Autor: Clare Chambers
Tytuł: Małe
przyjemności
Tłumaczenie: Magdalena
Sommer
Data premiery: 22.03.2023
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 384
Gatunek: literatura
piękna / obyczajowa / historyczna
„Małe przyjemności” to pierwsza książka Clare Chambers, która
ukazała się w Polsce, nie znaczy to jednak, że jest to pierwsza książka autorki
w ogóle. Na swoim koncie ma już osiem tytułów, zaczęła pisać jeszcze w przed
rokiem 2000, swoją pierwszą książkę wydając w czasie pobytu w Nowej Zelandii.
Po powrocie do Wielkiej Brytanii zaczęła już stałą przygodę z literaturą,
wcześniej jednak pisała powieści z humorem. „Małe przyjemności” to już poważniejsza
proza, choć ciągle jest to lektura lekka. Tytuł ten podbił rynek wydawniczy,
wiele znanych brytyjskich literackich czasopism okrzyknęło go książką roku,
zyskał również nominację do Women’s Prize for Fiction.
Historia toczy się w Londynie w 1957 roku. Jean, 39letnia
dziennikarka pracująca w „Echo Północnego Kentu” po publikacji na temat
dzieworództwa u pewnego gatunku ryb i królików, dostaje list kilku kobiet,
które twierdzą, że ich dzieci poczęły się bez udziału mężczyzny. Najbardziej
obiecujący zdaje się ten nadesłany przez Gretchen Tilbury, więc za zgodą
wydawcy, Jean planuje zgłębić temat i przeprowadzić małe śledztwo, w wyniku
którego powinno udać się orzec czy kobieta faktycznie mówi prawdę. To przecież
byłby świetny materiał na pierwszą stronę gazety! Jednak ta znajomość
przyniesie Jean wiele więcej niż tylko dobry artykuł. Kobieta dzięki niej pozna
życie, które do tej pory wydawało się być poza zasięgiem… Tylko jak duże
pociągnie to za sobą koszty?
Książkę otwiera artykuł z gazety, w której pracuje Jean, z 6
grudnia 1957 roku donoszący o wstrząsającej katastrofie kolejowej. Dalej tekst
podzielony jest na 40 rozdziałów, pierwszy i ostatni opatrzone zostały
określeniem czasowym. To jednak nie koniec fragmentów dziennikarskich – od czasu
do czasu rozdziały przetykane są króciutkimi artykułami, poradami zaczerpniętymi
z gazet prawdziwych. W samych rozdziałach z kolei przytaczane są listy, którymi
wymieniają się bohaterowie. Historię zamyka posłowie od autorki, w którym opisuje
pomysł na powieść oraz zdradza, co w tej historii jest zgodne z prawdą
historyczną. Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie czasu przeszłego, która
w pełni skupia się na odczuciach i poczynaniach Jean. Styl powieści jest
przyjemny, płynny i lekki, dialogi poprowadzone sprawnie, delikatnie stylizowane
na sposób wysławiania się tamtych czasów.
Myślę, że w tym momencie trzeba zaznaczyć, że wszystko, co
autorka wprowadza w swojej powieści, jest przedstawione delikatnie, tak że nie
dominuje nad całością, a jest przyjemną częścią składową, które razem tworzą ciekawą,
ciepłą lekturę. Tak jest w tłem historii – Londyn połowy XX wieku oddany jest
prosto, ale uważny czytelnik wyłapie kilka ciekawostek. Przede wszystkim
skupiamy się na społecznym podejściu do problemów, przyglądamy się co dyktują
obyczaje. Oczywiście w tamtych czasach dużo łatwiej było o skandal niż
współcześnie, a i obowiązki kobiet były bardziej konserwatywne.
O tym jednak więcej nie zdradzę, ale za to możemy się
przyjrzeć głównej bohaterce. Jean mieszka na przedmieściach Londynu, do pracy
jeździ rowerem, a w domu opiekuje się matką, która kilka lat temu stała się
mocno aspołeczna. Jej życie więc toczy się stałym, choć dosyć nudnym rytmem.
Jednak moment poznania rodziny Tilbury jest dla bohaterki przełomowy – uświadamia
jej za czym w swoim życiu tęskni. Przyjaźń, miłość, rodzicielstwo, wspólne
rozrywki czy po prostu przebywanie w przyjacielskim gronie to coś, o czym nasza
bohaterka zdołała już zapomnieć. Teraz przypomina sobie, że na świecie może
istnieć coś więcej niż jej ciasne cztery ściany, lecz to na dłuższą metę nie
sprawia jej radości, a raczej powoduje, że sama czuje się jak w więzieniu.
Jednak mimo ograniczeń może warto cieszyć się wykradzionymi momentami? Małymi
przyjemnościami? Jean to postać, w której, mimo różnych czasów, każda z
czytelniczek znajdzie coś, z czym może się utożsamiać, dzięki czemu może z tej
historii wyłuskać uniwersalne przesłanie.
„Nigdy wcześniej nie brała pod uwagę, że wszystkie te przeżycia, które niemal ją zniszczyły, sprawiły także, że stała się lepszą osobą.”
Tempo powieści jest charakterystyczne dla powieści
obyczajowych – nie za szybkie, nie za wolne, takie, by czytelnik mógł się
lekturą rozkoszować. Ciekawość podsycana jest głównie zagadką, którą Jean
podjęła się rozwiązać – czy córka Gretchen faktycznie poczęta została bez
udziału mężczyzny? Jean towarzyszy paniom Tilbury w badaniach, jak i szuka
osób, które mogłyby się o tej historii wypowiedzieć. Trop prowadzi do niedziałającego
już szpitala, w którym dziesięć lat temu leczyła się Gretchen. Co Jean tam
znajdzie?
Miejsca, w którym toczy się akcja, są bardzo klimatyczne – londyńskie
zamglone ulice, przyjemnie domki na przedmieściach, sklep jubilerski, kilka
eleganckich restauracji, jak i całkiem dynamiczna redakcji gazety, w której
pracuje Jean. Widać, że każde z tych miejsc oddane jest ze skrupulatnością – i znowu,
jest raczej w tle, ale czuć, że autorka naprawdę wie o czym pisze.
A jak z tematami? Już trochę wspomniałam o tym pisząc o
samej Jean. Autorka świetnie oddała codzienność, problemy, z którymi borykają
się zwyczajnie żyjący ludzie – troska o bliskich, ale i poczucie, że może
dajemy innym w zamian za wiele samych siebie? Próba pogodzenia obowiązków z małymi
radościami z życia, tego że się jest, czuje i może decydować o sobie. To też
trochę historia o walkach z przeciwnościami losu, których przecież życie nam
nie szczędzi i podjęciu prób, by jednak te walki wygrać. No właśnie, i o tej
walce, która przynosi małe chwile szczęścia, pokazuje, że jeśli choć trochę się
człowiek otworzy na świat, to ten może przynieść coś dobrego.
„Chęć znalezienia akceptacji i miłości nie mija z wiekiem. Starzejące się ciało to tylko zewnętrzna skorupa.”
Clare Chambers stworzyła powieść bardzo codzienną, co jednak
nie jest ani zarzutem, ani nie sprawia, że lektura jest nudna. Lekki styl,
ciekawa kreacja postaci, dziwna zagadka i dziennikarskie śledztwo w tle
sprawiają, że kolejne losy Jean poznaje się z prawdziwą przyjemnością.
Świetnie, choć delikatnie zaznaczone tło historyczne i postać kobiety, która równocześnie
podnosi za duchu, jak i delikatnie smuci – to w końcu coś, co każdego z nas
spotyka w prawdziwym życiu, życiu codziennym, prawda? Ciepły język jednak
delikatnie osładza porażki. To przyjemna lektura, ciekawa wycieczka do Londynu połowy
XX wieku.
Moja ocena: 7/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Znak Jednym
Słowem.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz