Autor: Kristin Hannah
Tytuł: Powrót do domu
Tłumaczenie: Anna Zielińska
Data premiery: 17.05.2023
Wydawnictwo: Świat Książki
Liczba stron: 448
Gatunek: literatura obyczajowa
Kristin Hannah to amerykańska pisarka, jedna z tych
najbardziej cenionych w gatunku powieści obyczajowej. Debiutowała w 1991 roku,
ale to dopiero wydany w 2015 roku „Słowik” przyniósł jej światową sławę. Była
to powieść historyczna, która została obsypana nagrodami, utrzymała też
rekordowo długą pozycję na liście bestsellerów. Aktualnie część z jej powieści
jest ekranizowana, najpopularniejszy do tej pory chyba był serial „Firefly Lane”.
Książki Kristin Hannah pojawiały się na rynku co roku, jedna
na rok, dopiero ostatnio autorka zrobiła sobie dłuższą przerwę i powrócić na w
roku następnym z powieścią „The Women”.
„Powrót do domu” należy do jej wcześniejszych powieści,
wydana została w 1996 roku, jednak na polski została przetłumaczona dopiero
teraz, 27 lat po oryginalnej premierze.
Historia „Powrotu do domu” rozgrywa się w Seattle, gdzie po
kolejnym zawale przewieziony zostaje trzydziestokilkuletni popularny aktor
Angel DeMarco. W wieku nastoletnim przeszedł chorobę, która osłabiła jego
serce, jednak nie powstrzymało go to przed życiem na szalonych obrotach pełnym
alkoholu, narkotyków i przygodnego seksu. Teraz nagle okazuje się, że musi z
tego wszystkiego zrezygnować – konieczny jest przeszczep serca, bez niego może
nie przeżyć nawet miesiąca. Szpital w Seattle szczyci się najlepszym oddziałem transplantologicznym
w Stanach, a w jego zespole jest Madelaine Hillyard, wybitna lekarka, dawna
miłość Angela. Ich spotkanie nie mogło się odbyć w gorszym momencie – on jest
umierający, ona boryka się z 16latką wypytującą kim jest jej ojciec i dlaczego
je zostawił. Czy to o Angela pyta nastolatka? Co wydarzyło się w ich
przeszłości, że obydwoje ledwie mogą na siebie spojrzeć? I jak potoczy się ich
przyszłość? Czy w ogóle mają jakąś?
Książka składa się z 28 rozdziałów i epilogu. Narracja
prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego z perspektywy czterech
postaci: Angela, Madelaine, jej córki Liny i przyjaciela rodziny Francisa, a
każdy z nich dzieli się z czytelnikiem nie tylko wydarzeniami, ale i własnymi
emocjami. Styl powieści jest przyjemny, spokojny, pozbawiony wulgaryzmów,
dialogi prowadzone sprawnie. Całość czyta się bezproblemowo, książka zachowuje
stylistyczną płynność.
Przy okazji pozwolę sobie wspomnieć o wydaniu książki, bo
mimo że jest to wydanie w miękkiej oprawie ze skrzydełkami, to wizualnie
prezentuje się naprawdę dobrze – ciekawa grafika, ładna kolorystyka i złocenia
nadają jej bardzo eleganckiego wyglądu. Jednak to w środku czeka czytelników
niespodzianka – na pierwszej stronie nadrukowany jest autograf autorki wraz z
życzeniami miłej lektury.
Biorąc się za lekturę tego tytułu, trzeba mieć świadomość,
że sięga się książkę napisaną i wydaną prawie trzydzieści lat temu. A to z tego
względu, że jednym z głównych tematów powieści jest przeszczep serca i
wątpliwości, jakie budzi on w Angelu. Wątpliwości, które patrząc na nie w roku
2023 wydają się dosyć śmieszne – bohater nie wyobraża sobie, jak ma nosić w
sobie serce innego człowieka, jak możliwe jest w ogóle pozbawienie kogoś jego
serca. Teraz dla nas to po prostu organ, bez przypisywania mu głębi czy czegoś
na kształt duszy, jednak wystarczy cofnąć się o te trzydzieści lat, by
doświadczyć całkiem innego podejścia. Dlatego może i wątpliwości Angela nie
przetrwały próby czasu, ale myślę, że są warte doceniania pod względem
historyczno-społecznym – aktualny czytelnik może spojrzeć jak myślano 20-30 lat
temu, dostrzec różnicę i docenić szybkość postępu w społecznym postrzeganiu nowinek
medycznych.
„Minuty płynęły jedna za drugą, snując niekończącą się nić czasu; istniejące minuty, minione, znikające. Cenna rzecz, czas. Dlaczego nigdy tego nie dostrzegamy, dopóki ta nić nie wymknie nam się z rąk i zapomniana zwinie się w kłębek u naszych stóp?”
Historia ogólnie krąży wokół życia i śmierci. Bohaterowie w
swoim życiu nieco się miotają, ale nie są przecież jeszcze gotowi na śmierć. Angel
nie chce umierać, chce mieć czas, by jakoś te swoje życie poukładać, by znaleźć
swoją przystań, swój dom. Madelaine z kolei wystawiona jest na ostrzał wielu
skrajnych emocji. Musi uporać się z niespodziewaną stratą, poukładać własne
skomplikowane uczucia do Angela i jeszcze jakoś poradzić sobie z córką, które
ewidentnie przechodzi teraz okres nastoletniego buntu. Ta bohaterka ukazana
jest w sumie dwojako – jako silna lekarka, kobieta, która własne życie ma
poukładane, zorganizowane tak, że wydaje się zgoła idealna. A jednak, gdy choć
trochę się odsłania, gdy pozwala sobie na ściągnięcie maski pani idealnej
okazuje się, że to kobieta wrażliwa, potrzebująca bliskości i wsparcia. Bo czy
nie każdy z nas potrzebuje poczucia, że nie walczy sam? Że ma kogoś, z kim może
dzielić swoje radości i smutki? Pod koniec co prawda historia zmierza ku dosyć
banalnym drogom, ale myślę, że można to autorce wybaczyć – w końcu jej powieści
zaliczają się do gatunku obyczajowych, a i ten tytuł, jest jednym z jej
pierwszych.
„Nie waż się mówić mi takich rzeczy. Nie tym razem. Nikt nie jest na tyle silny, żeby być rodzicem. Wszyscy poruszamy się po omacku, przemy do przodu, kierując się wiarą, miłością i nadzieją. Tylko tyle i aż tyle, Angel. Uparcie idziemy do przodu, przerażeni do szpiku kości.”
Poza tą dwójką warto wspomnieć również o Lenie, bo jest to
postać, której nie mam nic do zarzucenia – autorce udało się bardzo sprawnie
wykreować obraz nastoletniego spojrzenia na życie, tę niepewność, kompleksy i wojnę
hormonów, przez które dzieci same siebie często nie rozumieją. No i jest też
Francis, ksiądz, który właśnie przechodzi przez swego rodzaju kryzys – zaczyna
myśleć, że dla Boga poświęcił za wiele, że jednak bardzo chciałby mieć rodzinę,
a do Madelaine żywi gorętsze uczucia niż mogłoby się wydawać. To też ciekawa
postać przypominająca o tym, że księża to ludzie, którzy wyrzekli się życia w
rodzinie, posiadania potomstwa, ale to nie znaczy, że ich pragnienia tego nie
dotyczą. Co ciekawe, narrator uważnie przygląda się tej postaci, obrazuje jak
nawet wątpiący ksiądz, ale przejawiający zwyczajne ludzkie dobro, jest w stanie
pomagać innym.
„- Czasami chyba chciałem mieć żonę, dzieci, rodzinę – przyznał po chwili zgodnie z prawdą – ale także chciałem mieć swoją wiarę. Nie można mieć wszystkiego. Zawsze pojawiają się wyrzeczenia...- A ja myślę, że można dostać od życia to, czego się pragnie – zauważył Levi – tylko czasami strasznie dużo czasu zajmuje nam zrozumienie, czego właściwie chcemy.”
Historia opisana jest dosyć spokojnym tempem, skupionym na
dokładnym oddaniu psychologicznych aspektów bohaterów, ich wątpliwości i trudów
podejmowanych decyzji. Ciekawość czytelnika tyczy się przede wszystkim losów
postaci i tego, jak uda im się wyjść z tych skomplikowanych sytuacji.
Oczywiście historia zawiera w sobie kilka solidnych zaskoczeń, pełna jest
emocji – złości, wzruszeń, niedowierzania, ale i radości i szczęścia.
„Powrót do domu” jest dobrą powieścią obyczajową skupioną na
tematach rodziny, tego co znaczy być rodziną, co znaczy mieć potomstwo i jaka
odpowiedzialność się z tym wiąże. To książka o wyborach, nadziei i stracie, ale
i tym, że raz podjęte decyzje nie zawsze muszą być ostateczne. To książka,
która na pewno przypadnie do gustu fanom powieści obyczajowych, o ile sięgną po
nią ze świadomością roku powstania tego tytułu.
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Świat
Książki.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz