Autor: Ryszard Ćwirlej
Tytuł: Tęczowa
Dolina
Cykl: dziennikarz
Marcin Engel, tom 2
Data premiery: 22.03.2023
Wydawnictwo: Harde
Liczba stron: 360
Gatunek: kryminał
Ryszard Ćwirlej to autor kryminałów i kryminałów retro,
który publikuje już od dobrych kilkunastu lat. Debiutował w 2007 roku tytułem
„Upiory spacerują nad Wartą”, którego akcja toczy się w PRL-u, dokładnie w 1985
roku. Od tego czasu wydał ponad dwadzieścia powieści, z czego większość osadzona
jest w czasach dawnych – w okresie międzywojennym i czasach PRL-u, choć zdarza
się, że sięga też do czasów współczesnych. I tak właśnie jest z cyklem z
dziennikarzem Engelem i byłą milicjantką Matyldą Kaczmarek, którego tom
pierwszy „Niebiańskie osiedle” ukazał się w 2021 roku pod skrzydłami
Wydawnictwa Czwarta Strona Kryminału, a teraz, prawie z dwuletnim odstępem na
rynku pojawił się tom drugi pt. „Tęczowa Dolina” pod opieką Wydawnictwa Harde.
Sama sięgając po najnowszy tytuł nie wiedziałam, że jest to część serii, ale
nie zmieniło to mojego odbioru lektury, co dowodzi, że książki bez problemów
można czytać oddzielnie.
Historia „Tęczowej Doliny” toczy się we wrześniu 2021
głównie w okolicy Ustronia Morskiego. Od pewnego czasu w jednym z poniemieckich
bunkrów mieszka mężczyzna tytułujący się mianem ojca Bernarda - to człowiek,
który leczy za pomocą cudownej mikstury przygotowywanej na miejscu z
okolicznych ziół. Wieść o nim dotarła już do najdalszych zakątków Polski, więc
w te strony ściągają pielgrzymki chorych, zawiedzonych bezradnością lekarzy. O
ojcu Bernardzie dowiaduje się także dziennikarz Marcin Engel, który wraz ze
swoją ekipą postanawia zrobić o nim materiał. Nie ukrywa, że sam wątpi w
cudowne moce ojca Bernarda, więc tak naprawdę nastawia się na reportaż
demaskujący. Niestety nic z tego nie wychodzi, gdyż na miejscu okazuje się, że
ojciec Bernard zaginął! Ktoś wcześniej go pobił, a ten po wizycie w szpitalu
już nigdy się w swoim bunkrze nie pokazał. Marcin z ekipą decydują się na
nakręcenie materiału bez względu na przeciwności, a może w takim razie uda im
się też dowiedzieć, co się stało z ojcem Bernardem?
W tym samym czasie w Warszawie pewien pracownik korporacji
nie pojawia się w pracy, a była milicjantka Matylda rusza do Chałup, by pomóc
swojemu przyjacielowi w formalnościach spadkowych. Co te dwa zdarzenia mają
wspólnego z akcją w Ustroniu Morskim?
Książka składa się z prologu, dziesięciu rozdziałów i
epilogu. Każdy rozdział złożony jest z kilku scenek oddzielonych od siebie
godziną oraz miejscem (o ile te ulega zmianie) zdarzeń, a historie postaci
przedstawiane są naprzemiennie. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie
czasu przeszłego przez Marcina, w pozostałych przypadkach przybiera formę
trzeciej osoby tego samego czasu. Styl powieści jest tym, co mocno ją wyróżnia
– mimo fabuły opartej na zagadce kryminalnej, jest lekko, bardzo często
zabawnie, co widoczne jest nie tylko w dialogach, ale i ogólnie w
przedstawieniu zdarzeń, obiekcie skupiającym uwagę narratora. Autor bawi się
słowem, powiedzeniami, przekonaniami, nieraz ucieka się do ironii szczególnie kąśliwej,
gdy temat schodzi na politykę lub Kościół… Sama fabuła też nie jest pozbawiona
komicznych sytuacji, przez co książka nabiera dosyć komediowego charakteru. Nie
jest on może aż tak wyraźny, jak w typowej komedii kryminalnej, ale nie da się
zaprzeczyć, że jest, i sprawia, że lektura jest naprawdę przyjemna i pozytywnie
nastrajająca.
„Kawa jest dla… cienkich bolków. Ja jak prawdziwy twardziel piję tylko herbatę.”
Po raz pierwszy muszę przyznać, że spodobała mi się postać
kobieca wykreowana przez tego autora. Chodzi o byłą milicjantkę Matyldę, która
jest kobietą, wesołą, przebojową i zaradną. Nie boi się improwizować i czasem
naginać prawdę, by osiągnąć zamierzony efekt. Ma znajomości, z których chętnie
korzysta, choć nie jest to typowe wykorzystywanie – Matylda jest tak pozytywną
postacią, że inni z przyjemnością jej pomagają.
Oczywiście poza nią w historii występuje jeszcze kilka
innych postaci kobiecych, jednak poza dziennikarką Kamą, wszystkie są lekko
przerysowane, by wyśmiać stereotypy. Kolejna cecha komedii kryminalnych!
Postacie męskie też ocierają się bardziej lub mniej o
podkoloryzowania. Najsympatyczniejszy wydaje się Marcin, który jest postacią
związaną przez przeszłość z Matyldą. To dosyć młody, ale odnoszący sukcesy
dziennikarz mocno skupiony na swojej karierze, który to właśnie w pracy czuje
się najlepiej, choć w jego własnym mieszkaniu czeka na niego ponętna modelka.
Razem z dziennikarką Kamą tworzą duet marzeń, oczywiście na stopie zawodowej…
Razem z nimi współpracuje również burkliwy operator kamery, hipochondryk
producent, a na miejscu okoliczna policja, która raczej do najbystrzejszych nie
należy… Jest też ksiądz, który czerpie zyski ze zdolności ojca Bernarda. Grono
męskie jest zatem kolorowe i zabawnie zacne.
„Czy pan myśli, że to jest Dziki Zachód i ludzi chodzą ze spluwamy w kaburach, a do tego jeszcze strzelają do policjantów, znaczy do szeryfów? To jest, panie, Polska, tu się kradnie, oszukuje, donosi na sąsiadów robi ludzi w… konia, ale się nie strzela do policji.”
Intryga kryminalna może nie należy do najtrudniejszych do
rozgryzienia, ale prowadzona jest pomysłowo i sprawnie, fabuła nie jest
pozbawiona kilku zaskoczeń. Akcja toczy się umiarkowanym tempem ze względu na
duże skupienia na postaciach, ich wewnętrznych i zewnętrznych przemyśleniach.
„’Dlaczego mi przychodzą do głowy takie głupie odzywki?’ – pomyślałem, zły na samego siebie. Nie dość, że przychodzą, to jeszcze nie zatrzymują się i spływają z mózgu wprost do języka, który zamienia je w wypowiedzi bez porozumienia z ośrodkiem autocenzury. A może ja nie mam takiego ośrodka?”
Oczywiście nie można też nie wspomnieć o miejscu akcji –
morskie kurorty, agroturystyki i inne mocno wakacyjne miejscówki zostały
ciekawie wykorzystane, a detale historyczne, jak np. stare bunkry dodają
lekturze fajnego, oryginalnego charakteru. Nie mogę się niestety odnieść co do
powiązania książkowego Ustronia Morskiego z prawdziwym, ale miejsce zostało
oddane bardzo sielsko i malowniczo.
„Ja w domu dla przyjemności piszę programy do gier komputerowych. (…) Czyli że tak naprawdę to tu jestem w pracy, żeby zapłacić czynsz i mieć na fajki, a tam dla przyjemności, po to żeby odłożyć na pełnomorski jacht i popłynąć na Karaiby i nic już nie robić do końca życia.”
Muszę przyznać, że Ryszard Ćwirlej mnie tym tytułem
zaskoczył. Nie spodziewałam się po nim tak lekkiego, zabawnego stylu, jak i
przyjemnych kreacji postaci. Nie wiem gdzie dokładnie przebiega granica
pomiędzy kryminałem a komedią kryminalną, ale ten tytuł z pewnością mocno
oscyluje w kierunku tego lżejszego podgatunku. Dobrym zabiegiem było
wyolbrzymienie wielu polskich cech i stereotypów, a i żarciki ze naszej
faktycznej sytuacji w kraju. Podoba mi się ta lekka, mniej zobowiązująca
odsłona Ćwirleja! Chętnie poczytam takich książek więcej 😊
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Harde.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz