Autor: Robin Cook
Tytuł: Nocny dyżur
Cykl: Jack Stapleton i Laurie Montgomery, tom 13
Tłumaczenie: Maria Smulewska
Data premiery: 05.09.2023
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 344
Gatunek: thriller medyczny
Robin Cook to autor bardzo dobrze znany wszystkim tym,
którzy lubują się w gatunku thrillera medycznego – znany z pewnością ze
słyszenia, bo to właśnie on zapoczątkował ten gatunek w jego współczesnej
formie! Jest to amerykański pisarz, lekarz, chirurg, który z powodzeniem łączy swoją
wiedzę zawodową z zajmującymi, wciągającymi elementami thrillera. Debiutował
jeszcze w latach 70tych powieścią „Coma”. Aktualnie na koncie ma blisko 50
powieści, jest znany na cały świat, wiele z jego książek zostało
ekranizowanych, jest również stałym bywalcem list bestsellerów. Mnie
oczywiście, jego nazwisko jest doskonale znane, choć dopiero teraz po raz
pierwszy zapoznałam się z tym, jak pisze. Mimo iż zaczęłam serię o lekarzach
medycyny sądowej, małżeństwie Jacka i Laurie od końca, od najnowszego tomu 13.,
to w niczym mi to nie przeszkodziło – podobało mi się!
Historia „Nocnego dyżuru” rozgrywa się w grudniu, w
przeciągu trzech dni. Po mocno konfliktowej wieczornej dyskusji z żoną na temat
dzieci i obecności teściowej w ich życiu, Jack Stapleton wymyka się rano z domu
wcześniej niż normalnie. Tradycyjnie, na rowerze, przez ciągle zakorkowany Nowy
Jork, jedzie do pracy, do zakładu medycyny sądowej. Liczy, że uda mu się
znaleźć sprawę, która skutecznie zajmie mu myśli i odciągnie je od domowych
problemów. Nie tego się jednak spodziewał – gdy zagląda do nocnych zgłoszeń
zgonów wymagających sekcji, trafia na znajome nazwisko – Sue Passero. To
poważana internistka z okolicznego szpitala, prywatnie dobra przyjaciółka
Laurie... Pozornie przyczyna zgonu zdaje się prosta, kobieta była chora na
cukrzycę, podejrzewany jest zawał serca. Niestety sekcja szybko to wyklucza, a
Jack orientuje się, że chyba faktycznie to jest taka sprawa, jakiej potrzebował
– zagadka, którą koniecznie musi rozwiązać. Do czego doprowadzi go jego
prywatne śledztwo? Czytelnik od początku wie, że śmierć kobiety nie była
przypadkowa, to skrupulatnie zaplanowane morderstwo...
Książka składa się z prologu, 37 krótkich rozdziałów i
epilogu. Część główna, czyli te 37 rozdziałów toczy się w przeciągu trzech dni,
od 7 do 9 grudnia, a każdy rozdział opatrzony jest datą, dniem tygodnia i
dokładną godziną zdarzeń. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu
przeszłego, narrator wszechwiedzący w przeważającej mierze podąża za Jackiem, w
dużej mierze skupia się na jego działaniach i rozmowach z innymi, ale od czasu
do czasu zdarza się też, że zagląda mu do głowy. Zdarzają się jednak wyjątki,
narrator czasem zbacza, przygląda się postaciom drugoplanowym, najczęściej w
momencie, gdy spodziewany jest duży twist fabularny. Styl powieści jest
przyjemny, dialogi prowadzone z lekkością, subtelnie zabawną, delikatnie
ironiczną nutką, która oddaje dobrze charakter głównej postaci. Język jest
codzienny, czasami zdarzają się zwroty mocno kolokwialne, ale to nie przeszkadza
– raczej sprawia, że lektura staje się bliższa zwyczajności, codzienności, a
czytelnik może traktować ją rozrywkowo. Jak wspomniałam, mimo że książka to
część serii, to spokojnie da się ją czytać oddzielnie, autor nieraz przytacza
wydarzenia postaci z przeszłości – z początku nawet kilka razy wspomina to
samo, co akurat dla mnie było zbędnym powtórzeniem, na szczęście jednak, gdy
akcja już faktycznie nabiera tempa, ten problem znika. Ogólnie więc całość
czyta się naprawdę fajnie, to niewymagająca specjalnego skupienia lektura – po
prostu dobra rozrywka!
„Jesteś świetnym patologiem, ale gównianym detektywem.”
Jako że książka to część serii, to główne postacie muszą być
wykreowane solidnie, mieć w sobie to coś, co przyciągnie uwagę czytelnika na
dłużej. I tak właśnie jest w tym przypadku, Jack i Laurie to niesamowita para,
która już od pierwszych stron wzbudza w czytelniku ogromną sympatię. Jack
zdecydowanie wyróżnia się z tłumu – jest bardzo ruchliwy, dociekliwy,
dynamiczny, dużo działa, potrzebuje ciągłych wyzwań – teraz pewnie byśmy
powiedzieli, że ma ADHD 😉 Dlatego też tak łatwo angażuje się w
prywatne śledztwo – nie odpuszcza, nie chce przyznać, że po prostu nie wie,
choć może rozwiązanie zagadki może zaprowadzić go w niebezpieczne rejony.
Zresztą, jego przyjaciel policjant ciągle przypomina mu, że jest naprawdę beznadziejny
jako detektyw, choć patologiem wybitnym. Zapalony rowerzysta, żartowniś, kiedy
jednak trzeba, to potrafi postawić na swoim, jest charakterny, a więc coraz
mniej mu odpowiada to, że jego szefową jest jego własna żona. No właśnie – Laurie.
To niesamowita kobieta, która mimo, że lubiła swoją pracę jako lekarki sądowej,
teraz czuje, że robi coś znaczącego – toruje drogą na szczyt innym kobietom.
Jednak nie jest to łatwe, miasto, nowa władza, polityka i braki w budżecie
ciągle rzucają nowe kłody pod nogi, więc kobieta swój czas spędza nad
papierkami starając się zdziałać coś, zapewnić dalszy rozwój i wysoki poziom
usług rozpoznawalny na cały kraj. Oprócz kariery zawodowej obydwoje wychowują
dwójkę dzieci, które też nie są bezproblemowe – młodsza córka ma autyzm, syn
ADHD, które znowu zaczyna wymykać się spod kontroli. Nic więc dziwnego, że przy
tak napiętym grafiku, ilości obowiązków i ich wagi, czasem dochodzi między nimi
do spięć. A jednak to naprawdę fajna para, którą od razu chciałoby się poznać
dokładniej – choćby z czasów, gdy Laurie nie była szefową, a zatem i chęć do
sięgnięcia po poprzednie tomy ze względu na kreacje postaci jest!
„Kiedy rozpoczynała specjalizację medycyny sądowej, a potem pracę w OCME, kobiety stanowiły zdecydowaną mniejszość w tym fachu, toteż czuła, że jej obowiązkiem jest zaznaczać wyraźnie swoją płeć. Teraz, gdy była pierwszą naczelną patolożką Nowego Jorku, tym bardziej poczuwała się do takiego obowiązku jako kobieta, która toruje drogę innym.”
Intryga kryminalna poprowadzona jest ciekawie. Jej główne
założenie jest takie, że my jako czytelnicy wiemy więcej od głównego bohatera –
od prologu mamy świadomość, że Sue zginęła z rąk trzecich, Jack z początku w
ogóle tego nie podejrzewa. On szuka po prostu odpowiedzi na pytanie „jak umarła
Sue?”, a my „Kto i dlaczego zabił Sue?”. Z początku zatem fabuła toczy się w klasycznym
stylu – bohater szuka dowodów, przepytuje potencjalnych świadków, zastanawia
się i dedukuje. A jednak od początku czuć w książce ten współczesny powiew
nutki sensacji, od samego początku jest gdzieś ta podświadoma zapowiedź tego,
że w pełnym momencie zrobi się mocno dynamicznie. I faktycznie tak jest, w
drugiej połowie lektury historia przyspiesza, dużo się dzieje. Całościowo fabuła
przynosi całkiem niezłe twisty fabularne, dobrze utrzymuje w niepewności –
przyznam, że sama nie domyśliłam się, kto jest sprawcą, a wręcz odwrotnie –
dałam się wpuścić autorowi w przysłowiowe maliny... Mimo więc tego, że z
początku Jack wie mniej niż my, to jednak autor prowadzi fabułę tak sprytnie,
że od samego początku wzbudza duże zainteresowanie.
Mamy więc fajny, lekki i rozrywkowy styl, przyjemne kreacje
postaci i zajmującą intrygę kryminalną. Do gatunku thrillera medycznego
potrzebujemy jeszcze wątków medycznych – a tych jest tu sporo, nie tylko ze
względu na zawód bohatera, ale przez to, że większa część fabuły toczy się w okolicznym
szpitalu, jednym z najlepszych w kraju. Tam pracowała ofiara, która nie tylko świetnie
wywiązywała się z obowiązków lekarki pierwszego kontaktu, ale i mocno
angażowała się w życie szpitala – należała do wielu różnych komitetów, walczyła
o poprawę warunków dla pracowników i pacjentów. A jest nad czym pracować – autor
sprytnie wplata tu krytykę funkcjonowania szpitali, które, od kiedy przejęte
zostały przez firmy prywatne, skupione są głównie na cięciu kosztów. To
skutkuje przemęczonym personelem, brakami kadrowymi, a co za tym idzie –
większą ilością spraw przeoczanych, zaniedbań. Mimo że chodzi przecież o inny
kraj, to i my, Polacy, dobrze wiemy o czym autor pisze. W czasie śledztwa Jacka
obserwujemy jak to wszystko działa, szczególnie w czasie dyżurów nocnych -
właśnie wtedy doszło do morderstwa i znalezienia ciała Sue.
Na koniec wspomnę jeszcze o dobrym zakorzenieniu historii w
naszej rzeczywistości – bo ta rozgrywa się w czasie pandemii koronowirusa, po
pierwszej fali, po wynalezieniu szczepionki, co znowu jest dobrym zapalnikiem
do wspomnienia o ruchu antyszczepionkowym. I codzienność pełna maseczek,
trzymania się na dystans i podział w temacie szczepień to tematy mocno w tle, to
są, nie da się ich nie zauważyć, a to sprawia, że historia staje się nam
bliższa – w końcu jeszcze niedawno wszyscy żyliśmy tą pandemią, to był przecież
i nasz codzienny problem.
Podsumowując, „Nocny dyżur” to naprawdę fajny, lekki i
zajmujący thriller medyczny. Może w temacie medycyny nie znajdziemy akurat w
nim tematów przełomowych, najnowszych odkryć, ale to naprawdę nie ma znaczenia
– jest solidnie zbudowana zagadka, przyjemnie prowadzone śledztwo, charakterne
postacie, które nieraz w czasie wymiany zdań dodają lekko zabawną nutkę i
solidny obraz funkcjonowania szpitala od tak zwanej kuchni. To naprawdę dobra
pozycja rozrywkowa! Cieszę się, że w końcu udało mi się zapoznać z piórem
Robina Cooka i z pewnością będę chciała tę znajomość kontynuować. Historię
polecam tym, którzy lubią dobre zagadki podszyte nutką sensacji i oczywiście
wątki, które choć trochę zahaczają o tematy medyczne – oczywiście nie trzeba
być ich znawcą, by sięgnąć po ten tytuł!
Moja ocena: 7,5/10
Recenzja powstała w ramach współpracy z Domem Wydawniczym
Rebis.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz