Autor: Anna Kańtoch
Tytuł: Samotnia
Data premiery: 26.04.2023
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 376
Gatunek: thriller psychologiczny
Anna Kańtoch do te pory trzymała się ram dwóch gatunków
literackich: fantastyki i kryminału. Od tej pierwszej zaczynała swoją przygodę
z pisarstwem już prawie dwadzieścia lat temu. Jakiś czas później zmierzyła się
z gatunkiem kryminalnym i to również wyszło jej bardzo dobrze. Za swoje
powieści fantastyczne, jak i kryminalne jest chętnie nagradzana, z tych drugich
wyróżnień zebrała zarówno Nagrodę Wielkiego Kalibru, jak i podczas
Międzynarodowego Festiwalu Kryminału Nagrodę Specjalną im. Janiny Paradowskiej.
W latach 2020-2022 wydała w Wydawnictwie Marginesy trylogię kryminalną, której
tytuły wyróżniały się nazwami pór roku („Wiosna zaginionych" – recenzja klik!,
„Lato utraconych” – recenzja klik!), do której prawa do ekranizacji zostały już
sprzedane. Teraz, z „Samotnią” Anna Kańtoch wkracza na trzecią gatunkową scenę –
to jej debiut w thrillerze psychologicznym. O to niezwykle udany, co doceniają
czytelnicy, a i sama autorka przyznaje, że nawet jej się spodobało, więc
możliwe, że w przyszłości doczekamy się jeszcze utworów w tym gatunku
literackim. W pozostałych dwóch oczywiście też!
Fabuła „Samotni” toczy się głównie w czerwcu. Leon Cichy,
znany autor powieści kryminalnych boryka się ze skutkami wypadku, któremu uległ
półtora miesiąca wcześniej – pierwszej nocy po jego powrocie z wycieczki do
Włoch ktoś potrącił go samochodem przed jego własnym domem. W wyniku tego Leon stracił
wzrok, doznał też urazu nogi, przez co w początkowej fazie potrzebował ciągłej
opieki. Zapewniała mu ją jego nowa, świeżo poślubiona we Włoszech młodziutka
żona Julia. A raczej ktoś, kto się za nią podaje, bo Leon ma solidne podejrzenia,
że opiekuje się nim ktoś inny... Problem jest taki, że raczej nie ma tego jak
potwierdzić – Julii nikt nie zna, a on przecież nie widzi... W końcu prosi o
pomoc kuzyna, możliwe też, że wracające w końcu wspomnienia podsuną mi jakiś
pomysł. Kim jest kobieta w jego domu? Jaki ma cel? Czy Leon może być w
niebezpieczeństwie? Z jednej strony to wątpliwe, przecież opiekuje się nim już półtora
miesiąca, z drugiej – nie wiadomo co się stanie, gdy Leon zacznie drążyć...
Książka rozpisana jest na 101 nagrań (czyli rozdziałów)
różnej długości. Narracja prowadzona przez Leona w pierwszej osobie, który
nagrywa na dyktafon relację zdarzeń opatrzoną swoim komentarzem, tak więc
opowiadając o tym, co już się wydarzyło logicznie posługuje się czasem
przeszłym, a jeśli decyzję, działania podejmuje w czasie trwania nagrania,
stosuje czas teraźniejszy. Autorka sposób podziału książki na nagrania zamiast
na rozdziały wymyśliła bardzo sprytnie, gdyż jednym z atutów tego jest fakt, że
nagrania mogą urywać się w momencie zwrotu akcji, zaskoczenia (kiedy to
logicznie bohater musi wtedy odłożyć dyktafon) zostawiając czytelnika w
zawieszeniu, z cliffhangerem, przez który nie można nie przeczytać od razu
rozdziału kolejnego. Styl, w jakim prowadzona jest powieść, jest dosyć
spokojny, statyczny, widać, że narrator to osoba pracująca z językiem – zdania
w jakich się wypowiada się bardzo płynne i poprawne, gładkie językowo. Styl
daje poczucie spokoju, czemu przeczy gęstniejąca atmosfera... Te połączenie sprawia,
że książkę czyta się doskonale i trudno jest się od niej oderwać.
Muszę przyznać, że pomysł na głównego bohatera jest strzałem
w dziesiątkę. Leon to człowiek, którego życie w przeciągu roku zmieniło się
dwukrotnie. A może nawet trzykrotnie? Rozwiódł się ze swoją pierwszą żoną, w
sumie sam nie wie dlaczego. Wyjechał do Włoch, gdzie poznał również podróżującą
samotnie młodą Julię, a która wzbudziła w nim takie poczucie bezpieczeństwa, że
się z nią spontanicznie ożenił. I w końcu wypadek, który odebrał mu zdolność
widzenia, coś, czego osoby widzące nie za bardzo są sobie w stanie wyobrazić.
Pomyślcie, widzieć przez ponad trzydzieści lat i nagle tę zdolność utracić?
Musieć polegać na pozostałych zmysłach, które są ogłupiałe po utracie jednego?
Czy więc w relację Leona możemy tak naprawdę wierzyć?
„To prawdopodobnie jeden z najgorszych koszmarów osób niewidzących – w twojej bezpiecznej, oswojonej przestrzeni nagle znajduje się ktoś, kto stanowi zagrożenie. Wyczuwasz go, ale nie widzisz, za to wiesz, że on doskonale widzi ciebie.”
Pod względem psychologicznym bohater w czasie trwania tej
historii ulega pewnej przemianie – od zawsze był raczej człowiekiem potulnym,
wycofanym, z niewielką ilością znajomych, zdawałoby się, że obojętnym na to, o
dzieje się wokół niego. Przecież w końcu sam nie wie, dlaczego rozwiódł się z
żoną! Teraz, kiedy podejmuje decyzję, by odkryć prawdę o swojej nowej żonie/opiekunce
robi coś, co przeczy jego naturze – angażuje się, prosi o pomoc, przestaje być
obojętny.
Jak się okazuje, dla Leona najważniejsza jest rodzina. A
może to po prostu jedyne osoby, które utrzymują z nim kontakt? Nie zmienia to
jednak faktu, że to rodzina: kuzyn, kuzynka, rodzice pomagają mu w zmaganiach z
niepełnosprawnością, jak i jego prywatnym śledztwie. Ale czy i im powinien
ufać? Czy ich zainteresowanie, zaangażowanie jest prawdziwe, wynika z
właściwych powodów?
„(...) czasem trzeba być trochę wrednym, bo inaczej ludzie wejdą nam na głowę.”
Muszę przyznać, że autorka atmosferę niepokoju wprowadziła
dosyć niezauważalnie. Z początku akcja toczy się spokojnie, przyglądamy się
nowej codzienności Leona, która jest tak inna od wcześniejszej, że bohater w
sumie nie ma wiele czasu na nic innego. I tak z pomocą innych powoli szuka i
sprawdza, a nagle okazuje się, że jego losy i kierunek, w jakim zmierza zagadka
są tak intrygujące, że od książki naprawdę nie chce się odrywać. Zagadka wciąga
nas coraz mocniej, a kolejne tropy powodują niezły mętlik w głowie... O co w
tym wszystkim tak naprawdę chodzi?
„Czasem wydaje mi się, że większość ludzi jest po prostu ślepa.”
Oprócz przemiany głównego bohatera, pomocy jakiej udziela mu
rodzina i zagadki prowadzonej tempem spokojnym, ale mocno frapującym, warto też
wspomnieć o tym, co niesie utrata wzroku. Relacja z codziennych zmagań bohatera
przypomina nam jak wielki mamy dar i jak rzadko zwracamy na niego uwagę.
Dopiero po jego utracie człowiek uświadamia sobie jak trudno żyje się nie
widząc, jak inaczej odbiera świat. Autorka oddała to doskonale, no, prawie, bo
przyznam, ze trochę dziwiło mnie, że
bohater nie korzysta w swoim telefonie z wirtualnego asystenta. Poza tym jednak
każde inne poczynania i doznania bohatera wydają się realne, bliskie
prawdziwości.
„Dziwna wydała się myśl, że jeszcze rok temu mógłbym zbiec z Gromnika w takim tempie, wołając kogoś, kto został z tyłu. Było mi słodko i gorzka zarazem; tak muszą się czuć starzy ludzie przywołujący wspomnienia z młodości Może tak właśnie wygląda godzenie się z kolejnym etapem w życiu. Żegnajcie, zdrowe oczy, miło było z was korzystać przez trzydzieści kilka lat.”
A jednak nie tylko chodzi tu o fizyczną utratę wzroku. Często
w fabule natykamy się na sytuacje, na które nikt wcześniej nie zwrócił uwagi –
to też przecież pewnego rodzaju ślepota, prawda? Na innych, na to co wokół nas.
Nawet sam Leon przed rozwodem i wypadkiem był ślepy w sposób metaforyczny…
No koniec jeszcze krótko o tytule. Samotnia. Taką nazwę nosi
dom, w którym mieszka Leon, to on przypadł mu przy podziale majątku podczas
rozwodu. Nazywa się tak ze względu na oddalenie od innych zabudowań – jest
pusto, jest cicho, jest lesiście. Myślę jednak, że przede wszystkim tytuł ten
można odbierać metaforycznie, a odnosi się i do stanu zdrowia głównego bohatera
(w końcu po utracie wzroku czuje się dużo mocniej samotny) i do jego przemiany
wewnętrznej. Do tej pory Leon wewnętrznie żył w takiej samotni, oderwany od
reszty. Teraz, po wypadku, okazuje się jednak, że w tej samotni wcale nie musi
tkwić, a poproszenie o pomoc czy towarzystwo to naprawdę nic takiego.
Jak wspomniałam na wstępie, Anna Kańtoch naprawdę dobrze
sprawdziła się w nowym dla siebie gatunku literackim. Kreacja niewidomego
pisarza to majstersztyk! Zagadka, mimo spokojnego tempa, dostarcza wielu
emocji, a inne spojrzenie na codzienność daje poczucie świeżości. Atmosfera
niezauważalnie robi się gęsta tak, że nagle okazuje się, że nie chce się
lektury odkładać przed poznaniem zakończenia całej historii. Dałam się
wciągnąć, polecam i Wam!
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Marginesy.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz