Autor: Elizabeth Kay
Tytuł: Siedem kłamstw
Tłumaczenie: Anna Zielińska
Data premiery: 28.06.2023
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 336
Gatunek: thriller psychologiczny
„Siedem kłamstw” to debiut literacki Elizabeth Kay,
redaktorki wydawniczej w Penguin Random House, która już w wieku dziewięciu lat
wiedziała, że chce pisać powieści. Trochę trwało zanim faktycznie zdecydowała
się na wydanie, ale jej książka od razu okazała się sukcesem – w kilka miesięcy
prawa do publikacji kupiło 25 krajów, w co najmniej połowie z nich została już
wydana. Ponadto książka ma zostać zekranizowania. Polski czytelnik na wydanie
tej historii czekać musiał trzy lata, ale w końcu jest, w końcu i możemy
sprawdzić, czy to kolejna brytyjska autorka, której twórczość warto mieć na
uwadze!
„Siedem kłamstw” to historia przyjaźni Jane i Marnie
znających się od dobrych dwudziestu lat. Poznały się jeszcze w szkole
podstawowej i, mimo kilku rozłąk, ich relacja układała się naprawdę dobrze...
Do czasu aż Jane po raz pierwszy okłamała Marnie. Od tego momentu nastąpiła
lawina zdarzeń, które pogrzebały szczęśliwe życia ich obydwu... Ale czy to na
pewno wina Jane? Powoli będziemy poznawać ich wszystkie tajemnice, które
doprowadziły do tego miejsca, w którym teraz się znajdują.
Książka rozpisana jest na dziewięć części – siedem kłamstw,
prawdę i potem. Składa się z 46 rozdziałów prowadzonych w narracji
pierwszoosobowej przez Jane. To ona opowiada tę historię często zwracając się
do swojego odbiorcy. To coś na kształt jej spowiedzi, jej usprawiedliwienia,
próby wytłumaczenia tego, co się stało. Historia jest więc przedstawiona bardzo
subiektywnie, a czytelnik bardzo obszernie poznaje emocje postaci odnośnie
każdych kolejnych wydarzeń. Linia czasowa nie została ułożona chronologicznie,
w momencie opowiadania historii Jane znajduje się już w punkcie „prawda”, a nam
opowiada o tym, co było na zasadzie skojarzeń, retrospekcji nietoczących się
linearnie, ale przeskakujących ze wspomnienia na wspomnienie. Może brzmi to
lekko chaotycznie, ale to złudne wrażenie – w rzeczywistości, podczas lektury,
fabuła toczy się płynnie, naturalnie przechodzi w kolejne wątki z życia obydwu
kobiet. Narracja prowadzona jest bardzo spokojnie, bohaterka wszystkie
wydarzenia traktuje bardzo naturalnie, normalnie, a to z biegiem lektury i
odkrywaniem kolejnych zdarzeń zaczyna coraz bardziej niepokoić...
„W pierwszych latach życia – zapewne tak samo jak w przypadku większości z was – ramy, w jakich funkcjonowałam, wytyczyła rodzina. Istotne decyzje, takie, które definiowały moją codzienność – gdzie mieszkałam, z kim spędzałam czas, a nawet jak miałam na imię – wcale nie należały do mnie. Rodzice byli lalkarzami nadającymi kształt mojemu życiu.W końcu nadszedł czas, gdy spodziewano się po mnie własnych wyborów; w co się bawić, z kim, gdzie i kiedy. Wcześniej rodzina była dla mnie wszystkim, potem stała się jedynie fundamentem, na którym mogłam budować swoją tożsamość. Odkrycie, że jestem osobnym bytem, okazało się krzepiące, a jednocześnie trochę przytłaczało.Mnie się poszczęściło, bo znalazłam towarzyszkę.”
Myślę, że warto od razu podkreślić, że nie jest to thriller,
który od początku mrozi krew w żyłach – długo jest to po prostu historia, wydawałoby
się, że zwyczajnej przyjaźni, a więc bogata w wątki obyczajowe. Dopiero tak w
okolicach środka lektury czytelnik zaczyna dostrzegać coraz więcej dziwnych sformułowań
narratorki, które nie wiadomo czego są wynikiem... Myślę, że świetnie określiła
ją Shari Lapena w swojej okładkowej rekomendacji – jest naprawdę frapująca. I
na tej podstawie zaczyna się tworzyć napięcie, budzą się podejrzenia, a
czytelnik ma coraz gorsze przeczucia – to historia chyba jednak nie może
skończyć się dobrze...
„(...) życie toczy się tylko w jednym kierunku. Każda nasza decyzja zostaje wyryta w kamieniu. Wszystkie są bezpowrotne. Nawet jeśli czasami udaje się jakąś odkręcić, zawsze pozostaje świadomość, że się ją podjęło.”
Bo to, co wiemy o Jane, to tylko to, co sama chce nam
powiedzieć. Od początku podkreśla, że z Marnie są przeciwieństwami – ona żywa,
Jane wycofana, dająca życiu się wykorzystywać. I tak sama dba o matkę chorą na
demencję, która przebywa w specjalnym ośrodku, choć przecież ma siostrę. Ale
siostra też boryka się z bardzo trudnym problemem – od lat choruje na
anoreksję. Jane ma nudną pracę, ale i tam wydaje się nie być traktowana sprawiedliwie,
a i Marnie choć z początku zdaje się traktować ją normalnie, to jednak za
chwilę okazuje się, że traktuje ją raczej jak zabawkę niż równoprawną
przyjaciółkę... Jane nam o tym opowiada, ale wydaje się nie widzieć tego, jak
traktują ją inni. Może jednak właśnie to opowieść jej samej to uświadomi?
W życiu Jane ogóle dużo jest przykrych sytuacji – choroba
matki i siostry, ojciec, który wcześnie je zostawił i mąż, który kilka lat temu
zginął w wypadku. Teraz Marnie wydaje się o niej zapominać – układa sobie
własne życie z Charlesem, z którym Jane niespecjalnie się lubi. Czytelnik wie,
że w chwili, z której Jane opowiada tę historię, Charles też jest już martwy...
Czy nie za dużo tych tragedii wokół jednej postaci?
„Czy ktoś, kto przez całe życie liczy na pomoc otoczenia, sam też kiedykolwiek komuś pomoże? Nie jestem pewna. Wydaje mi się, że jeśli raz zgodzisz się w czyimś życiu grać rolę tej silniejszej, musisz przyjąć do wiadomości, że ten ktoś już zawsze będzie stawiał siebie na pierwszym miejscu i nie masz co liczyć na odwrócenie relacji. Taki ktoś sam prędzej upadnie, niż wyciągnie pomocną dłoń.”
Marnie oczami Jane przedstawiana jest łagodnie, czytelnik
szybko odnosi wrażenie, że Jane woli przymykać oko na zachowanie Marnie, byle
tylko ich przyjaźń trwała. Ale czy to faktycznie przyjaźń, kiedy Marnie odzywa
się do niej tylko wtedy, kiedy czegoś chce? Czy tak było cały czas, czy może
jednak zaczęło się tak dziać, kiedy Marnie zaczęła układać sobie nowe życie z
mężczyzną u boku? Czy to normalne, a Jane przewrażliwiona na punkcie ich
przyjaźni tak niesprawiedliwie to przedstawia, czy jednak coś jest na rzeczy?
Czytelnik z biegiem lektury ma coraz więcej wątpliwości, coraz
większy mętlik w głowie w sprawie tego, co jest prawdą, a co wersją
przedstawioną, by wybielić swoje decyzje. Kto ponosi tu winę – Jane czy Marnie?
A może faktycznie to tylko przypadek, nieszczęśliwy zbieg okoliczności? Nie
tylko czytelnik w związku z tym ma podejrzenia – z biegiem lektury pojawia się
ktoś, kto burzy wątpliwy spokój obydwu bohaterek…
„Wiesz, co się mówi? Co wszyscy wiecznie powtarzają: nigdy nie rezygnuj z przyjaźni dla mężczyzny, ale to bez sensu, bo każda w końcu postępuje inaczej. Przyjaźń to jedna sprawa, a prawdziwa, romantyczna miłość? Wszystko przebija. Zawsze tak jest. I zawsze będzie.”
W książce poza skrupulatnie budowanym napięciem i snuciem
bardzo nielinearnej opowieści, ważne są tematy, jakie historia porusza. Po
pierwsze, zastanawiamy się nad trwałością przyjaźni – czy te dziecięce są w
stanie przetrwać w nienaruszonym stanie do dorosłości, do czasów, gdy obydwie
przyjaciółki mają już swoje własne rodziny? Co trzeba zrobić, by taka przyjaźń przetrwała
i gdzie są granice zdrowej relacji, a gdzie zaczyna się wykorzystywanie? Ważnym
tematem jest również strata – Jane kilka lat temu straciła męża i do teraz nie
może się z tym pogodzić. Choć może nie, pogodzona już chyba jest, ale
nieustanne za mężem tęskni. Dlatego też zastanawiamy się, co znaczy odejść, mieć
miłość prawdziwą (na pewno prawdziwą?), a później ją utracić.
Ważne są też zagadnienia dotyczące obydwu chorób w rodzinie
Jane - demencja jej matki i anoreksja jej siostry. Poznajemy objawy obydwu,
obserwujemy postęp choroby i tego jak wpływa na chorych i ich otoczenie. Wszystko
to dobrze wplecione jest w historię, nie przytłacza, ale uwrażliwia na symptomy.
„Życie nie urywa się ze śmiercią jakiejś osoby. Czyż nie byłoby cudownie, gdyby tak właśnie się działo? Ktoś umiera i wszystkie związane z nim wspomnienia po prostu wyparowują, rozpływają się w eterze. Jakby dokładnie w tym momencie odcięto go od wszystkiego i wszystkich.”
Podsumowując, „Siedem kłamstw” to udany debiut, thriller
psychologiczny, który na pewno przypadnie do gustu czytelnikom lubujących się w
jego lekkiej wersji, bogatej w warstwę obyczajową. Na uczucie napięcia trzeba
trochę poczekać, to przychodzi z czasem, ale od początku historia prowadzona
jest tak, że wzbudza ciekawość. Co się stało, że dwie przyjaciółki pochowały
swoich mężów w tak młodym wieku? Z niecierpliwością czekamy na szczegóły, a gdy
już je poznajemy, to znowu nasuwa się pytanie – czy aby na pewno możemy wierzyć
narratorce? W mojej ocenie to udany debiut. Już czekam na jego ekranizację i na
to, co pokaże nam autorka w swojej drugiej powieści – mam nadzieję, że takowa w
końcu powstanie!
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Świat
Książki.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz