Co sprawia, że mimo kilkunastu wydanych tytułów, Piotr Borlik nadal odczuwa frajdę z pisania i dlaczego przez kilka dni w roku może chodzić z wysoko zadartą głową, czy gdańskie wyścigi samochodowe to wytwór jego wyobraźni i czy każda powieść kryminalna musi nieść w sobie głębsze przesłanie, z jakich powodów powstała postać policjanta Szumskiego, jak wyglądają plany pisarsko-wydawnicze autora na ten rok i na które z zadanych pytań usłyszałam odpowiedź "pomidor"?
Zapraszam na rozmowę z Piotrem Borlikiem!
fot. StudioBezNazwy |
Piotr Borlik notka biograficzna:
Inżynier, pisarz, mistrz Holandii i laureat trzeciego miejsca w otwartych mistrzostwach Czech w grach logicznych. Otrzymał stypendium prezydenta Bydgoszczy dla osób zajmujących się twórczością artystyczną i upowszechnianiem kultury.
Kryminał na talerzu: Podobnie jak w roku poprzednim, tak i w 2024 Pana książka jest jedną z tych, które ukazują się na rynku jako pierwsze po przerwie świąteczno-noworocznej. Fajnie tak się otwiera nowy sezon czytelniczy? 😉
Piotr Borlik: To prawda, zrodziła się nowa tradycja – zacznij rok z Borlikiem. Ani w przypadku "Incydentu", ani teraz nie planowałem tego. Na datę premiery ma wpływ wiele czynników, ja staram się skupiać wyłącznie na pisaniu. Wszystko jednak ma swoje plusy – przynajmniej przez kilka dni w roku mogę chodzić z wysoko zadartą głową i chwalić się, że napisałem najlepszy kryminał wydany w 2024 roku.
W tym roku startujemy „Drugimi”, książką kryminalną z solidną intrygą i ciekawymi postaciami, ale utrzymaną w tempie dosyć umiarkowanym. Czy od początku chciał Pan kierować nią właśnie w takim tempie?
Kto zna moją twórczość, ten pewnie wie, że stawiam na różnorodność. Ostatnia moja książka, „Baltica”, była istnym rollercoasterem. Tam akcja pędziła na łeb na szyję, co rusz mieszając w głowach Czytelnikom. Oczywistym więc wydawało mi się, że kolejna powieść powinna być spokojniejsza, z bardziej rozbudowanym wątkiem kryminalnym. Lubię żonglować konwencją, to sprawia, że pomimo kilkunastu książek na koncie wciąż odczuwam wielką frajdę z pisania.
A skoro już jesteśmy przy początku, to jaki pomysł związany z tą historią pojawił się w Pana głowie jako pierwszy i czy wie Pan, skąd w ogóle się wziął?
Nie mogę powiedzieć konkretnie, bo zdradziłbym zakończenie. To właśnie samo zakończenie powstało jako pierwsze, później powstała otoczka kryminalna, bohaterowie i całe tło. Chciałbym przytoczyć jakąś zabawną anegdotkę, ale prawda jest taka, że nie mam pojęcia, skąd w mojej głowie pojawił się ten pomysł. To jedna z tych rzeczy, o której kiedyś przeczytasz lub usłyszysz, po czym nagle po kilku latach wraca do ciebie i nie pozwala wyrzucić się z głowy.
Jak już wspomniałem, koniec pojawił się jako pierwszy, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało. Od początku mojej literackiej przygody kładę szczególny nacisk na proces planowania. Moi Czytelnicy do znudzenia nasłuchali się o konspektach, portretach psychologicznych postaci, kamieniach milowych, planach na długość konkretnych rozdziałów i - słynnej już w niektórych kręgach - krzywej napięcia. Tej ostatniej już nie rysuję, ale kiedyś, bardziej z sentymentu, pewnie do niej wrócę.
„Drudzy” zaczynają się mocną, dynamiczną sceną, zbrodnią, do której dochodzi podczas nielegalnych wyścigów samochodowych. Skąd pomysł na taki start? Czy te wyścigi to coś, co naprawdę rozgrywa się na gdańskich ulicach?
Tu akurat mogę zdradzić więcej. Tak, w Gdańsku regularnie dochodzi do wyścigów, dzień tygodnia również nie jest przypadkowy. Oczywiście nie jest to rozwinięte na tak szeroką skalę jak w „Drugich”, ale nie byłbym sobą, gdybym trochę nie ubarwił wyścigów i nie dodał im filmowego charakteru. Tak jak napisałem w książce, kiedyś kierowcy próbowali swoich sił na alei Jana Pawła II, gdzie obecnie mieszkam. Teraz nastawiano tu tyle sygnalizacji świetlnych, że ledwo ruszysz, a już musisz się zatrzymać, ale i tak często w czwartki słychać głośną pracę silników samochodowych.
Poza intrygą i przyjemnym tempem akcji warto też zwrócić uwagę na kreacje postaci. Która z nich pojawiła się w Pana głowie jako pierwsza?
Pierwsza była Klaudia, sympatia głównego bohatera. Może nie pojawia się często, ale sceny z jej udziałem mają swój urok. Drugi był podkomisarz Szumski. Proces jego powstawania był znacznie dłuższy, ale jestem bardzo zadowolony z kreacji tego bohatera.
Przyznam, że mnie najmocniej do gustu przypadł podkomisarz Szumski, charakterologicznie to postać raczej nieczęsto (jeśli w ogóle!) w kryminałach spotykana. Czy właśnie to był powód, że takim go Pan stworzył czy skąd on się wziął?
Zależało mi stworzeniu policjanta, w którego istnienie chciałbym wierzyć, by bardziej ufać organom ścigania. Przyjęło się, że policjanci muszą mieć nałogi, przeklinają, są agresywni i nie szanują munduru. Szumski nie tylko prezentuje sobą wysoki poziom, ale przede wszystkim wierzy w to, co robi. Nie jest przy tym ślepy, dostrzega problemy w funkcjonowaniu policji i prokuratury, ale zamiast marudzić, zakasuje rękawy i próbuje wycisnąć z tego tyle, ile się da. W idealnym świecie wszyscy tak bardzo angażowaliby się w wykonywaną pracę i nie zniechęcaliby się po pierwszych porażkach.
Przyznałam już, że polubiłam bardzo Szumskiego, z którym nowa w gdańskim posterunku aspirantka Monika Lewicka tworzy mocno kontrastowy duet. Czy napisał Pan ich oboje tylko na potrzeby tej jednej książki, czy może gdzieś tam po głowie krąży Panu myśl o kontynuowaniu ich losów?
Nie wiem. Nie wykluczam kontynuacji, ale teraz chodzą mi po głowie inne historie. Oczywiście wiele zależy od przyjęcia „Drugich” przez Czytelników, ale czuję, że będzie dobrze. Nie ukrywam, że polubiłem Pawła, może więc jakaś wspólna przygoda z którymś z bohaterów poznanych w poprzednich moich powieściach?
W „Drugich” ważne jest przesłanie historii, o którym jednak teraz porozmawiać nie możemy, gdyż ściśle wiąże się z rozwiązaniem całej zagadki kryminalnej. Ale są też tematy nieco poboczne, ale chyba też ważne, prawda? Co chciał Pan nimi zdziałać, do zastanowienia nad czym zmusić czytelnika?
Chyba każdy autor i autorka literatury rozrywkowej, za jaką uważam kryminały, próbuje przemycać w swoich historiach elementy ważne dla siebie. To wzbogaca opowiadaną historię, czyni ją głębszą. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że większość Czytelników nie przywiąże do tego szczególnej wagi i nie ma w tym nic złego, ale wystarczy, że znajdzie się jedna zainspirowana i poruszona osoba, a już będę spełniony.
A przy okazji – czy powieść kryminalna według Pana zawsze musi nieść sobą jakieś przesłanie?
Nie lubię nakazów i zakazów, więc powiem stanowczo, że nie musi. To kwestia indywidualna każdej autorki i każdego autora. Czasem wręcz niemożliwym jest wciśnięcie przesłania do historii, wyszłoby to sztucznie i nachalnie, co raczej przyniosłoby odwrotny skutek od oczekiwanego.
Czy w czasie tworzenia „Drugich” spotkał Pan się z czymś, co sprawiło Panu trudność? Temat, postać, rozwiązanie fabularne?
Nie kojarzę takiego zdarzenia. Lubię myśleć, że dzięki skrupulatnemu planowaniu w trakcie pisania nie napotykam żadnych przykrych niespodzianek. Oczywiście pojawiły się pomniejsze problemy do przeskoczenia, ale nic szczególnie nie zapadło mi w pamięć. No, może temat motocyklistów. Nie chciałem nikogo przedstawiać w złym świetle, ale że historia opowiadana jest również ustami samochodziarza będącego skonfliktowanym z motocyklistami - siłą rzeczy padło pod ich adresem kilka nieprzyjemnych i nieuczciwych określeń. Mam nadzieję jednak, że każdy rozsądny człowiek rozumie, że to są myśli i słowa danego bohatera, a nie autora książki.
I od razu w kontraście: nad czym, nad jakim aspektem książki pracowało się Panu najlepiej?
Trudno powiedzieć. Fajnie pisało się rozdziały Pawła, czerpałem czystą radość z wątku dziennikarskiego, ale ogólnie cały proces tworzenia mogę śmiało określić przyjemnym, wręcz relaksującym. Po „męczarniach” z „Balticą”, która wymagała absolutnego skupienia, ciągłej kontroli wcześniejszych scen i pilnowania, by fabuła nie wymknęła się spod kontroli, praca przy „Drugich” była jak spacer po plaży w pogodny, słoneczny dzień.
To teraz już zostawmy „Drugich” i pogadajmy chwilę bardziej ogólnie. Na początek: czy planuje Pan na ten rok jakieś gatunkowe zaskoczenia dla czytelników? W zeszłym roku zaskoczył nas Pan „Wszystkimi wadami Klary i jej jedną zaletą” – czy i na ten rok planuje Pan jakiś skok w bok od gatunku kryminału?
Pomidor.
A poważnie mówiąc, nie wiem, czy w roku 2024 ukaże się powieść obyczajowa z moim nazwiskiem na okładce, ale z pewnością planuję takową napisać. Być może nawet w duecie.
Czy w ogóle może nam Pan zdradzić swoje plany pisarsko-wydawnicze na ten rok?
Kilku osobom już się wygadałem, więc mogę oficjalnie ogłosić, że Agata Stec wraca z przydługawego urlopu. Powieść jest już napisana, kilka dni temu wysłałem ją do wydawnictwa, więc trudno mówić o konkretach, takich jak chociażby data premiery. Mogę jedynie powiedzieć, że odpoczynek dobrze zrobił wybuchowej pani komisarz, za którą tęskni tak wiele Czytelniczek i Czytelników.
Rok temu, w rozmowie towarzyszącej premierze „Incydentu”, wspominał Pan, że krąży Panu po głowie powieść… gofrowa. Nie mogę więc nie zapytać – jak idą nad nią prace? 😊
Gofry chyba jednak poczekają na swoją kolej. Z pomysłami często bywa tak, że przepychają się między sobą i walczą o lepszą pozycję. Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że Agata ze swoim temperamentem wepchnęła się przed innych w kolejkę i nie oddała już swojego miejsca. Tyle dobrego, że w jej historii nie zabraknie czegoś dobrego do skonsumowania.
A jak już jesteśmy przy jedzeniu, to może w poprzednim roku doświadczył Pan jakiegoś ciekawego odkrycia kulinarnego? Co zachwyciło Pana kubki smakowe, co zaskoczyło?
Akurat jestem świeżo po spotkaniu, którego motywem przewodnim były nieistniejące już restauracje w Gdańsku, podczas którego podano Fischbrötchen, dawny rarytas mieszkańców Gdańska. Teoretycznie to tylko buła z rybą, ale jak się wczuć w otaczający cię klimat tamtych czasów, kubki smakowe zaczynają wręcz szaleć. Lubię sprawdzać dawne przepisy i coraz mocniej ciągnie mnie w stronę tradycyjnych potraw.
To na koniec jeszcze wróćmy do książek, ale już jak czytelnik z czytelnikiem – na jaką premierę roku 2024 czeka Pan najmocniej?
Trudno wskazać jeden tytuł. Chętnie przeczytam debiut Krystiana Stolarza („Dla ciebie nawet”). Czekam też na kolejną powieść Sary Antczak, której „Kara” zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. To było dla mnie największe zaskoczenie minionego roku. Kibicuję Sarze i wieszczę jej spory sukces wydawniczy.
Serdecznie dziękuję za poświęcony czas i życzę dalszych sukcesów w karierze pisarskiej!
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz