Autor: Éric-Emmanuel Schmitt
Tytuł: Raje
utracone
Cykl: Podróż
przez czas, tom 1
Tłumaczenie: Łukasz Müller
Data premiery: 23.03.2022
Wydawnictwo: Znak Literanova
Liczba stron: 496
Gatunek: literatura
piękna
Éric-Emmanuel Schmitt to francuski pisarz,
dramaturg, filozof. Swoją karierę literacką rozpoczął w latach 90tych XX wieku,
kiedy już jego sztuki teatralne były dosyć znane. Z początku pracował jako
wykładowca filozofii, jednak szybko z tego zrezygnował na rzecz tworzenia.
Teraz jest znany na cały świat, jego sztuki teatralne wystawiane są w wielu
krajach, książki tłumaczone na ponad 35 języków. Lubi tworzyć pozę
esencjonalną, jego historie nie zajmują wiele stron, za to zostają w głowie na
długo. Jedną z tych najbardziej znanych jest “Oskar i Pani Róża”, książka, od
której wielu czytelników zaczynało swoją przygodę z jego piórem. Po ponad 25
latach tworzenia, autor w końcu zdecydował się na napisanie dzieła, o którym
marzył od dawna - to właśnie wielki cykl Podróż przez czas. Ma liczyć dziesięć
tomów i opowiadać historię świata, a może bardziej człowieka i jego podejścia
do życia na przestrzeni lat. “Raje utracone” to tom pierwszy tego
monumentalnego, bogatego w wiedzę dzieła, który zabiera nas do prehistorii, do
czasów epoki neolitycznej… Przez wszystkie tomy towarzyszyć będzie czytelnikowi
dwójka bohaterów - Noam i Nura.
Noam budzi się we współczesnym Bejrucie.
Przeżywał to już wiele razy, więc dobrze wie, co robić - pojechać do miasta,
zdobyć nowe dokumenty i dowiedzieć się, co teraz dzieje się na świecie. Jednak
współczesne wieści go mocno przytłaczają - świat jest na skraju upadku, ludzie
tak wyeksploatowali planetę, że ich dalsza egzystencja na Ziemi stoi pod dużym
znakiem zapytania. I to jest dla Noama znak - moment, w którym powinien spisać
historię swojego życia. Życia liczącego tysiące lat, gdyż on sam po raz
pierwszy narodził się w epoce neolitycznej… Był synem przywódcy wioski, ludzi
Jeziora, zaliczających się do Osiadłych. Poznajemy go w młodości, w wieku
nastoletnim, kiedy jego ojciec przyuczał go do przejęcia swojej funkcji.
Obserwujemy sposób życia tamtejszych ludzi, role jakie pełnili, ale i
zdarzenia, które na zawsze zapisały się w historii świata - w tym tomie jest
nim biblijny potop…
“(...) to już nie Wszechmogący karze ludzi, lecz ludzie dokonują zagłady Natury. Odtąd Bóg jest wykluczony z Apokalipsy. Wystarczy człowiek.”
Książka rozpisana jest na prolog, dwie części
(drugą otwiera drugi prolog) i epilog. Część pierwsza zatytułowana Jezioro
liczy cztery rozdziały, każdy podzielony jest na nieco krótsze fragmenty, część
druga Potop trzy pisane w ten sam sposób. Prologi i epilog toczą się
współcześnie, pozostałe rozdziały umieszczone są w prehistorii. Narracja w
czasach współczesnych prowadzona jest w trzeciej osobie czasu teraźniejszego, w
czasach prehistorycznych w narracji pierwszoosobowej czasu przeszłego. Narratorem
z przeszłości jest Noam, w czasach współczesnych to nadal on jest postacią
centralną, ale już nie narratorem. Styl powieści jest przyjemnie spokojny,
nieco refleksyjny, język prosty, narrator posługuje się nim ze smakiem. Zdania
są płynne, stylistycznie nie ma w tekście żadnych zgrzytów - ale po tym autorze
nie należy spodziewać się niczego innego!
Co ciekawe, w historii opowiadanej przez Noama
od czasu do czasu pojawiają się przypisy - i są to przypisy autorstwa tego
bohatera, w których tłumaczy coś, co w czasach epoki neolitycznej nie było
jeszcze wiadome, odnosi się do przyszłych wydarzeń, znanych postaci czy
anegdotek. To daje poczucie, że to Noam jest prawdziwym autorem historii, a z
drugiej fajnie wplata nie tylko samą wiedzę na temat nauki i świata, ale i
postacie historyczne, często znanych filozofów, pisarzy.
“(...) niekoniecznie żyjemy w epoce, w której, jak nam się wydaje, mieszkamy. Wielu z nas mieszka w głębi siebie samych, w świecie odmiennym od otaczającej ich rzeczywistości. Bo jak inaczej wyjaśnić pociąg do literatury u jednych, depresję u innych. Przypadkowe narodziny zmuszają nas do przemierzania świata niemającego żadnego związku z tym, który nadal zamieszkuje nasza podświadomość.”
Historia, jaką Noam nam opowiada, jest
opowieścią o początku jego życia, o nauce, o pierwszej miłości, pierwszych
rozczarowaniach. Mocno osadza nas w społeczności ludzi prostych, ludzi, którzy
żyli tysiące lat temu, którzy nie wiedzieli tego, co dla nas jest wiedzą
podstawową. Ale czy życie w tamtych czasach faktycznie było tak różne od
naszego? Z jednej strony tak - panowały inne obyczaje, inne zasady, cenione
były w społeczności inne wartości. Z drugiej nie - ludzi i wtedy żyli, kochali,
nienawidzili, bali się i cieszyli.
“Jakąż władzę mają nad nami uczucia… Żyją własnym życiem niezależnie od naszego, jakby prowadziły egzystencję pozbawioną wszelkiego kontekstu. Opuściwszy teraźniejszość, miałem nagle siedem lat, dwanaście, dwadzieścia, i nie byłem już twardym, rozczarowanym Noamem (...), byłem wiecznym dzieckiem, niezawodnym synem, oddanym, czułym, takim jak pierwszego dnia.”
My wraz z Noamem odkrywamy to, kim człowiek
mógł wtedy być - najpierw obserwujemy jego przygotowania do roli przywódcy,
później pierwsze zdrady i rozczarowania, by ponownie później wrócić do życia w
społeczeństwie, ale już lepiej, bardziej świadomie. Bohater zostaje wystawiony
na wiele prób, uczy się co znaczy wolność, możliwość decydowania o samym sobie.
To coś w rodzaju przypowieści - jak w Biblii, zabiera nas do czasów
prehistorycznych, ale tę znaną już historię interpretuje na nowo. A może
odwrotnie? Noam przecież podkreśla, że Biblia powstała długo po tym, jak się
narodził, jak przeżył swoje pierwsze prawdziwe życie…
“Dziedziczność ciągnie się w nieskończoność. Czy da się ustalić, w której sekundzie geny rozpoczynają podróż? Czy trzeba się cofnąć do pierwszego mężczyzny i pierwszej kobiety? Nie odkryje się ani początkowego mężczyzny, ani pierwotnej kobiety… Istnieją w nas miliony składników, dzięki którym istniejemy, a które istniały uprzednio. Żadne życie się nie zaczyna, lecz wynika z innego. Przed tym, co jest, zawsze coś już było.”
Opowieść prowadzona jest sprawnie, zgłębiamy
się w emocje i odczucia narratora, ale nie brakuje tu też rozmów, dialogów z
innymi i ciekawych opisów przyrody. Bo to właśnie przyroda odgrywa tu bardzo
dużą rolę, mamy okazję doświadczyć życia postaci, które sprawnie z naturą,
przyrodą koegzystowały, które jej nie zwalczały, tak jak dzieje się to teraz.
To czasy, gdy ludzie dopiero zaczynali zakładać wioski, uczyli się żyć razem,
razem jeść i o siebie dbać. Ich życie było dostosowane do rytmu Ziemi, a to co
mieli wokół, czyli dzikie zwierzęta, rośliny, wodę, przyrodę cenili i szanowali
- dzięki tym darom mogli żyć. Stoi to w opozycji do tego, jak ludzie teraz
traktują naturę, jak myślą o sobie, że są ponad, że to ludzie władają Ziemią.
Autor przypomina nam, że tak nie jest, że wszystko, co na Ziemi, ma równe prawa
i na równych prawach powinno ze sobą żyć. Człowiek nie wziął się znikąd, on sam
też z natury pochodzi, więc tak jak szanuje, tak jak posiada więź z tymi,
którzy go stworzyli, tak powinien mieć podobną z natura, Ziemią, przyrodą.
“Natura nie była moim wrogiem, lecz moją matką. Nie odróżniałem się od niej: pochodziłem i zależałem od niej i do niej wrócę. Poznawanie jej oznaczało poznawanie siebie.”
Schmitt stosuje tu zasadę, że “nic co ludzkie
nie jest mi obce”. Nie przemilcza żadnych tematów, a więc i nie zapomina o
cielesności swoich postaci. Pisze o seksie, o pragnieniach, o potrzebach ich
zaspokajania - w końcu cielesność i seksualność to coś całkowicie naturalnego,
coś co przeżywa każdy człowiek na Ziemi niezależnie od miejsca, pochodzenia czy
momentu historii, w której żyje.
“Nie istnieje taki człowiek, który ma większe prawo mieszkać tu czy tam. Uchodźca to nie inny, uchodźca to ja wczoraj albo ja jutro. Za pośrednictwem przodków lub potomków każdy z nas nosi w sobie tysiące uchodźców.”
Przyznam, że podoba mi się to, jak autor
tworzy historię świata na nowo. Bierze mit i na swój sposób go interpretuje,
szukając równocześnie logicznego jego uzasadnienia, ale i otoczki z historii o
zwykłych ludziach. Tak w tym tomie jest z potopem - finalnie dostajemy jego
naukowe wyjaśnienie, ale to umiejętność autora opowiadania mitu na swój własny,
złożony z wielu historii sposób, jest tym co zaskakuje i zachwyca najmocniej.
“Przez skromność albo z przezorności wolałbym nie napisać ani tego zdania, ani innego, ponieważ przyszedłem na świat w epoce nieskażonej żadnym alfabetem. Słuchało się. Zachowywało w pamięci. Ćwiczyło się ją. Gdy wynaleziono pismo, miałem już cztery wieki - później opowiem, jaki wpływ to na mnie wywarło. Chociaż dzisiaj piszę w dwudziestu językach, niektórych mówionych, innych zapomnianych, uważam tę moc więzienia rzeczywistości na kartce za niebywałą zuchwałość.”
Myślę, że “Raje utracone” to powieść, o której
mogłabym jeszcze pisać długo. To opowieść o początkach życia w społeczności, o
różnicach w podejściu do niego, o tym, co kiedyś, dla ludzi dawnych było ważne,
co dla nich stanowiło codzienną zagwozdkę. A mimo tej zamierzchłej przeszłości
czytelnik odkrywa, jak może żyć teraz, jakimi wartościami się kierować - bo to
godne życie w zgodzie z naturą od zawsze jest tym, co powinno być dla nas
ważne. Każdy człowiek momentami się gubi, gubi się i Noam i jego ojciec i inni,
ale warto zawsze zastanowić się, pomyśleć, by móc wrócić na właściwe tory.
“Raje utracone” przyniosły mi skojarzenia z książką Folletta “Niech stanie się
światłość” (recenzja - klik!) w miksie z biblijnymi przypowieściami. To powieść spokojna, ale
mocno poruszająca, prosta, ale zmuszająca do analizy własnego życia. Już nie
mogę się doczekać, kiedy sięgnę po tom drugi, tego co ze sobą przyniesie i
gdzie zaprowadzi głównego bohatera!
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z
Wydawnictwem Znak Literanova.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz