marca 12, 2023

"Altruiści" Andrew Ridker

Tytuł: Altruiści
Tłumaczenie: Ewa Penksyk-Kluczkowska
Data premiery: 08.03.2023
Wydawnictwo: Marginesy
Liczba stron: 352
Gatunek: literatura piękna
 
Andrew Ridker to młody autor “Altruistów”, którymi debiutował na rodzimym rynku w 2019 roku. W czasie, gdy nie zajmuje się pisaniem powieści, tworzy krótkie teksty, które można znaleźć w znanych amerykańskich magazynach jak The New York Times, The Paris Review Daily czy The Believer. Na rok 2023 zapowiedziana jest jego druga powieść pt. „Hope” (pol. nadzieja).
 
Historia „Altruistów” skupia się na rodzinie Alterów: ojcu Arthurze i jego dorosłych już dzieciach Ethanie i Maggie. Dwa lata temu stracili żonę i matkę Francine i dzień jej pogrzebu był ostatnim, który spędzili razem. Dzieci po matce odziedziczyły całkiem niezły spadek, jednak obydwoje skorzystali z niego odmiennie: Ethan w sumie wszystko wydał, pozwolił, by pieniądze i konsumpcjonizm odseparowały go od społeczeństwa. Maggie swojej części spadku nie ruszyła, tak naprawdę nie czuje, by powinna go przyjąć – jest uwięziona w poczuciu winy w stosunku do niesprawiedliwości świata, więc korzystając z tego małego bogactwa nie mogłaby przyznać sama przed sobą, że czuje się z tym dobrze. Ich losy na nowo splatają się, gdy Arthur przysyła dzieciom listy z prośbą o wizytę. Rodzeństwo spotyka się i ostatecznie ustalają, że pojadą… Obydwoje jednak z tą wizytą wiążą inne cele, a jeszcze nie widzą, że ojciec tak naprawdę zaprosił ich nie ze względu na tęsknotę za nimi samymi, a raczej na ich spadek, który jemu z pewnych względów został odebrany… Jak skończy się ponowne spotkanie tej niekompatybilnej ze sobą rodziny?
„(…) raczej nie uczono nas, jak się obchodzić z innymi ludźmi. W tym ze sobą nawzajem.”
Książka rozpisana jest na trzy części, składa się z prologu i 20 rozdziałów przedstawionych naprzemiennie z perspektywy trójki postaci w narracji trzecioosobowej czasu przeszłego. Historia pełna jest retrospekcji, tak naprawdę to jedno spotkanie, ponowna wizyta w domu rodzinnym, jest pretekstem do przytoczenia urywków historii obydwu pokoleń. Historia współczesna przetykana jest tymi opowieściami, a styl w jakim jest pisana jest zgrabny, z początku może wydawać się nieco oschły, jednak im dalej w lekturę, tym czytelnik czuje coraz większe emocje postaci, które w nich każdego kolejnego dnia życia narastają. Język jest ładny i elokwentny, przyznam, że zdarzały się słowa, których znaczenia nie znałam. Nie ma tu jednak poczucia przerostu formy nad treścią, to dobrze napisana pod względem językowym powieść.
„Jeśli nostalgia była bezzębną historią, to ten widok Charliego był samymi zębami bez historii.”
A jak z treścią? Z początku spodziewałam się chyba czegoś innego, z opisu zakładałam, że będzie to w miarę lekka, zabawna historia o rodzinie i podróży przez Stany. Dostałam jednak coś całkiem innego, przede wszystko pod względem nastroju – inni mówią, że książka zawiera w sobie humor, groteskę, absurd. Dla mnie jednak jest przejmująco i prawdziwie smutna. Nie ma w niej nic wesołego, jest niesamowicie dobrze oddany obraz ludzi skrzywdzonych przez życie, choć tak z pozoru, wcale nie powinni mieć powodów do narzekań…
„Przetrwał wizytę u Piggy tak samo jak dzieciństwo – z pochyloną głową. Udając, że znajduje się gdzie indziej.”
A jednak każdy z nich nosi w sobie traumy. Dzieci o jakże różnych charakterach, nigdy nie czuły miłości i zaangażowania ojca, choć tak bardzo ich pragnęły. Ethan stał się człowiekiem wycofanym, przezroczystym i bezbarwnym, dopasowującym się do okoliczności. Maggie z kolei przerodziła się w ciągłą buntowniczkę, kłótliwą i nieustępliwą, która tylko poprzez atak (czasem nawet na samą siebie) może się wybronić.
„Dlaczego wszyscy były tacy trudni? I dlaczego Maggie zawsze była wielkoduszną i kochającą wobec ludzi, których ledwie znała, pokrzywdzonych czy nie, podczas gdy wręcz nie potrafiła utrzymywać dobrych relacji z ludźmi obecnymi w jej życiu?”
Obydwoje przez te naleciałości nie radzą sobie w życiu dorosłym, nie mają wokół siebie nikogo bliskiego i tak naprawdę skupiają się na krzywdach przeszłości i bólu po stracie tej opoki, matki, zamiast spróbować spojrzeć na siebie obiektywnie i przeanalizować, co ich wstrzymuje przed korzystaniem z życia. Arthur z kolei to postać jeszcze bardziej skomplikowana. Wycofany, kurczowo uczepiony pracy na uniwersytecie, gdzie wcale go nie szanują, i celu, który wymyślił sobie lata temu. Niezdolny do dostosowania do sytuacji i zaakceptowania zmiany, wyzbycia się wygórowanych oczekiwań. Tak mocno przywiązany do idei domu, że nie dopuszcza myśli, by dzieci odmówiły mu pomocy spłaty kredytu… Każda z tych postaci budowana jest powoli, skrupulatnie, tak by czytelnik z każda kolejną stroną dowiadywał się o nich więcej, coraz lepiej rozumiał ich aktualne zachowania. To bardzo poobijane przez życie postacie, ale jakże dogłębnie i realnie wykreowane.
„’Bądźcie grzeczni’ było jednym z kanonicznych nakazów. (…) Co Mojżesz osiągnął dziesięcioma przykazaniami, Arthur wcisnął w jedno. Jedyna zasada, obejmująca i nieprzenikniona. Nie wymagała tak po prostu, żebyś był grzeczny. Kazała się zastanawiać, co właściwie znaczy ‘grzeczny’ – i co zrobiłeś, że nie jesteś uważany za grzecznego.”
Jest to historia, która toczy się spokojnym rytmem, skupiając na postaciach i przedstawieniu ich roli w rodzinie i na różnych etapach ich życia. Historia, która przede wszystkim ma skłonić do refleksji, która niesie ze sobą wiele trudnych, wartych rozważenia prawd. Obraz, jaki się z niej wyłania, to niezrozumienie się różnych pokoleń, tego, że rodzice i dzieci, w jakiejkolwiek epoce by nie żyły, będą mieli do życia inne oczekiwania, inne plany i nadzieje, więc wzajemne zrozumienie, choć w rodzinie wydaje, że to coś, co przychodzi naturalnie, bez prawdziwej komunikacji jest niemożliwe.
„Doszła do wniosku, że jej matka, choć zasadniczo nic jej nie usprawiedliwiało, była ofiarą swego umysłu i czasów, w których żyła.”
Dosyć groteskowo zabawny jest fakt, że matka Ethana i Maggie była psychoterapeutą par, jak i psychologiem, udzielającym pomocy na uniwersytecie, a jednak nawet ona nie dała rady przygotować swoich dzieci na dorosłe życie, nie udało jej się wytłumaczyć ich zachowania ojca i tego, jakie naleciałości przez to wyniosły z dzieciństwa. Bo choć pozornie wydawaliby się normalną rodziną, to jednak każdy z nich wyszedł z niej pokrzywdzony. Czy zawsze tak musi być? Czy wychowanie dzieci zawsze wiąże się z narzuceniem na nie jakichś traum?
„(…) ale najgorsze było to, że pomimo nikłego zaangażowania w obowiązki rodzicielskie zdołał ukształtować jej życie. Gdy się buntowała, buntowała się przeciwko niemu. Chciała być jego przekleństwem. On był formą, na które ona siebie ukształtowała. Albo kształtem, na którym się uformowała?”
Jednostka rodziny na początku życia każdego z nas, jest tą, do której odnosi się cały wszechświat, to ona nas kształtuje niezależnie od tego, czy próbujemy się do niej dopasować czy ją odrzucić. I choć później więzy się rozluźniają, może czasem i całkowicie zrywają, to jednak zawsze jest to coś, co zbudowało nas tym, kim jesteśmy, to ta baza, na której zbudowaliśmy życie. Baza, którą trzeba zrozumieć i zaakceptować, by móc w stanie przerodzić się w takiego dorosłego człowieka, jakim chce się być. Czy uda się to Maggie i Ethanowi? I czemu nie udało się to nigdy Arthurowi, powodując coraz większe oderwanie jego oczekiwań, od tego co faktycznie może mu życie dać? Każda z tych postaci przedstawia czytelnikowi obraz zakłamania, przede wszystkim samego siebie, przez co zamiast pracy nad własnymi słabościami, wyżywają i obarczają o własne niepowodzenia społeczeństwo.
„Nauczył się, że istnieją różne poziomy samotności, że rodzajów samotności jest tyle, ilu ludzi, i że nigdy nie należy zakładać, że twoją samotność łączy coś z samotnością innej osoby.”
To równocześnie książka o niespełnionych nadziejach, o oczekiwaniach wobec świata, które choć wydają się zwyczajne, to jednak świat nie zawsze jest im w stanie sprostać. Zawiedzone ambicje, rozczarowanie życiem to główne emocje, które wylewają się z kart tych powieści. Dlaczego postaciom tak trudno zaakceptować porażkę? Przez to coraz mocniej pogłębiają swoje własne traumy, coraz mocniej się zagubiają…. Co zrobić, by w końcu przerwać to błędne koło? Czy po tylu latach niezrozumienia, ukrywania tego, co czuje się naprawdę, da się jeszcze wrócić na dobre tory, tory zrozumienia, współczucia i akceptacji? Innych, ale i samych siebie?
„Wiedzieć, czego się chce, to jedno. Ale o wiele trudniej o to poprosić.”
Alter po angielsku oznacza zmieniać, po łacinie drugi. I choć trudno w postaciach „Altruistów” faktycznie dopatrzeć się tytułowego altruizmu, to jednak w końcu przychodzi czas na zmianę. Na szczerość, na odrzucenie nierealnych oczekiwań, które zakrzywiają obraz rzeczywistości i pozwalają spoza własnego egoizmu dostrzec istnienie drugiej osoby. Historia „Altruistów” długo się rozkręca, jednak ostatecznie daje naprawdę solidny, rzetelny obraz pozornie zwyczajnej rodziny, która, mimo iż żyła ze sobą tyle lat pod jednym dachem, to nigdy tak naprawdę nie zatroszczyła się o szczerość i empatię wobec siebie nawzajem. Obowiązki, wymagania i nadzieje przesłoniły im obraz tego, co tu i teraz, a to spowodowało coraz mocniejsze rozluźnienie więzi. Powieść przejmująco smutna, wnikliwie prawdziwa. Do teraz mam ściśnięte smutkiem gardło.
 
Moja ocena: 8/10
 
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Marginesy.


Dostępna jest też w abonamencie 


Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz