Autor: Robert Małecki
Tytuł: Zrost
Cykl: komisarz
Bernard Gross, tom 4
Data premiery: 25.10.2023
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 456
Gatunek: kryminał
Robert Małecki jest aktualnie jednym z najpopularniejszych i
najmocniej docenianych polskich autorów powieści kryminalnych, a zaledwie
siedem lat temu debiutował! Teraz na koncie ma już trzy serie kryminalne, kilka
powieści osobnych i dwie ważne kryminalne nagrody literackie: Nagrodę Wielkiego
Kalibru i Nagrodę Kryminalnej Piły. Seria z komisarzem Bernardem Grossem długo
pozostawała trylogią, pierwsze tomy ukazały się w latach 2018-2020. Czytelnicy
jednak tak bardzo się z tą postacią polubili, że autor w końcu spełnił ich
życzenie – po trzech latach przerwy w końcu ukazał się tom czwarty! Dla mnie
jednak to było dopiero drugie spotkanie z tym bohaterem, czytałam pięć lat temu
„Skazę”, teraz przyszła kolej przeskoczyć dwa tomy i sięgnąć po „Zrost”. I w
ogóle mi to w lekturze nie przeszkodziło!
Zima, rok 2018. Komisariat w Chełmży otrzymuje zgłoszenie o
zgonie obok jeziora w Bielczynach. Mężczyzna, sąsiad zmarłego zgłosił, że
rankiem, w okolicach 6:00 przyszedł do jego domu, przyniósł mu obiecany świeży
bochenek chleba z okolicznej piekarni. Mieszkanie było mocno wychłodzone,
telewizor włączony, ale wyświetlał się na nim tylko biały szum, a w fotelu
odwrócony twarzą do ściany siedział starszy pan. Z jakiegoś powodu zgłaszający
był przekonany, że mężczyzna nie żyje. Po przyjeździe służb jednak okazało się,
że mieszkanie jest puste. Po przeszukaniu okolicy starszy pan został znaleziony
martwy w jeziorze – jego ciało było przywiązane liną, by nie odpłynęło, leżało
na desce… Czy to morderstwo czy samobójstwo? Po co deska, po co lina? To
dopiero pierwsze z wielu pytań na jakie przyjdzie Grossowi szukać odpowiedzi.
Książka nie ma typowego podziału na rozdziały, są za to
odliczane dni śledztwa, jest ich dziesięć oraz coś na kształt epilogu. Pomiędzy
rozdziałami dotyczących współczesności naprzemiennie pojawiają się też krótkie
wstawki z roku 1945, zimy i wczesnej wiosny. Każdy dzień śledztwa podzielony
jest na scenki, w których najczęściej naprzemiennie narrator obserwuje Grossa i
Skalską, aspirantką, którą wspólnie z komisarzem prowadzi śledztwo. Narracja
prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, narrator jest
wszechwiedzący, przede wszystkim stara się oddać to co się dzieje, dokładnie to
opisać, ale nie brak też miejsca na krótkie wstawki z myślami, emocjami
postaci. Styl powieści jest spokojny, przyjemny, wyważony i bardzo uważny,
wprowadza klimat wyciszenia, kameralnej powieści kryminalnej.
Robert Małecki buduje swoją historię na bazie klasycznych
kryminałów – tu chodzi o zagadkę, tajemnicę, myślenie i dedukcję. Śledczym
chyba nigdzie się nie spieszy, uważnie przyglądają się życiu ofiary, szukają
tego aspektu, który mógł doprowadzić do śmierci. Chodzą, przesłuchają świadków,
szukają dowodów. I tak Gross wpada na pomysł, by sprawdzić czy w dniu śmierci
mężczyzny rankiem były jeszcze jakieś zgłoszenia na policję. Tak, były, godzinę
później miał miejsce wypadek samochodowy. Czy wypadek mógł mieć związek ze
śmiercią starszego mężczyzny? Może, to kolejny wątek do sprawdzenia. Intryga
zatem toczy się leniwie, w jakiś sposób wiążąc się z przeszłością, z rokiem
1945, dawnymi mieszkańcami i Żydówkami, które w okolicy więzione były w obozie…
Historia raz po raz sięga do tego czasu, opowiada o wycinku z dzieciństwa
ofiary, a czytelnik z uwagą śledzi wydarzenia – przecież coś w nich musi wiązać
się z tą współczesną śmiercią. Zagadka zatem, mimo że prowadzona spokojnie,
jest ciekawa, zajmująca i nieoczywista, oparta na jakiejś mrocznej tajemnicy,
którą może znać tylko starsze pokolenie… Ale czy na pewno?
„- A ja sądzę, że tajemnic trzeba dochowywać za wszelką cenę. Dlatego podobnie jak Staszek zamierzam zabrać ją do grobu. Tak będzie lepiej – oznajmił mężczyzna, a po chwili dodał – jak pan sądzi, dlaczego Sądecki nigdy jej nie ujawnił?Gross nie znał odpowiedzi na to pytanie.- A ja wiem, drogi pani. Ja wiem – powtórzył. – Bo wystarczyło, że ona dzieliła nas. Nie chcieliśmy, by miała wpływ na niewinne osoby. Na członków naszych rodzin. Nie chcieliśmy, by ta blizna, ten paskudny i brzydki zrost, wyrastał na każdym kolejnym pokoleniu.”
A może mężczyzna po prostu targnął się na swoje życie,
śledztwo jest niepotrzebne? Poprzez tę wątpliwość autor porusza ciekawy temat
depresji starczej – to temat, o którym niespecjalnie dużo się mówi. Zatem mówi
o tym „Zrost”, w którym to zagadnienie jest dobrze opisane i naświetlone – brak
sensu, coraz mniej sprawne ciało, masa leków, choroby i i tak przecież
niedalekie widmo śmierci sprawiają, że odbieranie sobie życia przez osoby
starsze jest dużo częstsze niż nam się wydaje…
„Zrost” to kryminał z gatunku tych, które nie skupiają się
tylko i wyłącznie na zagadce opisywanej w tym tomie. Jest też miejsce na życie
prywatne postaci, które pojawiają się w całej serii. W tym sprawa sprzed
dziesięciu lat dotycząca napadu na żonę Grossa, po której ona zapadła w
śpiączkę, a on stracił więź z własnym synem. Do tej pory nie znaleziono
sprawców ani motywu… Czy jest szansa, że po takim czasie jeszcze coś ruszy? Przyglądamy
się codzienności Grossa, obserwujemy jego skomplikowaną relację z synem i z
nową partnerką, z którą dopiero powoli uczy się żyć. Jest też Skalska, która
też doświadczyła trudnych zdarzeń w przeszłości – wraz z Grossem się teraz wspierają.
Dzięki temu, że postacie obserwujemy też po godzinach, poznajemy ich relacje,
ich pasje, historia i same postacie stają nam się bliższe, dają to odczucie
kameralności. I mimo tego, że te postacie ewidentnie już wiele przeżyły w tej
serii, to czytając ten tom jako osobną powieść nie ma się poczucia wykluczenia
– historie są w odpowiednim miejscu przytoczone, krótko przypomniane, a uwaga
na postaciach jest tak duża, że nawet nie znając ich wcześniej, w tym tomie
łatwo poczuć do nich sympatię – smutną, bo życie ich nie rozpieszcza, ale
jednak sympatię. Mimo ich wad, mimo skaz, mimo strachu, przez który czasem
podejmują złe decyzje.
Klimat tej historii jest małomiasteczkowy, spokojny, mocno
zimowy. Przyglądamy się małej społeczności mieszkańców, kilku rodzinom, które
coś ze sobą łączy – czy to miejsce, czy przeszłość. Są nawet wątki niezwiązane
z intrygą i jako tako życiem głównych bohaterów – jak np. matka z nastoletnim
synem, którą Skalska w pewnym momencie przesłuchuje i choć kobieta do śledztwa
nic nie wnosi, to wątek jej i jej syna jest kontynuowany. I to jest w porządku,
dzięki temu pokazuje nam charakter Skalskiej i relacje panujące na ich
komendzie.
Prócz tematyki samotności i depresji osób starszych, tym co
tu dominuje, jest historia, przeszłość, której traumatyczne przeżycia odbijają
ślad w człowieku na całe życie. Jak pogodzić się z czymś, co budzi nasz
sprzeciw? Czy czas faktycznie leczy rany? Czy lepiej mówić czy zamknąć w sobie
te rany, te bolesne wspomnienia? To odnosi się zarówno do intrygi kryminalnej,
jak i do większości z pojawiających się bohaterów.
Podsumowując, „Zrost” to kryminał spokojny,
małomiasteczkowy, urzekający kameralną zimową atmosferą i tajemnicą, która
została zagrzebana głęboko, a którą przyszła pora odkryć. Napisany tak, że bez
problemu można czytać go niezależnie od serii, budzący ciekawość, ale mimo
smutnych i istotnych tematów dający poczucie wyciszenia, jakiegoś dziwnego,
smutnego spokoju. Sprawne pióro, uważna narracja to coś, co zawsze mnie
zachwyca, tu w połączeniu z bolesnym wspomnieniem z czasów II wojny światowej
sprawia, że historia, choć tocząca się leniwie, jest przejmująca i zwyczajnie
ciekawa. Podobało mi się, po raz kolejny utwierdzam się w tym, że zachwyty nad
prozą Roberta Małeckiego nie są przesadzone!
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem
Literackim.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz