Autor: Iwona Banach
Tytuł: Seks,
książki i pieniążki
Data premiery: 22.03.2023
Wydawnictwo: Skarpa
Warszawska
Liczba stron: 320
Gatunek: komedia
kryminalna
Iwona Banach to polska autorka znana przede wszystkim z szalonych
komedii kryminalnych. Na naszym rynku pojawiała się dobrych kilkanaście lat
temu, jednak dopiero w 2019 jej książki zaczęły być wydawane we w miarę
krótkich odcinkach czasu, po kilka na rok. Ja z jej twórczością zapoznałam się
rok później przy okazji pierwszego tomu tak zwanej serii z trupkiem, czyli
komedii kryminalnych o prepperce Emilii Gałązce. Aktualnie autorka na swoim
koncie ma kilka serii, jak i pojedyncze powieści, a także kilka skierowanych do
młodszego czytelnika. Poza pisaniem, zajmuje się też tłumaczeniami, jak i
nauczaniem. Prowadzi też swój blog, gdzie pisze o książkach i nie tylko.
Historia książki o
jakże intrygującym tytule „Seks, książki i pieniążki” zaczyna się od
przygotowań do spotkania literackiego w bibliotece w Zastroniu. Podczas tego
zdarzenia zamierzają się ujawnić trzy autorki jednej powieści erotycznej, którą
napisały wspólnymi siłami, a która zyskała na rynku sporą popularność. Teraz
chcą pisać na własny rachunek, jednak wszystkie chcą, by nie były brane za
debiutantki. Zatem trzeba wyjawić swoją tożsamość, a gdzie zrobić to lepiej,
jak nie w mieście rodzinnym? Dlatego też ukrywają się za parawanami, a ich
ujawnienie ma być wielkim zaskoczeniem dla widowni. Jednak coś idzie nie tak,
bo gdy w końcu nadchodzi moment ujawnienia, okazuje się, że jedna z pisarek
została zamordowana! I to ta, która siedziała pośrodku, więc jak to możliwe, że
pozostałe dwie nie widziały mordercy? Jak to się stało, że morderca nie dosyć,
że wiedział, gdzie znajduje się dana autorka, to jeszcze pozostał niezauważony
w bibliotece pełnej ludzi?! W śledztwo angażuje się policjantka Luśka, była
nauczycielka Eleonora, która jest jej ciotką, jak i jej sąsiad i pozostałe
autorki. Bo kto wie czy i na nie nie przyjdzie kolej?
„O ile bowiem pieniądze podzielić się da, to sławy niestety nie można. A każda z nich sławy chciała. Zresztą, kto by nie chciał?!”
Książka składa się z nienumerowanych krótkich scenek, które
naprzemiennie przedstawiają losy kilkorga postaci. Narracja prowadzona jest w
trzeciej osobie czasu przeszłego przez narratora wszechwiedzącego, który równie
chętnie opisuje wydarzenia, co same myśli postaci. Styl powieści, jak na
komedię przystało, jest naładowany humorystycznie i to w opisie osób, ich
zachowań, jak i spostrzeżeń natury ogólnej. Język jest codzienny, niepozbawiony
wulgaryzmów, które jednak użyte są dla podkreślenia emocji postaci, przede
wszystkim w dialogach bądź cytowanych fragmentach książek, co ma swoje
wytłumaczenie. Spostrzeżenia, które przekazuje nam narrator są napakowane dosyć
kąśliwym, ironicznym humorem. Całość czyta się lekko, dobrze.
Iwona Banach kreując swoje postacie występujące w komediach
zawsze sięga po grube kreski, które mocno przerysowują znane nam z codziennego
życia cechy charakterów, osiągając efekt parodii, ale takie, w której czuć
sens, gdzie dostrzega się dokładnie to, co ma zostać wyśmiewane. Więc na
przykład – ta, która nienawidzi erotyków, wyraża swoją niechęć przez niszczenie
książek z biblioteki w sposób spektakularny. Dziewczyny piszące erotyki nie
grzeszą inteligencją, a starsza pani Eleonora skłonna jest do oceniania innych
już po pierwszym wejrzeniu i uprzykrzaniu sąsiadom życia. Jednak są postacie
również niosące dobre wartości, jak na przykład sąsiad Eleonory, który, mimo że
wygląda jak tępy osiłek, to okazuje się inteligentnym facetem, który do tego
lubi czytać. Jest i policjantka Luśka, która zachwyca swoją niezależnością i
walką o samą siebie, nawet w sytuacjach, gdy inni jej nie akceptują. Przykłady
można mnożyć, a postacie z biegiem lektury przekonują czytelnika, że wcale nie
są tak jednostronne jak z początku może się wydawać. To solidne kreacje komediowe,
ale i zaskakująco życiowe!
„Luśka rodziców kochała, ale siebie też uważała za osobę wartościową. I lubiła siebie samą, nie uważała, że powinna się umartwiać albo rezygnować z własnego życia dla spokoju innych. Wielu nazwałoby ją samolubną, ale ona uważała, że jest po prostu asertywna.”
Intryga kryminalna, jak to u Banach bywa, jest ekstremalnie
zakręcona. W książce bardzo dużo się dzieje, napakowana jest wręcz gagami,
które przede wszystkim mają odsłaniać ludzkie słabości i wady, a równocześnie
wprowadzać mocny wątek komediowy. I to się sprawdza, przyznam, że kilka razy
śmiałam się w czasie lektury w głos. Co do zagadki, to przez pierwszą połowę, a
może i nawet więcej, bardzo mnie ciekawiła, śledztwo Luśki i Eleonory wpadało
na ciekawe tropy, które jakby wydawały się osobnymi historiami, więc dochodziła
zagadka jak to wszystko złożyć w całość. Pod koniec trochę już tych różności
wydało mi się za wiele, jednak i tak doceniam skrupulatność i złożoność
intrygi, której siłą na pewno jest dużo mnogość pozornie niezwiązanych ze sobą
tropów, a która powoduje, że w sumie wszyscy zdają się podejrzani.
Historia toczy się w małym miasteczku, które odsłania wady i
zalety takiego miejsca zamieszkania. No cóż, jako że tu wyśmiewamy się z
ludzkich przywar, to przede wszystkim wady, jak wścibstwo i szybkość
roznoszenia się plotek. Ale są i dobre strony, np. sporo rąk do pomocy.
Dla mnie jednym z największym plusów tej historii był fakt,
że toczy się ona wokół książek. Przede wszystkim mamy mocno wyśmiany gatunek
erotyków – w książce padają fragmenty książki, którą wspólnymi siłami napisały wspominane
na wstępie trzy dziewczyny, i są to fragmenty, z których nie śmiać się nie da.
No, przynajmniej gdy podchodzi się do tego z dystansem, nie jestem pewna, jak
na tego typu podkoloryzowanie zareagują fani takiego gatunku 😉
Poza wyśmiewaniem się z erotyków, książki i tak są tu cały czas obecne –
Eleonora to była nauczycielka, a Makary to fan literatury. Jest też Marianna,
która niszczy książki, no i biblioteka, która jest centrum zdarzeń, a która budzi
w różnych postaciach różne emocje. Często padają też uwagi co do rynku
wydawniczego, co jest uzasadnione ambicjami trzech autorek. Wszystkie spostrzeżenia
zawierają w sobie przynajmniej ziarenko prawdy, ale pisane są tak, że przede
wszystkim wzbudzają głośne wybuchy śmiechu.
„- (…) O… Książki masz? (…) I jeszcze mi powiesz, że umiesz czytać?!- Nie, no co pani! Na kilogramy kupowałem – odburknął wściekły. – Panią to ktoś powinien przetrącić – dodał z krzywą miną – ale przykro mi bardzo, umiem czytać. Jakoś tak się złożyło, że umiem i nawet lubię.”
Przyznam, że sięgając po książki tej autorki nigdy nie wiem
czego się spodziewać, gdyż nie zawsze pasuje mi to, co akurat chce w nich
wyśmiać. Ta jednak wpasowała się w mój gust naprawdę dobrze – książki są mi
bliskie, lubię kiedy historie toczą się w małych miejscowościach, a i gatunek
erotyków raczej mnie nie bawi, więc podkoloryzowanie i wyśmiewanie się z tego,
co cechuje te książki, zgodziło się z moimi własnymi preferencjami czytelniczymi.
Nie ukrywam też, że polubiłam się z Luśką i Eleonorą, które mimo iż różne wiekiem
i zawodem, to jednak są kobietami, które walczą o swoje. Dobry humor, może ciut
za bardzo pokręcona intryga, ale nic to – w końcu u Banach zawsze jest nutka
szaleństwa, w pozytywnym sensie oczywiście! 😊
Moja ocena: 7,5/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Skarpa Warszawska.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz