Autor: Adam Dzierżek
Tytuł: Spóźnione pożegnanie
Data premiery: 26.07.2023
Wydawnictwo: Initium
Liczba stron: 336
Gatunek: kryminał / thriller
Adam Dzierżek to młody polski autor powieści kryminalnych.
Debiutował w czerwcu 2022 roku powieścią „Nieco bliżej piekła”, która spotkała
się z ciepłym przyjęciem czytelników. Kilka miesięcy później, w lutym 2023
ukazała się jego druga powieść „Padlina” i to właśnie wtedy ja zetknęłam się po
raz pierwszym z jego piórem (recenzja – klik!). Spotkanie było udane, więc z
chęcią sięgnęłam również po jego trzecią powieść „Spóźnione pożegnanie”, która
stylem zbliżona miała być do debiutu, a wręcz w pierwszym zamyśle, miała być
jego kontynuacją. Wyszło jednak inaczej, ostatecznie „Spóźnione pożegnanie” to
osobna powieść.
Historia toczy się latem w czasach współczesnych. Były
policjant Maks Mejza w drodze do swojego nowo otwartego biura
detektywistycznego jest świadkiem jak młoda kobieta wypadła ze swojego balkonu
z dwunastego piętra. Czy jednak na pewno wypadła? Mejza widział tylko jej lot i
upadek... Po dotarciu do biura dzwoni do swojego znajomego z policji i zdradza,
że chyba na tym samym balkonie widział jakiegoś mężczyznę, więc dobrze byłoby
sprawdzić, czy na pewno to było samobójstwo. Poza tym siedzenie w biurze Mejzie
się nudzi, zajmuje się raczej użyczaniem swojego ksero, niż przyjmowaniem
zleceń. Pije, pali i przegląda internet, a tam każda kolejna informacja jest
coraz gorsza... W końcu trafia na artykuł o morderstwie w Stawirowie – w szkole
rodzenia cieć naprawiający wiatrak przewiercił brzuch kobiety w ciąży...
Prasówkę przerywa Mejzie pierwszy klient – to starszy pan, któremu lata temu
zaginęła córka. Była młoda, ale pełnoletnia, prawdopodobnie uciekła ze swoim
psychologiem... Starszy pan nawet zna jej aktualne miejsce zamieszkania, ale
interesuje go co innego – dziecko. Gdy córka uciekła, była w ciąży i nie
wiadomo co się z tym dzieckiem stało. Mejza z braku zajęć zlecenie przyjmuje,
choć nieco dziwny wydaje się zbieg okoliczności, że córka klienta mieszka teraz
właśnie w okolicach Stawirowa...
Książka składa się z 23 rozdziałów, narracja prowadzona jest
w trzeciej osobie czasu przeszłego przez narratora wszechwiedzącego, który
skrupulatnie obserwuje poczynania Mejzy, choć jego emocjami dzieli się raczej
niespecjalnie chętnie - wynika pewnie głównie z charakteru postaci – Mejza jest
mocno w sobie zamknięty. Styl powieści jest prosty, językowo sprawny, dialogów
jest dużo i prowadzone są żwawo. Zdarza się, że narrator pozwala sobie na jakiś
uszczypliwy komentarz co do sytuacji, jednak nie robi tego często. Książkę
czyta się płynnie i sprawnie.
„Rozumiał cel tych artykułów. Wiedział, dlaczego tak dobrze się klikały. Znał kryjące się za nimi drugie dno, głębszy przekaz: ‘Jakkolwiek źle by ci się nie wiodło, to patrz, ci ludzie mają jeszcze gorzej. Może jednak twoje życie nie jest takie złe? Przeczytaj jeszcze jeden i poczuj się lepiej... No, dalej. Przy okazji spójrz na wyskakującą w rogu reklamę...’.”
Nie jest to jednak
specjalnie optymistyczna lektura – utrzymana w nurcie noir, co widać w każdym z
elementów fabuły, choć chyba to kreacje postaci wysuwają się na plan pierwszy.
Przede wszystkim jest Maks Mejza, człowiek z bardzo burzliwą przeszłością.
Teraz alkoholik, dręczony bólami, z którymi nie umie sobie poradzić, męczony
przez nawracające, powtarzające się w kółko wspomnienia. Jego jeszcze niedawna
przeszłość, szczęśliwe życie, to coś do czego tęskni, a co stracił
bezpowrotnie. Jaka tragedia go tak wyniszczyła, jakie demony go prześladują?
„Czasem miał wrażenie, że pamięć to choroba.”
Czuć jednak, że instynktu śledczego nie utracił, prowadząc
śledztwo jest uparty, nie odpuszcza nawet, kiedy nie widać żadnych tropów, którymi
można by podażąć... Mimo swojego alkoholizmu, to porządny facet, o czym
dowiadujemy się już w jednej z początkowych scen – staje w obronie dzieci
sąsiadów, które żyją w patologicznej rodzinie, nie boi się interweniować, kiedy
widzi, że komuś, kto nie może się bronić, dzieje się krzywda.
Poza Mejzą tak naprawdę wszyscy pozostali, to postacie
drugoplanowe. Jest młody dziennikarz, który przyjechał do miasteczka w sprawie tragedii
ze szkoły rodzenia, jest taksówkarz, który wozi Mejzę po okolicy, ksiądz, z
którym okazuje się, że ma więcej wspólnego niż może się wydawać. Najciekawsi są
jednak ludzi, którzy żyją w okolicznej posiadłości wraz córką klienta i byłym psychiatrą
– z daleka ta społeczność wygląda na coś w rodzaju sekty... Co się tam dzieje
za zamkniętymi drzwiami?
Akcja powieści toczy się umiarkowanie szybkim tempem – nie
jest bardzo dynamiczna, ale jednak cały czas coś się dzieje, postacie są
aktywne, dochodzi nawet do kilku brutalniejszych akcji. Historia raczej nie
jest naszpikowana zaskoczeniami, co nie znaczy, że nie ma ich wcale: jest kilka
i to naprawdę konkretne i to zdecydowanie wystarczy, by utrzymać czytelnika w
delikatnym napięciu, zaciekawieniu. Bo tak naprawdę nie zaskoczenia są tu
ważne, ale tematy jakie historia porusza.
„My, ludzie, staliśmy się aniołami w świecie, w którym anioły istnieć nie powinny. Dostaliśmy skrzydła i dzięki nim wznieśliśmy się tak wysoko, jak to tylko było możliwe. Tym różnimy się od mitycznego Ikara, że w przeciwieństwie do niego wiemy, że w kontakcie ze słońcem nasze skrzydła spłoną, a naszym jedynym przeznaczeniem będzie kontakt z ziemią. Jesteśmy aniołami, które wiedzą, że na końcu lotu czeka nas jedynie twarde lądowanie.”
A te są zarówno aktualne, jak i uniwersalne. Sporo jest o
stracie, o tęsknocie za życiem, którego już nie ma i które raczej już nigdy nie
wróci. Jest również o dzieciach z rodzin patologicznych, którym nikt nie
pomaga, które są dręczone nieustannie przez swoich własnych rodziców. Dlaczego
w ogóle tacy egoistyczni, uzależnieni ludzie w ogóle mają dzieci? To straszny
obraz, scena z interwencji u sąsiadów jest przerażająco dosadna. W związku z
zaginięciem córki i nieznanymi losami jej dziecka poruszany jest też temat
aborcji, jakże w Polsce teraz aktualny... Cały obraz świata, wszystkie
zagadnienia, jakie te historia porusza, są trudne i dosyć przytłaczające,
niewiele jest tu miejsca na nadzieję.
„Czasem najlepsze, co można zrobić, to po prostu odejść.”
„Spóźnione pożegnanie” możemy uznać za dobrego
przedstawiciela czarnego kryminału – zarówno tematy, jak i postacie są otoczone
mrokiem, przygnębieniem i poczuciem beznadziei, co ma za zadanie dobrze podkreślić
finalny wydźwięk historii. Autor sprawnie utrzymał ciekawość czytelnika, długo
nie jest jasne co dzieje się za drzwiami posiadłości, w której żyje córka
klienta, jednak biorąc pod uwagę, że ta społeczność skupiona jest wokół
psychiatry, na pewno należy spodziewać się pewnych mechanizmów znanych z
działania sekty. Klimat, jaki panuje w książce, jest ciekawy – niepokoi zmowa
milczenia mieszkańców okolicznego miasteczka, którzy zgodnie twierdzą, że nie
mają pojęcia co dzieje się zaraz obok nich. Akcja toczy się przyjemnym tempem.
Całość czyta się dobrze, nie jest to może kryminał, który zaabsorbuje bez
reszty, ale narzekać nie zamierzam – dobrze spędziłam z nim czas i z pewnością
będę wypatrywać kolejnych powieści tego autora!
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Initium.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz