Autor: Anne Fletcher
Tytuł: Wdowy Antarktydy. Kobiety, których mężowie nie
wrócili z ostatniej wyprawy Scotta
Tłumaczenie: Jan Dzierzgowski
Data premiery: 23.08.2023
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 448
Gatunek: non-fiction
/ biografia
Anne Fletcher to brytyjska historyczka. Przez
rozpoczęciem przygody z pisarstwem pracowała w muzeach najbardziej znanych
zabytków w Wielkiej Brytanii. W 2018 roku debiutowała biografią Josepha Hobsona
Jaggera,swojego praprapradziadka, który zasłynął “rozbiciem banku w Monte
Carlo”. “Wdowy Antarktydy” to jej druga samodzielna publikacja - powstała w
czasach pandemii koronawirusa, przez co autorka musiała się sporo natrudzić, by
zdobyć w tym czasie potrzebne jej materiały.
Antarktyka - ostatni odkryty kontynent.
Czekała do roku 1820, kiedy to pierwszy raz została zauważona. Później
nastąpiły wielkie wyprawy, wielkie odkrycia i zdobywanie kontynentu - kto
zapuści się dalej? Kto zdobędzie biegun południowy? Tego wyzwania podjął się Robert
Falcon Scott, brytyjski badacz, który w 1910 roku po raz drugi wypłynął na
wyprawę naukową i odkrywczą. W historii Antarktydy była to już kilkunasta taka
podróż, jednak ta zakończyła się fiaskiem - biegun został zdobyty przed nimi, a
pięciu największych śmiałków, w tym dowódca wyprawy Scott zmarli w tragicznych
okolicznościach. O nich napisano już wiele, jednak co z ich rodzinami, żonami?
Trzech z nich: Scott, Edward Wilson i Edgar Evans miało żony, dwóch dopiero na
chwilę przed wyprawę się ożeniło. Anne Fletcher postanowiła skupić się na
kobietach, ich żonach, które zostały w domu, opiekowały się dziećmi, wiązały
koniec z końcem w czasie ich podróży, a na dodatek wspierały gorąco swoich
mężów i po ich śmierci zatroszczyły się, by pamięć o nich nie zginęła. Kobiety
niezwykłe, które w końcu mogą wyjść z cienia swoich mężów, dzięki których
historia odkrywania Antarktydy nabiera innych kształtów.
“Opowiem tu historię zapomnianych żon, które swoją miłością i niestrudzoną pracą przyczyniły się do narodzin jednej z największych legend w dziejach Wielkiej Brytanii. Dzięki przywróceniu pamięci o wdowach możemy ujrzeć ową legendę w innym świetle. Będzie to więc historia o imperialnych marzeniach, mizoginii i uprzedzeniach klasowych, ale też o nieprawdopodobnej odwadze, ideałach, poczuciu obowiązku - i, rzecz jasna, o miłości.”
Książka podzielona jest na trzy części: żony,
czekanie, wdowy. Każda z części składa się z tytułowych rozdziałów, które
naprzemiennie opowiadają historię trzech kobiet. Pisana językiem niezwykle przyjemnym, który sprawia, że książkę czyta się
jak naprawdę dobrą powieść. Autorka nieraz przytacza fragmenty dzienników czy
fragmenty z gazet, a jednak wszystko to tworzy jedną, bardzo spójną całość,
styl prosty, a jednak w jakiś sposób porywający, tak, że czytelnik bardzo
szybko zaczyna odczuwać zaciekawienie, aż w końcu tę emocję, której w książkach
często szukamy - po prostu nie da się oderwać! Język, którym autorka się
posługuje, jest przyjemny, bez udziwnień czy naukowych nazw, więc całość czyta
się płynnie i … po prostu doskonale!
“Wdowy Antarktydy” to biografia Oriony Wilson,
Lois Evans i Kathleen Scott, która opowiada o ich życiu przez pryzmat wypraw
polarnych ich mężów. Cała trójka przed wyprawą, która miała tragiczny koniec,
już raz w swoim towarzystwie zapuściła się w te rejony - było to na początku XX
wieku, w 1901-1904 roku, dobrze się więc znali, przetestowali już wspólne zachowanie
w ekstremalnych warunkach. Jednak tylko jeden z nich, Wilson, już w czasie
pierwszej wyprawy był żonaty, więc tak naprawdę tylko Oriona widziała na co się
pisze, gdy Ted decydował się na drugą wyprawę. Autorka nie skupia się jednak
tylko na latach małżeństwa i tragedii, jakiej doświadczyły kobiety, ale pisze
ich pełne biografie, z delikatnym, acz wyraźnie zaznaczonym tłem społecznym - w
końcu wtedy życie kobiet, ich prawa wyglądały całkowicie inaczej niż teraz. I
tak zaczyna od przedstawienia rodzin wszystkich tych trzech kobiet, opisu ich
dzieciństwa, tego jak zostały wychowane. Bo już tu zaczynały się różnice, które
miały znaczący wpływ na ich dorosłe charaktery. Poznajemy ich losy jako panien,
aż w końcu docieramy do momentu poznania z przyszłymi mężami, których wtedy
autorka również krótko przedstawia. Są to historie opowiedziane bardzo
romantycznie, szczerze mówiąc czytając o trudnych dzieciństwach i pierwszej
wielkiej miłości przychodziły mi na myśl powieści Jane Austen. Autorka bardzo
wyraźnie już w tym momencie zaznacza różnice w charakterach i klasach
majątkowych, z jakich wywodziły się te kobiety, Ory była zasadniczą, gorliwą
chrześcijanką, która gorąco pokochała Teda i w pełni wspierała jego badania -
Ted miał być lekarzem, ostatecznie jednak skupił się na badaniu fauny i flory
odkrywanych lądów, a Ory mocno mu w badaniach pomagała. Lois była kuzynką
Edgara, z którym spędziła dzieciństwo w Walii. Pochodzili obydwoje z klasy
robotniczej, przez wszystkie te lata ich największą trudnością były finanse.
Kathleen z kolei to kobieta wolna, rzeźbiarka, podróżniczka, która za nic miała
aktualnie zakazy i nakazy względem kobiet, ale swojej płci chyba specjalnie nie
lubiła. Ona najlepiej rozumiała pragnienie Scotta do wypraw, ten zew, głos,
który nie pozwalał mu osiąść na stałe w jednym miejscu. I tak w części
pierwszej poznajemy historię życia sprzed i na chwilę po zawarciu małżeństwa
trzech par, kiedy to już w tym czasie planowano wyprawę Terra Nova.
“Małżeństwo z polarnikiem stanowiło w istocie niewielką część życia każdej z kobiet, mimo to naznaczyło je na zawsze.”
W części drugiej obserwujemy los kobiet w
momencie, gdy ich mężowie ruszyli na Antarktydę, już po ostatnim pożegnaniu.
Przyglądamy się jak wyglądało ich życie, czym zajmowały się w czasie
nieobecności mężów. Kathleen i Lois były już matkami, więc musiały zajmować się
nie tylko sobą, musiały dbać o drugiego człowieka, a nie było to łatwe, gdy
wszystkie środki finansowe poszły na wyprawę… Autorka w oparciu o listy kobiet
pisze o ich tęsknotach, ich postawach jakie w listach przedstawiały swoim
mężom, jak dbały o to, by wspierać ich, a nie zadręczać zwyczajnymi problemami
życia codziennego, w momencie gdy oni walczą ze śniegiem, głodem i minusową
temperaturą.
Część trzecia, która zajmuje ponad połowę
książki, rozpoczyna się z początkiem 1913, kiedy to Wielką Brytanią, a nawet
całym światem, wstrząsnęła informacja o tragicznej śmierci pięciu polarników.
Autorka opisuje dokładnie jak bohaterki się o tym dowiedziały, ich relacje,
reakcję społeczności - bo to wtedy z dnia na dzień stały się osobami
publicznymi, które musiały pogodzić się i uporać ze śmiercią swoich mężów,
zdecydować jak ich życie będzie wyglądało dalej, a ponadto codziennie odpychać
ciekawość mediów. W tej części czytamy o ich próbach zachowania pamięci mężów w
wśród całej angielskiej społeczności oraz ich dalszych losach, aż do śmierci.
“Kathleen, Lois i Oriana musiały zmierzyć się z niespotykaną sytuacją: przyszło im odbywać żałobę na oczach całego kraju. Ukochani mężowie, których opłakiwały, stali się własnością narodu. Można by sądzić, że trzy wdowy postanowią trzymać się razem, wspierać się i pocieszać, były jednak kobietami o bardzo różnych charakterach i wywodziły się z różnych klas społecznych. Tak naprawdę nie łączyło ich nic prócz tragedii na Antarktydzie.”
Tym co autorka nieustannie podkreśla, jest
fakt, że były to trzy bardzo różne od siebie kobiety, które dzieliło w sumie
wszystko, a połączyło jedno - tragiczna śmierć ich mężów podczas wyprawy na
Antarktydę. Autorka podkreśla te różnice, pisze o ich kontaktach (lub ich
braku), o ich odczuciach względem siebie. Przeżyły jedną tragedię, jednak w
tamtych czasach, które, nie da się ukryć, ogromnie różniły się od
współczesności, to nie wystarczyło, by kobiety nawiązały między sobą głębszą
więź. Żałuję, że tak niewiele wiadomo o Lois, która jak na klasę robotniczą
przystało, skupiała się cały czas na przeżyciu, na wiązaniu końca z końcem i
zadbaniu o swoje dzieci, nie na upamiętnianiu swojego życia dla potomnych. O
Kathleen wiadomo dużo, gdyż jako jedyna żyła na tak zwanym świeczniku, sama
była artystką z koneksjami. Ory pod względem zamożności była podobna do
Kathleen, ona jednak zdecydowała się na życie w cieniu męża, to jego praca
stała się tym, co ona kontynuowała. Mimo różnic każda z nich była szczerze
zakochana w swoim mężu, każda z nich mocno swojego partnera wspierała. Ich
listy, których fragmenty autorka przytacza, są pełne gorących emocji, tęsknoty,
a moment, w którym opisywane są chwile, gdy dowiedziały się o śmierci, czytały
ostatnie listy mężów jest okropnie smutny i wzruszający. Nie zabrakło tu więc
tych uczuć, emocji, które dają siłę do życia lub ją odbierają.
Te trzy kobiety są punktami głównymi historii,
jednak, by dobrze i szeroko o nich opowiedzieć, autorka musi też przytoczyć
kilka punktów z historii społecznej, historii kraju, która przecież na moment
przed I wojną światową już bardzo mocno się zmieniała. Opowiada o roli kobiet,
o walce sufrażystek, o kobiecych prawach i obowiązkach. Jest to tło historii,
ale odpowiednio zaznaczone, tak by czytelnik mógł w pełni zrozumieć
postępowanie kobiet i to, z czym ich życie wtedy się wiązało.
Myślę, że sięgając po “Wdowy Antarktydy” wcale
nie trzeba być ani fanem biografii ani wypraw polarnych. Jest to głównie
opowieść o miłości, o wsparciu i przywiązaniu, o trudach, jakie tylko osoby tak
sobie bliskie jak te trzy pary, mogły ze sobą dzielić. To historie smutne,
wzruszające, czasami napawające mimo wszystko optymistycznym spojrzeniem w
przyszłość, dające nadzieje na spełnienie, czasami wręcz odwrotnie, pełne
niesprawiedliwości i cierpienia, które wynikło znowu przede wszystkim z tego
okropnego podziału klasowego. Wszystko to przedstawione jest z ogromnym
wyczuciem i wiedzą, czuć, że autorka włożyła w książkę serce i wiele, wiele
pracy. Niesamowita historia, jedna z tych, które zostają w głowie na długo.
Moja ocena: 8,5/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Poznańskim.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz