Autor: Michał Śmielak
Tytuł: Ucichły
ptaki, przyszła śmierć
Data premiery: 08.03.2023
Wydawnictwo: Skarpa
Warszawska
Liczba stron: 320
Gatunek: thriller / powieść grozy
Michał Śmielak na naszym rynku książki pojawił się całkiem
niedawno, zaledwie dwa lata temu debiutował „Znachorem”. Od tego czasu pokusił
się już o pięć kolejnych powieści, a każda z nich zbiera naprawdę pozytywne
oceny czytelników, jak i osiąga statusy bestsellerów. Sama miałam przyjemność
sięgnąć po jego pióro w poprzednim roku przy okazji premiery „Postrachu”
(recenzja – klik!), który zrobił na mnie naprawdę pozytywne wrażenie, zatem
chętnie sięgnęłam również po jego kolejną książkę pt. „Ucichły ptaki, przyszła
śmierć”. Tytuł dosyć dziwny, ale lektura okazała się naprawdę mocno
klimatyczna!
Fabuła „Ucichły ptaki, przyszła śmierć” opowiada o
kilkudniowej wycieczce w Beskid Niski, której finał okazał się tragiczny… W sierpniu
wyruszyła na nią czwórka przyjaciół, którzy mieli świętować wieczór kawalerski
Michała – w weekend chłopak się żeni, więc jego drużba Artur zorganizował dla
najbliższych przyjaciół coś oryginalnego – wycieczkę górską, o której niewiele
można znaleźć w internecie… Przebiega ona z dala od utartych szlaków,
uczestnicy dostają od organizatorów GPS i awaryjny telefon, a swoje muszą oddać,
więc łączność ze światem jest mocno ograniczona. Mężczyźni są zaopatrzeni w
alkohol, ale i dosyć intensywny plan wędrówki, a że poruszają się na odludnych
terenach, to wydaje się jakby byli sami na świecie… No, prawie, bo na jednym z
postojów trafiają na wędrującą dziewczynę, która przestrzega ich przed
chodzeniem w tych rejonach po zmroku. Brzmi groźnie? Dopiero będzie, kiedy jeden
z uczestników słyszy warczenie wilka, ale wilka nigdy nie widać, a drugi widzi
dziwną postać w oddali i słyszy szept… Co to ma znaczyć? Czy ktoś ich śledzi? A
może to tylko omamy spowodowane oderwaniem od życia w mieście? Albo
podświadomość nasłuchała się strasznych historii i teraz sama je wytwarza? A
może jednak coś groźniejszego, bardziej realnego? Czytelnik wie, że ta
wycieczka nie skończy się dobrze, Michał wyląduje w szpitalu z objawami
szaleństwa, a reszta… no właśnie, co z nimi?
“(…) co się stało w Beskidzie Niskim? (…) Śmierć zajęła się wszystkim!”
Książka składa się z prologu i 42 krótkich rozdziałów, które
toczą się naprzemiennie to w górach, to w szpitalu. Rozdziały opisujące wyprawę
w góry opatrzone są datą, godziną i miejscem zdarzeń, szpital nie został w
żaden sposób skonkretyzowany. Narracja prowadzona jest przez Michała w pierwszej
osobie czasu teraźniejszego, zdarza się, że odnosi się bezpośrednio do
czytelników, więc można powiedzieć, że opowiada właśnie nam coś na kształt
swojej historii. Styl powieści jest dopasowany do miejsca akcji – fragmenty opisujące
pobyt w szpitalu są nieco chaotyczne, zdania, wątki się powtarzają, jednak da
się odczuć, że jest to zabieg zamierzony, mający nadać lekturze znamiona
psychozy, zagmatwania psychicznego narratora. Fragmenty przedstawiające
zdarzenia z wycieczki górskiej są inne, bardziej swobodne, pisane językiem
potocznym, ale bardzo przyjemnym, rytmicznym, codziennym, tak że czytelnik ma
wrażenie, że bohaterowie to zwyczajni faceci, którzy znają siebie nawzajem
bardzo dobrze – w ich wymianie zdań czuć bliskość i zaufanie. A jednak powoli w
te fragmenty wkrada się uczucie grozy, narrator dobrze buduje napięcie poprzez opis
otoczenia, wyrazy dźwiękonaśladowcze i urywane zdania, wyrazy. Wszystko to
świetnie oddaje klimat tajemniczego lasu, w którym legendy i straszne historie
mieszają się z rzeczywistością…
„Jakie to piękne słowo: ‘szept’. Zaczyna się miękko, delikatnie, a kończy tak twardo i nieubłaganie. Dokładnie jak nasza wyprawa.”
Przyznam, że autor bardzo sprytnie osadził swoich bohaterów
w sytuacji, która jest dla nich obca. Czwórka mężczyzn żyjących na co dzień w
mieście, przyzwyczajonych, że wszystko mają na wyciągnięcie ręki, nagle zostaje
pozbawiona szumu miasta, telefonów i dostępności. Zostają odcięci od reszty i
wrzuceni w dosyć dzikie obszary, których nie znają. Jak zachować się, gdy na
ścieżce pojawi się wilk? Jak odnaleźć w gęstym lesie bez mapy w telefonie? Jak
obronić, kiedy pod ręką nie ma nic, a pomocy nie da się wezwać? Brzmi groźnie,
ale to przecież tylko kilkudniowa, dobrze zaplanowana wycieczka w góry.
Przecież ludzie robią to cały czas, prawda? A jednak autor postanowił swoje
postacie poddać wielu trudnym próbom… Próbom mogącym pokazać oblicza, których
do tej pory sami w sobie nie znali. Jak zachowa się człowiek postawiony w sytuacji
zagrożenia równocześnie świadomy, że nie może liczyć na pomoc z zewnątrz? Czy
postawi się w roli ofiary, a może obudzi w sobie bestię?
„- Wiecie, ludzie w izolacji często wariują. Widzą pewne rzeczy, słyszą głosy, rozmawiają z wytworami swojej wyobraźni.- Nie jesteśmy przecież w izolacji. (…)- Nie? To zastanów się, co masz przy sobie z tego, co stanowiło twoją codzienność jeszcze dwa dni temu. Jesteś w obcym miejscu, bez dostępu do internetu i swojego kochanego smartfonu, ściany mieszkania nie zapewniają ci bezpieczeństwa, policja nie przyjedzie w kilka minut, jeśli poczujesz się zagrożony, jakbyś dostał zawału, to pozamiatane, bo pomoc zjawiłaby się może po godzinie. Nie masz kostki brukowej pod stopami, brudnego powietrza w płucach, ekranu przed oczami i hałasu w uszach. Nie masz nic, co jeszcze dwa dni temu było elementem twojego życia. Tylko las.”
A przecież miał to być po prostu wieczór kawalerski, wyprawa
pełna alkoholu i męskiego towarzystwa. I tak bohaterowie starają się
zachowywać, z początku piją i żartują, ale kiedy te żarty przemienią się w
grozę? Bohaterowie sami nie wiedzą, czy to wyobraźnia miesza im w głowie,
doznają zbiorowych halucynacji czy może faktycznie coś się dzieje? Ale przecież
wycieczka jest polecana, trasa dobrze opracowana, mają telefon awaryjny… Co
więc tak naprawdę może się tam stać? Dobrze jest tu pokazana próba
kontrolowania sytuacji, racjonalnego tłumaczenia dziwnych wydarzeń i reakcji
grupy – czy będą się nawzajem uspokajać, a może odwrotnie, tylko mocniej się
nakręcą? A może będą chojraczyć jedni przed drugimi, ukrywając głęboko prawdziwy
strach?
„To jest znany proces (…). Podchodzi to pod psychologię tłumu; jeśli lider stada, a we czterech takowe tworzyliście, zacznie przejawiać jakieś zachowania, pójdzie w jego ślady większa część, to uczucia rozkładają się na wszystkich członków. Nawet jeśli będą to zachowania nieracjonalne.”
Zatem kreacje czwórki postaci są naprawdę dobrze oddane pod
względem psychologicznym. Intryga kryminalna zbudowana jest na wysokim
poziomie, czytelnik sam nie wie, co się dzieje, czy to, co narrator opisuje, to
wytwory jego wyobraźni czy prawdziwe zdarzenia… Pod względem intrygi książkę
można podzielić na dwie części, pierwsza świetnie buduje nastrój grozy
opierając się na legendach i historii tego rejonu, druga to już dosyć
przerażający thriller – nie zdradzę pod jakim względem, powiem tylko, że to
dosyć brutalna i mroczna historia. Sama tylko ciągle nie wiem jak ustosunkować
się do jej zakończenia, choć przyznam, że jest ono zaskakujące i spójne z
całością. Ogólnie cała historia zbudowana jest w sposób zaskakujący i naprawdę
dobry, wszystko tu wydaje się mocno przemyślane, a groza atmosfery zbudowana
jest z dużym wyczuciem.
„Odkryliśmy zatem, jak doprowadzić człowieka do szaleństwa. Dać mu niepewność. Coś słyszysz, ale co tak naprawdę? Coś widzisz, ale potem się okazuje, że tego nie było.”
Samo miejsce zdarzeń też odgrywa w tej historii niesamowicie
ważną rolę. Beskid Niski, obszar opuszczony przez Łemków po II wojnie
światowej, pełen starych i od dawna niezamieszkałych domów, które położone są w
oddaleniu od reszty cywilizacji. Tu historia i legendy tego terenu dobrze
splatają się z fabułą, a czytelnik może poznać je poprzez rozmowy bohaterów pomiędzy
sobą lub z osobami, które spotykają na swojej drodze. Ponadto istotne jest tu
te odseparowanie od reszty świata, kontrast pomiędzy życiem w mieście, a życiem
z bliskości natury. To coś, co teraz znane jest coraz mniejszej liczbie ludzi,
przez co czytelnik dobrze może się wczuć w emocje postaci.
Podsumowując, Michał Śmielak zaskoczył mnie po raz drugi! Już
z opisu wydawcy książki spodziewałam się, że będzie to dosyć klaustrofobiczna
lektura, ale przyznam, że atmosfera, jaką udało się autorowi zbudować, przeszła
moje oczekiwania. Fabuła i opis wydarzeń pokierowane są tak dobrze, że sama nie
wiedziałam czy mam się tu jednak spodziewać jakichś elementów nadprzyrodzonych
czy nie, a fragmenty pisane ze szpitala tylko te poczucie psychozy zwiększały.
Książka, mimo dosyć drastycznych momentów, jest dobrze wyważona, a przede
wszystkim do samego końca utrzymuje czytelnika w tak pożądanym w tym gatunku
napięciu. Autor świetnie wykorzystał miejsce akcji i legendy z nim związane,
dając czytelnikowi coś pomiędzy mięsistym thrillerem a literaturą grozy. Jestem
zadowolona!
„Mamy się za normalnych, niezdolnych do czynienia zła, a chociażby eksperyment stanfordzki pokazał, że wystarczą odpowiednie warunki, by zwyczajnych ludzi zamienić w bestie.”
PS. Informacja dla strachliwców – lepiej nie czytajcie jej
po zmroku… 😉
Moja ocena: 8/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Skarpa
Warszawska.
Dostępna jest też w abonamencie
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz