Autor: Przemysław Kowalewski
Tytuł: Kozioł
Cykl: kapitan Ugne Galant, tom 1
Data premiery: 31.05.2023
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 456
Gatunek: kryminał retro
Przemysław Kowalewski to szczecinianin zafascynowany
historia swojego miasta, czemu dał wyraz w „Koźle”, swoim debiucie literackim.
Z zawodu dziennikarz, współpracował z lokalnymi dziennikami, teraz jest właścicielem
i redaktorem naczelnym portalu informacyjnego rega24.pl. O swoim debiucie mówi,
że to powieść oparta na prawdziwych realiach historycznych, do których dodał
fikcyjną intrygę kryminalną.
Historia „Kozła” rozgrywa się w Szczecinie w roku 1957. Doktor
Ferenc pracujący w szczecińskim szpitalu dostaje telefon od pielęgniarki –
dzwoni, by przekazać mu, że kolejny pacjent umarł na dziwną chorobę... Tak
zwaną chorobę kuru, chorobę kanibali, która rozwija się u osób, które miały
okazję skosztować ludzkiego mózgu. Aktualny zgon to już ósmy na przestrzeni
krótkiego okresu, więc lekarz decyduje się powiadomić o swoich podejrzeniach milicję
– ktoś przecież kilka lat temu musiał tych ludzi karmić ludzkim mięsem. Jako że
choroba potrzebuje kilkuletniego okresu inkubacji, a Szczecin dopiero powoli
zaczyna wychodzić z powojennej biedy, to ciężko stwierdzić czy te śmierci są
efektem działań wynikających z desperacji i głodu czy jednak dziełem seryjnego
mordercy... Mordercy, którego już przecież kilka lat temu złapano i uśmiercono
przez wyrok kary śmierci? Porucznik Ugne Galant i sierżant Barbara Romanowska muszą
przyjrzeć się sprawie, spróbować znaleźć punkt styczny tej zmarłej ósemki z
czasów, kiedy w Szczecinie trwała powojenna migracja... Czy nie jest to zadanie
z góry skazane na porażkę?
Książka składa się z prologu, dwóch części („Ofiary” i
„Pościg”) i epilogu. Części rozpisane są na tytułowane rozdziały, jest ich 37
różnej długości. Poza tytułem, każdy rozdział opatrzony jest miejscem i czasem
zdarzeń. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, narrator
podąża za śledczymi i mordercą relacjonując głównie ich poczynania. Czas akcji
toczy się nielinearnie, rozdziały rozpisane są naprzemiennie – raz w roku 1957
podczas prowadzenia śledztwa, raz sięgając wstecz i obrazując poczynania
mordercy i historię miejsca akcji. Styl powieści jest dosyć szorstki, surowy,
aż chce się powiedzieć, że to taki typowy męski kryminał retro skupiający się
przede wszystkim na zdarzeniach, postacie traktujący raczej drugoplanowo. Książka
wprowadza nastrój niepokojący – o tak makabrycznych poczynaniach jak gotowanie
ludzkiego mięsa i częstowanie nim innych narrator wypowiada się w sposób bardzo
zwyczajny. Ogólnie w czasie lektury czuć, że książka pod względem językowym
jest dopracowana, a język dostosowany do czasów, w których toczy się opisywana
historia.
Mimo tego, że postacie wydają się tu mniej ważne niż sama
historia, to wcale nie znaczy, że nie są to kreacje ciekawe. Pierwszym
zaskakującym zabiegiem jest to, że czytelnik prawie od samego początku wie, jak
morderca się nazywa (a przynajmniej jak się przedstawia) i w jaki sposób działa
– mamy kilka retrospekcji to opisujących, wiemy też, że zapach fiołków to jego
znak rozpoznawczy... Głównym pytaniem więc pozostaje te o motywacje i powody
zbrodni, sposób selekcji ofiar i czy milicji faktycznie uda się wpaść na jego
ślad... A tam mamy młodą Basię, która jest jedną z niewielu żeńskich
przedstawicielek tego zawodu. Dziewczyna jest ambitna i zdeterminowana, jednak
nie da się ukryć, że inni, czy współpracownicy, czy cywile podchodzą do niej z lekkim
lekceważeniem. Jej partnerem w tej sprawie jest Ugne, człowiek z dosyć
tragiczną obozową historią... Teraz dni umila sobie napojami wyskokowymi, co
nie przeszkadza mu w pełnieniu służby czy prowadzeniu samochodu.
Intryga rozpisana jest tak, by systematycznie przyspieszać –
zaczyna się wolno, spokojnie, polega głownie na obserwacji i zastanowieniu, by
powoli, ale coraz mocniej stawić na dynamizm aż do tej wielkiej sceny
finałowej. Wydaje się więc, że zbudowana jest w sposób charakterystyczny dla
tego podgatunku kryminału. Oczywiście, mimo że coś tam o mordercy wiemy od
samego początku, to książka nie jest pozbawiona zaskoczeń, akcja toczy się
dobrym tempem, a nowe tropy pojawiają się w odpowiednim czasie, by stale
utrzymać ciekawość czytelnika.
Jednak tym, co najbardziej mi się w tej książce podobało, to
naprawdę solidne tło społeczno-historyczne, które autor opisuje bogato i
szeroko, skupiając się na okresie wojennym i powojennym. Jest kilka scen, które
toczą się w obozach pracy, jednak przede wszystkim dobrze oddane są nastroje w
czasach zakończenia wojny – ta zawierucha, kiedy Niemcy z tych terenów
uciekali, inni zostali na nie przenoszeni, grasowali szabrownicy i w sumie nie
wiadomo było co jest czyje i czy w ogóle obowiązują jakieś reguły. W czasach
kiedy toczy się śledztwo dobrze oddane są nastroje społeczne, kiedy powoli
wraca ład i ludzie zaczynają wierzyć, że życie może wyglądać inaczej, choć cały
czas pamiętają krzywdy wojenne, biedę i niedolę. Ten okres wydaje się idealnym
dla tego typu mordercy – w końcu pozbyć się mięsa sprzedawanego bez kartek czy
innych państwowych ograniczeń z pewnością trudno nie było. Tylko dlaczego?
Wygląda, że morderca atakuje tylko Niemców, czy więc to jakiś rodzaj zemsty?
Warto też zaznaczyć, że Szczecin oddany jest świetnie pod
względem geograficznym, autor wykorzystał wiele lokalnych ciekawostek, historycznych
miejsc, by osadzić w nich tę kryminalną historię.
A skąd ten tytułowy kozioł? Co oznacza? Czy to coś więcej
niż tatuaż na plecach mordercy? Pod tym względem książka nasuwa skojarzenia
sięgające klasyki, kanonu literatury – mitologii, Pisma Świętego i „Boskiej
komedii” Dantego.
Podczas lektury „Kozła” czuć ilość pracy, ilość wiedzy, jaką
włożył w niego Przemysław Kowalewski i to bardzo mi się podoba. Autor
potraktował tło swojej historii na poważnie, łącząc wątek kryminalno-sensacyjny
z solidną dawką historii, jak i motywów znanych z klasyki literatury i filmu. Wszystko
to wpakował w ramy rasowego kryminału retro, który tempa nabiera wraz z
rozwojem fabuły, a jednak uwagę czytelnika w jakiś sposób przeciąga od samego
początku. Na pewno spory udział miało w tym nieszablonowe przedstawienie
mordercy – nieczęsto w kryminałach się zdarza, że już na wstępie czytelnik
dostaje taki pakiet informacji o sprawy. Co ciekawe, z historii prawdziwych
autor wykorzystał tu też pewne nieścisłości jakie towarzyszyły złapaniu i
skazaniu Józefa Cyppka wplatając je w szerszą sprawę książkowego fikcyjnego mordercy.
To naprawdę solidny debiut! Jestem ciekawa co autor zaprezentuje nam w swojej
drugiej książce 😊
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Filia Mroczna
Strona.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz