Autor: Agata Kunderman
Tytuł: Wróżda
Data premiery: 15.09.2023
Wydawnictwo: Initium
Liczba stron: 392
Gatunek: thriller psychologiczny / sensacyjny
Agata Kunderman na polski rynek książki wkracza książką
zatytułowaną „Wróżda”. Od premiery minęło dokładnie 10 dni, a ja nie widziałam
jeszcze o niej negatywnej opinii – nie dziwi mnie to, to debiut solidny, który
poruszy każdego czytelnika, mam wrażenie jednak, że matki w szczególności. Sama
autorka na co dzień jest matką dwójki dzieci, o swoich perypetiach z
macierzyństwem w lekko humorystycznym tonie pisze na blogu Konkret Babka. Pisanie
jest dla niej bardzo ważne, choć nie była pewna, czy „Wróżda” przypadkiem nie
będzie powieścią do tak zwanej szuflady... Myślę, że czytelnicy zgodnie
przyznają, że dobrze, że została wydana!
Lata współczesne, Wrocław. Joanna Oprostowicz to kobieta po
trzydziestce, której trzy lata temu zawalił się cały świat. Jej pięcioletnia
córka zginęła, jej śmierć uznano za wypadek. Strata dziecka to coś niewyobrażalnego,
nic więc dziwnego, że kobieta wpadła w głęboką depresję i odcięła się od
wszystkich – rodziny, przyjaciół, męża. Teraz, już po rozwodzie i dwóch latach
terapii, stanęła na nogi na tyle, że próbuje ruszyć na przód. Właśnie spędza
ostatnią noc w swoim mieszkaniu we Wrocławiu, jej rzeczy zostały już
przewiezione do Poznania, gdy ma zacząć nowe życie. Jednak tej nocy coś się
wydarza, co burzy ten plan – ktoś do niej dzwoni, z obcego numeru, zna jej imię
i twierdzi, że jej córka żyje. Joanna reaguje mocno impulsywnie, a gdy chwilę
później dostaje mms ze zdjęciem 7letniej dziewczynki, która łudząco przypomina
jej Tosię, nadchodzi atak paniki. Chwilę później dzwoni do Marcina, swojego
dawnego przyjaciela, z którym nie rozmawiała od trzech lat. Mimo to Marcin
przyjeżdża i zabiera ją do jej byłego męża, który jednak podchodzi do sprawy
logicznie – sam widział ciało Tosi, więc ktoś robi sobie głupi żart korzystając
z możliwości techniki... Pewnie tak, ale w Joannie ziarno zostało zasiane i
zaczyna przygląda się tej sprawie – wcześniej, gdy policja prowadziła śledztwo,
ona leżała w szpitalu, więc była oddalona od zdarzeń, nawet sama nie mogła
pożegnać się z córeczką. A skoro nie widziała jej ciała, to może jednak jest
jakaś niewielka szansa, że dziewczynka faktycznie żyje?
„Nie planowałam tego, ale dzisiejsze wydarzenia obudziły coś, co jakiś czas temu już we mnie usnęło. Usnęło, ale nie umarło. I było niebezpieczne, tak samo jak uśpiony wulkan.”
Książka składa się z 26 średniej długości rozdziałów
przetykanych 5 rozdziałami nazwanymi „powrót”, które są retrospekcjami i
opowiadają historie z przeszłości kluczowe do zrozumienia zdarzeń aktualnych,
całość zamyka epilog. Narracja prowadzona jest głównie z perspektywy
pierwszoosobowej czasu teraźniejszego przez Joannę, jednak czasami zdarzają się
fragmenty przedstawione przez inne zamieszane w sprawę postacie w narracji
trzecioosobowej czasu teraźniejszego. W tej samej narracji prowadzone są
retrospekcje. Styl powieści jest codzienny, łatwy w odbiorze, skupiony zarówno
na wydarzeniach, jak i emocjach postaci. Język prosty, w chwilach wyjątkowego
wzburzenia w dialogach postaciom zdarza się używać wulgaryzmów, jednak nie jest
to notoryczne, a odpowiednio dopasowane do sytuacji. Historię czyta się szybko,
z łatwością.
Joanna to postać centralna. To ją poznajemy najlepiej, to w
końcu ona w większości opowiada nam o tym, co ją spotkało. To postać matki,
bogata emocjonalnie, dzięki czemu czytelnik w pełni może ją zrozumieć – jej
cierpienie, jej złość, jej uśpioną rozpacz, a teraz i cichą nadzieję. Joanna
opowiada o tym, jak ciężko jest po stracie, jak różny jest proces żałoby i jak
wiele trzeba włożyć energii w to, by jako tako stanąć na nogi. Joanna nie
wybiela, mówi dosadnie o tej rozpaczy, niemożności pogodzenia się ze śmiercią
własnego dziecka, o depresji jako poważniej i ciągnie nierozumianej przez
społeczeństwo chorobie.
„O depresji wciąż mówi się za mało i wciąż mówi się, że aby ją wyleczyć, wystarczy wstać z kanapy. Tymczasem o tym, jak wygląda ten potwór, mogą wiedzieć tylko ci, którzy stanęli z nim oko w oko. Ja stoczyłam zwycięską bitwę, ale boję się, że kiedyś potwór powróci.”
To fragmenty dosadne, emocjonalne, które z pewnością poruszą
mocno każdego czytelnika. W momencie, gdy Joanna decyduje się zbadać
samodzielnie sprawę, nabiera pewności siebie, ma jasno określony cel, a
możliwość, że jej córka jednak żyje jest tym, co ją napędza, sprawia, że jest
niepowstrzymana. Jej determinacja w odkryciu prawdy o tamtym dniu, w którym
utraciła Tosię, jest wyrazem ogromu matczynej miłości, ale czy na pewno jest
racjonalna? Czy to szósty zmysł mówi jej, że warto drążyć, czy zaczyna czepiać
się mrzonek, fałszywych nadziei, które tylko przyniosą rozczarowanie i wymarzą
postępy jakie poczyniła przy godzeniu się ze stratą?
W tym małym śledztwie pomaga jej Marcin, przyjaciel,
zawodowo dziennikarz poważanej gazety. Postać ta kluczowa jest nie tylko na
potrzeby śledztwa, ale i do ukazania siły przyjaźni – nawet trzy lata milczenia
nie zmieniły ich relacji, gdy tylko zaczęli na nowo rozmawiać, okazało się, że
przerwy w relacji praktycznie nie zauważają. Marcin wydaje się szczerze martwić
o Joannę, tak naprawdę pomaga jej, by mieć ją na oku. Czy jednak po upływie
trzech lat można zakładać, że nadal jest tym samym człowiekiem? Czy na pewno
przyświecają mu chwalebne cele?
„W tej chwili jednak czuję, że muszę z kimś porozmawiać. Większość osób z depresją ma z tym problem. Choroba sprawia, że gniją od środka, niszczeni przez wszystkie emocje, których nie potrafią wyrzucić. Lata terapii uczyły mnie na nowo rozmawiać z ludźmi.”
Postać byłego męża Joanny jest dosyć marginalna, choć i on
przedstawia inny obraz rozpaczy. Pisząc jednak o istotnych postaciach z
pewnością trzeba też wspomnieć o policjancie, który trzy lata temu prowadził
poszukiwania Tosi – teraz w prywatnym śledztwie dosyć mocno skupia uwagę
Joanny. Zatem po której stronie stoi ta postać: dobra czy zła?
Intryga kryminalna z początku powieści nasuwa na myśl
thriller psychologiczny – bohaterka, a zarazem narratorka poddaje w wątpliwość
to, o czym od lat była przekonana, podstawę jej egzystencji. Akcja toczy się
umiarkowanym tempem, bo skupiamy się przede wszystkim na emocjach, myślach i
odczuciach narratorki. Gdzieś tak za połową powieści historia przeradza się w
thriller sensacyjny, akcja rusza z kopyta, dzieje się dużo, jest dynamicznie.
Mówiąc jednak o zwrotach akcji możemy mówić w kategorii całej powieści – w
historii jest kilka solidnych twistów, które z pewnością zaskoczą niejednego
czytelnika. Hipotezy z biegiem lektury się mnożą, ja jednak wykluczałam każdą
po kolei – ostatecznie finał historii okazał się czymś, na co sama nigdy bym
nie wpadła, choć przesłanki do rozwiązania faktycznie były – to przyznaję już
po zakończeniu lektury. Zatem intryga zbudowana jest naprawdę solidnie,
wyprowadza czytelnika kilkukrotnie w pole.
Miejscem akcji jest przede wszystkim Wrocław, na chwilę
postacie przenoszą się też na Podlasie, gdzie skupiają się na małej wiosce –
dzięki temu w historię wprowadzony zostaje fajny klimat zamkniętej społeczności,
który nasuwa czytelnikowi na myśl niejedną tajemnicę. Sam Wrocław jest tłem dla
historii, ale oddanym całkiem ciekawie – autorka wykorzystuje historię, by
opisać wygląd niektórych dzielnic, różnych mieszkańców zamieszkujących to jedno
miasto.
„Kiedy człowiek traci coś tak cennego, kiedy odchodzi jego własny cud, sens jego życia, nawet najbrudniejsze pomyje wylewane przez anonimowych ludzi nie są w stanie go dotknąć. To po prostu niemożliwe.”
Tematycznie przede wszystkim jest to opowieść o
macierzyństwie, rodzicielstwie i stracie. Sporo w niej mądrych spostrzeżeń co
do natury żałoby i depresji, co myślę, że ciągle w naszej literaturze jest
tematem potrzebnym. Pojawiają się w niej również dwa inne interesujące tematy –
o nich jednak już pisać nie powinnam, by nie zdradzić kluczowych elementów
fabuły. Opowiada jednak o emocjach, tematach uniwersalnych, z którymi w różnym
stopniu z pewnością w ciągu życia przyjdzie mierzyć się każdemu.
„Wróżda” to powieść o kobiecie, która swoją siłę czerpie z
nadziei, matczynej determinacji, która z uporem brnie do przodu gnana tą
nadzieją, tą wiarą, że jednak nie wszystko stracone. Historia rozpisana jest
sprawnie, jest zajmująca i kilka razy solidnie zaskakująca, a postacie oddane
szeroko, dzięki czemu czytelnik z powodzeniem może wczuć się w ich skórę. Wątek
sensacyjny nadaje historii dużo dynamizmu – dla mnie może trochę za dużo, ja
wolałabym zostać po prostu przy stronie psychologicznej, jednak nie da się
ukryć, że i to zrobione jest naprawdę dobrze. Myślę, że „Wróżdę” jak
najbardziej można uznać za udany kryminalny debiut - ja na pewno będę czekać na
to, co autorka zaprezentuje nam w swojej drugiej powieści!
Moja ocena: 7,5/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Initium.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz