Autor: Martyna F. Zachorska
Tytuł: Żeńska końcówka języka
Data premiery: 26.04.2023
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 288
Gatunek: literatura popularno-naukowa / reportaż
Martyna F. Zachorska należy do pokolenia młodych
popularyzatorów nauki w Polsce, jej specjalnością jest język. Jest doktorantką
na kierunku językoznawstwo w Szkole Doktorskiej Nauk o Języku i Literaturze
Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, pracuje i wykłada jako tłumaczka
języka angielskiego. Od roku 2021 prowadzi konto na Instagramie jako Pani od
Feminatywów, które cieszy się dużą popularnością, a które teraz w lipcu
przyniosło autorce wygraną w plebiscycie Ofeminin Infuence Awards 2023 w
kategorii „Prawa kobiet”. „Żeńska końcówka języka” to jej pierwsza duża
publikacja skierowana na szerokiego grona odbiorców.
„Szczególnie interesuje mnie obalanie mitów, zwłaszcza tych mocno zakorzenionych w kulturze.”
„Żeńska końcówka języka” to książka, która przede wszystkim
odsłania przed nami tak groźnie brzmiące pojęcie jak feminatywy, które od
dobrych kilku lat wywołują ogrom emocji w Polakach i Polkach. Spora część osób
ich nie akceptuje, mówią, że są to wymysły współczesnych feministek. Martyna F.
Zachorska udowadnia, że jest inaczej, przygląda się historii feminatywów,
opowiada o okresie, w którym pierwszy raz pojawiły się w naszym języku.
Tłumaczy dlaczego zniknęły i skąd wokół nich tyle kontrowersji. A jednak to nie
jedyny temat o jakim opowiada – znajdą się też rozdziały poświęcone ogólnie językowi
inkluzywnemu, jak i językowym tabu jakim cały czas jest u nas seksualność, w
szczególności ta postrzegana z perspektywy kobiet. Jest też miejsce na coś
mocno do tego wszystkiego kontrastowego – manosferę, przekonania i język, jakie
ta społeczność propaguje, co też nie pozostaje bez wpływu na język polski w
ogóle.
„(...) przerażały mnie silne emocje, które ta kwestia wywołuje w laikach. Nie chciałam wikłać się w tę debatę, która przypominała bardziej kłótnię niż kulturalną dyskusję. Przede wszystkim jednak nie czułam się na siłach stawić czoła wyzwiskom i mowie nienawiści, której celem są osoby przekazujące wiedzę o języku inkluzywnym, w tym o feminatywach.”
Książka rozpisana jest na wstęp i 10 rozdziałów, z czego 5 z
nich jest typowo o feminatywach. Na końcu poza bibliografią i podziękowaniami
znajdziemy również krótki słowniczek pojęć oraz spis książek dla czytelników
chętnych poszerzać swoją wiedzę. Mimo że książka to głównie tekst, to muszę zaznaczyć,
że wydana jest bardzo przyjemne, podtytuły czy inne istotne fragmenty są odpowiednio
wyróżnione, przez co pod względem graficznym zaznajamia się z nią bardzo
przyjemnie.
Stylistycznie autorka książki pisze o sobie w liczbie
pierwszej, często odnosi się do własnych doświadczeń, nie chowa się przed
czytelnikiem. Język, jakim się posługuje, jest bardzo przystępny, prosty, a to,
co trochę trudniejsze, jest od razu w tekście bądź przypisach wytłumaczone, nie
ma więc obaw, że laik nie znający terminów z językoznawstwa się w tej
publikacji pogubi. Styl jest lekki, momentami nawet delikatnie zabawny, książkę
przyswaja się naprawdę bez żadnego zbędnego wysiłku, nie trzeba się specjalnie
wysilać, by zrozumieć, co autorka chce nam przekazać.
„(...) feminatywy nie są bynajmniej nowością, lecz częścią polskie tradycji językowej, która trwa tak długo, jak długo kobiety wykonują wspomniane zawody.”
Dla mnie najważniejsze i najistotniejsze były rozdziały
poświęcone feminatywom. Autorka opisując ich historię, tego skąd i po co się
wzięły sprawia, że tracą one te nacechowanie społeczno-polityczne, jakie teraz
aktualnie się z nimi kojarzy. Feminatywy czyli rodzaj żeński określeń nazw
zawodów czy innych funkcji były po prostu konieczną ewolucją języka w czasie,
gdy kobiety wkroczyły w obszar pracy zawodowej – czyli nazywały coś, czego
wcześniej nie było, a teraz się pojawiło, więc logiczne, że i musi zostać jakoś
nazwane. To logiczne podejście pozwala zauważyć czytelnikowi, że feminatyw to
nie wyraz kobiety wojującej o coraz to większe prawa w męskim świecie, a po postu
logiczna odmiana języka, który odmienia się przez rodzaje. Zatem dlaczego
przestaliśmy ich używać? To też autorka tłumaczy – w czasach PRL-u feminatywy
zostały sztucznie usunięte na naszego języka, a powróciły w na początku XXI
wieku dzięki pewnej polityczce, przez co teraz odbierane są z takim nacechowaniem
polityczno-światopoglądowym. Oczywiście wszystko, co autorka tu przytacza,
popiera fragmentami z dawnej prasy, definicjami słownikowymi i badaniami, więc
nie jest to gadanie niczym niepoparte, a przytoczone i udowodnione fakty – nie
ma się z czym kłócić.
„Tworzenie feminatywów nie było elementem emancypacji kobiet, ale jednym z przejawów ówczesnego pragnienia zachowania ‘ducha języka’, ‘tradycji polszczyzny, rozumianej w tym wypadku jako dążenie do zachowania regularności, symetrii w zakresie zjawisk derywacynych’. Pragnienie to było związane z przekonaniem, że w czasach niestabilności państwa polskiego to język polski powinien być czymś stałym.”
Poza samymi feminatywami autorka mówi też o języku
inkluzywnym w ogóle, czyli języku niewykluczającym, takim w którym każda
społeczność, każda mniejszość znajdzie miejsce dla siebie. Mówi o tym jak
odnosić się do ludzi o innych kolorach skóry, innej budowie ciała, innej
orientacji seksualnej czy innej płci. Tłumaczy krótko, podaje jasne przykłady,
ale przede wszystkim podkreśla znaczenie języka inkluzywnygo - tu każdy może
mówić o sobie tak, by czuć się z tym dobrze, nikt nie zostaje wykluczony czy
wyśmiany. Wszystko to ma nadal uzasadnienie w regułach gramatycznych naszego
języka, nadal pozostaje jasne i logiczne.
„Język zmienia się na naszych oczach, tak samo jak społeczeństwo. Nie jest to efekt ‘zmian na siłę’ czy politycznych strategii, lecz owoc emancypacji kolejnych grup społecznych, które dochodzą do głosu, odzyskują język, jakim się o nich mówi. Choć sporo osób, być może większość, może czuć się przez to zagubiona, mam jedną radę: zauważcie Człowieka w drugim Człowieku. To zawsze procentuje.”
Jak już wcześniej wspomniałam, jest też rozdział o językowym
podejściu do seksualności, do nazywania części ciała i czynności z seksem
związanych, które w języku polskim mają ciągle status tabu. Autorka wyjaśnia
dlaczego nie umiemy mówić o seksie otwarcie i jasno, i jak wpływa to na
przyszłe pokolenia – to również istotne spojrzenie na to, przekazuje nam polski
język.
„A gdyby chociaż spróbować, tak po prostu, mówić o ciele neutralnie, bez wartościowania go?”
Przyznam jednak, że jest w książce jeden rozdział, przez
który nie przebrnęłam w pełni – ten o manosferze. Rozumiem, że jest on w
książce dlatego, że język używany w tej społeczności również dostaje się do
mainstreamu, ale autorka dosyć dokładnie przytacza ich twierdzenia, ich
spojrzenie na życie. Dla mnie to była po prostu mowa hejtu, coś przed czym
bronię się jak tylko mogę, więc nie dałam rady czytać przytaczanych treści. Nie
do końca rozumiem po co autorka aż tak dokładnie tę ideologię nam tu przytacza,
czy miało to na celu uświadomienie przez zszokowanie, że takie miejsce w sieci,
na świecie istnieje?
Ogólnie jednak cieszę się, że taka książka powstała i mam
nadzieję, że sięgną po nią ci, którzy mają wątpliwości, czy feminatywów używać
stale i konsekwentnie czy jednak nie. W moim wypadku książka rozwiała
najmniejsze wątpliwości – jeśli nadal chcę dbać o poprawność gramatyczną,
wykazywać, że język polski i to jak się kształtuje, nie jest mi obojętny, to
nie powinnam bać się wyrazów, które z początku wydają się brzmieć śmiesznie –
to po prostu wyraz nieosłuchany. W Polsce koniecznie jest nadal podkreślanie,
że kobieta może być tym, kim jest mężczyzna, jest to naprawdę istotne dla
świadomości naszego społeczeństwa. W końcu jak sama autorka pisze:
„(…) dzięki temu dziewczynki zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, że w przyszłości mogę wykonywać bardzo różne zawody. Nie możemy się stać tym, kogo nie widzimy.”
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Poznańskim.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz