Tytuł: Światło,
którego nie widać
Tłumaczenie: Tomasz
Wyżyński
Data premiery: 25.01.2023
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 656
Gatunek: literatura
piękna / powieść historyczna
Anthony Doerr to amerykański pisarz, laureat wielu nagród
literackich, których najwięcej i najmocniej poważanych otrzymał za „Światło,
którego nie widać”. Przede wszystkim książka ta przyniosła mu Pulitzera, ale i
rozpoznawalność, i miłość czytelników na całym świecie – nawet w Polsce w 2015
roku ten tytuł został okrzyknięty na portalu lubimyczytac.pl Książką Roku. Bo
tak, wydanie, które ja miałam przyjemność czytać, to wydanie drugie, które na naszym
rynku pojawiło się osiem lat po wydaniu pierwszym. W 2015 książka ukazała się pod
szyldem Wydawnictwa Czarna Owca, w 2023 w Wydawnictwie Poznańskim, które rok wcześniej
wydało również najnowszą książkę autora pt. „Miasto w chmurach” (recenzja –klik!). Na ten moment tylko te dwa tytuły zostały przetłumaczone na język
polski.
„Światło, którego nie widać” to opowieść o dwójce młodych
ludzi, których codzienność zostaje całkowicie zmieniona prze wybuch II wojny
światowej. Marie-Laure, paryżanka, niewidoma dziewczynka, musi wraz z ojcem
uciekać z miasta. Udają się do nadmorskiego miasteczka Saint-Malo, gdzie mieszka
ich stryjeczny wuj, który od czasów I wojny światowej nie wychodzi z domu… Werner,
sierota wychowujący się wraz z młodszą siostrą w sierocińcu odkrywa świat matematyki,
mechaniki. Fascynują go radia, a jego umiejętność rozumienia przepływu energii
sprawia, że już w wieku kilku lat potrafi je sprawnie naprawiać. To przyciąga
uwagę nazistów, którzy osiedlili się w okolicy, a ci wysyłają go do
ekskluzywnej niemieckiej szkoły dla chłopców, gdzie kształci się żołnierzy
mogących przydać się na froncie wojennym, czy to wykorzystując swoją sprawność
fizyczną, czy umiejętności mechaniczne… Dlaczego czytamy o tej dwójce? Gdzie
zetkną się ich losy? Jaki będą mieli na siebie wpływ? I gdzie w tym wszystkim
historia diamentu zwanego Morzem Ognia, podobno przeklętego, którego poszukuje
pewien groźny mężczyzna?
Książka rozpisana jest na czternaście części (numerowane od
zera do trzynastu), które określone są rokiem przedstawianych zdarzeń. Każda część
składa się z naprawdę króciutkich tytułowanych rozdziałów (liczą od jednej
strony do pięciu, może siedmiu) opisujących naprzemiennie losy Marie-Laure i Wernera,
od czasu do czasu również Niemca poszukującego diamentu. Narracja prowadzona
jest w trzeciej osobie czasu teraźniejszego z perspektywy opisywanych postaci.
Styl powieści jest urzekająco piękny, choć dla mnie trudny do opisania. Autor
skupia się na prostocie życia, zwyczajnych czynnościach, które w tych
niezwyczajnych czasach, wcale nie są tak oczywiste. Codzienność opisuje jednak
jakoś tak, że cały czas miałam wrażenie, jakbym czytała piękną baśń. Czy to
rytm zdań? Czy może odpowiedni dobór słów? Stylistyka? Ciężko powiedzieć co za
to dokładnie odpowiada, to raczej ogóle wrażenie. Przez tę historię się po
prostu płynie… W tempie spokojnym, skupionym, zmysłowym.
Książka rozpoczyna się w 1944 roku w czasie bombardowania
Saint-Malo, w którym w tym momencie znaleźli się kluczowi bohaterowie powieści.
Za moment jednak przenosimy się do 1934 roku, by zaznajomić się z życiem
bohaterów przed wojną, tym jak radzili sobie z codziennością. Bo są to
jednostki niezwykłe. Marie-Laure to silna dziewczyna, która dzięki mądrości
swojego ojca nie poddała się po utracie wzroku, nauczyła się żyć, a nawet
wzbudzać w sobie pasje. Kocha książki i podróże, w które zabierają ją
bohaterowie powieści, fascynuje są życie morskie, o którym uczy się w muzeum.
Na życie patrzy okiem dziecięcym, ale bardzo przenikliwym, poprzez wyczulenie
innych zmysłów niż wzrok wydaje się widzieć więcej… Werner to równie
zaskakujące dziecko, którego jednak kompas moralny wydaje się chwiać pod
naciskiem z zewnątrz – tak, chodzi o nazistów, którzy w tym czasie panoszą się
w Niemczech. Chłopiec zafascynowany jest nauką, mechaniką, tego jak działają
fale, jak płynie energia, a swoją pasję może rozwijać w szkole, do której go
posyłają. Jak więc zatem nie skorzystać z takiej okazji? Okazji, która może mu zapewnić
pracę w najlepszych instytutach państwa?
„Musicie się pozbyć słabości, tchórzostwa, wahań. Staniecie się podobni do wodospadu albo salwy pocisków: będziecie pędzić w tym samym kierunku, z tą samą szybkością, ku temu samemu celowi. Zapomnicie o wygodach, sensem waszego życia stanie się obowiązek. Będziecie jeść ojczyznę i oddychać narodem.”
A jednak razem z tym idzie indoktrynacja, wychowywanie
chłopców rasy aryjskiej pod nazistowskie przekonania. Przekonania o wyższości
rasy, o konieczności zrobienia ‘porządku’ na świecie. W szkole uczy się o tym,
że nie ma miejsca na słabość, o tym, że państwo ma zawsze rację, o tym, by wykonywać
rozkazy, a nie nad nimi się zastanawiać… Werner to mądry chłopak, ale czy jest
i na tyle odważny, by sprzeciwić się takim naukom?
„Macie rozum (…). Ale nie wolny ufać rozumowi. Myślenie zawsze prowadzi do wieloznaczności, do stawiania pytań, a tak naprawdę potrzebujecie pewności. Celu. Jasności. Nie ufajcie swojemu rozumowi.”
Poza tą dwójką niesamowite są też postacie drugoplanowe.
Stryj Marie-Laure, który jest ofiarą I wojny światowej, który stracił tak
wiele, że teraz nie jest w stanie stawić czoła codzienności, a który przecież
nosi w sobie ogromną wiedzę i znajomość świata.
„Przeładowane meblami pokoje w centrum budynku i kręte schody są jakby odpowiednikiem psychiki stryjecznego dziadka: pełne lęku, izolowane, ale urzekające staroświeckimi dziwami.”
Madame Manec, gosposia stryja, która ciepło przyjmuje
Marie-Laure i jej ojca, ale która nigdy się nie poddaje, która ma siłę cały
czas działać i wierzy, że nawet najmniejszy opór przeciw oprawcy ma szansę
zmienić bieg historii. Niesamowita kobieta!
„Siedemdziesiąt sześć lat i ciągle potrafię się czuć jak młoda dziewczyna z gwiazdami w oczach.”
Siostra Wernera, która od samego początku widzi, że to, co
przedstawiają Niemcy, chyba nie do końca jest prawdą, która od początku patrzy
szerzej… Frederick, szkolny przyjaciel Wernera, wielki miłośnik ptaków,
indywidualista, marzyciel, dla którego nie ma miejsca w tamtych Niemczech…
Ojciec Marie-Laure, który wychowuje są samotnie, dba, by umiała sama o siebie
zadbać, a który mimo to często wątpi w swoje siły.
„Krocz ścieżkami logiki. Każdy skutek ma przyczynę, istnieje wyjście z każdej trudnej sytuacji. Do każdego zamka można dopasować klucz.”
Wszyscy oni, jak i ci przeze mnie niewymienieni, to postacie
głębokie, posiadające mocno ukorzenione wartości bez różnicy po której stoją stronie.
Bardzo żywe, bardzo realne, mające znaczenie dla przedstawionej historii.
„Wszyscy pojawiamy się na świecie jako pojedyncza komórka, mniejsza od drobinki kurzu. Znacznie mniejsza. Podział. Mnożenie. Dodawanie i odejmowanie. Materia przechodzi z rąk do rąk, atomy pojawiają się i znikają, wirują molekuły, łączą się białka, mitochondria wysyłają polecenia oksydatywne, powstajemy jako mrowie połączeń elektrycznych. Płuca, mózg, serce. Po czterdziestu tygodniach sześć bilionów komórek przeciska się przez drogi rodne matki. Krzyczymy. Później atakuje nas świat.”
Czas, jaki autor w swojej opowieści opisuje, jest bardzo
trudny. Czas wojny, kiedy jeden człowiek przez własny upór i przekonania niszczy
życie drugiemu… A jednak książka daje nam szerokie spojrzenie na obydwie
strony, na dwójkę postaci, która nie ma nic wspólnego z tym na górze, tym
rządzącymi krajami i wywołującymi wojny. Ta dwójka z nie swojej winy uwikłana
zostaje w meandry historii, która wystawia je co chwilę na kolejne próby
charakterów… Widzimy świat oczami postaci stojących po stronie oprawców i
ofiar, co tym mocniej wywołuje sprzeciw, bo przecież mały Werner wcale nie chce
zabijać i nie uważa, że jedni są lepsi od drugich… A jednak tego uczy go
państwo.
„Najważniejszy jest porządek. Życie to chaos, panowie. A nasza misja to wprowadzanie porządku. Nawet w sferze genetycznej. Porządkujemy ewolucję gatunku. Usuwamy gorszy materiał ludzki, buntowników, plewy. Oto wielkie zadanie Rzeczy, największy projekt, jaki kiedykolwiek podjęła ludzkość.”
Autor z dokładnością przedstawia tło, na którym rozgrywają
się losy postaci, opisuje bombardowania, ucieczki z miast, walkę na froncie.
Robi to w sposób wyważony, ale znaczący, a przez to, że opowiada o tym
przedstawiając losy niewinnych dzieci, równie mocno wstrząsający…
„Ciągle wierzysz, że posiadasz własne życie, Wernerze. Właśnie na tym polega twój problem.”
Na tle losów tych postaci rozrywa się również historia
tajemniczego diamentu, co samej lekturze dodaje wątek nieco sensacyjny. Diament
od lat ukrywany, o wielkiej mocy, wielkiej wartości. Podobno przechowywany w
muzeum w Paryżu, ale przecież nie został tam na czas wojny? Ta historia
wplątuje się w losy bohaterów, dodając jej poczucia tajemnicy, niewiadomej, napięcia…
„A jeśli brylant nigdy nie istniał? Może to wszystko oszustwo, bajka?”
A kamień, brylant łączy losy ludzkie z losem ziemi, naturą,
tym co na świecie stałe. Siła natury, sposób funkcjonowania świata, fale, energia,
która przenoszona jest z miejsca na miejsce, to coś stałego, coś co dzieje się
poza człowiekiem, a z czego ten może tylko korzystać. Fizyka, matematyka, która
napędza świat, która sprawia, że to wszystko jest możliwe do objęcia rozumiem,
logiką. Tylko jak w tym logicznym świecie znajduje się człowiek? Co wojny mają
wspólnego z logiką?
„(…) diament to tylko kawałek węgla uformowany przez ciśnienie panujące w głębi ziemi, a następnie wyniesiony na powierzchnię w kominie wulkanicznym. Ktoś go szlifuje, tworzy fasetki. Nie może nad nim ciążyć klątwa, nie różni się pod tym względem od liścia, lustra czy ludzkiego życia. Światem rządzi wyłącznie rachunek prawdopodobieństwa, rachunek prawdopodobieństwa i fizyka.”
„Światło, którego nie widać” to niesamowicie skrupulatnie
utkana powieść o losach dwóch małych jednostek na tle ogromu nielogicznej
wojny. Pełna detali, niuansów, tematów, o których można pisać by długo, tak
bogata, że sama próba napisania o niej w miarę krótkiej recenzji zdaje się
skazana na porażkę. To historia z jednej strony smutna – sam temat wojny taki
jest, ludzkie cierpienie, straty jakie wojna ze sobą niesie; a z drugiej jednak
gdzieś tam przynosząca spokój wynikający z niezmienności natury, praw
rządzącymi przyrodą, a także nadzieję wynikającą z hartu ducha jakże realistycznych
postaci. Powieść dla każdego czułego czytelnika, który doceni zarówno jej
uniwersalne przesłanie, jak i piękny styl, w którym jest opowiedziana.
Moja ocena: 8,5/10
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Poznańskim.
Podoba Ci się to, co robię?
Wesprzyj mnie na patronite.pl/kryminalnatalerzu i dołącz do grona moich Patronów!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz