Autor: Shehan
Karunatilaka
Tytuł: Siedem
księżyców Maalego Almeidy
Tłumaczenie: Mariusz Gądek
Data premiery: 25.10.2023
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 472
Gatunek: literatura
piękna
“Siedem księżyców Maalego Almeidy” to druga
powieść Shehana Karunatilaka. Ukazała się dekadę po debiucie, dwa lata po tym,
jak miała być wydana po raz pierwszy - autor chciał ją wydać w innej formie,
jednak znajomi wydawcy mu to odradzili, przez co zmieniał i dopracowywał ją
jeszcze przez kolejne dwa lata. I to była decyzja, która przyniosła mu jedną z
najbardziej cenionych na rynku literackim nagród - Nagrodę Bookera.
Shehan Karunatilaka choć powieści nie wydaje
często, to swoje życie związał z pisaniem - pisze rockowe piosenki,
scenariusze, opowieści z podróży, publikuje w “Rolling Stone”, “GQ”, “National
Geografic”. Aktualnie mieszka na Sri Lance, gdzie urodził się i wychował, w
międzyczasie mieszkał w Londynie, Amsterdamie i Singapurze. Twierdzi, że ma
duszę artysty rockowego, a w tej książce z pewnością przejawia się jego
oryginalny styl myślenia.
Historia “Siedmiu księżyców Maalego Almeidy”
rozpoczyna się 1990 roku na Sri Lance. Tytułowy bohater Maali Almeida odzyskuje
przytomność, okazuje się, że stoi w jakiejś kolejce, w nieznanym mu
pomieszczeniu. Na nogach ma jeden sandał, na szyi zawieszony zniszczony i
ubłocony aparat. Dziwnie się tym nie przejmuje, choć przecież Maali to
fotograf, dla uwieczniania rzeczywistości żyje. No dobra, okazuje się, że
właśnie już nie żyje, znajduje się w Pomiędzy, a wokół niego jest pełno innych
zmarłych, którzy próbują dopchać się do urzędników, wypytują o własne zgony, o
losy swoich bliskich. Jak i on się tu znalazł? Jak długo to jest? Nie wiadomo,
Maali zatem dostaje od urzędniczki siedem dni, zwanych tu księżycami, by
zamknąć swoje ziemskie sprawy i poznać przyczynę i sprawcę swojej śmierci.
Tylko jak ma tego dokonać, gdy ludzie żyjący go nie widzą i nie słyszą? Jak
wpłynąć na żyjących, którzy nawet nie wiedzą, że on już nie żyje? Co teraz
stanie się z Maalim? Z jego bliskimi?
Książka rozpisana jest na siedem księżyców i
światło - coś jak części bądź rozdziały. Całość otwiera spis postaci w książce
występujących, z podziałem na żywych i umarłych. Co już tu rzuca się w oczy -
potwory są tylko wśród żywych, najgroźniejsze stwory wśród umarłych to demony…
Każdy rozdział złożony jest z kilku podrozdziałów, których tytuły brzmią jak
przypowieści, ewentualnie przytaczają też rozmowy z nieżywymi. Historia nie
toczy się linearnie, Maali opowiada często o przeszłości, wyrywkowo przytacza
jakieś znaczące dla niego wspomnienia. Narracja również prowadzona jest mocno
oryginalnie - w drugiej osobie czasu pierwszego, Maali opowiada tę historię
jakby sam sobie, jakby to sobie tłumaczył co się wydarzyło. Styl powieści jest
ciekawy, nie całkiem poważny, czuć w nim szczyptę, a czasem garść ironii,
lekkiego, podszytego czarnym humorem sarkazmu. Jednocześnie historia jaką
opowiada do lekkich i śmiesznych na pewno nie należy. Są momenty, kiedy napakowana
jest informacjami historycznymi i różnymi nazwiskami, co może być dla
czytelnika wymagające - trzeba się naprawdę skupić, by w tych wszystkich
zależnościach, frakcjach politycznych się nie pogubić. Najmocniej odczuwalne
jest to w pierwszej połowie książki, później opowieść przenosi się mocniej na
prywatne aspekty życia Maalego.
“- (...) Kiedy spodziewasz się przeniesienia?- Lada dzień. Pytanie tylko, w którym roku.”
Historia przedstawiona w “Siedem księżyców
Maalego Almeidy” jest tak bogata w wątki, zagadnienia, że trudno zdecydować, o
których z nich wspomnieć w recenzji. Zacznijmy więc od tej skomplikowanej,
trudnej historii kraju, w którym Karunatilaka osadził swoją powieść. Akcja
toczy się na Sri Lance, w Kolombo, które od 1983 roku ogarnięte jest wojną
domową. Jest to historia krwawa i trudna dla Lankijczyków, o której do teraz
mówią niechętnie - wojna domowa zakończyła się tam dopiero w roku 2009, zatem
to, co autor opisuje w swojej powieści, to tak naprawdę pierwszy okres walk.
Główny bohater jako fotograf był tym, który wszystkie te okropieństwa
uwieczniał - pracował na zlecenie różnych agencji, zagranicznych czy
państwowych, uwieczniał prawdziwe dramaty i te wyreżyserowane dla oka jego
kamery. A jednak zawsze, z każdej kliszy, każdego filmu wydzierał kilka
prawdziwych, dla siebie, które chował, ukrywał, które chciał kiedyś pokazać, by
świat dowiedział się co na Sri Lance się naprawdę dzieje. Sam nie zdążył tego
zrobić, więc teraz próbuje osiągnąć to za pomocą tych, którzy jeszcze żyją.
Poprzez tą postać poruszane jest bardzo
ciekawe zagadnienie fotografa jako dokumentalisty, jako osoby neutralnej, stojącej
z boku, za zasłoną obiektywu, który jest jakby barierą sprawiającą, że fotograf
w zdarzeniach nie uczestniczy. Tylko czy na pewno jest to podejście właściwe w
wojnie o losy kraju, na którym mu zależy? Czy ma prawo stać, nie reagować, a
zatem akceptować to czego jest świadkiem? A Maali był świadkiem rzeczy
okropnych, totalnego zezwierzęcenia - choć to może też złe słowo, zwierzęta nie
zabijają się przecież bez konieczności… Do takiego okrucieństwa zdolni są tylko
ludzie.
“Nie lękajmy się demonów, to żywych powinniśmy się obawiać. Zgotowane przez ludzi okrucieństwa przewyższają wszystko, co jest w stanie wyczarować Hollywood lub zaświaty. Pamiętaj o tym zawsze, gdy napotkasz dzikie zwierzę bądź zbłąkanego ducha. Istoty te nie są ani trochę tak groźne jak ty.”
To zostaje na ziemi, ale przy tej powieści
warto zwrócić też uwagę na twór, jakim według Karunatilaki są zaświaty. To
bardzo ciekawy, bardzo nieoczywisty obraz, w którym autor czerpie z wielu
wierzeń, wielu religii, a jednocześnie przez którąś z postaci stwierdza, że
wiara w wyższe bóstwo to głupota.
“- Co robiłeś przez te tysiąc księżyców?- Chadzałem do wszystkich świątyń i patrzyłem jak ludzie się modlą.- Dlaczego?- Bawiło mnie, jak głupio wyglądają.”
Maali znalazł się w Pomiędzy czyli coś jakby
czyśćcu, ma kilka dni na dokończenie swoich spraw, a zatem świat ludzki jest
dla niego widoczny, choć nieosiągalny - ludzie i duchy żyją obok siebie, tylko
ci pierwsi tych drugich nie widzą. Co ciekawe duchy mają przewodników,
łączników ze światem ludzi oraz demony, które za dodatkowe moce mogą sobie
zabrać, zawładnąć ich duszami... Maali trafia na kilka duchów, które
postanowiły zostać w Pomiędzy, które pomagają mu zrozumieć zasady rządzące tym
duchowym światem. Brzmi to trochę jak powieść fantasy, i może faktycznie trochę
kojarzy mi się z powieściami Neila Gaimana, ale tak naprawdę jej zasady oparte
są na tym, co pojawia się w naszym życiu, wierzeniach i religiach - jest tu
trochę z chrześcijaństwa, buddyzmu, hinduizmu - nic zaskakującego, w końcu Sri
Lanka jest właśnie takim miksem religijno-kulturowym.
“Nawet życie pozagrobowe zostało wymyślone tak, żeby utrzymywać masy w ogłupieniu (...). Każą ci zapomnieć własne życie i pchają cię w stronę jakiegoś światła.”
Jak wspomniałam, książka jest tak bogata, że
można by o niej pisać naprawdę długo. Ale myślę, że ważnym tematem do
wspomnienia jest też sama kreacja głównej postaci i jego relacje z
najbliższymi. Maalego nie można jednoznacznie skategoryzować jako postaci
prawej, dobrej, moralnej. To postać wielowymiarowa, której wybory nieraz nas
oburzą - jak choćby ciągła zmiana frontu zleceniodawcy, zdrady partnera czy
głupie ryzyko podejmowane podczas gier hazardowych. A jednak mimo wszystko są w
nim nadal te ludzkie odruchy - jest pełen obaw o bezpieczeństwo swoich
bliskich, żałuje, że nie był bardziej wylewny, bardziej prawy wtedy, gdy mógł.
Może też to, że jego śmierć nastąpiła w momencie, gdy powziął decyzję o
poprawie, też ma tu znaczenie? Czy to znaczy, że ta decyzja była zła, czy może
że i tak chwilę później by ją złamał? A może jeszcze całkiem coś innego?
“Nie rozumiem, dlaczego ludzie niszczą, skoro mogą tworzyć. Co za marnotrawstwo.”
Podsumowując, “Siedem księżyców Maalego
Almeidy” to książka nietuzinkowa, łącząca w sobie ogrom tematów, zagadnień,
wątków i gatunków literackich. Opowiada o losach jednostki, ale na tle
tragicznej historii kraju rodzimego autora, z którą do teraz, choć od tamtych
wydarzeń minęło już prawie czterdzieści lat, jego mieszkańcy się nadal nie
pogodzili. Porusza tematy uniwersalne, tematy wstrząsające, bo opisujące
okrucieństwo do jakiego zdolni są tylko ludzie, a jednak równocześnie dająca
nadzieję, że nic nie trwa wiecznie i wszystko ma swój czas. I choć może są
fragmenty, których nie czyta się lekko, przy których trzeba mocno się wysilić,
by zostać w tej opowieści, to warto - ten miks kulturowo-religijno-gatunkowy na
pewno pozostanie w głowie na długo. No i oczywiście jest kolejną pozycją
wzbogacającą wiedzę polskiego czytelnika o tym, co jeszcze tak niedawno działo
się na świecie.
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem
Marginesy.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz