohaterów, zupełnie innej powieści opowiadającej o walce Cichociemnych?
No dobra, to jeszcze jedno – a jak długo powstawała „Dolina szpiegów”?
To był mój okres prób, „błędów i wypaczeń” (śmiech). Powieść pisałem półtora roku. Ponieważ była to moja pierwsza książka, miałem wiele wątpliwości. Po napisaniu części tekstu, dałem go do konsultacji mojej córce i jej narzeczonemu, którzy dotąd pozostali moimi doradcami. Podobnie z rękopisem, czytanym przeze mnie (taki osobisty audiobook) zapoznawała się moja żona. Uwagi moich bliskich sprawiły, że dokonałem szeregu modyfikacji, chcąc wybrać wersję najlepszą dla Czytelników. Modyfikowałem m.in. wirtualną rywalizację polskiego agenta w Niemczech z niemieckim szpiegiem w Anglii. Właśnie ten proces zmian spowodował, że praca nad tekstem trwała tak długo. Dla porównania napisanie „Partnerów” zajęło mi wraz z moimi poprawkami, łącznie dwa miesiące.
Nad czym Pan teraz pracuje, co teraz jest pierwsze w kolejce do wydania po „Dolinie szpiegów” i kiedy możemy się tego wydania spodziewać?
W sierpniu nakładem Wydawnictwa Czarna Owca ukaże się druga część cyklu „Partnerzy”, nosząca tytuł „Partnerzy. Zemsta”. Prace redakcyjne i wydawnicze są już na ukończeniu. Kolejną moją książką, która jest już gotowa, jest współczesna powieść sensacyjno-szpiegowska, której akcja dzieje się w Arabii Saudyjskiej, gdzie sam pełniłem służbę przez kilka lat. Według mnie to prawdziwy dynamit! W najbliższym czasie zapadnie decyzja, co do jej wydania. Zakładam, że realny termin premiery to przełom roku. Niedawno zacząłem pisać trzecią część „Partnerów”, ale musiałem ją odłożyć, ze względu na zbliżającą się premierę „Doliny szpiegów” i związane z nią liczne działania promocyjne, ale również czynności wynikające z przygotowywania do druku drugiej części cyklu.
Jak w ogóle odnajduje się Pan w pracy pisarza? Że lubi Pan pisać, to już wiemy, ale pomiędzy pisaniem a wydaniem książki do rąk czytelników jest jeszcze dosyć długa droga… Zresztą taki zawód, to nie tylko pisanie, ale cała otoczka temu towarzysząca – spotkania nie tylko z wydawcą, ale i później z czytelnikami, stały kontakt z nimi przez media społecznościowe. Aż czasami wydaje się, że ta otoczka zajmuje więcej czasu niż samo pisanie 😊
Całkowicie się z Panią zgadzam. Gdyby rolą autora było jedynie pisanie, to wszystko przebiegałoby łatwo i przyjemnie i mógłbym rocznie napisać 3-4 książki. Proces redakcyjny i wielokrotne wracanie do tego samego tekstu, pochłania dużo czasu i wysiłku pisarza. Natomiast najbardziej czasochłonny jest etap promocji i aktywność w mediach społecznościowych. Dochodzą do tego także spotkania autorskie, które bardzo lubię, gdyż dają doskonałą okazję do kontaktu i rozmowy z Czytelnikami, a przecież to właśnie dla nich piszemy książki. Jak ja się odnajduję w tej roli? Proszę zapytać o to moją Żonę, która ma sporo uwag wobec zmiany, jaka zaszła w naszym życiu, od chwili kiedy zacząłem pisać i wydawać powieści (śmiech). Ze swojej strony muszę jasno stwierdzić, że pisanie książek sprawia mi wielką przyjemność, jak wszystko co stanowi realizację wcześniejszych marzeń.
Ulubiony moment tworzenia książki?
Jeśli mogę wskazać dwa? Pierwszy to moment, kiedy mam pomysł na ciekawą, żywą, dramatyczną fabułę, którą chciałbym zafascynować Czytelnika. I drugi, gdy tak się wczuję w pisanie książki, że mogę to robić w dowolnym miejscu i w dowolnych warunkach, rozmawiając, słysząc głos z telewizora czy rozmawiając z żoną, odbierając telefon. To jest tak jakby powieść pisała się sama. W odróżnieniu od wielu autorów, nie przeżywam nadzwyczajnego entuzjazmu kończąc książkę.
A teraz już zbliżając się do końca – jakie są Pana preferencje czytelnicze? Ulubieni autorzy, gatunek powieści? Jak wygląda Pana biblioteczka?
Przede wszystkim od dzieciństwa dookoła mnie były książki, które pochłaniałem. Stąd lubię wiele gatunków literackich. Na pierwszym miejscu marynistykę, najlepiej powieści o wojnach morskich w epoce napoleońskiej, ale również wszelkie inne książki związane z morzem. Powieści historyczne, kryminały, powieści sensacyjno-szpiegowskie. Ulubieni autorzy to: Ken Follett – właściwie wszystkie jego powieści, w tym cykle historyczne Stulecie czy Kingsbridge; Cecil Scott Forester (cykl o Hornblowerze), Hammond Innes, Alistair MacLean… i wielu innych. Biblioteczka pęka w szwach i chociaż systematycznie robię selekcję i zawożę przeczytane książki do lokalnej biblioteki, tempo narastania zbiorów przekracza moje wyobrażenia.
W jaki sposób lubi Pan odpoczywać?
Ostatnio coraz rzadziej odpoczywam, cały czas piszę albo pracuję nad książkami (śmiech). Ale tak jak powiedziałem wcześniej, pisanie to przyjemność i mnie nie męczy. Lubię podróże, szczególnie zagraniczne, jazdę na rowerze, pływanie, sport - najczęściej w telewizji - w postaci siatkówki, skoków narciarskich czy tenisa. I chyba coraz mniej czytam.
Ulubione miejsce na Ziemi?
Łatwo wskazałbym wiele, bo miałem przyjemność przebywać w różnych pięknych zakątkach świata. Ale jeśli tylko jedno, to jest to Gdańsk lub generalnie Trójmiasto, miejsce z wyjątkową atmosferą. Od ponad dziesięciu lat spędzamy w Gdańsku 3-4 miesiące w roku i to są dla mnie nieustające wakacje. Może stąd ten sentyment? Poza tym właśnie w Gdańsku najlepiej mi się pisze.
I ostatnie, obowiązkowe pytanie na blogu Kryminał na talerzu – co najbardziej lubi Pan jeść?
Ponieważ nazwa blogu to Kryminał na talerzu, to najbardziej lubię krwisty steak z frytkami, polanymi obficie ketchupem (śmiech)! A poważnie, to proszę w przyszłości zajrzeć do mojej czwartej powieści, czekającej w wydawnictwie. Tam wymienionych jest kilka dań z kuchni śródziemnomorskiej, które bardzo lubię. Ale zazwyczaj często wybieram: burgery, steaki, mięso w sosie chrzanowym czy żeberka w sosie barbecue i musztardowym. Jednak najbardziej lubię to, co przygotuje moja żona.
Dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów w karierze pisarskiej!
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz