Autor: Marek Krajewski
Tytuł: Pasożyt
Cykl: Edward Popielski, tom 12
Data premiery: 17.05.2023
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 368
Gatunek: kryminał retro / powieść szpiegowska
Marek Krajewski to jeden ze współczesnych, najdłużej
publikujących autorów powieści kryminalnych na polskim rynku książki. Z
wykształcenia filolog klasyczny ze specjalizacją w językoznawstwie łacińskim,
imał się różnych prac, aż w końcu w 1999 roku wydał swoją pierwszą powieść – pierwszy
tom cyklu kryminałów retro o Eberhardzie Mocku pt. „Śmierć w Breslau”. Osiem
lat później przeszedł już na pisarstwo zawodowe, do teraz wydał trzy cykle, z
czego dwa: z Mockiem i Popielskim liczą po kilkanaście tomów. W tym czasie był wielokrotnie
nagradzany, między innymi zdobył Paszport Polityki i Nagrodę Wielkiego Kalibru.
Jego powieści tłumaczone są na kilkanaście języków, doczekały się również
ekranizacji. Krajewski jest specjalistą w kryminałach retro, seria z Mockiem
toczy się w dawnym Wrocławiu, seria z Popielskim we Lwowie. Za promocje obydwu
miast autor dostał honorowe oznaczenia.
Dla mnie „Pasożyt” to pierwsza styczność z jego piórem – z
zapoznaniem zwlekałam najpierw przez niechęć do gatunku kryminału retro, której
nabawiłam się na kilka lat, później przez pewną nieśmiałość spowodowaną tym, że
Krajewski jest chyba jednym z pierwszy pisarzy, którzy wzięli się za ten
gatunek po upadku PRL-u, jest bardzo wykształcony i elokwentny, a to na pewno
potrafi onieśmielić. I tak, widać jego niesamowite umiejętności w „Pasożycie”,
ale cieszę się, że sięgnęłam po tę historię – to była uczta nie tylko
gatunkowa, ale i językowa, co ogromnie sobie cenię!
Historia rozpoczyna się w 1940 w Rumuni, gdzie Popielski
uciekł chwilę po wybuchu II wojny światowej. Tam zaczepia go pewien tajny agent
i w zamian za opowiedzenie historii sprawy sprzed czterech lat, oferuje pomoc w
bezpiecznym powrocie do Lwowa. W związku z tym przenosimy się do 1936 roku, do
Warszawy, by wytropić tytułowego Pasożyta – ktoś z polskiego wywiadu potajemnie
przekazuje Rosjanom informacje o podwójnych agentach, który pozornie pracują
dla Rosji, a faktycznie zdobywają kluczowe informacje dla polskich służb. Teraz
Rosjanie ich eliminują, a Popielski wraz ze swoim zespołem zostaje ściągnięty
ze Lwowa do Warszawy, by zapobiec dalszemu przekazywaniu informacji i wykryć
kreta. Nie będzie to misja łatwa – w sprawie tak naprawdę nic nie wiadomo,
dysponują zaledwie jedną zaszyfrowaną informacją, którą udało przejąć się
polskim szpiegom... Tylko jakiego klucza użyć do rozszyfrowania? Gdzie
zaprowadzi ich ukryta informacja? I co to za kret siedzi w polskich służbach
tak głęboko, że tak sprawnie i skrycie może przekazywać obcym wywiadom tak
tajne informacje?
„- Tak panie kapitanie, ma pan rację. To jest misja niewykonalna, czyli... w sam raz dla pana.”
Książka składa się z prologu, dwunastu tytułowanych rozdziałów
i epilogu. Każdy rozdział podzielony jest na mniejsze fragmenty, scenki
oddzielone gwiazdką, dzięki czemu książkę czyta się wygodnie. Narracja
prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego przez narratora
wszechwiedzącego, który nieraz prostuje to, co mówi sam Popielski, często odnosi
się również do wcześniejszych przygód tego bohatera, co od razu oznaczone jest
przypisem z tytułem tomu. Nie przeszkadza to jednak tym, którzy tomów wcześniejszych
nie czytali, a dodaje fajnego smaczku – sprawia, że ma się poczucie ciągłości
historii, że czytamy o bohaterze z długą, bogatą przeszłością. Narrator
najczęściej skupia się na tym, by oddać wydarzenia toczące się w powieści, ale
zdarza mu się również wspomnieć o emocjach postaci. Styl powieści to coś, co
mocno ją wyróżnia na tle innych kryminałów retro. Z tak użytym językiem jeszcze
się nie spotkałam! Mimo że sama nie jestem specjalnie zaznajomiona z tym, jak
mówiło się w Polsce w czasach międzywojennych, znam tylko kilka faktów
ogólnych, to jednak czytając tę powieść ma się pewność, że ówcześni ludzi
mówili dokładnie w taki sposób, jak postacie w powieści! Oczywiście przede
wszystkim ci wykształceni, ale nie zabraknie też fragmentów z różnymi
naleciałościami języka spowodowanymi miejscem zamieszkania i wykształceniem. W
tekście, przede wszystkim w czasie rozmów postaci, często zostają wtrącone
słowa lub powiedzenia po łacinie (oczywiście z odpowiednimi przypisami), co
mnie prywatnie dosyć zaskoczyło – nie pomyślałam o tym, że przez polski z taką swobodą
mógł przewijać się wymarły już język. A jednak tak i Krajewski robi to
doskonale, z niesamowitym wyczuciem i swobodą. Jestem pod wrażeniem
doskonałości językowej tej powieści, ależ to ma urok! Czyta się wyśmienicie!
Co do samej historii, to przyznam, że w jej początkach
czułam się dosyć niepewnie – na pierwszych stronach dostajemy dużą dawkę
informacji polityczno-szpiegowskich, o wpływach, akcjach i kontaktach, co
trochę mnie nużyło – może i to były informacje potrzebne do zrozumienia
wszystkich zależności w dalszej części powieści i znowu – poczucia, że ta
powieść to kawałek dłuższej historii, ale spowodowały, że początek się dłużył.
Jednak gdzieś na chwilę przed setną stroną w końcu uwaga narratora skupiała się
na historii właściwej, tej sprawie, którą latem 1936 roku zajmował się
Popielski. I choć i tu fabuła nie toczy się specjalnie szybko, to od samego
początku zaciekawia – to kryminał w starym stylu, skupiony na śledztwie, bez
zbędnej brutalności. Dokładnie tak jak lubię. Historia zawiera w sobie kilka solidnych
twistów, które sprawiają, że czytelnik cały czas odczuwa to właściwe przy
powieściach kryminalnych napięcie. Zagadka poprowadzona jest z niesamowitą
dbałością o szczegóły historyczne, sama czytając byłam pod coraz większym
wrażeniem ogromnej wiedzy autora co do codzienności życia w czasach
międzywojennych. Zawiera elementy powieści kryminalnej, sensacyjnej i
klasycznej.
Edward Popielski znany jest już czytelnikom od dwunastu
tomów, dla mnie jednak to była pierwsza styczność z tą postacią. I ona również
mnie zaciekawiła! Już na początku dostajemy skrótowy wgląd w życie prywatne
bohatera – żona zmarła przy porodzie córki, która teraz jest już nastolatką i
którą Edward wychowuje wraz z mieszkającą z nimi kuzynką. Ich relacja jest dla
niego bardzo ważna, najważniejsza, ale mocno skomplikowana – tak jak Edward bez
problemów tropi przestępców, tak odpowiedne postępowanie, czasem ganienie córki
przychodzi mu z ogromną trudnością. Zatem od początku poznajemy go jako
bohatera bardzo ludzkiego, który mimo poszanowania w pracy, w życiu osobistym ma
problemy jak każdy. Zawodowo Edward jest jednym z najlepszych śledczych, jest
spostrzegawczy, inteligentny i dobrze zorganizowany, potrafi skutecznie
zarządzać zespołem. Bardzo się z nim polubiłam mimo jego powściągliwości w
kontakt międzyludzkich.
„Potrafił mierzyć się z bandytami uzbrojonymi w kastety i w noże sprężynowe, a nie potrafił stawić czoła ukochanym kobietom.”
Oczywiście poza Edwardem przewija się wiele postaci – jego
zespół, dwa małżeństwa, które w jakiś sposób muszą być ze sprawą powiązane, szef
zlecający mu tę sprawę i wiele innych. Są to postacie drugoplanowe, ale opisane
równie przyjemnie.
Poza językiem, to dawny klimat powieści zachwycił mnie
najmocniej. To, jakie nastroje panowały na zaledwie trzy lata przed wybuchem
wojny, to jak zachowywali się wtedy ludzi nie najubożsi, jak się bawili, jakie
mieli rozrywki. Jakich kosmetyków się używało, jakiej muzyki słuchało –
wszystko jest podane w najmniejszym dopracowanym szczególe. A mimo to nie daje
uczucia przytłoczenia, a świetnego przedstawienia tamtego świata, z wyczuciem i
zaciekawieniem. Dla tych ciekawych życia poza naszym współczesnym będzie to nie
lada gratka!
Podsumowując, „Pasożyt” to niesamowicie dopracowana powieść
sensacyjno-kryminalna przenosząca nas w czasy międzywojennej Warszawy. Intryga
kryminalna, choć rozwija się spokojnie, już w momencie jej zawiązania zaczyna
czytelnika ciekawić, a napięcie z każdą kolejną nowoodkrytą informacją rośnie.
Mnie jednak przede wszystkim zachwycił język stylizowany na ówczesne czasy i
niesamowita wiedza co do detali życia codziennego, jaką zaprezentował tu Marek
Krajewski. Edwarda Popielskiego polubiłam i na pewno chciałabym poznać jego
inne, wcześniejsze i późniejsze losy. Jedynym minusem dla mnie była spora ilość
informacji politycznych z początku powieści, ale mogę przymknąć na to oko, jako
po prostu na element gatunku, jakim jest przecież powieść szpiegowska – w niej
nie da się uniknąć tego typu informacji. Pierwsze spotkanie z prozą Marka
Krajewskiego uznaję za jak najbardziej udane i czuję, że jest to mój typ
literatury – nie tylko świetny fabularnie, ale i zachwycający językowo!
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Znak.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz